niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 6



Obudziło mnie stukanie kropel o szybę. Jak ja nienawidzę deszczu! Naciągnęłam kołdrę na głowę, ale to nic nie dało. Dalej słyszałam dudnienie deszczu.
- Wygrałeś. Zadowolony? – Spytałam podnosząc się z łóżka. Zaraz, jak to z łóżka? Przecież miałam spać na kanapie! Zabiję ich! Wściekła udałam się do łazienki. Po porannej toalecie rozpoczęłam poszukiwanie czegoś do jedzenia. Śniadanie to przecież najważniejszy posiłek dnia, prawda? Przegrzebałam wszystkie szafki w kuchni i nie znalazłam nic, czym można by się pożywić. Jakim cudem ci dwumetrowcy jeszcze żyją? Moja jedyna nadzieja – lodówka, stojąca w rogu kuchni. Otworzyłam ją, a w środku znalazłam talerz z kanapkami oraz karteczkę. Kto normalny zostawia liściki w lodówce? Ale czemu ja się dziwię? Przecież Karol i Maciek to bardzo zakręceni ludzie, pozytywnie oczywiście. Wzięłam kanapki i udałam się do salonu. Usiadłam na kanapie z talerzem na kolanach i zaczęłam czytać:

Po pierwsze: dzień dobry, śliczna :* Po drugie: nie zabij nas po powrocie do domu, ok? Po prostu nie mogliśmy przeżyć, jak widzieliśmy cię śpiącą na tej niewygodnej kanapie, więc cię przenieśliśmy, a w salonie spał Karol. Spokojnie, nic mu się nie stało, przeżył. Aktualnie, czyli o 8, nic go nie boli ;) Trening kończymy o 12, także pięć minut później będziemy w domu :) Jakbyś chciała się gdzieś przejść, to klucze leżą na szafce przy wyjściu. Tylko się nie zgub! :D

Maciek i Karol <3

P. S. Te kanapki oraz „śliczna” są po to, żeby cię udobruchać ;) Pamiętaj, że ja dopiero zaczynam karierę siatkarską, a Karol też nie ma zamiaru jej kończyć :P
P.S.2 „Śliczna” nie było po to, żeby cię przekonać. Po prostu jesteś śliczna :D

