poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 33

Szybko zaczęłam zbierać swoje ubrania z podłogi, które były porozrzucane po całym pokoju. W pośpiechu starałam się założyć bluzkę, lecz łzy w oczach uniemożliwiły mi zapięcie guzików.
- Poczekaj, pomogę ci. - Zaproponował Bartman. Podszedł do mnie i delikatnie pomógł mi się ubrać, po czym mocno mnie przytulił. - Nie płacz już. - Pogładził mnie po włosach. - To bez sensu.
- Bez sensu? - Odsunęłam się od niego. - Co jest bez sensu? To, że się przejmuję zniknięciem swojego przyjaciela? To, że za nim płaczę, bo czuję, że to moja wina? - Czułam jak łzy spływają mi po policzkach.
- Nie to... - Zbyszek nie wiedział co powiedzieć. Zaczął drapać się po głowie.
- To co? To co jest kurwa bez sensu?! - Schowałam twarz w dłonie i opadłam na oparcie kanapy. Łzy zaczęły spływać mi po dłoniach aż do łokci, skąd dużymi kroplami spadały na granatowy dywan.
- Kotuś, nie martw się. - Usiadł koło mnie i objął ramieniem. - Przecież to Maciek, na pewno nic mu się nie stało. - Pocałował mnie w czoło. - To tylko Maciek...
- Tylko Maciek?! - Błyskawicznie podniosłam się na nogi. - Jak możesz tak kurwa mówić?! - Szybko złapałam moją torbę leżącą przy kanapie i udałam się w stronę drzwi. Złapałam za klamkę, po czym odwróciłam się na pięcie. - Odwieziesz mnie do Bełchatowa czy mam sama jechać?
W drodze do Bełchatowa żadne z nas się nie odzywało. Bartman próbował zacząć jakoś rozmowę, ale mój wściekły wzrok sprawiał, że błyskawicznie milkł. Podczas całego powrotu z Rzeszowa łzy tworzyły na moich policzkach cienkie, mokre ślady, a ręce trzęsły się, gdy po raz setny wybierały numer do Maćka. Niestety telefon Muzaja był ciągle wyłączony...
- Zatrzymaj się tutaj. - Oznajmiłam Zbyszkowi, kiedy z daleka ujrzałam blok, w którym mieszkałam. - Dzięki za podwiezienie i za... - Głos stanął mi w gardle. - I za miły wieczór. Dobranoc. - Wysiadłam z samochodu nie czekając na reakcję Zbyszka i poszłam do mieszkania. Po paru minutach stałam już przed drzwiami. Serce waliło mi jak szalone. Bałam się. Bałam się tego, że przeze mnie coś stało się Maćkowi. Bałam się, że Karol i reszta Skry mnie znienawidzą. A najbardziej bałam się, że znienawidzi mnie Muzaj. Tego bym nie przeżyła. Drżącymi dłońmi pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka.
- Magda, nareszcie! - Wykrzyknął Kłos i porwał mnie w ramiona. Po chwili z powrotem przywrócił mi dostęp do powietrza i uśmiechnął się lekko. Z pozoru wyglądał na szczęśliwego, lecz jego oczy były pełne smutku i bólu. - Gdzieś ty była kobieto? - Spytał pomagając mi zdjąć kurtkę.
- W Rzeszowie. - Wydusiłam z siebie i opadłam na fotel.
- Jak to w Rzeszowie? - Zaskoczony Kłos usiadł koło mnie na kanapie. - Po co? Do kogo? Dlaczego? - Wydusił z siebie pytania jednym tchem.
- Do Zbyszka... - Unikałam kontaktu wzrokowego cały czas trzymając głowę schowaną w dłoniach.
- Do Zbyszka? Zbyszka Bartmana? - Pokiwałam twierdząco głową. - Ale po co?
- Bo... Bo my jesteśmy razem. - Odparłam cicho i z szybko bijącym sercem czekałam na wybuch gniewu Karola. Jednak jego reakcja kompletnie mnie zaskoczyła.
