środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 13



Po chwili jechaliśmy już autem w nieznanym dla mnie kierunku.

- Gdzie jedziemy? – Spytałam, ale odpowiedziała mi cisza. – No proszę.. Powiedzcie. – Zrobiłam słodkie oczka i spojrzałam na atakującego.

- Ale wtedy nie będzie niespodzianki. -  Westchnął Maciek. - Madziu, wytrzymasz, za dwie minuty będziemy. – Pocałował mnie w czubek głowy. - Zrób to dla mnie
.
- No dobrze. – Poddałam się i przez resztę drogi siedziałam cicho, cały czas będąc objęta długim ramieniem Muzaja. Chyba trochę za dużo tych buziaków i tego przytulania jak na przyjaźń. Po chwili Karol zaparkował samochód, a ja zdezorientowana zaczęłam rozglądać się dookoła. Zauważyłam stojącą pod drzewem wysoką szatynkę. Uśmiechnęłam się leciutko i podbiegłam w jej kierunku.

- Ola? Co ty tu robisz? – Spytałam zdziwiona całując ją w policzek na powitanie.

- Zostałam zaproszona przez Karola. Przecież to ma być podwójna ra.. – Kłos zamknął jej usta pocałunkiem.

- Idziemy? – Spytał, kiedy w końcu po paru długich chwilach oderwał się od swojej dziewczyny.

- Jasne. –Odpowiedziałam i weszliśmy do ogromnego budynku, który okazał się być.. basenem! – Przecież ja nawet nie mam kostiumu. – Odparłam smutno.

- Wszystko jest, spokojnie. – Maciek podał mi torbę. – A teraz zmykajcie do szatni, czekamy w wodzie. –Uśmiechnęłam się tylko i razem z Olą poszłyśmy się przebrać. W szatni okazało się, że mój kostium jest żółto-czarny!

- Widzę, że fanka Skry pełną parą. – Zażartowała przykrywając swoje bikini ręcznikiem.

- Pierwszy raz widzę ten kostium na oczy, Maciek mi kupił. – Powiedziałam zamykając szafkę i zakładając japonki.

- Ma gust. I nawet rozmiar znał. – Skomentowała związując swoje przepiękne włosy w kucyka i chowając je pod czepek koloru bikini.

- Sugerujesz coś? – Spytałam i spojrzałam na nią wściekłym wzrokiem.

- Ja? Nigdy. – Zaczęłyśmy się śmiać jak nienormalne. Chyba obie lubimy grać przed ludźmi i ich nabierać. Wydaje mi się nawet, że możemy zostać przyjaciółkami. – Idziemy? – Kiwnęłam tylko głową na potwierdzenie i wyszłyśmy z szatni.

- Widzisz gdzieś chłopaków? – Spytałam rozglądając się. Ola zaprzeczyła kiwnięciem głowy.

- Tam są! – Krzyknęła przyszła pani Kłos i wskazała basen olimpijski. Po raz kolejny dzisiejszego dnia dostałam ataku śmiechu, kiedy zobaczyłam środkowego i atakującego. Maciek miał na sobie czepek w spidermana, a Karol w Hello Kitty. Ratownicy spojrzeli na mnie jak na narkomankę pod wpływem, a matki zaczęły odsuwać ode mnie swoje dzieci. Przynajmniej będzie spokój.

- Zimna woda? – Spytałam Muzaja po uspokojeniu się.

- Nie wiem. – Odpowiedział mocząc palec wskazujący w wodzie, a następnie przesunął nim po mojej nodze. Przez moje ciało przeszły ciarki, ale po chwili się opanowałam.

- Jak nie wiesz, przecież w niej siedzisz. – Odparłam podchodząc do krawędzi basenu.

- Sama się przekonaj. – Powiedział Muzaj i wciągnął mnie do wody.

- Zimna! – Krzyknęłam i wskoczyłam na Maćka, aby mieć jak najmniejszy kontakt z lodowatą wodą.

- Ej, spokojnie małpko, przecież nie zamarzniesz. – Powiedział atakujący, ale nie zepchnął mnie, tylko ułożył sobie na plecach. Wzdrygnęłam się, kiedy jego mokre od lodowatej wody ręce dotknęły mojego ciała.

- Nie byłabym tego taka pewna. -  Odparłam przytulając się do atakującego, aby nie ześlizgnąć się i nie w paść do wody. - Gdzie Kłosiki? – Dodałam po chwili rozglądając się po basenie.

- Tam szaleją. Idziemy do nich? – Nie czekając na moją odpowiedź, Muzaj zaczął iść w kierunku zakochanej pary. Iść nie płynąć. Ale przecież ja ma się wzrost wielkoluda to i w basenie o głębokości dwóch metrów można chodzić.           

 W basenie szaleliśmy prawie trzy godziny. Nurkowanie, pływanie, niedozwolone skakanie do wody, chlapanie się, podtapianie dla żartów. Myślę, że nie ruszymy się przez jakiś tydzień, a chłopcy mają mecz w środę. Mam nadzieję, że dadzą radę.

Po basenie Muzaj i Kłos zaprosili nas do pizzerii. Usiedliśmy przy stoliku cały czas śmiejąc się z naszych przygód na basenie.

- Pamiętacie zjeżdżalnie? – Spytała Ola zasłaniając usta kartą dań, aby jej śmiech nie był aż tak bardzo słyszalny na Sali.

- Jasne, że tak. – Potwierdziłam jej słowa. - Nie powiem, kto się bał. – Spojrzałam znacząco spoglądając na Karola.

- Bo ta zjeżdżalnia była taka wąska! –Zaprotestował. Brakowało tylko tego charakterystycznego tupnięcia nóżką. - Bałem się, że się zaklinuję, a wtedy nie mógłbym zrobić tego. – Powiedział i zaczął mnie łaskotać.

- Kłos..! Przestań natychmiast! – Wykrzyczałam przez śmiech, a ludzie w pizzerii zaczęli się na nas dziwnie patrzeć.

- Przestanę jak poprosisz. – Powiedział, ale chyba nie miał zamiaru przerwać moich tortur.

- Karolku mój kochany puścisz mnie? – Karol postawił mnie, ale nie wypuścił mnie ze swoich objęć, tylko nastawił swój policzek. Kiedy dałam mu buziaka puścił mnie i porwał w swoje ramiona Olę. Zaczęli się namiętnie całować, ale po chwili musieli przerwać, gdyż pojawił się kelner.

- Co dla państwa? – Spytał wyciągając z kieszeni plik karteczek i pstryknął długopisem.

- My poprosimy dużą hawajską. – Powiedziała szatynka nie pytając o zdanie swojego chłopaka.

- A my? – Spytał Muzaj i spojrzał na mnie pytająco.

- Ja margaritę. – Powiedziałam zamykając kartę.

- W takim razie dużą margaritę i cztery cole. – Kelner zapisał wszystko i poszedł złożyć zamówienie, a my grzecznie siedzieliśmy przy stoliku i czekaliśmy na pizze. Nagle Maciek wybuchnął niepohamowanym śmiechem.

- Co ci się stało? – Spytałam również chichocząc, ponieważ atakujący ma bardzo zaraźliwy śmiech, a ja jestem bardzo podatna na takie rzeczy.