Lizusy… Podsumowałam liścik od chłopaków pochłaniając kanapkę z żółtym serem. Po zjedzeniu śniadania wyjrzałam przez okno. Chmury odpłynęły a ich miejsce zajęło piękne jesienne słońce.
- Idealna pogoda na spacer. – Powiedziałam sama do siebie i  postanowiłam pozwiedzać Bełchatów. Założyłam kurtkę, adidasy i wyszłam z mieszkania. Musiałam się wrócić, bo oczywiście Magda nie byłaby sobą, gdyby czegoś nie zapomniała. Dzisiejszego poranka tą rzeczą była komórka. Biegając od szafki do szafki co chwila potykałam się o pozostałości po wczorajszym seansie, czyli jakieś resztki jedzenia, szklanki, talerze, miski.. Oni aż tyle zjedli podczas filmu? Kiedy już straciłam nadzieję na odnalezienie telefonu i miałam wychodzić z mieszkania zauważyłam coś świecącego, wciśniętego między poduszki na kanapie. Nie myliłam się. Było to moje urządzenie komunikacyjne i poprzez wibrację właśnie oznajmiało mi, że ktoś chce się ze mną skontaktować. Niestety tym kimś okazała się być moja mama. Niechętnie odebrałam.
- Halo. – Oznajmiłam w duchu przygotowując się do przesłuchania
- Gdzie jesteś i gdzie byłaś całą noc? – Powiedziała, nie, krzyknęła mama do słuchawki.
- Znalazłam mieszkanie. Dzisiaj po południu przyjeżdżam po swoje rzeczy. – Odpowiedziałam spokojnie.
- Gdzie masz to mieszkanie?- Detektyw Mamuśka na tropie mieszkania córki.
- W Łodzi.
- Tak daleko? I gdzie nocowałaś? – Czułam jak ciśnienie zaczyna mi się podnosić. Nie chciałam znów się kłócić, więc odparłam:
- Już nie mieszkam u ciebie w domu, więc nie muszę ci się ze wszystkiego tłumaczyć. Żegnam. – Rozłączyłam się. W moich oczach znów zebrały się łzy.
- Nie będę płakać. Nie będę.. – Powtarzałam wychodząc z mieszkania.
Szybkim ruchem nadgarstka zamknęłam drzwi i poszłam w kierunku wind.  Przywitała mnie karteczka z napisem: „AWARIA”, więc musiałam zejść po schodach z ósmego piętra. Wyszłam z klatki i rozejrzałam się dookoła. Gdzie mam niby iść? Nie znam Bełchatowa. Intuicja podpowiedziała mi, żebym poszła w lewo, więc tak uczyniłam. Szłam uliczkami tego pięknego miasta ponad godzinę. Podziwiałam drzewa ubrane w złocisty kubraczek z liści, wspaniałe stare budynki, w których było widać ślad historii. Patrzyłam na dzieci bawiące się liśćmi. Chciałabym znów być dzieckiem. Nie mieć żadnych problemów, nie przejmować się jutrem. W dzieciństwie wszystko było łatwiejsze. Kiedy zauważyłam, że dzieci wychodzą z parku także postanowiłam wrócić. Tylko w którą stronę jest mieszkanie chłopaków? W lewo czy prosto? Stwierdziłam, że pójdę w lewo. I to był błąd. Trafiłam na jakąś łąkę. Nie miałam pojęcia, w którym miejscu Bełchatowa jestem. A może w ogóle już wyszłam poza miasto? Postanowiłam zadzwonić do Maćka. Szlag! Brak zasięgu! Przeszłam całą łąkę czekając na pojawienie się choć jednej kreski oznajmiającej, że mogę zadzwonić. W oddali zauważyłam jakiś dom. Cywilizacja, zasięg! Podbiegłam w tamtym kierunku i wybrałam numer Maćka. Odebrał po dwóch sygnałach.
- Wreszcie! Gdzie ty jesteś? – Odezwał się Maciek lekko podenerwowanym głosem.
- A żebym to ja wiedziała? – Usiadłam na kamieniu leżącym na poboczu.
- Zgubiłaś się? Hahahaha. Trzeba było zabronić ci wychodzenia z domu. – W tle usłyszałam także histeryczny śmiech Kłosa. Wiedziałam, że tak zareagują.
- Bardzo zabawne. To przyjedziecie po mnie? – Spytałam słodkim głosikiem. – Nie mam zamiaru siedzieć dłużej na tym pustkowiu.
- Jasne. Tylko gdzie jesteś? – Spytał, kiedy już opanował śmiech. Karola nadal słyszałam.
- Poczekaj chwilę. – Wstałam i zaczęłam czytać tabliczki na domach. - Ulica Cegielniana.
- Aż tam cię wywiało? Poczekaj tam na nas. Będziemy za jakieś 10-15 minut. Tylko nigdzie się nie ruszaj. – Oczami wyobraźni widziałam, jak grozi mi palcem. Karol nadal nie przestał się śmiać.
- Dziękuję. Czekam. – Rozłączyłam się. Podczas czekania na chłopaków przeczytałam chyba wszystkie banery reklamowe na tej ulicy. Kosmetyczka, masaż, fotograf, dentysta. Zaraz… Fotograf? Przecież miałam się zapisać na kurs fotografii. Szybko wyciągnęłam telefon i rozpoczęłam przeszukiwanie kontaktów. Jest! Szybko nacisnęłam zieloną słuchawkę. Głos po drugiej stronie odezwał się po czterech sygnałach.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? – Usłyszałam kobiecy głos w słuchawce.
- Dzień dobry. Czy to u państwa są prowadzone kursy fotograficzne? – Oparłam się o jakiś płot.
- Zgadza się. Jest pani zainteresowana?
- Tak. Jaki jest koszt takiego kursu?
- 200 złoty. Jaki termin pani odpowiada? – Chwila zastanowienia z mojej strony.
- Pasowałoby mi w tygodniu, po południu.
- Środa, godzina osiemnasta pani pasuje?
- Tak. Jak mam się zapisać?
- Musi pani wejść na naszą stronę internetową i tam się zapisać. Następnie proszę przyjść w środę na zajęcia.
- Dziękuję bardzo. Do widzenia. – Wcisnęłam czerwoną słuchawkę. W tym momencie na ulicę zajechał samochód Karola.
- Z kim rozmawiałaś? – Spytał nie kto inny jak ciekawski Maciek wysiadając z samochodu.
- Z kochankiem. – Pokazałam mu język.
- Większej głupoty nie mogłaś wymyślić? – Przewrócił oczami.
- Zapamiętaj, że na głupie pytania udzielam głupich odpowiedzi. – Do moich nozdrzy doleciał ostry zapach. – Też czujecie farbę?
- To normalne, jak opiera się o świeżo pomalowany płot. – Odparł spokojnie Karol. – Jakim cudem się tu znalazłaś?
- Że co?! – Szybko się odsunęłam. – No i moją kurtkę trafił szlag. A tak ją lubiłam.
- Kupisz sobie nową. – Powiedział ze śmiechem na ustach Maciek. Kiedy już się uspokoił, zapytał. - To powiesz mi z kim rozmawiałaś?
- I jak się tu znalazłaś? – Wtrącił swoje trzy grosze Karol.
- A co? Zazdrosny jesteś? – Zaczynało mnie już denerwować to jego przesłuchanie. W tym momencie zaczął przypominać mi moją mamę.
- Może.. - Jak to może? Czy Maciek jest o mnie zazdrosny?
- Dzieci, koniec tych pogaduszek. Pogadacie sobie później. – Dzięki ci wybawco!
- Spokojnie. Aż tak ci się śpieszy? – Będąc tu z nimi odechciało mi się wracać do domu.
- Aż tak jestem głodny. Zamknij już jadaczkę i wsiadaj, bo cię tu zostawię. – Rzucił Karol otwierając drzwi do samochodu.
- Już, już. Tylko jak chcesz coś zjeść, to musisz zajechać do sklepu. – Zrobiłam zamyśloną minkę. - Chyba, że posilasz się światłem z lodówki, to nie. – Odparłam zapinając pasy.
- Hahaha, ale się uśmiałem. – Spojrzał na mnie wrogo przy pomocy lusterka. - Siedź cicho, bo muszę pomyśleć, jak nas stąd wywieść.
- Nie znasz swojej miejscowości? – Karol posłał mi wzrok, który chyba miał mnie zabić. – Okej, już jestem cicho.
- To jak się tu znalazłaś, bo nie odpowiedziałaś? – Spytał Kłos, kiedy już wyjechaliśmy z tego pustkowia.
- Wyszłam się przespacerować. A że byłam zdenerwowana, to chodziłam długo. I tak jakoś wyszło, że dotarłam aż tutaj. – Odparłam oglądając dwa zielone pasy na mojej kurtce.
- Czemu byłaś zdenerwowana? – Maciuś jak zwykle musiał wszystko wiedzieć.
- Dzwoniła moja mama.
- Tyle mi wystarczy. Opowiesz mi później jak będziesz chciała. – Jak on dobrze mnie rozumiał. Dziękuję temu Panu na górze, że zesłał na moją drogę kogoś takiego.
Po piętnastu minutach jazdy dotarliśmy na ulicę Sportową 18. Po dowleczeniu się na 8 piętro, bo oczywiście windy jeszcze nie naprawili, weszliśmy do mieszkania i jak na zawołanie wszyscy razem rzuciliśmy się na kanapę.
- To co? Pizza? – Rzucił pytanie Karol.
- Chętnie, bo nie mam siły, żeby coś zrobić. – Maciuś posłał mu wymuszony uśmiech.
- Jaką bierzemy?
- Ja margaritę. – Odparłam ciężko, nie mając siły nawet podnieść głowy, by na niego spojrzeć.
- Okej. A my Maciuś co? Tradycyjnie capricossa? – Maciek tylko skinął głową na potwierdzenie.
- Jak treningi? – Spytałam Muzaja, kiedy Karol wyszedł zadzwonić.
- Nie pytaj. Zakwasy będę miał chyba wszędzie. – Położył nogi na ławie. Nagle do pokoju wparował Karol.
- Maciek, pożyczysz mi swojego telefonu? Mój chyba gdzieś zgubiłem. – Zapominalski Kłos? Z tej strony go nie znałam.
- Jasne. – Telefon przeleciał mi jakieś 10 centymetrów od twarzy. Nawet nie miałam siły krzyknąć.
- To co z tym treningiem? Nie podobało ci się? – Położyłam głowę na kolanach Maćka. W zasadzie sama mi opadła, ponieważ moje mięśnie przestały pracować.
- Było świetnie, ale męcząco. Madziu, mogę mieć do ciebie prośbę? – Nie widziałam jego twarzy, ale czułam, że robi maślane oczy.
- Powiedzmy, że możesz. O co chodzi? – Nie mogłam zrobić nic innego niż się zgodzić. Zżerała mnie ciekawość. Co on znowu wymyślił?
- Zrobiłabyś mi masaż? – W tym momencie doznałam szoku. Przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Kiedy głos mi wrócił odparłam:
- Po pierwsze nie umiem, a po drugie nie macie fizjoterapeutów w klubie? – Czego oni ode mnie wymagają? Jeszcze trochę to będą chcieli, żebym została ich trenerem!
- Mamy, ale byli zajęci Winiarem, bo zrobił sobie coś z kostką. – Wtrącił się Karol, który właśnie wrócił do salonu. – Pizza będzie za 10 minut.
- To jak będzie? – Maciuś zrobił oczy kota ze Shreka, którym nie mogłam się oprzeć.
- A jak ci coś zrobię? – Spytałam lekko przerażona. – Przecież ja nigdy w życiu nikogo nie masowałam.
- Nie zrobisz. Maciek jest twardy. – Odparł Kłosu siadając na fotelu i rzucając telefonem w kierunku Maćka.
- Gdyby był twardy to nie chciałby, żebym go masowała. – Rzuciłam podnosząc się z kolan Muzaja.
- No zgódź się. – Zrobił taką minę, że nie było innej opcji niż się zgodzić.
- No dobrze. – Odpowiedziałam wzdychając.
- Ja jestem drugi w kolejce! – Krzyknął Karol podnosząc rękę do góry. Zrobił to w taki sposób, że od razu przypomniały mi się dzieci z podstawówki zgłaszające się na ochotników do zmoczenia gąbki lub pójścia po kredę. Chociaż wydaje mi się, że Karol wśród tych uczniów by się za bardzo nie wyróżniał. Oprócz wzrostu oczywiście.
- Pod jednym warunkiem. – Nie ma nic za darmo.
- Jakim? Mam nadzieję, że to coś wykonywalnego. – Maciuś-żartowniś. Chociaż na jego miejscu też nie wiedziałabym czego się spodziewać
- Spokojna twoja rozczochrana. – Zaśmiałam się. Karol cały czas wsłuchiwał się w nas jak świnia w grzmot. Brakowało mu tylko popcornu w jednej ręce i coli w drugiej.
- Nie jestem rozczochrany. – W tym momencie zmierzwiłam mu włosy palcami.
- Już jesteś. – Uśmiechnęłam się niewinnie. - Załatwicie mi autografy zawodników Skry? Oczywiście wasze też.
- Myślę, że da się to zrobić. – Odparł Maciek, który ciągle starał się poprawić swoją fryzurę. Niestety nie za bardzo mu to wychodziło.
- Ja mam lepszy pomysł. – Co nasz Karolek znowu wymyślił?
- Jaki? – Niestety nie dowiedziałam się, bo właśnie w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Pizza! Wreszcie. Kto pójdzie otworzyć? –Krzyknął Karol.  Obydwaj skierowali swój wzrok na mnie.
- Nie ma mowy! Nie dość, że mam was masować, to jeszcze muszę wam pizzę przynosić, bo macie za ciężkie tyłki? Niedoczekanie. – Skrzyżowałam ręce na piersi. – Nie jestem waszą służącą!
- Bardzo prosimy. Odwdzięczymy się. – Obaj uśmiechnęli się słodko. W tym momencie nie byłam w stanie ocenić, który z nich był przystojniejszy.
- Jak? – Maciek zdjął nogi z ławy w tym samym momencie, w którym Karol położył swoje. Wyglądało to jak jakiś wyćwiczony manewr. A może oni serio ćwiczą takie rzeczy? Nikt nie wie, co im odbija po treningu.
- Powiemy ci jak pójdziesz. – Kantują. Ale zgodziłam się dla świętego spokoju.
- Okej. – Wstałam leniwie z kanapy. Otworzyłam drzwi, a przed sobą ujrzałam ogromnego mężczyznę. Dostawcy pizzy też mogą być tacy wysocy? Podniosłam głowę do góry bardzo wysoko. Kto to był? Nie mógł być dostawcą pizzy, bo… nie miał pizzy! Spojrzałam na twarz i dopiero dotarło do mnie kto stoi metr przede mną.