- Czemu nic nie powiedziałaś? - Powiedział jakby zawiedziony. Spojrzałam na niego mocno zaskoczona.
- Bałam się, że pomyślicie o mnie źle. Myślałam, że będziecie mnie uważać za dziwkę, która rozbija długoletni związek, żeby trafić na pierwsze strony gazet. - Środkowy wstał z kanapy, kucnął koło mnie i wziął mnie za rękę.
- Naprawdę myślałaś, że mamy o tobie takie zdanie? Przecież jesteś świetną dziewczyną, uczciwą i nigdy nie zrobiłabyś takiego świństwa drugiej osobie. Masz za dobre serducho. - Przytulił mnie mocno. - A jeśli się kochacie, a Bartman pożegna się z Aśką, to macie moje błogosławieństwo. - Uśmiechnął się leciutko.
- Dzięki. - Odwzajemniłam uśmiech. - Teraz mów co z Maćkiem.
- Nikt nie wie. - Błyskawicznie posmutniał. - Umówiliśmy się z chłopakami, w tym za Maćkiem o siedemnastej w barze koło kina. Nie przyszedł. Byliśmy pewni, że jest z tobą i nie chcieliśmy wam przeszkadzać, więc nie dzwoniliśmy. Ale kiedy wróciliśmy i was dalej nie było zaczęliśmy się martwić. Próbowaliśmy się do was dodzwonić, ale ty byłaś poza zasięgiem, a telefon Maćka był wyłączony. - Przerwał. Wziął dwa głębokie wdechy. - Później Aleks znalazł liścik od Maćka.
- Jaki liścik? - Zdziwiłam się. Środkowy bez słowa wstał i podał mi karteczkę leżącą na stole. Drżącą ręką odebrałam skrawek papieru od Karola i po otarciu łez zaczęłam czytać:
Musiałem wyjechać, żeby poukładać parę swoich spraw. Nie szukajcie mnie, bo i tak nie znajdziecie. Jak ogarnę swoje życie to wrócę. Karol, załatw jakoś tą sprawę z trenerem. Trzymajcie się wszyscy i nie szukajcie mnie.

Maciek
Po przeczytaniu tego listu moje poczucie winy było jeszcze większe. Nie mogłam opanować łez, a serce zaczęło strasznie kłuć.
- Co się dzieje? - Spytał Karol. Nie odpowiedziałam jednak, ponieważ zadzwonił dzwonek do drzwi. Po chwili do salonu weszli Daniel, Winiar, Cupko, Aleks, Mariusz i Zatorski.
- I co? Jakieś wieści? - Spytałam pospiesznie ocierając łzy.
- Nic. - Pokręcił ze smutkiem głową Winiarski.
- Pytaliśmy wszystkich z klubu, nikt nic nie wie... - Powiedział smutny i zmęczony Zati. Przynajmniej dzisiaj nikt mu nie dogryzał.
- To co teraz? - Spytał Cupko, który równie mocno jak wszyscy przejął się całą sytuacją.
- Teraz to ja wam zrobię kawy. - Powiedziałam podnosząc się z fotela. - W końcu jest już... - Zerknęłam na wyświetlacz telefonu, a moje oczy błyskawicznie się powiększyły. - Druga w nocy! Nie chcecie iść do domów spać? - Spytałam. Nie chciałam, żeby kolejne osoby cierpiały przeze mnie, nawet jeśli miało to być tylko niewyspanie.
- Zrób kawy. - Powiedział stanowczo Mariusz. - Nie odpuścimy dopóki nie znajdziemy Maćka. - Pokiwałam tylko głową, po czym udałam się do kuchni. Wstawiłam wodę, oparłam się o blat i pogrążyłam w myślach. Jak dobrze, że Maciek ma takich dobrych przyjaciół u siebie w klubie. Szkoda tylko, że trafiła mu się taka suka jak ja. Chyba czas poszukać nowego mieszkania. Westchnęłam i zaparzyłam chłopakom kawę. Sama byłam aż za bardzo pobudzona.