- Przypomniała mi się mina tego ratownika. – Powiedział łapiąc oddech pomiędzy wybuchami śmiechu.

- Faktycznie, to musiał być dla niego szok! W końcu nie codziennie ze zjeżdżalni wychodzą cztery osoby, z czego dwie to wielkoludy. – Powiedziała Ola i pocałowała środkowego w policzek pochylając się nad stolikiem, ponieważ usiadła koło mnie, a siatkarze naprzeciwko nas.

- Szczególnie, że te wielkoludy przytulały się tak mocno do siebie, że kartki papieru nie można by wcisnąć pomiędzy nich. – Powiedziałam również śmiejąc się w najlepsze. Jeszcze trochę, a będę miała lepszy kaloryfer na brzuchu niż Kłosik!

- A właśnie, miałam się spytać. Kiedy ślub? – Spytała Aleksandra patrząc na zdezorientowanych Skrzaków.

- Mogę być świadkową? – Powiedziałam i przybiłyśmy obie z Olą żółwika.

- Ej, ja się tak nie bawię! Kochanie wychodzimy. – Powiedział Maciek i wziął Karola za rękę, a ja nie mogąc opanować śmiechu położyłam głowę na ramieniu dziewczyny Kłosa, aby choć trochę stłumić mój chichot. W tym momencie do naszego stolika podszedł kelner, który spojrzał na nas dziwnie, szybko położył na stole nasze zamówienie życząc smacznego i oddalił się od naszego stolika prawie biegnąc. Przez chwilę byliśmy w szoku, ale po chwili znowu wybuchnęliśmy śmiechem.

Konsumpcja pizzy przebiegła już spokojnie. Oczywiście, jeśli słowem „spokojnie” można nazwać rozpoczęcie bitwy na jedzenie i wyrzucenie z lokalu. Nie mogąc opanować śmiechu poszliśmy do samochodu.

- Nie wróżę naszej przyszłości w tym lokalu. – Podsumował nasz wybryk Karol wsiadając do swojego renault.

- Oj tam, oj tam. Przynajmniej ludzie się pobawili i oderwali od szarej codzienności. – Powiedział atakujący zapinając pasy. W tym czasie Kłos odpalił silnik i zostawiliśmy w tyle pizzerię, do której mamy dożywotni zakaz wstępu.

Karol odwiózł nas do domu, a sam pojechał do Oli. Ledwo doczołgaliśmy się z Maćkiem do windy, a przekroczenie progu mieszkania było dla nas jak wejście na szczyt Mount Everest. Padnięta opadłam na kanapę. Po chwili poczułam wibrację w mojej kieszeni. Wyjęłam telefon i odczytałam wiadomość, która jak się okazało była od Zibiego:

Jak się czuje Ola? To musiał być dla niej szok! A z Tobą jak?

Nie rozumiałam o co mu chodzi. Zdziwiłam się, że w ogóle zna dziewczynę Kłosa. Weszłam do kuchni, nalałam po szklance soku sobie i Maćkowi i odpisałam Zbyszkowi:

Przepraszam, ale nie za bardzo wiem o co chodzi.

Podałam Muzajowi szklankę i opadłam zmęczona na fotel. Ten grzecznie podziękował i położył się na kanapie. Zamknął oczy i zaczął oddychać głęboko. Zapatrzyłam się na jego falującą klatkę, ale oderwałam od niego wzrok, kiedy dostałam esemesa od Bartmana:

Wejdź na facebooka, a wszystkiego się dowiesz. Wszystkie plotkarskie serwisy o tym trąbią.

- Macie tu Internet? – Spytałam atakującego, który chyba już zaczął usypiać.

- Jasne. – Powiedział podając mi laptopa, po czym poszedł pod prysznic. Ja w tym czasie szybko zalogowałam się na facebooka i zaczęłam czytać wszystko po kolei.