                                                               ~~~~~~~~~~~~

Nowy rozdział ze specjalną dedykacją dla mojej przyjaciółki Ewki :* Ewciu, wiesz, że już 6 lat siedzimy razem w ławce? I niestety więcej nie będzie ;( 
Zauważyłaś swój tekst? "Wsłuchiwał się jak świnia w grzmot" ;) Tak się bałaś tego, co zobaczysz na blogu. A tu niespodzianka <3
Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział, bo mam problemy z netem, przepraszam ;c
Komentujcie! ;)
Pozdrawiam :*

środa, 22 maja 2013

Rozdział 5



Otworzyłam oczy, a przed sobą ujrzałam.. Karola Kłosa! Moje serce przyśpieszyło do 200 uderzeń na minutę.
- Przepraszam bardzo, ale wydaje mi się, że podłoga przed moim mieszkaniem nie jest odpowiednim miejscem do spania. – Myślałam, że to niemożliwe, ale moje serce przyśpieszyło jeszcze bardziej, kiedy usłyszałam jego głos.
- Jak to pod pańskim? Przecież tu mieszka mój kolega. – Przestraszyłam się. Czyżbym pomyliła mieszkania?
- Chodzi pani o Maćka? Tak, mieszka tu ze mną. Trener po dzisiejszym treningu wziął Maćka na indywidualną rozmowę.  – Uff.. Ulżyło mi.
- Ojej.. A nie wie pan kiedy ta rozmowa się skończy? – Zapytałam zmartwiona.
- Jaki pan, Karol jestem. – Wyciągnął dłoń w moim kierunku uśmiechając się.
- Magda. – Ujął moją dłoń w swoją i delikatnie ją pocałował. Tego się nie spodziewałam. -  Więc kiedy Maciek wróci?
- Myślę, że zajmie mu to jakieś pół godziny. To może poczekasz na niego w środku? – Zapytał, wskazując na drzwi od mieszkania.
- Jeśli mogę to chętnie. – Uśmiechnęłam się leciutko.
- Zapraszam do środka. – Otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka. - Więc jesteś koleżanką Maćka. Tylko koleżanką? – Charakterystycznie poruszał brwiami.
- Nie jestem jego dziewczyną, jeśli o to pytasz. – Odpowiedziałam spokojnie.
- Powiedzmy, że ci wierzę. – Odpowiedział. – Napijesz się czegoś?
- Herbatę jeśli można. – Uśmiechnęłam się. Mieszkanie było śliczne. Nie to, co moje. Niby było tu przytulnie tak jak i u mnie, ale widać było, że osoba mieszkająca tu ma swój własny niepowtarzalny styl. Usiadłam w salonie na ciemnobrązowej kanapie i zaczęłam oglądać zdjęcia z różnych zgrupowań Karola. Patrzyłam właśnie na zdjęcie całej Skry, gdy do salonu wszedł Karol z naszymi herbatami i jakimiś ciasteczkami na talerzyku. Postawił to wszystko na stole.
- Mieszkasz w Bełchatowie? – Zaczął rozmowę Kłos.
- Nie, w Warszawie. – Po wypowiedzeniu tych słów zrozumiałam, że przecież już tam nie mieszkam. – Znaczy w Łodzi.
- Masz rozdwojenie jaźni? – Zapytał śmiejąc się.
-  Nie, problemy rodzinne. – No i mój humor poszedł się... przespacerować. – Powiedziałeś, że trener zgarnął Maćka po treningu. – Kiwnął twierdząco głową. – Ale przecież Maciek ma zacząć treningi od jutra. To jakim cudem…?
- Po prostu Maciek przyszedł na trening, żeby rozejrzeć się po obiekcie i porozmawiać z trenerem. – Przerwał mi Karol.
- Aa.. -  Wzięłam łyk herbaty.  – Skoro ty już mnie maglowałeś o to, czy Maciek jest moim chłopakiem, to teraz czas na mnie.
Jego oczy powiększyły się. – Będziesz mnie wypytywać czy Maciek to mój chłopak? – Powiedział te słowa, a u mnie zaczął się atak śmiechu.
- No a czego się spodziewałeś? – Spytałam tłumiąc mój śmiech. A przynajmniej starając się to zrobić. – Mieszkacie razem, a to przecież o czymś świadczy, prawda?
- Świadczy tylko i wyłącznie o tym, że mieszkamy razem. – Przewrócił oczami.
- Szybko się zdecydowaliście na wspólne mieszkanie. – Żadna siła nie mogła mnie powstrzymać przed dogryzaniem Karolowi. Nie wiem, co się ze mną stało.
- Kobieto… Ja mam dziewczynę! – Chyba zaczynał się powoli denerwować.
- Trójkącik.. Nieźle się Maciuś urządził w tym Bełchatowie. – Na mojej twarzy zagościł chytry uśmieszek.
- Weź zamknij tą swoją jadaczkę, bo ci normalni zaraz coś zrobię. – Powiedział Karol, zaciskając pięści.
- Co niby? – Niestety nie dowiedziałam się, co zrobiłby mi Karol, ponieważ właśnie w tym momencie do mieszkania wparował Maciek.
- Karol, jest sprawa. Musisz mi pomóc poszukać jednej dziewczyny. – Powiedział zdenerwowanym głosem.
- Myślę, że ona sama się znalazła. – Odpowiedział już opanowany Kłos.
- Jak to? – Spytał zdziwiony Maciek.
- Bo jestem tutaj. – Wychyliłam się zza kanapy i pomachałam mu ręką.
- Matko, dziewczyno nawet nie wiesz jak ja się o ciebie martwiłem! – Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. – Nigdy więcej nie rób mi czegoś takiego, zrozumiano? – Wtulił twarz w moje włosy.
- Dobrze tato. – Odpowiedziałam przewracając oczami.
- Ej.. Nie zapędzaj się tak! Przecież jesteśmy w tym samym wieku. – Maciek odsunął się ode mnie i obydwoje usiedliśmy na kanapie.
- A ja tu jestem najstarszy i proszę o wyjaśnienia, bo nic nie rozumiem. – Przerwał nam Karol.
- Wiesz Madziu.. Mi chyba też należą się wyjaśnienia. To jest chyba odpowiednie miejsce do rozmowy, prawda? Więc jak będzie? – Zrobił oczy kota ze Shreka.
- Macie rację, zasługujecie na wyjaśnienia. Maciek wiesz, że pokłóciłam się z Olką, prawda? - kiwnął głową na potwierdzenie.
- Ale ja nie wiem. – Zrobił smutną minkę Karol.
- Wszystko ci później wyjaśnię. Teraz daj jej mówić.
- Po spotkaniu z tobą poszłam do galerii z dziewczynami. Troszeczkę zaszalałyśmy i spędziłyśmy tam chyba z osiem godzin. Moja mama się wściekła, kiedy wróciłam po 20 do domu. Cały czas traktuje mnie jak dwunastolatkę. Powiedziała, że ma już dość moich wybryków. Nie wiem o co jej chodziło, ponieważ staram się być posłuszna, dobrze się uczę, nie wagaruję i nie imprezuję. Ale jestem już pełnoletnia i chyba mam prawo choć trochę decydować o własnym życiu? – Obydwoje potwierdzili moje słowa kiwając głowami. – Moja mama tak nie uważa. Powiedziałam, że jak ma mnie dość to się wyprowadzę, a ona dała mi dwa tygodnie na znalezienie mieszkania i wyprowadzenie się z domu. Czas mija w poniedziałek. – Skończyłam mówić, a łzy pociekły mi po policzkach.
- Czemu wcześniej nie powiedziałaś? Pomógłbym ci jakoś. – Maciek złapał moją rękę w geście wsparcia.
- Maciek, znamy się od paru tygodni, widzieliśmy się trzy razy. Nie chciałam cię obarczać moimi problemami. – Wytarłam oczy chusteczką. – Macie tu gdzieś lusterko? – Czułam jak cały make-up spływa mi po twarzy.
- W łazience. Pierwsze drzwi na prawo. – Odpowiedział mi Karol.
- Dziękuję. Maciuś, mógłbyś Karolowi opowiedzieć o Olce? Ja nie dam rady. – Poprosiłam Maćka jednocześnie puszczając jego rękę.
- Oczywiście. – Usłyszałam w odpowiedzi i poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro i sama się siebie wystraszyłam. Tusz do rzęs spływał mi aż do brody, makijaż był rozmazany na całej twarzy. Błyskawicznym tempem doprowadziłam się do normalnego stanu i wyszłam z łazienki. Usłyszałam słowa oburzonego Karola:
- Co za małpa z tej Olki. Jak można potraktować tak swoją przyjaciółkę? Szczególnie, że na nią nie zasługiwała.
- Dlatego właśnie musimy dać jej wsparcie, pokazać, że nam na niej zależy. – W tym momencie weszłam do salonu i podbiegłam do nich, żeby ich wyściskać.
- Dziękuję wam. Nie wiem, co bym bez was zrobiła. – Wiem, że poznałam Kłosa godzinę temu, ale czułam, że mogę mu zaufać.
- Pomóc ci w przeprowadzce? – Zapytali chórem.
- Jak byście mogli. Zaraz wracam do Warszawy i jutro przyjadę z moimi rzeczami. – Powiedziałam opadając na fotel.
- Ani mi się waż. Myślisz, że pozwolimy ci tłuc się po nocy autobusem. Nocujesz tutaj. – Zbulwersował się Maciek.
- Ale ja nie mam tutaj żadnych rzeczy! – Robiłam wszystko, żeby wrócić do Warszawy. Chociaż nie wiem, po co.
- Szczoteczkę do zębów mamy. Ręcznik też się przecież znajdzie. – Odparł spokojnie Karol.
- A w czym ja niby będę spać? – Karol spojrzał na mnie maślanym wzrokiem.
- Jak dla mnie możesz nago. – Wrogo na niego spojrzałam. – Ale jeśli już musisz w czymś spać to dam ci jakiś t-shirt.
- Gdzie mam spać? – Zaczynałam się już denerwować.
- U mnie w pokoju. Ja prześpię się na kanapie. – Odezwał się Maciek.
- Ani mi się waż! Masz jutro trening, w dodatku pierwszy. Ja prześpię się na kanapie. – Co oni jeszcze wymyślą?
- Od kiedy to goście nocują na kanapie, a gospodarze w sypialni? – Wtrącił się Karol.
- Albo śpię na kanapie, albo wracam do domu. – Skrzyżowałam ręce na piersi.
- Wiesz, że szantaż jest karalny? – Zaraz ich rozszarpię. Przysięgam!
- Ale za to skuteczny. – Pokazałam mu język. - No to jak będzie?
- No dobrze. – Odparł Maciek zrezygnowanym tonem. - Niech ci będzie, śpij sobie na tej kanapie. Ale za to jedziemy z tobą jutro do Warszawy i pomagamy ci z przeprowadzką.
- Jasne. Tylko u mnie w mieszkaniu nie ma żadnych mebli, więc trzeba się wybrać na jakieś zakupy. Fuck! – Uderzyłam się dłonią w czoło.
- Co się stało? – Spytał zaskoczony Karol.
- Przecież ja nie mam żadnej pracy! Na pierwszą ratę za mieszkanie mam, ale co z dalszymi? Co z meblami? – Znowu wszystko się wali.
- Poradzimy sobie. Razem z Maćkiem poszukamy ofert pracy. Damy radę, zrozumiałaś? Nie wolno się załamywać! – Karol spojrzał na mnie takim wzrokiem, że mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Dziękuję. – Odsunęłam się od Karola. - Pozwolicie, że pójdę pod prysznic?
- Jasne. Ręczniki masz w szafce w łazience na drugiej półce. – Odparł Karol i zabrał się za czytanie gazety.
- Okej. – Odpowiedziałam i poszłam zmyć z siebie bród dzisiejszego dnia. Pod prysznicem stałam około pół godziny i rozmyślałam nad swoim życiem. Moi rodzice nie chcą mnie znać. Olka, osoba która była bardzo ważna  w moim życiu, okazała się egoistką nieliczącą się z przyjaciółmi. Nie mam pracy. Nie mam pieniędzy, żeby opłacić mieszkanie. No i jest jeszcze problem ze szkołą. Na razie będę dojeżdżać do Warszawy, dopóki nie znajdę czegoś tutaj. A do tego wszystkiego jeszcze w tym roku matura i wybór studiów. Jak ja sobie z tym poradzę? Wyszłam z łazienki w dwóch ręcznikach: jednym na moich włosach, drugim owiniętym wokół mojego ciała, i udałam się do salonu.
- Który mi da jakąś koszulkę do spania? – Posłałam im słodki uśmiech.
- Poczekaj chwilę. – Oznajmił Karol i po dwóch minutach wrócił z czarnym t-shirtem w ręku. – Może być? – Spytał rzucając koszulką w moim kierunku.
- Tak, dziękuję. – Weszłam z powrotem do łazienki i przebrałam się w shirt.
- I jak? – Spytałam wchodząc do salonu.
- Super. – Karol szeroko się uśmiechnął. Bardzo szeroko.
- Ty się tak nie szczerz, bo powiem wszystko Oli. Ale muszę przyznać, że wyglądasz naprawdę fajnie. – Puścił mi oczko.
- To co robimy? – Złapałam się za boki.
- Może jakiś film? – Rzucił pomysł Maciek.
- Co polecacie?
- Projekt X. – Krzyknęli równocześnie.
- To włączajcie, a ja pójdę zrobić coś do jedzenia. – Weszłam do kuchni i zaczęłam przygotowywać jakże proste, a jednocześnie wyśmienite danie – kanapki. Wszystko szło świetnie dopóki nie zabrałam się za krojenie pomidorów. Jeden z nich wyślizgnął mi się podczas krojenia i przejechałam nożem po palcu. – Fuck! Chłopaki, macie tutaj jakieś plastry?
- O matko, co się stało? – Maciek błyskawicznie znalazł się w kuchni.
- Spokojnie, nic się nie stało. Po prostu Madzia-niezdara potrzebuje plasterka.
Maciek podszedł do szafki, wyciągnął apteczkę i zaczął ją przekopywać w poszukiwaniu plastrów. – Niestety nie mamy żadnego plastra. Musimy zrobić opatrunek z bandaża.
- Przestań, przecież nic się nie stało. To tylko skaleczenie. Zostawmy to tak, jak jest. – Znów zabrałam się za krojenie tych nieszczęsnych pomidorów.
- A potem wda się zakażenie i utną ci palec. – Wyjął mi nóż z ręki i odłożył na kuchenny blat.
- Nie wyolbrzymiaj. – Odparłam oglądając mój palec. – To tylko lekkie skaleczenie.
- To daj założyć opatrunek. – Maciek nie dał się przekonać.
- O Boże. -  Przewróciłam oczami, ale wyciągnęłam rękę w kierunku Maćka, który szybkimi i zwinnymi ruchami oczyścił ranę i założył opatrunek.
- Bolało? – Spytał retorycznie.
Nagle Karol pojawił się w drzwiach od kuchni. – Oglądamy ten film czy nie?
- Oglądamy. Sytuacja opanowana. – Uśmiechnął się Maciek i zabrał nieszczęsne kanapki do salonu. Zgarnęłam ze stołu sok pomarańczowy i poszłam za nimi. Rozłożyliśmy się wygodnie na kanapie, a Karol rozpoczął seans. Podczas filmu czułam, że moje powieki stają się coraz cięższe.
- Chłopaki, może skończymy już ten seans? – Oznajmiłam, kiedy już nie mogłam utrzymać głowy w pionie.
- To idź do sypialni spać, a my dokończymy oglądać. – Powiedział Karol nie odrywając wzroku od telewizora.
- Ale to ja miałam spać tutaj, a nie żaden z was. – Zaprotestowałam.
- To cię potem przeniesiemy tutaj. – Czy on właśnie wpakował sobie do buzi całą garść popcornu czy to ja jestem już jedną nogą w krainie Morfeusza?
- I ja mam niby w to uwierzyć? – Spytałam retorycznie. – Robimy tak. Wy schodzicie z kanapy i grzecznie siadacie w fotelach, a ja idę spać na kanapę.
- Jesteś uparta jak osioł, ale widzę, że jesteś zmęczona, więc nie mam zamiaru się z tobą kłócić. – Oznajmił Maciek.
- Mądra decyzja. W takim razie dobranoc. – Powiedziałam, kiedy chłopcy przenieśli się na fotele. Pościel już wcześniej przyniósł Karol.
- Dobranoc. – Odpowiedzieli równocześnie. Ledwo zdążyłam dotknąć głową poduszki, a już zasnęłam.