- Proszę. - Postawiłam tacę z gorącym napojem, mlekiem i cukrem na stole. Chłopcy jak roboty wzięli swoje kawy dalej pogrążeni w myślach.
- Ma ktoś jakiś pomysł? - Spytał po chwili Karol.
- Można by pochodzić ze zdjęciami po całym Bełchatowie i pytać przechodniów. - Zaproponował Zatoski.
- I jeszcze wydrukować ogłoszenia "Zaginął" i porozwieszać. - Rzucił Pliński.
- No i jutro już będzie można zgłosić jego zaginięcie na policję. - Powiedział Winiarski odstawiając pustką filiżankę na stół.
- Dobra chłopaki, umówimy się jutro, znaczy dzisiaj na treningu. - Oznajmił Karol. - A teraz naprawdę idźcie już do domów. Macie swoje rodziny, a siedząc tutaj Maćka nie znajdziemy. - Skrzaki niechętnie zaczęli podnosić się i opuszczać nasze mieszkanie.
- Znajdziemy go, rozumiesz? Nie martw się. - Michał mocno mnie przytulił, po czym pocałował w czoło. - Trzymaj się Mała. - Oznajmił i wyszedł. Nastała niezręczna cisza.
- To co? Kładziemy się? - Zapytał Kłos po dłuższej chwili. Nie odpowiedziałam, tylko po raz kolejny się rozpłakałam. Nie chciałam jednak pocieszenia Karola. Uważałam, że nie zasługuję na żadne pocieszenie, bo to wszystko to moja wina. Zamknęłam się w pokoju, położyłam na łóżku i oddałam poduszce cały swój żal, smutek i złość w postaci łez. Nie pamiętam, kiedy zasnęłam.
Obudziłam się z krzykiem. Sen sprawił, że moje serce oraz oddech ścigały się kto jest szybszy. Ciągle miałam przed oczami to co mózg podsunął mi podczas snu. Ciągle miałam przed oczami pogrzeb Maćka... Potrząsnęłam mocno głową, aby ten obraz zniknął. Zerknęłam na zegarek - ósma rano. Karol pewnie szykował się na trening. Wstałam z łóżka i pomaszerowałam do kuchni.
- Cześć. - Powiedział bez życia w głosie. - Jak się spało?
- Cześć. - Odparłam równie obojętna. - Niekoniecznie dobrze. Wiecie już coś? - Spytałam z nadzieją.
- Niestety nie... - Spuścił głowę smutny. - Ale zaraz jest trening i coś wymyślimy. Nie martw się. - Przytulił mnie mocno. - Może chcesz iść ze mną? - Spojrzał mi prosto w oczy.
- Nie. - Odparłam błyskawicznie. - Nie mogę im teraz spojrzeć w oczy. Boję się... - Do moich oczu po raz kolejny napłynęły łzy.
- Nie masz się czego bać. Przecież chłopaki cię lubią i nikt nie myśli, że to przez ciebie Maciek zniknął. - Pogładził mnie po plecach. - Chcesz śniadanie? - Odsunął się ode mnie.
- Nie, dzięki. Nie mam ochoty. - Usiadłam przy stole.
- Dobra, ja już muszę uciekać. - Powiedział Kłos odstawiając kubek po kawie do zlewu. - Zjedz coś. I nie martw się tak. Znajdziemy go. - Pocałował mnie w czoło i wyszedł z mieszkania, a ja zostałam sama ze swoimi myślami...
Cały dzień bezczynnie wgapiałam się w ścianę. Zastanawiałam się, gdzie może być Maciek i jak mogę go znaleźć. Karol wpadł tylko na chwilę do domu o trzynastej po kolejne zdjęcia Muzaja.