- Ale numer!

~~~~~~~~~~~~~~

Witam Was 13 rozdziałem ;) Oby trzynastka nie okazała się pechowa :P
Zaskoczyliście mnie tym, że tak szybko napisaliście tyle komentarzy. Mam wyzwanie - dacie radę 30? Kolejny rozdział dodam dopiero w następnym tygodniu, ponieważ jutro i w piątek zakończenie, a potem wyjeżdżam na Mazury, a tam internetu nie mam.
Odpowiadając na pytanie: mój wiek to dokładnie 15 lat i 159 dni :P
Pozdrawiam Was serdecznie ;*
P.S. Mam prośbę. Moglibyście odwiedzić tego bloga i skomentować? ;) Brakuje tylko jednego komentarza, aby dziewczyna dodała nowy rozdział :D Z góry dziękuję ;)

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 12



Obudził mnie delikatny pocałunek w czoło. Uśmiechnęłam się lekko i mocniej wtuliłam się w Maćka.

- Wstawaj Śpiąca Królewno. – Znowu pocałował mnie w czoło jednocześnie zrzucając ze mnie kołdrę.

- Ej, co to ma być? – Krzyknęłam układając się w pozycji embrionalnej, aby jak najmniej ciepła uciekło.

- Ktoś musi śniadanie zrobić. -  Powiedział Muzaj całując mnie w nos.

- Możesz sobie pomarzyć. – Odsunęłam jego twarz od mojej. - A teraz oddaj mi kołdrę.

- Oddam ci, kiedy obiecasz mi, że zrobisz śniadanie. – Powiedział krzyżując ręce na piersi. W tym momencie w mojej głowie narodził się złowieszczy plan.

- Obiecuję ci, że zrobię śniadanie… - Usiadłam na łóżku. – Jak mnie złapiesz. – Powiedziałam i wybiegłam z pokoju. Maciek zaczął biec za mną. Prawie mnie złapał, ale uciekłam za kanapę. Od Muzaja aktualnie oddzielał mnie stolik i fotel. Kiedy ja poruszyłam się w prawo Maciek zachowywał się jak moje odbicie lustrzane. Raz kozie śmierć. Wzięłam głęboki wdech i pobiegłam do kuchni. Niestety to był błąd. Atakujący złapał mnie w pasie i podniósł do góry.

- Teraz już mi nie uciekniesz. – Przerzucił mnie przez ramię, a chwilę później rzucił na kanapę. – Co teraz powiesz? – Spytał starając się wyrównać swój oddech. Ja próbowałam zrobić to samo. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi.

- Powiem, że muszę iść otworzyć. – Powiedziałam, nadal ciężko oddychając.

- Nie otwieraj. Jest tak przyjemnie. – Powiedział i położył się na mnie przyciskając mnie do kanapy.

- A może to coś ważnego? – Spytałam próbując wyswobodzić się z jego silnego objęcia.

- No dobra. – Zgodził się zrezygnowany i wypuścił mnie ze swoich ramion. Szybko wstałam i tanecznym krokiem podeszłam drzwi, które sprawnym ruchem otworzyłam.

- Cześć! Słuchaj mamy sprawę... – Pliński spojrzał na mnie i zamilkł. – Nie przeszkadzamy?

- Nie, czemu? – Plina tylko spojrzał na mnie nie mogąc obrać w słowa tego, co chciał powiedzieć. Dopiero wtedy zrozumiałam o co mu chodzi. Zasapana, z potarganymi włosami i w bluzie Maćka. A to zboczeńcy. – To nie jest to co myślisz.

- Magda, gdzie są moje spodnie? – Krzyknął Maciek ze swojej sypialni, a ja tylko zaczęłam się śmiać.

- Jesteś pewna tego, co powiedziałaś? – Spytał Bąku starając się powstrzymać swój chichot.

- Znalazłem! – Oznajmił wszystkim Muzaj, na co Skrzaki wybuchnęli śmiechem.

- Nieźle zaszaleliście, skoro Maciuś nie mógł znaleźć spodni. – Podsumował nas Winiar, a ja spojrzałam na niego zabójczym wzrokiem.

- Przymknij się. – W tym momencie podszedł do nas atakujący.

- O, cześć chłopaki. Po co przyszliście? – Spytał nie rozumiejąc, czemu ja i siatkarze ledwo powstrzymujemy nasz rechot.

- Na początku mieliśmy jeden powód, teraz mamy dwa. – Wszyscy spojrzeliśmy na Winiara pytająco. – Pierwszy taki, że Resoviacy zaprosili nas na imprezę halloweenową po meczu.

- A drugi? – Spytał zaciekawiony Muzaj.

- Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. – Powiedział przytulając mnie, a następnie Maćka.

- Ale o co chodzi? – Zadziwił się atakujący i spojrzał na mnie pytająco.

- Wszyscy tutaj zgromadzeni twierdzą, że jesteśmy parą. – Odparłam po czym schowałam twarz w dłoniach.

- Jak to? – Maciek nadal nie potrafił zrozumieć tej sytuacji.

- Przecież już nawet skonsumowaliście wasz związek. – Powiedział Daniel wskazując na mnie.

- Co zrobiliśmy?! – Zdenerwował się atakujący. - Po pierwsze nic nie skonsumowaliśmy, bo nie jesteśmy razem. A po drugie, nawet jeśli, to nie jest wasza sprawa. O co chodzi z tą imprezą z Resoviakami?

 - Igła organizuje po meczu u siebie w mieszkaniu imprezę z okazji halloween i zaprosił całą Skrę. – Powiedział, chyba lekko wystraszony, Winiarski.

- Kiedy? – Dopytywał się Maciek chłodnym głosem.

- Napisał do mnie wczoraj i kazał mi wszystkim przekazać, także chodzę po wszystkich i przekazuję. – Oznajmił Michał zachowując się jak świadek Jehowy.

- A to twoi ochroniarze? – Wskazałam na drugiego Michała i na Daniela.

- Nie, to jakieś przybłędy się przyplątały. Nie mogłem ich zostawić na pastwę losu. Mam za miękkie serduszko. – Powiedział przyjmujący rozczulając się nad siatkarzami.

- Biedny Misiek. – Powiedziałam i przytuliłam Winiara. Po chwili się odsunęłam.

- Ej, ja jestem naprawdę bardzo biedny. – Zaprotestował Michał. - I taki samotny.

- Samotny? Ciekawe co na to Dagmara i Oliwier. – podsumował go Maciek.

- Nic. Dobra, musimy lecieć. Pamiętajcie o imprezie! – Krzyknął Winiar i razem z Plińskim i Bąkiewiczem opuścili mieszkanie atakującego.

- To co będzie z tym śniadaniem? – Spytał zacierając dłonie.

- No dobra. – Powiedziałam zrezygnowana. – Co chcesz?

- Myślę, że jajecznica będzie idealna. – Uśmiechnął się i pogłaskał po brzuchu.

- Czy ja dobrze słyszałem? Ktoś powiedział jajecznica? – Do salonu przyszedł zaspany Kłos i pocierając oczy opadł na fotel.

- Tak, Magda powiedziała, że nam zrobi. – Kiwnęłam tylko głową uśmiechając się sztucznie i weszłam do kuchni. Zajrzałam do lodówki.

- Chodźcie tu na chwilę. – Zawołałam siatkarzy do siebie.

- O co chodzi? – Spytał Muzaj błyskawicznie pojawiając się w drzwiach kuchennych.

- Kucharzem dobrym to ja może jestem, ale nie czarodziejem! Jak mam niby zrobić jajecznicę? Ze światła przyprawianego powietrzem?

- Zrozumiałem. Karolu, idziemy do sklepu po jajka. – Wskazał gestem ręki drzwi wyjściowe. – A ty nigdzie nie wychodź. – Zwrócił się do mnie. – Nie chcę, żebyś znowu mi się zgubiła.

- Dobrze. – Przewróciłam oczami. – Idźcie już. – Powiedziałam, a po chwili usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Od zawsze nie cierpiałam zostawać sama w domu. Cicho, każdy dźwięk jest podejrzany. Wolnym krokiem przeszłam do salonu i opadłam na fotel. W zasięgu mojego wzroku leżał telefon. Przez pięć minut biłam się z myślami. Wziąć ten telefon czy nie? W końcu padło na odpowiedź twierdzącą. Trzymając urządzenie w ręku przeszłam z salonu do sypialni Maćka i w podniosłam z szafki kartkę z numerem Zibiego. Napisać czy nie? Po paru chwilach, znowu wybrałam odpowiedź „tak”. Szybko napisałam: Hej, tu Magda ;) Pamiętasz mnie jeszcze?, po czym, z bijącym sercem, wcisnęłam „wyślij”. Co ty kobieto zrobiłaś? Przecież on na pewno cię nie pamięta! Trudno, czasu nie cofnę. Weszłam do kuchni, żeby napić się wody, wcześniej rzucając telefon na kanapę. Aż podskoczyłam, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Z bijącym sercem podbiegłam do telefonu i otworzyłam esemesa:

Jasne, że pamiętam ;) Jak mógłbym zapomnieć kogoś takiego jak Ty? Bałem się, że nie napiszesz…

Byłam w szoku. Bartman mnie pamięta? I jeszcze bał się, że nie napiszę?! To musi być sen! Zamknęłam oczy, aby po chwili znowu je otworzyć. Słowa cały czas były na wyświetlaczu. Wzięłam głęboki oddech i drżącymi rękoma odpisałam:

Cieszę się, że mnie pamiętasz ;) Co słychać u Ciebie?

Odłożyłam telefon na stolik, a sama opadłam na kanapę i zamknęłam oczy. Przez następne dwie minuty oddychałam głęboko, starając się opanować emocje. Po chwili przyszła odpowiedź:

Może być ;) Chociaż chciałbym się z Tobą zobaczyć..

Moje serce znowu zaczęło bić z niesamowitą prędkością, a uspokojony przed chwilą oddech znowu przyśpieszył. Wtedy usłyszałam skrzypienie drzwi, a następnie Maćka:

- Jesteśmy! Szykuj patelnię! – Krzyknął i poszedł odłożyć zakupione produkty do kuchni. Ja w tym czasie odpisałam Zbyszkowi:

Dlaczego? Przecież widzieliśmy się jakieś 10 minut

- Magda.. – Usłyszałam szept tuż przy swoim prawym uchu. – To dla ciebie. – Powiedział Maciek i wręczył mi śliczną czerwoną różyczkę.

- Dziękuję. – Powiedziałam i rzuciłam mu się na szyję. – Z jakiej to okazji?

- Po prostu za to, że jesteś. – Powiedział i pocałował mnie w policzek.

- Jeszcze raz dziękuję. – Teraz to ja pocałowałam atakującego w policzek. – Tobie też dziękuję! – Krzyknęłam do idącego do łazienki Karola i wysłałam mu buziaka w powietrzu, po czym poszłam do kuchni. – Dwadzieścia jajek starczy? – Spytałam się siedzącego w salonie Muzaja.

- Powinno.. – Odparł. – Może ci w czymś pomóc?

- Nie dziękuję. – Odpowiedziałam w tym samym momencie, w którym przyszedł esemes:

Utkwiłaś mi w pamięci ;) Jeszcze nie spotkałem tak niesamowitej dziewczyny jak Ty ;D Chyba mogę nawet powiedzieć, że się za Tobą stęskniłem..

Z mojej ręki wypadło jajko i rozbiło się na podłodze.

- Nic ci nie jest? – Krzyknął z salonu Muzaj.

- Nie. – Odpowiedziałam trzęsącym się głosem. Kiedy przeczytałam wiadomość po raz kolejny dopiero zrozumiałam jego treść. Zibi się za mną stęsknił? Uderzyła mnie fala gorąca, kiedy przyszedł kolejny esemes:

Pośpieszyłem się z tymi wyznaniami… Przepraszam… Będziesz w środę na meczu i imprezie? ;)

Ogarnij się dziewczyno! Krzyknęłam w myślach. Po chwili, już opanowana opisałam Zibiemu:

Na meczu może będę ;) Nie wiem, co ze szkołą ;c

Wbiłam jajka na patelnie uprzednio sprzątając to z podłogi. Nakładałam właśnie chłopakom ogromną porcję i sobie malutką, kiedy dostałam odpowiedź od ZB9:

Szkoła nie zając – nie ucieknie :P A czemu nie będzie Cię na imprezie?:(

Uśmiechnęłam się tylko i zaniosłam chłopakom jajecznicę, po czym usiadłam przy stole.

- Smacznego! – Krzyknęliśmy razem w tym samym momencie i wybuchliśmy śmiechem. Po opanowaniu się siatkarze zabrali się za pałaszowanie śniadania, a ja odpisałam Zbyszkowi:

Przecież to Wasza impreza. Impreza siatkarzy. Nie będę się wpraszać ;)

Odpowiedź przyszła błyskawicznie:

Przestań ;) Właśnie zostajesz oficjalnie zaproszona na imprezę po meczu ;) Nie przyjmuję odmowy :D

Zaśmiałam się, a siatkarze spojrzeli na mnie pytająco. Nic nie odpowiedziałam tylko z uśmiechem na ustach sprzątnęłam brudne talerze.

- Panowie, ja nie zmywam! – Powiedziałam kładąc się na kanapie i zabrałam się za odpisywanie Zibiemu:

Dziękuję ;) W takim razie będę na pewno :D

- Ja też nie! – Krzyknął Maciek i usiadł na zagłówku kanapy.

- Czy ja zawsze muszę być ten poszkodowany? – Powiedział smutny Kłos i szurając nogami poszedł do kuchni.

- Nie martw się! Następnym poszkodowanym będzie Maciek! – Pocieszyłam go, a chwilę później dostałam kolejnego esemesa od Bartmana:

Nie mogę się doczekać ;) Jakbyś przyjechała wcześniej zapraszam na nasz trening ;D Poznasz chłopaków :)

- Posuń się. – Powiedział Muzaj starając się położyć na kanapie.

- Chyba śnisz! – Zbulwersowałam się. – Nie mam zamiaru leżeć jak sardynki w puszce, ja miałam odpocząć!

- No dobra.. – Atakujący przewrócił oczami, a ja napisałam kolejną wiadomość:

Jasne ;) Dzięki za wszystko :D To do środy :)

- Z kim tak romansujesz? – Spytał zaciekawiony Maciek starając się przeczytać treść mojego esemesa.

- A co ty taki ciekawski? – Spytałam chowając telefon do kieszeni. – Nie z tobą, także nie powinno cię to interesować. – Pokazałam mu język i zaczęłam czytać wiadomość od ZB9:

Pa pa :*

Po raz kolejny dzisiejszego dnia jak głupia zaczęłam się uśmiechać do telefonu. Ja go chyba kocham. Muzaj w tym czasie poszedł do Kłosa. Wiedziałam, że coś knują, ale nie obchodziło mnie to.

- Magda! Wychodzimy! -  Krzyknął Karol rzucając mi moją kurtkę.

- Gdzie? – Spytałam zdziwiona, ale posłusznie wstałam, założyłam adidasy i wyszłam z mieszkania wypchnięta przez chłopaków.

- Niespodzianka. – Odparł Karol i poszliśmy do samochodu.