                                                              ~~~~~~~~~~~~~~

Było 5 komentarzy, więc dodaje kolejny ;) Oczy wyleczone, wena powróciła także następny rozdział za niedługo :D Nie ograniczam was ilością komentarzy, ale postarajcie się kilka napisać - to bardzo motywuje! Pozdrawiam :*

środa, 15 maja 2013

Rozdział 4



Czy moja mama naprawdę wyrzuciła mnie z domu? Czy to tylko jakieś głupie przewidzenie spowodowane zbyt dużą ilością cukru we krwi? Niestety. To była prawda. Bolesna prawda. Nigdy nie spodziewałam się po mojej mamie czegoś takiego. Jak ona mogła mi to zrobić? Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam się wypłakiwać w moją najlepszą przyjaciółkę – poduszkę. Przecież to moja mama.  Jak można wyrzucić swoje dziecko z domu?  Co ja jej takiego zrobiłam? Jestem aż tak okropna? Jestem aż tak nieposłuszną i nieodpowiedzialną córką, że aż moja własna matka nie może ze mną wytrzymać? Najpierw Olka, teraz mama. Co będzie następne?  Moje rozmyślania przerwał dźwięk esemesa. Czyżby jednak ktoś chciał mnie znać?

Hej ;) Tutaj Maciek. Pamiętasz mnie? Mam nadzieję, że koleżanki cię nie zabiły :P

Cześć. Pamiętam. Przepraszam, ale nie mam nastroju na esemesowanie.
Co się stało? Zrobiłem Ci coś?
Nie. Sprawy rodzinne. Proszę, daj mi spokój.

Okej ;) Ale pamiętaj, że jakbyś chciała pogadać to jestem do Twojej dyspozycji :D


Dzięki za wszystko ;)
Nie ma za co :) jakbyś czegoś potrzebowała, wal do mnie jak w dym ;)
W sumie miałabym do Ciebie pytanie. Nie widziałeś gdzieś przypadkiem ogłoszenia o wynajem mieszkania?