Była już dwudziesta pierwsza, a chłopaków nadal nie było. Wiedziałam, że też powinnam włączyć się w poszukiwania, ale nie mogłam nawet patrzeć na zdjęcie Maćka, a co dopiero wypytywać o niego ludzi.Czemu nie zostawił jakiegoś śladu? Nawet małego, ale żeby można było wiedzieć, gdzie się wybierał? Nagle dostałam olśnienia. A może właśnie jest ślad? Wzięłam laptopa na kolana i zaczęłam przeglądać historię przeglądarki. Niestety nic ciekawego tam nie znalazłam. Postanowiłam sprawdzić jeszcze facebooka. Może tam coś znajdę? Jakąś dobrą wiadomość? Jednak informacja, którą zobaczyłam jako pierwszą sprawiła, że mój i tak zrujnowany świat rozwalił się na jeszcze mniejsze kawałeczki...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam Was kolejnym rozdziałem. Wiem, że jest beznadziejny, ale po miesiącu bez pisania ciężko było mi się za to zabrać. Tutaj chciałabym podziękować Natce, która mnie motywowała :D
A teraz pytanie do Was. Jak spędziliście święta? Co planujecie na sylwestra? Impreza czy tak jak ja: trudny wybór między TVP2, TVN i POLSATEM? :P
I jeszcze jedno: macie jakiś pomysł, jak przekonać rodziców, żeby pozwolili mi trenować siatkę w miejscowy klubie? Z góry dziękuję :D
Pozdrawiam :*
P.S. Po raz kolejny utworzyłam zakładkę „Wasze”, bo niestety znowu pogubiłam się z blogami i ciężko jest mi wasze odnaleźć. Dlatego jeśli możecie, to tam się wpisujcie :D

niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział 32

Zadzwonił budzik. Przeklinając wynalazcę tego urządzenia wyłączyłam go i niechętnie wstałam z łóżka. W kuchni zastałam pijącego kawę Karola.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się wyciągając płatki śniadaniowe z szafki. - Gdzie Maciek? - Spytałam sięgając po mleko do lodówki.
- A ty od rana tylko o nim... - Pokiwał z dezaprobatą głową. - Śpi. - Spojrzał na mnie. Ledwo powstrzymał wybuch śmiechu.
- O co chodzi? - Spytałam zdezorientowana, podczas gdy twarz Karola robiła się coraz bardziej czerwona. - Ejj... Mów natychmiast! - Zaczęłam się coraz bardziej denerwować.
- Nic, naprawdę. - Oznajmił, po czym zakrył sobie usta dłonią. Najwidoczniej nie był świadomy tego, że widziałam jaką miał wielką ochotę na wybuchnięcie śmiechem.
- I tak się dowiem. - Pogroziłam środkowemu palcem, po czym, nie zwracając uwagi na siatkarza, zaczęłam jeść śniadanie.

- Skończyłaś już? - Spytał Karol, gdy wstawiałam miskę po płatkach do zmywarki.
- Tak, a co? - Zaciekawiłam się. Zatrzasnęłam kolanem drzwi zmywarki.
- Nic, nic. - Oznajmił Kłos błyskawicznie wstając z miejsca. - Ja już muszę lecieć. - Pobiegł do swojego pokoju w poszukiwaniu torby. Westchnęłam tylko i poszłam do łazienki zastanawiając się nad dziwnym zachowaniem środkowego. Po spojrzeniu w lustro wszystko stało się jasne.
- Kłos!!! - Wrzasnęłam na całe mieszkanie. - Zabiję cię! Przysięgam, że cię zabije! - W odpowiedzi usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami. Wściekła zacisnęłam dłonie na umywalce. Zerknęłam jeszcze raz w lustro na moją twarz. Twarz, na której widniały kocie wąsy i napis "cute" na czole. Próbowałam zmyć to ciepłą wodą z mydłem, niestety bezskutecznie. Postanowiłam więc nie iść do szkoły. Przecież się tak nie pokażę. Wiedząc, że mam wolny cały dzień zaczęłam sprzątać. Oczywiście zastanawiając się jednocześnie nad zemstą na Kłosie.