~~~~~~~~~~

Po pierwsze: przepraszam Was za to coś wyżej ;c Ostatnio wszystko mi się sypie...
Po drugie: przepraszam za zaległości w Waszych blogach (nie działa mi internet ;c ten rozdział dodaję od koleżanki) i obiecuję, że niedługo je nadrobię ;)
Po trzecie: jeśli chcecie być informowani na bieżąco napiszcie adres, gdzie mam informować pod tym postem ;D
Po czwarte: brakuje mi ostatnio weny i potrzebuję motywacji, dlatego nowy rozdział pojawi się dopiero, kiedy pod tym będzie 20 komentarzy ;)
Pozdrawiam ;*
P.S. Dziękuję za ponad 3 tys. wyświetleń :D przypominam, że nadal możecie zadawać mi pytania :P Nawet te bardzo prywatne xD Odpowiem w następnym poście ;)

czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział 11



Nie wiem ile czasu minęło. Może minuta? Może godzina? Może cała noc? Wiem jedno – deszcz lał dalej, a ja siedziałam na rozmiękniętym kartonie z twarzą schowaną w dłoniach. Już nie płakałam, jedynie cichutko pochlipywałam, trzęsąc się z zimna. Co ja mam niby teraz zrobić? Maciek się na mnie obraził, Karol jest zajęty Olą, więc nie wypada im przeszkadzać. Może Zbyszek? Ale przecież on jest w Rzeszowie i nie będzie leciał na złamanie karku, żeby uratować idiotkę nie potrafiącą panować nad swoim życiem. A nikogo innego nie znam..


***

Powrót do domu z rodzinnych stron. Mama jak zawsze wpakowała we mnie górę jedzenia, a drugie tyle zapakowała do domu. Ledwo zmieściłem to wszystko do samochodu.

- Tylko uważaj na drodze Pawełku i nie jedź za szybko. – Powiedziała mama przytulając mnie.

- Dobrze mamo. – Odparłem całując ją w policzek.

- I pamiętaj, żeby zadzwonić jak dojedziesz. – Odsunęła się ode mnie, a podszedłem do taty, którego również uścisnąłem.