Niestety nie :( ale rozejrzę się. Po co ci mieszkanie?


Nie chcę teraz o tym rozmawiać. Przepraszam.

Nie masz za co. To ja przepraszam, że się tak narzucam


Nie narzucasz się. To ja nie mam nastroju. Dobranoc ;)

Dobranoc :D

Odłożyłam telefon i rzuciłam się z płaczem na łóżko. Jak ja w dwa tygodnie znajdę mieszkanie? Wyląduję pod mostem. Trudno. Na tym skończyły się moje rozmyślania, ponieważ zmęczona płaczem usnęłam.
Następne dni mijały mi tak samo. Rano do szkoły, potem do wieczora szukanie mieszkania w gazetach i na różnych stronach internetowych. Przez te 10 dni nie wypowiedziałam ani jednego słowa. Zresztą i tak mnie nikt nigdy nie słuchał. Jedynie Maciek do mnie pisał, ale nie odpowiadałam. Nie chciałam obarczać go moimi problemami.
Obudziłam się o 9. Sobota. Czyż to nie piękny dzień? Piękny, ale nie dla kogoś, któremu zostały dwa dni na znalezienie mieszkania. Pierwsze co zrobiłam, to włączyłam komputer i przejrzałam oferty mieszkaniowe. Dlaczego nie ma nic w tej przeklętej Warszawie?! Zaczęłam przeglądać oferty z całej Polski. Natrafiłam na jedną, która mnie zainteresowała. Reklamowała ona mieszkanie, co prawda w Łodzi, ale za to dość tanio i szybko można je kupić. Zadzwoniłam pod podany numer.
- Tak, słucham? – Odezwał się kobiecy głos w słuchawce.
- Dzień dobry. Ja dzwonię w sprawie mieszkania. Czy oferta jest nadal aktualna? – Spytałam kulturalnie.
- Ależ oczywiście. Czy chciałaby pani obejrzeć mieszkanie? – Słychać było ulgę w głosie kobiety. Czyżby nikt nie chciał kupić tego mieszkania?
- Chętnie. To kiedy mogłabym przyjechać? – Miałam nadzieję, że jak najszybciej. Przecież w poniedziałek muszę się wyprowadzić z domu.
- Mogłaby pani dzisiaj? Wieczorem wyjeżdżam z Łodzi na tydzień.
- Idealnie. Będę około 14.
- Dobrze. Będę czekać. Do widzenia.
- Dziękuję. Do widzenia. – Rozłączyłam się.
Od razu rzuciłam telefon na łóżko i pobiegłam do laptopa szukać jakiegoś autobusu do Łodzi. Przejrzałam rozkład jazdy. Autobus miałam o 10:58. Idealnie. Błyskawicznie umyłam się, ubrałam, rozczesałam włosy i pierwszy raz od bardzo dawna pomalowałam się. Trzeba przecież jakoś wyglądać, a moje zapadnięte, sine oczy i zmęczona twarz nie prezentowały się dobrze. Szybko wybiegłam z domu i udałam się na przystanek. Miałam jeszcze 20 minut do autobusu, ale przecież zawsze lepiej jest być za wcześnie niż za późno, prawda? Usiadłam na ławeczce i czytałam reklamy znajdujące się na ścianach przystanku, gdy poczułam, że ktoś siada koło mnie. Błagałam, żeby nie była to jakaś stara baba, która zaraz zacznie mi prawić morały o moim stylu ubierania się itp. Odwróciłam się i zobaczyłam.. Maćka!
- Maciek? A co ty tu robisz? – Moje serce aż podskoczyło, gdy go zobaczyłam.
- Aktualnie siedzę na przystanku i czekając na autobus rozmawiam z moją piękną koleżanką. – Uśmiechnął się szelmowsko.
- Ale się uśmiałam! A tak serio to gdzie się wybierasz? – Nie dam się tak łatwo spławić. Przykro mi.
- Dziś ostatecznie wyprowadzam się do Bełchatowa. Właśnie wiozę ostatnie walizki, a od jutra zaczynam treningi. Niestety muszę jechać do Łodzi, tam przesiadka i dopiero do Bełchatowa.
- Czemu mi nic nie powiedziałeś?! – Zdenerwowałam się. Myślałam, że się kolegujemy i o tak ważnej rzeczy mi powie.
- Próbowałem. Dzwoniłem, pisałem, ale nie odpowiadałeś, więc pomyślałem, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. – Miał smutny wyraz twarzy.
- Faktycznie. Przepraszam. Naskoczyłam na ciebie, a to jestem winna. – Dopiero teraz zrozumiałam swój błąd.
- Co się stało, że się nie odzywałaś? I czemu jedziesz do Łodzi? – Spytał z zaciekawieniem na twarzy.
- Bo… - Zaczęłam nerwowo pocierać dłonie o siebie. – Do Łodzi jadę obejrzeć mieszkanie, które chcę kupić. – Odpowiedziałam w końcu.
- Czemu? I czemu się nie odzywałaś? – Zapytał zaniepokojony. – Coś zrobiłem źle?
- Nie chodzi o ciebie. Przepraszam, ale to nie jest odpowiednie miejsce na takie rozmowy. – Odpowiedziałam, powoli się rozklejając.
- Rozumiem. To może wpadniesz do mnie, do Bełchatowa, jak już obejrzysz to mieszkanie? – Zapytał z iskrami w oczach.
- Jasne. – Propozycja wydawała się odpowiednia. Tylko jak ja mu o tym wszystkim powiem?! - Tylko podaj mi adres.
- Ulica Sportowa 18. – Po usłyszeniu nazwy ulicy wybuchłam śmiechem. – No co?
- Właściwy człowiek na właściwej ulicy. – W tym momencie na przystanek zajechał autobus. Niestety nie było miejsc siedzących, dlatego nie mieliśmy jak pogadać. 2,5 godziny drogi spędziłam patrząc się w szybę. Gdy autobus w końcu łaskawie dotarł na łódzki przystanek, pożegnałam się z Maćkiem i poszłam w kierunku ulicy Mickiewicza. Po 15 minutowym marszu dotarłam na miejsce. Blok może nie prezentował się za ładnie, ale byłam dobrej myśli. Choć te obdrapane ściany troszeczkę mnie przerażały. Weszłam na klatkę i udałam się na 2 piętro, po czym zapukałam do drzwi z numerem 5. Otworzyła mi dość niska kobieta z czarnymi włosami do ramion i brązowymi oczami. Wydawała się być miłą osobą.
- To z panią rozmawiałam dzisiaj o kupnie mieszkania? – Kiwnęłam twierdząco głową. – Zapraszam do środka.
Mieszkanie było małe, ale za to przytulne. Maleńki korytarzyk, który prowadził do salonu, był pomalowany na delikatny, kremowy kolor. Salon był utrzymany w różnych odcieniach czerwieni i czerni. Kuchnia natomiast była pomalowana na przyjazny zielonkawy kolor. Sypialnia oraz łazienka to malutkie pomieszczenia w kolorystyce morskiej. Mebli niestety nie było, jedynie aneks kuchenny. Po obejrzeniu mieszkania pani Hania zrobiła herbatę i zaczęłyśmy omawiać warunki wynajmu. Zgodziłam się na warunki proponowane przez właścicielkę i podpisałam umowę, wcześniej dokładnie ją czytając. Podziękowałam, pożegnałam się i wyszłam z mieszkania. Spojrzałam na zegarek. Wskazówki ułożyły się w godzinę 14:50. Stwierdziłam, że zadzwonię do Maćka. Odebrał po trzech sygnałach.
- Halo?
- Właśnie wyszłam z mieszkania, więc..
- Wsiadaj w autobus, będę czekał na przystanku. Muszę kończyć. Cześć. – Rozłączył się.
Stwierdziłam, że jego zachowanie było co najmniej dziwne, ale jakoś się tym nie przejęłam. Poszłam na przystanek. Na miejsce dotarłam równo z moim autobusem. Szybko do niego wskoczyłam, skasowałam bilet i usiadłam na wolnym miejscu. Nawet nie zauważyłam kiedy dojechaliśmy do Bełchatowa. O mały włos nie przegapiłam przystanku! Wyszłam z autobusu i rozejrzałam się dookoła. Nigdzie nie było Maćka. Stwierdziłam, że nie będę czekać na niego powoli zamarzając, ale pójdę do jego mieszkania. Wyjęłam z torby adres i dokładnie studiując mapę miasta, umieszczoną koło przystanku, wyznaczyłam trasę i udałam się na ulicę Sportową. Po  odsłuchaniu 4 piosenek dotarłam pod blok Maćka. Muszę przyznać, że wygląda zupełnie inaczej niż mój. Ale w końcu on jest siatkarzem, a ja cichą i nic niewartą dziewczyną. Weszłam na klatkę schodową. Winda! Szybko weszłam do niej i wcisnęłam przycisk z numerem 8. Po chwili drzwi windy się otworzyły, a ja udałam się pod drzwi mieszkania z numerem 17. Niestety nikt nie odpowiadał na moje pukanie i dzwonienie. Pociągnęłam za klamkę – zamknięte. I co ja mam teraz zrobić? Usiadłam przy drzwiach pod ścianą i czekałam na Maćka słuchając piosenek z zamkniętymi oczami. Chyba przysnęłam, bo słowa oraz melodia piosenki nagle przestała do mnie docierać. A może po prostu się zamyśliłam? Nie wiem ile to trwało. Mój sen czy co to tam było zostało przerwane stukaniem w ramię. Otworzyłam oczy, a przed sobą ujrzałam…