- Dzień doberek. - Przed moimi oczami stanął Maciek uśmiechnięty od ucha do ucha i nie odrywał ode mnie wzroku.
- Nie gap się tak, wiem co mam na twarzy. - Spuściłam wzrok. - Powinnam się na ciebie obrazić, bo obiecałeś mnie chronić przed Karolem. - Skrzyżowałam ręce na piersi.
- Nawet nie zwróciłem uwagi na twarz. Ślicznie ci w mojej bluzie. - Uśmiechnął się szerzej. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nadal ubrana jestem w rzeczy, w których wczoraj zasnęłam.
- A... No tak... - Speszyłam się troszeczkę. - Dziękuję. - Podniosłam lekko kąciki moich ust do góry.
- Nie chce zejść? - Spytał dotykając dłonią mojej twarzy. Tętno od razu mi podskoczyło. Żeby się nie zdradzić pokiwałam tylko ze smutkiem głową. - Coś poradzimy. - Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
- Dzięki. - Odpowiedziałam tylko starając się, aby głos mi nie zadrżał.
- Wiesz, co ci powiem? - Spojrzałam pytająco na atakującego. - Do twarzy ci z tymi kocimi wąsami. - Zachichotał,a ja sprzedałam mu kuksańca w bok.
- Ty się nie śmiej, tylko powiedz mi jak mam to zmyć. - Usiadłam na kanapie i schowałam twarz w dłonie.
- Może tym do... No do de... - Jąkał się Maciek.
- No wyduś to z siebie!
- Chodzi mi o to co, żeby zmyć makijaż. - Wydusił w końcu.
- Dobry pomysł. - Pochwaliłam go. - Tylko, że ja tego nie mam... - Zamyśliłam się. - Poszedłbyś do sklepu i mi kupił. Spojrzałam na niego błagalnie.
- Ja? Przecież to będzie strasznie głupio wyglądać... - Zrobiłam słodkie oczka. - Eh... NO dobra... Tobie nie umiem odmówić. - Uśmiechnął się i pobiegł po coś do pokoju. Wrócił po dziesięciu sekundach. - Zaraz jestem z powrotem. - Puścił mi oczko i wybiegł z mieszkania. Ledwo drzwi zdążyły się za nim zatrzasnąć, zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, a kąciki ust same powędrowały w górę.
- Halo, Zbyszek? - Cieszyłam się jak małe dziecko.
- Tak, to ja Kotuś. - Oczami wyobraźni widziałam jego boski uśmiech. - Bądź dzisiaj o siedemnastej pod kinem. Mam dla ciebie niespodziankę.
- Jaką? - Spytałam, lecz odpowiedział mi tylko sygnał, który oznajmił, że mój rozmówca się rozłączył. Westchnęłam tylko i powędrowałam do pokoju w poszukiwaniu stroju na spotkanie z Bartmanem.

- Jestem! - Krzyknął Maciek, kiedy leżałam w stercie ubrań na łóżku. Po chwili pojawił się w drzwiach. - Co ty robisz? - Spytał zdziwiony - Zresztą nieważne. - Dodał po chwili. - Chodź do łazienki. - Podszedł do mnie, podniósł z łóżka i trzymając za rękę zaprowadził mnie do łazienki.
- Ile ty żeś tego nakupił? - Spytałam patrząc się na wypełnioną po brzegi reklamówkę. - Przecież miałeś kupić tylko płyn do demakijażu.
- Wiem. - Zajrzał do reklamówki. - Ale jak powiedziałem sprzedawczyni, że przyszedłem po ten płyn, to powiedziała, żebym kupił jeszcze waciki. No i tak od słowa do słowa... - Podniósł reklamówkę do góry. - Ta dam! - Wyszczerzył się.
- Dobra, daj mi to. - Wystawiłam rękę. lecz pokiwał przecząco głową, sam wyjął waciki i namoczył jednego w płynie do demakijażu.