- Dobrze mamo. – Powiedziałem troszeczkę znudzonym głosem

- A! I pamiętaj, że masz codziennie dzwonić, bo przyjadę. – Mama pogroziła mi palcem, ja się uśmiechnąłem, a tata tylko spojrzał na mnie ze współczuciem w oczach.

- Dobrze mamo. – Odpowiedziałem nadal się uśmiechając.

- Pa pa skarbie. – Oznajmiła mama ponownie mnie przytulając. Po chwili się odsunęła.

- Pa mamuś. – Odparłem i wsiadłem do samochodu. Szybko zapiąłem pasy i włączyłem silnik. Odjeżdżając z rodzinnego podwórka pomachałem jeszcze rodzicom na pożegnanie. Nie wiem, co bym bez nich zrobił. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Ledwie zdążyłem wyruszyć z domu, a już natrafiłem na ogromny korek. Ja to mam szczęście. Włączyłem radio i słuchając ulubionych piosenek starałem się to przetrwać. Po kwadransie, podczas którego moje volvo nie poruszyło się nawet o centymetr wypadłem na genialny pomysł. Przypomniałem sobie o uliczce prowadzącej przez osiedle, która pozwoli mi ominąć ten korek. Po kolejnych piętnastu minutach poruszania się w ślimaczym tempie dotarłem w końcu w miejsce, gdzie miałem skręcić. Wrzuciłem kierunkowskaz i po chwili pędziłem już po ulicy Mickiewicza. Śpiewając ulubioną piosenkę, a raczej robiąc coś pomiędzy śpiewaniem a wyciem, mijałem kolejne bloki. Przed jednym z nich coś kazało mi zwolnić. Spojrzałem się w tamtą stronę i zobaczyłem kogoś siedzącego na czymś dziwnym. Nie wiedziałem kto to jest, ale postać wydawała mi się znajoma. Zwolniłem jeszcze bardziej i przyjrzałem się osobie. To na pewno kobieta i na pewno ją znam. Tylko skąd? Postanowiłem podejść. Nawet, jeśli okaże się, że jej nie znam, to nie mogę pozwolić, żeby ta kobieta została na tym deszczu. Zaparkowałem na poboczu, wyłączyłem silnik i wysiadłem z samochodu. Szybko podbiegłem do postaci starając się uniknąć zimnych kropel wody spadających z nieba.

- Przepraszam.. – Nie wiedziałem co dalej powiedzieć. Dziewczyna podniosła głowę i dopiero wtedy przypomniałem sobie skąd ją znam. – Magda? Co ty tu do cholery robisz?

- Siedzę. – Odpowiedziała szczękając zębami.

- Ale czemu na deszczu? I czemu na.. – Nie wiedziałem jak nazwać to, co znajdowało się pod dziewczyną. - .. tym czymś?

- Bo nigdzie indziej nie mogę. – Powiedziała i schowała twarz w dłonie.

- Jak to? – Spytałem zdziwiony. – Dobra później mi opowiesz. Zabieram cię ze sobą do Bełchatowa.

- Nie. Nie chcę robić kłopotu. – Sprzeciwiła się, chociaż była cała przemoczona i trzęsła się z zimna.

- Czy ja się ciebie pytałem o zdanie? – Spytałem retorycznie. – Jedziesz i koniec. Co to w ogóle jest? – Spytałem wskazując na to coś znajdujące się dookoła Magdy.

- Moje rzeczy. – Odpowiedziała smutno.

- Mhm. Bierz kluczyki i wsiadaj do samochodu a ja je zaniosę do bagażnika. – Wyciągnąłem w jej kierunku dłoń, żeby pomóc jej wstać.

- Przecież zamoczę ci całą tapicerkę. – Przewróciłem tylko oczami i podniosłem Magdę.

- Nie obchodzi mnie to. Bierz kluczyki i wsiadaj, samochód stoi pod drzewem. – Powiedziałem wręczając jej kluczyki - A! I masz przykryć się kocem. Leży na tylnym siedzeniu. – Krzyknąłem za nią.

- Dobrze. – Odpowiedziała, po czym poszła do samochodu. Ja w tym czasie próbowałem jakoś zabrać rzeczy Magdy do auta.


***

Powolnym krokiem szłam w kierunku samochodu Zatiego cały czas trzęsąc się z zimna. Po chwili otworzyłam drzwi od auta i wyciągnęłam koc, który położyłam na przednim siedzeniu, aby go nie zamoczyć. Następnie usiadłam na nim i zamknęłam drzwi. Moment później do samochodu wszedł Paweł.

- Dziewczyno! Miałaś się przykryć tym kocem, a nie na nim siadać. Przecież trzęsiesz się z zimna! – Zaczął krzyczeć Zatorski.

 - Nie chciałam zamoczyć ci siedzenia. – Odpowiedziałam cichutko.

- Przestań, to tylko głupia tapicerka. Ale teraz i tak za późno, bo koc jest mokry, a mokrym się przykrywać. – Paweł zamyślił się na moment. – Wiem! – Wykrzyknął i wyskoczył z samochodu. Wrócił po chwili trzymając w rękach śpiwór. – Trzymaj Fredzia. Tym sposobem będzie ci ciepło i nie będziesz moczyć tapicerki. – Podał mi śpiwór i uśmiechnął się dumnie.

- Fredzia? – Zdziwiłam się. – Kto to jest Fredzio?

- Tak się nazywa mój śpiwór. – Powiedział, a ja się zaśmiałam. - Wiem, że to dziecinne.

- Wcale nie, to słodkie. – Sprzeciwiłam się. - Ja też nazywam swoje rzeczy. Moje łóżko na przykład nazywa, a raczej nazywało się Zeke. (czyt. Zik)

- Czyli nie jestem odmieńcem? – Uśmiechnęłam się słodko, Paweł odpowiedział mi tym samym. – To co? Jedziemy? – Kiwnęłam głową na potwierdzenie, zapięłam śpiwór i zamknęłam oczy. Byłam już jedną w krainie Morfeusza, kiedy usłyszałam dźwięk telefonu Zatora. Uśmiechnęłam się leciutko nie otwierając oczu.

- Halo? – Usłyszałam cichy głos Pawła. – Właśnie wyjechałem z Łodzi. – Odparł, a po drugiej stronie telefonu dało się usłyszeć głośnie „kurwa”. Rozmówca Zatiego powiedział coś jeszcze do libero, ale nie udało mi się zrozumieć jego słow. – Spokojnie. Jest ze mną w samochodzie. – Rozmówca powiedział do Pawła jeszcze parę słów, na które Zati odpowiedział „okej” i zakończył połączenie. Chwilę po tym usnęłam.

Obudził mnie pisk opon oraz szarpnięcie samochodem.

- Co się stało? – Krzyknęłam przerażona, a moje serce przyśpieszyło do dwustu uderzeń na minutę.

- Jakiś durny kot wyskoczył mi przed auto, ale jest okej. Dobrze, że się obudziłaś, bo właśnie dojechaliśmy. – Uśmiechnął się i zaparkował na jedynym wolnym miejscu na całym parkingu.

- Przecież to osiedle Maćka i Karola. Czemu akurat tu mnie zawiozłeś? – Spytałam lekko zdziwiona, po czym spojrzałam wyczekująco na Zatorskiego.