                                                                   ~~~~~~~~~~

No i mamy kolejny rozdział ;) Niestety w najbliższym czasie nic się nie pojawi, bo mam zapalenie spojówek ;c Wyrażajcie swoje opinie o blogu - te pozytywne i te negatywne. Wszystkie są ogromną motywacją dla mnie! Następny rozdział pojawi się dopiero, gdy pod tym postem będzie 5 komentarzy ;)

niedziela, 12 maja 2013

Rozdział 3



- Przepraszam was bardzo. Po prostu się zagadałam. – Miałam cichą nadzieję, że nie będą chciały znać szczegółów.
- Z kim?! – Zapytały jednocześnie.
- Z chłopakiem. – Powiedziałam stanowczym głosem, a mój wzrok mówił, że nie chcę więcej pytań.
- A dokładniej? – Daria nie dawała za wygraną. – Znam go? Jak ma na imię?
- Nie znasz. Nazywa się Maciek i poznaliśmy się jakieś 3 godziny temu.
- Jak to? – Spytała zszokowana Julka. Wiedziałam, że nie odpuszczą, dlatego opowiedziałam im całą historię od spotkania w parku z Olką do przybiegnięcia tutaj.
- No to nieźle. – Posumowała moją opowieść Julka.
-  Ale trzymasz się jakoś? – Spytała wyraźnie przejęta Daria.
- Jakoś.. Dopóki istnieje siatkówka, przeżyję. – Zmusiłam się do uśmiechu.
- Dobra, koniec tego zamartwiania się. Idziemy poszaleć! – Oznajmiła Daria dając mi kopa w tyłek.
- Ej.. Co jest?! – Zaskoczyła mnie swoim zachowaniem.
- To na rozpęd, bo tak jakoś żółwim tempem się poruszasz. – Odpowiedziała słodko się uśmiechając. Zawsze wtedy jej oczy robiły się maślane. Nic dziwnego, że podobała się wszystkim chłopcom w naszej szkole. Też bym tak chciała, ale ja się nie podobam chłopakom. Od zawsze reprezentanci płci przeciwnej omijali mnie szerokim łukiem. Ciągle nie wiem dlaczego, przecież…
- Ziemia do Magdy, ziemia do Magdy. – Julka pomachała mi swoją dłonią przed nosem.
- O czym się tak rozmarzyłaś? A raczej o kim?! Czyżby ten Marcinek zawrócił ci w głowie? – Zaczęła dopytywać się Daria, niecierpliwie czekając na moją odpowiedź. Świdrowała mnie wzrokiem.
- Jaki znowu Marcinek?! – O kogo jej znowu chodzi?
- Nie wiesz który? Weź się dziewczyno nie kompromituj… Gadałaś z nim dzisiaj papę godzin. – Daria miała bardzo dziwny wyraz twarzy. Takie o.O połączone z „are you fucking kidding me”.
- O Maćka ci chodzi? – Kiwnęła twierdząco głową. – Powaliło cię? Dlaczego miałabym się o nim rozmarzyć?
- Jak to czemu? Przecież…
- Koniec tych pogaduszek! – Przerwała Darii Julka. – Najpierw zakupy. Po zakupach pójdziemy na kawę i tak sobie porozmawiacie, okej? – Była widocznie zniecierpliwiona.
- Dobrze. To gdzie najpierw? – Spytałam się dziewczyn. Mi było to obojętne.
- Może NewYorker? – Spytała Jula. Widać, że strasznie się napaliła na te zakupy, a my z Darią opóźniałyśmy moment jej wejścia między wystawy sklepowe.
- Okej. Chodźmy. – Zarządziła Daria.
Po sklepach łaziłyśmy chyba ze cztery godziny. Co z tego, że cholernie bolą mnie nogi? Przynajmniej się odprężyłam i zapomniałam o przykrych rzeczach, jakie mnie spotkały. Muszę przyznać, że zaszalałyśmy na tych zakupach. Oczywiście Daria z Julą najbardziej, ale tym razem od nich nie odstawałam. Moim łupem stały się trzy pary dżinsowych rurek, t –shirt z nadrukowanym widoczkiem Nowego Jorku, dwie bokserki – jedna niebieska, druga czarna oraz krótkie dżinsowe szorty. Jak bardzo trzeba być kopniętym w głowę, żeby na zimę kupować letnie ciuszki? Jak widać Madzia potrafi. Jula kupiła mnóstwo sweterków, kilka par spodni oraz prześliczne czarne oficerki. Daria – leginsy, dwie szerokie bluzy, dwie pary dżinsów oraz cudowną fioletową sukienkę, w której wyglądała co najmniej jak jakaś księżna. No ale z jej figurą może nosić wszystko.
Wyczerpane, z mnóstwem toreb w ręku udaliśmy się w poszukiwaniu kawiarni. Szybko jakąś znaleźliśmy i czym prędzej pognałyśmy poszukać wolnego stolika, co nie było łatwe. Ale udało się. Kiedy usiadłam przy stole poczułam ogromną ulgę. Myślę, że moje nogi długą będą na mnie obrażone za ten szaleńczo długi wypad na zakupy. Policzę się z nimi później. Może przekabacę je na swoją stronę jakimś okładem? Moje rozmyślania nad moimi nogami przerwała Jula:
- Tego mi było trzeba. – Powiedziała opadając na krzesło. Swoją drogą bosko wyglądała z tymi lekko rozwianymi włosami.
- Tak, mi też. – Daria potwierdziła wypowiedź swojej przyjaciółki. Stojąc. Czemu ona jeszcze stała? Miała za dużo siły? Ja, sportowiec, byłam padnięta.
- A ty nie siadasz?
- Nie, bo ktoś musi iść po kawę, a jak usiądę, to nie będzie mi się chciało ruszyć. Nawet dla tego pysznego napoju. – Kochana Daria. Jak zwykle o wszystkim pomyślała. – To kto co chce?
- Ja kawę. Taaaką dużą. – Odpowiedziała Julka, pokazując ręką miejsce jakieś 40 cm od stolika.
- Nie wiem czy takie mają. – Zaśmiała się Daria. – Ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby taką ci załatwić. A ty Magda co chcesz?
- Ja czekoladę. Duuużo czekolady. – Odpowiedziałam przeciągając głoski w słowie „dużo”. Po takim męczącym dniu chyba mogę dostarczyć mojemu organizmowi trochę kalorii, prawda?
- Okej. – Daria szybkim krokiem poszła w kierunku kas. Skąd w tej dziewczynie tyle energii? Nie miałam siły nawet o tym myśleć. Zamknęłam oczy i opierając się głową o krzesło czekałam na mój boski napój. Oczy otworzyłam dopiero, kiedy poczułam coś na nosie. No tak, żarty się Darii trzymały.
- Co ty robisz? Moje ukochane kalorie mi w nos wcierasz? – Zapytałam wycierając bitą śmietanę z twarzy.
- Taką maseczkę ci tylko zrobiłam. Proszę.- Postawiła przede mną naprawdę ogromny kubek pysznej gorącej czekolady. Kawa Julki była jeszcze większa.
- Nie sądziłam, że oni naprawdę mają takie ogromne kawy! Jak ja to wypiję? – Rozmyślała Julka.
- Chciałaś to masz.  – Odpowiedziała Daria siadając na krześle i popijając równie olbrzymie jak nasze napoje latte.
- Jak to zrobiłaś? – Przecież przychodzę tu już od bardzo dawna i nigdy nie było tu takich wielkich kaw!
- Nic nie zrobiłam..
- Jasne.. A ja mam 2 metry wzrostu i jestem dżokejem. – Odpowiedziałam kpiąco i upiłam spory łyk mojej słodkiej dawki kalorii.
- Wystarczyło, że ten chłopak za kasą się spojrzał na was i nie miał żadnych pytań tylko podał to, o co go prosiłam.  – Uśmiechnęła się lekko i kątem oka spojrzała na kasjera.
- Oczywiście. I dlatego ten chłopak patrzy się na ciebie rozmarzonymi oczami i rozbiera cię wzrokiem? – Spytałam. Jak ona to robi, że faceci robią to, czego ona chce?
- Oj dobra no.. Trochę z nim poflirtowałam.. – Daria przybrała niewinny wyraz twarzy.
- No i teraz chłopak nie będzie przez ciebie spał przez tydzień. Kolejny, którego możesz dopisać do swojej listy „posłusznych tobie facetów”. Ilu ich już jest na tej liście? – Podsumowała Darię Julka.
- Moim zdaniem już jakiś tysiąc. – Zrobiłam minę myślicielki.
- Małpy zamknijcie się już, bo nie dostaniecie bananów na kolację! – Daria zaczynała się denerwować.. I tak wiedziałyśmy, że udaje. Uwielbiała bawić się kosztem facetów i śmiać się z ich zachowania w jej obecności. – Lepiej powiedz jak tam ten, jak mu tam?
- JakMuTam? Muszę przyznać, że fajne imię. Z jakiego to kraju? Bo ja nie znam nikogo takiego.
- Wiesz o kogo chodzi. – Bardzo dobrze wiedziałam o kogo chodzi. Ale ona tak słodko wyglądała jak się denerwowała.
- Skąd miałabym wiedzieć? – Zapytałam niewinne. Julka w tym czasie skończyła swoją ogromną kawę.
- Weź mnie kobieto nie denerwuj, bo jak ci zaraz..- Przerwał jej dźwięk mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Mama. Super. Zaraz się zaczną pytania gdzie jestem, z kim, co robię, po co, dlaczego. Traktowała mnie jak jakąś dwunastolatkę, a przecież jestem pełnoletnia! Odebrałam telefon.
- Halo?
- Magda, gdzie ty jesteś? Już dwudziesta! Cały dzień cię nie było! – Wiedziałam co powie słowo w słowo. Jestem jasnowidzem? Nie. Po prostu moja mama miała te same teksty od jakiś pięciu lat.
- Jestem z dziewczynami w galerii. Zaraz wracam. – Odpowiedziałam spokojnie.
- Jakimi dziewczynami? – No i zaczynamy przesłuchanie. Jak ja tego nienawidzę.
- Normalnymi. – Odparłam chłodno.
- Jak ty się wyrażasz do własnej matki? – Znowu ten sam tekst. Że nie mam do niej szacunku.
- O Boże.. – Przewróciłam oczami. - Z Darią i Julką jestem. Zadowolona?
- Nie. Masz natychmiast wracać. – Oznajmiła prawie krzycząc.
- Ale mamo, ja nie mam już dwunastu lat. Jestem pełnoletnia. – I tak wiem, że moje sprzeciwianie się nie miało sensu. Ale zawsze można spróbować.
- Żadnego ale. Za 15 minut masz być w domu. Czekam. – Powiedziała chłodno i się rozłączyła.
- Mama? – Spytała retorycznie Daria. – Musisz już wracać?
- Natychmiast. Boję się tego, co będzie w domu. Pa. – Rzuciłam i popędziłam w stronę domu. Pod moim blokiem byłam równo piętnaście minut później. Szybkim krokiem wbiegłam na trzecie piętro i jak najciszej weszłam do mieszkania. Niestety mama czekała na mnie w kuchni.
- Rozbierz się i przyjdź tutaj. Musimy porozmawiać. – Powiedziała surowym tonem. Odłożyłam torbę na krzesło, zdjęłam buty i poszłam do kuchni.
- Mam już dość twoich wybryków. – Powiedziała patrząc się gdzieś w ścianę za mną.
- Mamo, jakich wybryków? Przecież byłam tylko z dziewczynami w galerii. – Przewróciłam oczami. – A poza tym jestem już pełnoletnia i mogę decydować o swoim życiu. – Mój głos zaczął się lekko podnosić.
- Dopóki mieszkasz pod moim dachem masz się mnie słuchać! – Krzyczała mama. – Gówno mnie obchodzi, że masz jakiś głupi dowód osobisty!
- W takim razie się wyprowadzę! – Także krzyczałam, nie mogłam opanować emocji.
- Świetnie. Masz dwa tygodnie na znalezienie mieszkania. Jeśli po tym czasie się nie wyprowadzisz, będziesz musiała szukać swoich rzeczy na podwórku przed blokiem. – Oznajmiła chłodno i wyszła zostawiając mnie w osłupieniu i niedowierzaniu w kuchni.