- Nie bój się. - Posłał mi swój boski uśmiech, po czym wziął delikatnie moją brodę w swoją dłoń i zaczął wycierać dzieło Karola. Czułam jak serce mi przyśpiesza, a ręce zaczynają się trząść. - Spokojnie, wszystko ładnie schodzi.
- To dobrze. - Powiedziałam tylko, cały czas patrząc się w jego hipnotyzujące oczy.
- Gotowe. - Oznajmił po paru minutach, po czym pocałował mnie w nos. - Muszę przyznać, żę Kłos ma prawdziwy talent plastyczny. - Zachichotał.
- Już ja mu podziękuję za to dzieło, oj podziękuję. - Odparłam jednocześnie starając się uspokoić szalone tempo mojego serca.
- Domyślam się. Ale nie bądź dla niego zbyt surowa. - Zaskoczył mnie. Spojrzałam na niego pytająco. - Myślisz, że tobie się później nie odwdzięczy? Może znowu będę musiał zmywać marker, tylko z innej części twojego ciała? - Spytał retorycznie. - Nie, żebym nie chciał... - Urwał. - Dobra, uciekam na trening. Pa. - Pocałował mnie w policzek i wybiegł z mieszkania.

Zegar wybił godzinę szesnastą. Po raz drugi dzisiejszego dnia stanęłam przed trudnym wyborem stroju na spotkanie ze Zbyszkiem. Nie ułatwiał mi tego fakt, że nie wiedziałam, co Zibi wymyślił. Po paru minutach zdecydowałam się. Szybko się przebrałam, poprawiłam włosy, zabrałam torbę, do której spakowałam mikołajkowy prezent Zbyszka i wyszłam z mieszkania.

Bartman czekał już na mnie przed kinem. Od razu, gdy tylko mnie zobaczył, podbiegł do mnie i przywitał się długim i namiętnym pocałunkiem.
- Cześć Kotuś. - Powiedział, kiedy w końcu się od siebie odsunęliśmy. - Pięknie wyglądasz. Jak zawsze z resztą. - Posłał mi swój boski uśmiech numer 5.
- Ty też nieźle się prezentujesz.  -Zachichotałam. - To na co idziemy? - Spytałam wskazując ręką na kino.
- A kto powiedział, że idziemy do kina? - Zdziwił się. - Przecież powiedziałem tylko, żebyśmy spotkali się pod kinem. - Skrzyżował ręce na piersi.
- To gdzie idziemy? - Dopytywałam się.
- Jedziemy. - Poprawił mnie. - A to gdzie, to już niespodzianka. - Uśmiechnął się, chwycił mnie za rękę i zaprowadził do swojego samochodu.

- Masz jakieś fajne piosenki? - Spytałam po paru minutach jazdy, kiedy utwory puszczane w w radiu zaczęły mnie denerwować.
- Poszukaj w schowku. - Odparł. Otworzyłam schowek i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to maskotka Smerfetki.
- Serio? - Spytałam lekko zażenowana.
- Jak jestem sam, to muszę mieć się do kogo przytulić. - Powiedział z powagą, lecz po chwili wybuchnął śmiechem. - To mojej siostrzenicy. Zostawiła widocznie. - Wyjaśnił nie przestając chichotać.
- Jakoś mnie nie przekonałeś. - Również się śmiałam. Poczułam wibrację telefonu w kieszeni, więc wyjęłam komórkę i zobaczyłam informację o nowej wiadomości od Maćka.
- Kto to? - Spytał Zibi kładąc rękę na moim kolanie. Nie odpowiedziałam tylko odczytałam wiadomość, która brzmiała: "Dobrze się bawisz z Bartmanem?!"
Natychmiast zawracaj! - Zabolały mnie słowa Muzaja. - Nie słyszałeś co powiedziałam? - Spojrzałam zniecierpliwiona na atakującego.
- Co się stało? - Spytał zaniepokojony gładząc ręką moje kolano.