- Maciek mnie o to poprosił. – Skończył rozmowę libero i wysiadł z samochodu, co po chwili uczyniłam także ja. Cały czas opatulona Fredziem weszłam do mieszkania chłopaków.

- Magda! – Krzyknął Maciek i podbiegł do mnie. – Przepraszam. Bardzo przepraszam. – Powiedział i przytulił mnie, ale po chwili szybko odskoczył. –Jesteś cała mokra! Rozbieraj się.

- A w czym niby mam spać? – Spytałam, a atakujący wybiegł z pokoju, aby po chwili powrócić z bluzą w ręku.

- Proszę. Idź się przebrać, a my uszykujemy ci coś do jedzenia. – Powiedział wręczając mi swoją klubową bluzę.

- Dziękuję, nie jestem głodna. – Odpowiedziałam i poszłam do łazienki. Szybko pozbyłam się przemoczonych ubrań i weszłam pod prysznic. Kiedy moje ciało zaczęła oblewać, dla odmiany, gorąca woda, przeszedł mnie dreszcz. Szybko się umyłam i założyłam bluzę Maćka, po czym wyszłam z łazienki.

- Ślicznie wyglądasz. – Skomentował Karol, który jak zwykle pojawił się znikąd, i pocałował mnie w policzek. Naprawdę? Z mokrymi włosami, sińcami pod oczami, bladą twarzą, cały czas trzęsąc się z zimna?

- Dziękuję. – Odpowiedziałam lekko się uśmiechając. – A gdzie Ola?

- Pojechała do domu. – Odparł smutnym głosem środkowy. – Lepiej opowiedz, czemu siedziałaś na deszczu pod blokiem.

- Zostałam wyrzucona z mieszkania. – Odpowiedziałam krótko starając się, aby mój głos nie wyrażał żadnych emocji.

- Co?! – Krzyknęli jednocześnie Karol, Maciek i Karol. – Czemu? – Zaczął dopytywać się Zati.

- Jutro. – Odpowiedziałam bardzo zmęczonym głosem. – Gdzie mam spać?

- U mnie w pokoju. Nie próbuj się sprzeciwiać! – Dodał Maciek odgadując moje zamierzenia.

- W takim razie będę się już zbierał. – powiedział Zatorski kierując się do drzwi.

- Dziękuję. – Powiedziałam po podbiegnięciu do niego i mocno się przytuliłam.

- Nie ma za co. – Uśmiechnął się słodko. – Dobranoc. – Powiedział szeptem całując mnie w policzek, po czym wyszedł z mieszkania.

- Ja też dobranoc. – Oznajmiłam chłopakom i po usłyszeniu odpowiedzi udałam się do sypialni atakującego. Opadłam na łóżko i okryłam się kołdrą. Dopiero wtedy dotarły do mnie przykrości, które spotkały mnie podczas ostatnich dni. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, a za nią kolejne i po chwili moja twarz oraz poduszka były mokre od słonej cieczy. Moment później usłyszałam skrzypienie drzwi oraz czyjeś kroki.

- Madzik, co się dzieje? – Tą osobą był Muzaj, który zaniepokojonym głosem zadał pytanie siadając na łóżku.

- Nie daję rady. – Powiedziałam tylko i wtuliłam się w niego. Nie protestował, lecz głaskał mnie po głowie i uspokajająco mną kołysał.

- Jestem tu. Karol też. Skrzaki też ci pomogą. Nie zostawimy cię, słyszysz? – Pocałował mnie w czubek głowy.

- Dziękuję. – Powiedziałam odsuwając się od niego. – Mogę mieć prośbę?

- Jasne. – Odpowiedział błyskawicznie i spojrzał mi w oczy.

- Położyłbyś się ze mną? Boję się, że te wszystkie okropieństwa znowu do mnie wrócą, a przy tobie o nich nie myślę. – Maciek nic nie odpowiedział, tylko położył się koło mnie i szczelnie okrył nas kołdrą.

- Możesz się do mnie przytulić, przecież nie gryzę. I obiecuję, że nic ci nie zrobię. – Powiedział po chwili.

- Dziękuję. – Powiedziałam i położyłam głowę na jego klatce piersiowej, a on objął mnie swoim ramieniem.

- Obiecuję, że zrobię wszystko, żeby nic złego ci się więcej nie stało. – Potarł dłonią moje ramię. – A teraz śpij. Dobranoc. – Pocałował mnie w czoło, a ja z uśmiechem na ustach wkroczyłam w krainę Morfeusza.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam za to coś wyżej – brak weny ;c Obiecuję poprawę! ;)
Może chcecie się czegoś o mnie dowiedzieć? Piszcie pytania w komentarzach ;) Odpowiem na wszystkie, nawet na te bardzo prywatne :P
Specjalnie dla Agaty Frąckowiak - przygoda z meczu ;)
Zibi po napisaniu autografu chciał zabrać mój marker :P Był w połowie korytarza prowadzącego do szatni, kiedy się skapnął xD Wrócił, spytał się: „Komu zabrałem?”, powiedziałam, że mi, a On oddając marker puścił mi oczko, po czym się uśmiechnął i pobiegł do szatni ;D Tyle ;P
Pozdrawiam ;*

piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział 10



- Jesteśmy. – Przerwał moje rozmyślania Karol parkując samochód pod osiedlem. Po bełchatowskim osiedlem.

- Czemu tutaj? Czemu nie do Łodzi? – Zdziwiłam się. Rozmyślając nad Zbyszkiem nawet nie zauważyłam, że podróż trwała za krótko na jazdę do Łodzi.

- A co? Masz już nas dosyć? – Spytał Karol wyłączając silnik, po czym odpiął pas i wysiadł z samochodu.

- Was? Nigdy, ale wolałabym wrócić do mojego mieszkania. – Odparłam, gdy już uwolniłam się z pasa bezpieczeństwa, po czym wysiadłam z pojazdu.

- Tego czegoś nie da się nazwać mieszkaniem. – Wtrącił się Maciek lekko rozdrażniony. -Aneks kuchenny i łazienka. Tyle tam masz. Prawie nic nie jesz, śpisz na jakimś lipnym materacu. – Posumował mój pobyt w Łodzi.

- Ty go wyciągnąłeś od mojej mamy, więc się nie czepiaj. – Rzuciłam lekko podniesionym głosem. Moje mieszkanie – moja sprawa.

- Ale gdyby nie ja spałabyś na gołej podłodze! – Wysunął kolejny argument atakujący, którego głos był z każdym słowem głośniejszy.

- Nie kłóćcie się! – Przewał nam, również krzycząc, Kłos.

- Zamknij się! – Wrzasnęliśmy równocześnie, po czym spojrzeliśmy na siebie wrogo.

- Nie! Bierzcie rzeczy i na górę. Sami nie umiecie się dogadać, to będziecie się mnie słuchać. – Spojrzeliśmy się na niego z niedowierzaniem. – Nie gapcie się, tylko ruchy, bo głodny jestem.

- Biedny Karolek. – Zrobiłam smutną minę. – Ale z głodu nie umrzesz, więc nam nie przeszkadzaj.