                                                           ~~~~~~~~~~~~~~~~ 

Dziękuję za ponad 200 wyświetleń! :D Jesteście kochani :* Bardzo proszę o komentarze: te pozytywne i te negatywne - to bardzo motywuje ;)

wtorek, 7 maja 2013

Rozdział 2



Obudził mnie dźwięk przychodzącego esemesa, czyli „Pyszne ciociu” w wykonaniu Krzyśka Ignaczaka. Napisała Daria.


Odwołali nam jutrzejsze zajęcia :D Mam nadzieję, że cię nie obudziłam ;) Jeśli tak, to przepraszam. Idziesz jutro ze mną do galerii na zakupy?

Super :D Oczywiście, że tak. O której?

12 w galerii  ;)

Okej :)

Spojrzałam na zegarek. 23.23. Rozejrzałam się. Dopiero teraz zauważyłam, że nie leżę w swoim pokoju tylko na kanapie. Faktycznie, oglądałam mecz i widocznie usnęłam. Telewizor był wyłączony, a ja byłam przykryta kocem. Widocznie mama o mnie zadbała. Poszłam pod prysznic, ubrałam się w moją piżamkę i poszłam dalej spać.

Po usłyszeniu dźwięku budzika i przebiegnięciu mieszkania w pogoni za nim poszłam do kuchni. Zjadłam śniadanie i poszłam się ubrać. Po raz pierwszy od paru lat nie wiedziałam co mam założyć. Byłam osobą, która nie zwracała uwagi na wygląd. Miało być mi wygodnie i tyle. Wybrałam jakieś ciemne rurki to tego dużą, szarą bluzę i jakiś podkoszulek. Wskoczyłam pod prysznic i po 15 minutach byłam gotowa do wyjścia. Wzięłam torbę i założyłam adidasy. Wychodząc zamknęłam za sobą drzwi i pognałam na stację. Cały czas miałam wrażenie, że o czymś zapomniałam. Książki i bilet mam, telefon też…

- Telefon! – Krzyknęłam uderzając się w czoło. Szybko sprawdziłam esemesy. Miałam dziś odwołane zajęcia. – Ale ze mnie głupek. – Powiedziałam sama do siebie i zaczęłam śmiać się sama do siebie. Nie zauważyłam idącego z naprzeciwka chłopaka i oczywiście na niego wpadłam.

- Przepraszam. – Wydukałam, cały czas się śmiejąc. Z boku musiałam wyglądać jak na haju.

- To ja przepraszam. – Odpowiedział chłopak patrząc się na mnie swoimi ciemnobrązowymi oczami. Było w nich widać, że uważa mnie za chorą psychicznie. Dopiero w tym momencie zauważyłam, że ma co najmniej 2 metry wzrostu, co wywołało u mnie kolejną falę histerycznego śmiechu.

- Ehm, dobrze się czujesz? – Zapytał chyba się mnie bojąc.

- Tak, wszystko okej. – Odpowiedziałam. Oczywiście śmiejąc się.

- Dziewczyno, co ty brałaś?

- Ja? – Zapytałam zdziwiona.

- A kto? Ja?

- Nic nie brałam. To po prostu niewyczerpalne źródło mojej głupoty. – Powiedziałam i znowu dostałam tzw. głupawki.

-  A co takiego zrobiłaś? – Spytał. Widocznie mi nie wierzył.

- Szłam do szkoły i dopiero teraz mi się przypomniało, że mam odwołane zajęcia. – Odpowiedziałam mu starając się powstrzymać śmiech, co było bardzo trudnym zadaniem.

- To faktycznie zakręcona jesteś. A tak w ogóle to Maciek jestem. – Powiedział, podając mi rękę.

- Magda. – Ścisnęłam jego dłoń. Miał bardzo silny uścisk.

- Skoro masz odwołane zajęcia, to może pójdziemy na kawę? – Zapytał, patrząc się na mnie tymi hipnotyzującymi, brązowymi oczami, które… Stop. Zacznij myśleć!

- Jasne. To gdzie idziemy? – Spytałam starając się nie patrzeć na jego oczy, co przy jego wzroście nie było wcale takie trudne.

- Tutaj niedaleko jest galeria. – Posłał mi swój powalający uśmiech. – Często tak masz?

- Yyy… Słucham? – Nie usłyszałam co do mnie mówił, bo znów zatopiłam się w jego oczach. Zaśmiał się widząc moje zdezorientowanie.

– Pytałem się czy często masz takie fazy?

- Nie. Ostatnio miałam prawie miesiąc temu z Ol… - w tym momencie przypomniałam sobie o naszej rozmowie w parku. W moich oczach natychmiast pojawiły się łzy.

- Hej.. Co się stało? Zrobiłem coś nie tak? – Spytał z troską w swoich boskich oczach.

- Nie, nic. – Nie chciałam rozmawiać z nowopoznanym chłopakiem o moich problemach, chociaż wiedziałam, że mnie wysłucha.

- Proszę cię… Przecież widzę, że coś cię trapi… Możesz powiedzieć mi wszystko, ale nie będę cię naciskał jeśli nie chcesz.