- Chodzi o Maćka...
- Znowu on? - Przerwał mi. - Chcesz zniszczyć nasze spotkanie tylko dlatego, że dostałaś jakiegoś esemesa?! - Zacisnął dłoń na kierownicy. - Pomyśl. Przecież i tak z nim mieszkasz. A ze mną widujesz się raz na miesiąc. - Spojrzał na mnie błagalnie...
- Może i masz rację... - Schowałam telefon do kieszeni. - Daleko jeszcze?
- Jeszcze spory kawałek. Zdrzemnij się. - Sięgnął ręką na tylne siedzenie i podał mi koc. - Śpij słodko. - Powiedział, a ja przykryłam się kocem i po chwili zasnęłam.

Obudził mnie dźwięk telefonu Bartmana. Nie odebrał jednak tylko odrzucił połączenie.
- Słuchasz takich piosenek? - Zdziwiłam się.
- Już wstałaś? - Przestraszył się lekko. - Znasz tą piosenkę? - Zaskoczyłam go. - Przecież dziewczyny takich rzeczy nie słuchają. Przynajmniej te grzeczne.
- Niespodzianka. - Wyszczerzyłam się. - Daleko jeszcze?
- Jesteśmy już prawie na miejscu. - Ręka Zbyszka znów wylądowała na moim kolanie.
- A na miejscu to znaczy gdzie? - Nie odpuszczałam.
- Tutaj. - Powiedział zatrzymując samochód. Szybko wyszedł z auta i otworzył przede mną drzwi. Wysiadłam rozglądając się dookoła. Atakujący złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić w kierunku ekskluzywnego bloku. Kiedy weszliśmy do budynku wsiedliśmy do windy, która zawiozła nas na trzecie piętro. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Zbyszek otworzył je przede mną i gestem ręki zaprosił do środka.
- Witam w moich skromnych progach. - Oznajmił pomagając mi zdjąć kurtkę.
- To... To twoje mieszkanie? Jesteśmy w Rzeszowie? - Ze zdziwienia aż otworzyłam usta.
- Tak. - Wymruczał mi do ucha łapiąc mnie od tyłu za biodra. - Będziemy tu razem cały weekend. - Zaczął całować moją szyję.
- A Asia? - Spytałam mrużąc oczy z przyjemności.
- Jest u swojego taty. - Zbyszek pociągnął mnie delikatnie w stronę kanapy, po czym przewrócił na nią, a sam położył się na mnie namiętnie całując. Jego ręce błądziły po całym moim ciele. Zaczął rozpinać guziki mojej bluzki, która po chwili, rzucona przez Zbyszka, leżała gdzieś w kącie pokoju. Nie pozostawałam mu dłużna. Namiętnie go całując zdarłam z niego koszulkę odsłaniając jego idealnie wyrzeźbiony tors. Moje dłonie dotykały każdego skrawka jego umięśnionego ciała. Zibi zaczął całować moją szyję powoli zjeżdżając w dół i zostawiając na moim ciele mokre ślady. Po chwili zaczął całować moje pierwsi. Jego ręka błądziła po moich plecach szukając zapięcia od stanika. Nagle zadzwonił mój telefon. - Zostaw. - Wymruczał mi do ucha Bartman,
- A jeśli to coś ciekawego? - Z niechęcią odepchnęłam go od siebie i odebrałam telefon.
- Magda? Maciek zaginął. - Usłyszałam przerażony głos Karola. Błyskawicznie podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Jak to zaginął?!

Witam Was tym oto rozdziałem ;) Od tego właśnie fragmentuw mojej głowie zaczęło się to opowiadanie :D
Wasze opowiadanie czytam, ale zazwyczaj robię to rano w autobusie na telefonie, skąd nie mam jak dodać komentarza :/ ale obiecuję, że wszystko nadrobię :D
Z powodu wielu spraw do załatwienia następny rozdział pojawi się w okolicach świąt :D
Pozdrawiam ;*