- Będę wam przeszkadzać. – Sprzeciwił się środkowy. - Po pierwsze nie wiem, dlaczego w ogóle się kłócicie. A po drugie, może nie róbcie scen pod blokiem? – Spytał wskazując na budynek za naszymi plecami.

- Niech ci będzie. – Odezwał się Maciek, wziął swoją torbę i poszedł w kierunku bloku.

- Co go ugryzło? – Spytałam, gdy atakujący zniknął za budką strażników. Zabrałam z tylnego siedzenia moją torbę, w której aktualnie przebywał mu największy skarb - kartka z autografami Igły i Zibiego.

- Ja chyba wiem. – Odparł Karol zamykając drzwi od samochodu, po czym wziął w ręce swoją torbę treningową.

- Co? – Spytałam zainteresowana powoli kierując swoje kroki w kierunku szlabanu odgradzającego osiedle.

- Raczej kto. – Poprawił mnie Kłos, po czym przywitał się ze strażnikami, którzy podnieśli nam szlaban, dzięki czemu mogliśmy wejść na plac osiedla. - Bartman.

- Bartman? – Zamurowało mnie. Co Maćkowi zrobił Zibi?

- Nie zauważyłaś tego, jak Maciek się zdenerwował, kiedy zauważył, że z nim rozmawiasz? – Pokręciłam przecząco głową. – Fakt. Jak mogłaś zauważyć, skoro gapiłaś się na Bartmana jak cielę na malowane wrota.

- Nie gapiłam się! – Nie zgodziłam się ze słowami środkowego. Chyba powiedziałam to trochę za głośno, bo strażnik wychylił się ze swojej budki i popatrzył się na mnie jak na wariatkę. Walić go!

- Gapiłaś, i dziwię się, że do tej pory do niego nie zadzwoniłaś. – Stwierdził Kłos patrząc się gdzieś w dal za moimi plecami.

- Nie zadzwoniłam? – Nie miałam zielonego pojęcia, o czym mówił Karol. - Jak niby miałam zadzwonić do Zbyszka?

- Nie zauważyłaś, że podpisując ci się podał swój numer telefonu? – Wskazał gestem ręki na autografy, które trzymałam w ręce.

- Numer? – Spytałam z niedowierzaniem i spojrzałam na kartkę. Miał rację. Przy autografie Zibiego zostało zapisane także kilka cyferek.

- Tak, numer telefonu. Rząd dziewięciu cyferek. Co się z tobą dzieje? – Nie odpowiedziałam, ponieważ pogrążyłam się w swoich myślach.

Czemu Zibi dał mi swój numer telefonu? Czyżby chciał mnie poznać bliżej? Nie, to niemożliwe. Nie łódź się kobieto, przecież wiesz, że faceci omijają cię szerokim łukiem. Ale może on jest inny? Może naprawdę chce się ze mną zaprzyjaźnić? Albo coś więcej..?

- Ziemia do Magdy. – Karol pomachał mi dłonią przed oczami. – Znowu myślisz o Bartmanie? Nie zawracaj sobie nim głowy, przecież on ma Asię, którą kocha i której nie zostawi.

- Ale ja nie myślę o Zibim. – Odparłam po chwili wchodząc do windy. – O, windę naprawili.

- Nie zmieniaj tematu. – Dał mi pstryczka w nos i wcisnął guzik z numerem 8. – To co jest między tobą a Bartmanem?

- Po pierwsze nic, a po drugie naprawdę chcesz gadać o takich rzeczach w windzie?

- Wiem zboczeńcu, że dla ciebie w windzie powinno się robić inne rzeczy. – Zachichotałam. Niby znamy się tak krótko, a oni już znają mnie na wylot. – Tylko nie mów mi, że teraz wyobrażasz sobie siebie z Bartmanem w tej windzie. – Spytał patrząc się na mnie błagalnym wzrokiem. Po chwili schował twarz w dłonie.

- Nie. – Odparłam krótko.

- Nie powiesz czy nie wyobrażasz sobie? – Zaczął dopytywać się Kłos patrząc na mnie dziwnym wzrokiem.

- Musimy ciągnąć ten temat? – Karol skinął głową na potwierdzenie. – Nie, nie wyobrażam sobie. Zadowolony? – Środkowy chciał coś jeszcze dodać, ale winda dotarła na ósme piętro i musieliśmy skończyć naszą rozmowę. Uff, udało się. Koniec wypytywania.

- Nie myśl, że odpuszczę ci tą rozmowę. – Pogroził mi palcem widząc mój uśmiech. - Pogadamy później na osobności, żeby..

- Żeby Ola nas nie znalazła? – Dokończyłam za niego charakterystycznie poruszając brwiami.

- Co się dzisiaj z tobą dzieje? – Spytał łapiąc się dłonią za policzek po czym westchnął. - Nie, żeby bardziej nie wkurzać Maćka.

- Miło, że się troszczysz o przyjaciela, ale może mógłbyś się czasem zatroszczyć o mnie? – Kłos spojrzał się na mnie z niezrozumieniem na twarzy. – Nie życzę sobie takich rozmów.

- Ja się właśnie tak o ciebie troszczę. Nie chcę, żebyś zrobiła coś głupiego. – W głosie środkowego było czuć troskę, ale przecież to moje życie i nikt nie powinien się w nie wtrącać.

- To moje życie i mogę robić, co tylko mi się podoba. – Odpowiedziałam i weszłam do mieszkania nie czekając na odpowiedź Karola. Rzuciłam swoje rzeczy na kanapę i udałam się do kuchni po coś do picia. Nie ogarniam mojego życia. Nie mam już nad nim kontroli. Rozmyślałam gasząc pragnienie. Odstawiłam szklankę na miejsce i udałam się do salonu.

- Zawieźliście mnie tutaj, więc jak ja mam wrócić do domu? – Spytałam siatkarzy. Na moje słowa Karol podniósł się z kanapy i podszedł do mnie. Maciek się nawet nie poruszył.

- Jutro wieczorkiem sobie pojedziesz autobusikiem. – Powiedział środkowy chwytając mnie za rękę.

- Czyli mam tu spać? – Wskazałam palcem na podłogę po czym spojrzałam się prosto w oczy Karola.

- Na naszym pięknym łóżeczku w tym o to pięknym pokoju. – Siatkarz wskazał ręką na swoją sypialnię. Tak mocno machnął dłonią, że uderzył nią w ścianę. Zaklął pod nosem.

- Nic ci nie jest? – Spytałam troskliwie. Zaprzeczył kiwnięciem głowy. – Wracając do tematu. Jak mam już spać u was to śpię na kanapie. Chociaż wolałabym wrócić do domu.

- Czyżby nie podobał ci się ten jakże cudowny meczyk, który odbył się dzisiejszego dzionka, podczas którego świeciło przepiękne słoneczko? – Spytał jednocześnie rozmasowywując swoją lewą dłoń.

- Możesz przestać tak mówić?! – Wrzasnęłam. - Proszę. – Dodałam po chwili opanowanym już głosem i spojrzałam na niego robiąc minę kota ze Shreka.

- Nie podoba ci się moja zacna mowa? – Zdziwił się Kłos.