- Powiem ci, obiecuję. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj kawa. – Uśmiechnęłam widząc wyłaniającą się zza rogu kawiarenkę. – Kto ostatni, ten fajtłapa! – Krzyknęłam i popędziłam ile sił w nogach w kierunku kawiarenki. Weszłam do środka i usiadłam przy stoliku nie oglądając się za Maćkiem. Wszedł jakieś 20 sekund po mnie i posłał mi wzrok mówiący „już nie żyjesz”. Wystraszyłam się. Czyżbym już go do siebie zraziła? To byłby rekord! Chyba miałam przerażenie wypisane na twarzy, bo zaczął się tylko śmiać i zaczął iść w moim kierunku.

- Hahahahaha, nabrałaś się! Myślałaś, że naprawdę przestałem cię lubić, bo mnie wykiwałaś? Hahahahaha. – Mówiąc to, starał się powstrzymywać śmiech, ale za bardzo mu to nie wychodziło.

- Osz ty! Ale i tak ty jesteś fajtłapą! Hahahahaha. I pamiętaj, że ci się zrewanżuję. – Powiedziałam uśmiechając się. O Olce już prawie zapomniałam.
- Jaką chcesz kawę? – Spytał, gdy już obydwoje się uspokoiliśmy.

- Cappuccino.

- Okej. Zaraz wracam. – Nie była to jakaś wykwintna restauracja, więc musiał sam podejść i zamówić. Kiedy dostaliśmy naszą kawę stwierdziliśmy, że nie będziemy siedzieć w kawiarni tylko pójdziemy się przejść.

Z kawą w ręku spacerowaliśmy, rozmawiając na luźne tematy. Dowiedziałam się, że Maciek właśnie przeprowadza się do Bełchatowa i że mieszkaliśmy od siebie zaledwie trzy ulice. Tyle lat mieszkaliśmy koło siebie, a i tak spotkaliśmy się przez przypadek. Podczas naszej rozmowy nawet nie zorientowaliśmy się kiedy znaleźliśmy się w parku. Tak, w TYM parku. W tym, w którym rozstałam się z Olką. Od razu, jak na zawołanie, pojawiły się wspomnienia, a z nimi łzy w moich oczach, których nie dałam rady ukryć przed Maćkiem.

- Hej, co się dzieje? – Spytał Maciek. Czyżby aż tak się mną interesował?

- Wczoraj w tym właśnie parku pokłóciłam się z moją najlepszą przyjaciółką… - Odpowiedziałam szukając chusteczek w torbie.

- Przepraszam. Że zabrałem cię akurat tutaj.

- Nie musisz przepraszać. Przecież  nie wiedziałeś. – Gdzie są te cholerne chusteczki?

- Opowiesz mi, jak to się stało? – Spytał podając mi chusteczkę. – Jeśli chcesz oczywiście.

- Dobrze, powiem. Chodźmy gdzieś usiąść. – Powiedziałam i skierowałam się w stronę stojącej niedaleko ławeczki.

- To o co chodzi? – Powiedział Maciek siadając na drewnianej ławce.

- Nie wiem od czego zacząć…

- Najlepiej od początku.

- Okej. Z Olką przyjaźniłyśmy się od gimnazjum. Zawsze razem. Świetnie się dogadywałyśmy. Najczęściej ona mówiła, a ja słuchałam. Odpowiadał mi taki układ, nigdy nie należałam do tych gadatliwych. Ona zawsze opowiadała o swoich problemach a ja ją pocieszałam. Rzadko odwrotnie. Jestem bardzo zamknięta i nie opowiadam ludziom o swoich problemach. Ale miesiąc temu musiałam. Zerwał ze mną chłopak. Nie była to jakaś wielka miłość tylko zauroczenie, ale z racji tego, że pierwsze to bardzo to przeżyłam. Olce zaczęło to przeszkadzać, że zaczynam mówić jej o swoich problemach i to ona musi mnie pocieszać, a nie ja ją. – Musiałam przerwać na chwilę. Głos mi się załamał. – Widziałam, że coś się między nami psuje, ale sama nie mogłam nic z tym zrobić. Wczoraj dostałam od niej esemesa, żebyśmy spotkały się w tym parku. Bez przywitania powiedziała mi, że nie będziemy się już przyjaźnić, bo ona nie ma zamiaru słuchać ciągle o moich problemach i siatkówce. – W tym momencie oczy Maćka powiększyły się. – No co?

- Nic, nic. Mów dalej. – Odparł.

- Stwierdziła, że skoro ja jestem jej przyjaciółką to powinnam porzucić to co ja kocham i interesować się tym co ona. Powiedziała też, że mam wybierać: albo ona albo siatkówka. Oczywiście wybrałam siatkówkę, powiedziałam jej to i pobiegłam do domu. Tyle. – Skończyłam mówić i zaczęłam ocierać łzy chusteczką.

- Ona nie była ciebie warta. Nie powinnaś w ogóle nazywać jej swoją przyjaciółką, skoro narzuca ci swoją wolę i ciebie nie słucha. – Zaczął mnie pocieszać. Chyba nie wiedział, co dalej powiedzieć.

- Dziękuję. I przepraszam.

- Za co? – Spytał wyraźnie zaskoczony.

- Za to, że gadam ci o swoich problemach, a znamy się jakieś 2 godziny.

- Widzę, że to wygadanie się ci pomogło i bardzo się z tego cieszę. – W tym momencie zabójczo się uśmiechnął. – Mówiłaś coś o siatkówce, prawda?

- Mówiłam, a co?

- Grasz? –Widać było w wyrazie jego twarzy, że go to zainteresowało.

- Niestety nie. Jestem za niska. – Odparłam smutno. Mój wzrost bardzo mi przeszkadzał w realizacji moich marzeń.

- Przecież jest jeszcze libero, prawda?

- Tak, ale to jednak nie to samo niż pełnowymiarowy zawodnik. Ty powinieneś być siatkarzem. Jesteś wysoki i wysportowany.

- Tak się składa, że jestem. – Uśmiechnął się, chyba trochę zakłopotany.

- Serio? To świetnie. W jakim klubie grasz? – Zainteresował mnie sobą. Czyżbym znała osobiście siatkarza?

- Będę grał w Skrze Bełchatów. Właśnie dlatego się tam przeprowadzam. – Dopiero teraz złączyłam ze sobą fakty. Przecież wspominał mi, że przeprowadza się do Bełchatowa.

- Hahahahaha, Skra to mój ulubiony klub. I osobiście będę znała siatkarza z tego klubu! – Byłam przeszczęśliwa. I było to widać.

- Jeszcze nie gram, a już mam jedną fankę? Już mi się to podoba. – Uśmiechnął się szelmowsko. – Na ilu meczach byłaś?

- Na żadnym. – Odparłam. Mój dobry humor błyskawicznie wyparował.

- Jak to? Dlaczego? – Maciek był bardzo zdziwiony.

- Sama nie pojadę, bo trochę głupio. Nikt, kogo znam nie interesuje się siatkówką. I jeszcze rodzice nie podzielają mojej pasji. Oni jej nawet nie tolerują. – Odparłam smutno. Zawsze bolało mnie to, jak na stronach siatkarskich czytałam komentarze ludzi, że już kupili bilety, że nie mogą się doczekać. Ja oglądałam mecze tylko w telewizji.

- Naprawdę? To obiecuję ci, że jak dostanę wejściówki to od razu masz jedną ode mnie. I nie będziesz sama, bo ja tam będę.

- Dziękuję ci. Bardzo, bardzo, bardzo. – Powiedziałam i przytuliłam się do niego. – Jeszcze raz dziękuję. Która jest godzina?

- 12.15 – Znowu to głupie uczucie, że o czymś zapomniałam. - Dasz mi swój numer telefonu? – Zapytał z nadzieją w głosie.

- Jasne. – Odparłam i podałam mi ciąg dziewięciu cyfr. Zapisał numer i w tym momencie mnie olśniło.

– Daria!

- Co jest? –Spytał zaskoczony Maciek.

- Zapomniałam, że o 12 umówiłam się z moją koleżanką w galerii. – Zaczął się śmiać. – Co jest w tym takiego zabawnego? - Zdenerwowałam się leciutko.

- Jakim cudem ty jeszcze żyjesz? Niedługo głowy zapomnisz.

- Dobra, biegnę do galerii. Do zobaczenia kiedyś tam. – Powiedziałam i pobiegłam w stronę galerii.

- Pa pa – Krzyknął za mną Maciek i poszedł w drugą stronę. Po dobiegnięciu przed galerię dostrzegłam Darię i Julkę – przyjaciółkę Darii i moją koleżankę.

- Cześć dziewczyny. – Powiedziałam, starając się uśmiechać. Co nie było łatwe widząc ich groźne miny.

- Gdzie ty do cholery byłaś?! – Wykrzyczała pytanie Daria. Super. Już nie żyję.

                                                       ~~~~~~~~~~~~~~~~ 

Bardzo proszę o komentarze, ponieważ nie wiem czy blog się podoba i czy go kontynuować..