- Nie. – Odparłam i poszłam do łazienki pod prysznic. Tradycyjnie, podczas gdy ciepła woda obmywała moje ciało, ja rozmyślałam nad moim życiem. Chyba moje życie mnie przerosło. Nie wiem, co mam myśleć o Maćku, co o Zbyszku. Do tego jeszcze brak pieniędzy, brak pracy. Nie wiem czy dam radę wyjść z tego dołka.. Moje rozmyślanie przerwało pukanie do drzwi.

- Magda, wyłaź. – Krzyknął chłodno Maciek. Dało się to usłyszeć nawet przez zamknięte drzwi.

- Chwila. – Odkrzyknęłam i wyszłam z kabiny. Szybkimi ruchami owinęłam się ręcznikiem i opuściłam łazienkę. Minęłam się w progu z atakującym, który spojrzał na mnie wrogo i bez słowa wszedł do łazienki z hukiem zamykając drzwi. Mam nadzieję, że to niedługo minie. Zabrałam swoje rzeczy z salonu i weszłam do pokoju Kłosa w celu ubrania się w coś innego niż ręcznik. Położyłam torbę na łóżku i zaczęłam przyglądać się kartce z autografami i numerem Zibiego. Zadzwonić? Może napisać? Ale po co? Żeby mnie wyśmiał? Przecież to nie wyjdzie. Odłożyłam telefon do torby i zajrzałam do portfela. Znajdował się w nim tylko jeden banknot z numerem 20. Chyba umrę z głodu. A jeszcze do końca miesiąca muszę zapłacić ratę za mieszkanie. Praco, gdzie jesteś? Odłożyłam portfel do torby i założyłam bieliznę. Właśnie wkładałam spodnie, kiedy ktoś wtargnął do pokoju.

- Puka się! – Krzyknęłam, przekonana, że to Kłos. Podniosłam głowę, a przed sobą ujrzałam wysoką szatynkę o ciemnych oczach.

- Karol! – Wrzasnęła. – Co to ma znaczyć?! – Wskazała na mnie i odwróciła głowę w kierunku zdezorientowanego środkowego.

- Ola, to nie tak jak myślisz… - Zaczął środkowy, jednak nie dane mu było skończyć wypowiedzi.

- To jak wytłumaczysz mi półnagą dziewczynę w swoim pokoju?! – Krzyknęła Ola bardzo mocno gestykulując.

- Kochanie, to… - Środkowy nie wiedział, co ma powiedzieć. - To dziewczyna Maćka! – Wykrzyknął nagle odkrywczo.

- To prawda? – Odwróciła się w moim kierunku i zaczęła świdrować wzrokiem. Nie mogłam się odezwać, dlatego tylko kiwnęłam głową. Twierdząco.

- Widzisz? Uspokój się już. – Karol przytulił swoją dziewczynę, a jego usta ułożyły się w słowo „dziękuję”.

- Ale co ona robi prawie naga w twoim pokoju? – Spytała szatynka odsuwając się od Kłosa i wskazując na mnie palcem.

- Maciek się gdzieś śpieszy i wygonił mnie z łazienki, a musiałam się gdzieś przebrać. – Powiedziałam szybko. - Karol nawet o tym nie wiedział.

- W takim razie przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam. – Spojrzała na mnie ciepłym spojrzeniem. – Ciebie też przepraszam. – Zwróciła się do Kłosa i zaczęła go całować. Wtedy coś ścisnęło mnie w żołądku. Nie mogłam patrzeć na te czułości, więc założyłam bluzkę, zabrałam swoje rzeczy z sypialni środkowego i weszłam do salonu. Nie będę im przeszkadzać, wracam do siebie. Po cichu spakowałam resztę rzeczy do torby i wyszłam z mieszkania. Ostrożnie zamknęłam drzwi i weszłam do windy.

Chwilę później szłam już ulicami Bełchatowa, podziwiając chmury zbierające się na czystym do tej pory niebie. W oddali zobaczyłam autobus, więc przyśpieszyłam kroku. Na przystanek dotarłam równo z pojazdem. Szybko do niego wskoczyłam, skasowałam bilet i usiadłam na wolnym miejscu. Nie minęła minuta, a już siedziałam oparta o szybę ze słuchawkami w uszach.

Wysiadłam z autobusu i udałam się na ulicę Mickiewicza. Po 20 minutach marszu wchodziłam już po schodach na drugie piętro. Przed moim mieszkaniem zastałam kartony. Zaśmiałam się. Wyglądają zupełnie jak moje! Nawet to serduszko namalowane na boku jednego z nich! Pokręciłam tylko z niedowierzaniem głową i zaczęłam szukać kluczy w torbie. Kiedy już je odnalazłam, wsadziłam je do zamka i przekręciłam, ale drzwi nie chciały się otworzyć. Szarpałam drzwiami, kluczyk przekręcałam z milion razy – nic. Chyba trzeba zadzwonić po dozorcę. Wybierałam właśnie numer, kiedy drzwi mojego mieszkania otworzyły się i wychylił się z niego wysoki brunet.

- Przepraszam, ale pani już tu nie mieszka. Pieniądze zostaną zwrócone w przyszłym tygodniu. Pani rzeczy zostały spakowane, ale jakby pani czegoś brakowało, to niech pani przyjdzie. A teraz proszę o opuszczenie bloku, gdyż nie jest pani jego mieszkańcem oraz nie odwiedza pani żadnego z mieszkańców. Do widzenia. – Powiedział chłodno i zatrzasnął drzwi.

Westchnęłam głośno. Zabrałam karton w trzęsące się ręce i ze łzami w oczach wyszłam z bloku. Postawiłam go na ziemi i wróciłam po następny. Z każdym kolejnym krokiem po moim policzku płynęło więcej łez. Musiałam jeszcze cztery razy chodzić po kartony. Kiedy już przyniosłam ostatni, usiadłam na jednym z nich i rozpłakałam się na dobre. Moje życie znów się sypie. Historia zatoczyła koło – znów zostałam wyrzucona z mieszkania. Czym ja sobie na to zasłużyłam? W tym momencie zaczął podać deszcz, który po paru sekundach zmienił się w porządną ulewę. Świetnie po prostu. Ukryłam twarz w dłoniach, a z moich oczu poleciały kolejne łzy. Szykuje mi się noc w deszczu bez dachu nad głową. Zajebiście po prostu.

                                                                 ~~~~~~~~~~~~~~~

Dziesięć! Nie spodziewałam się, że aż tak długo ze mną wytrzymacie! Dodatkowo jeszcze ponad 2000 wyświetleń :* Dziękuję <3 Mam nadzieję, że jeszcze trochę ze mną wytrzymacie :P
Chcecie jakiś prezent z okazji przekroczenia 2000 wyświetleń oraz okrągłej ilości rozdziałów? Piszcie w komentarzach :0 i dopiszcie jaki to ma być prezent ;D
Miałam Wam napisać o moich przygodach z meczu, ale nie będę Was zanudzać ;)
Pozdrawiam :*

niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 9



Maciek wyprowadził mnie z trybun i wyciągnął na parkiet, na którym rozciągali się zawodnicy Skry. Nie mogłam uwierzyć, że jestem tak blisko nich.

- Chłopcy, to moja przyjaciółka Magda. – Wszyscy siatkarze spojrzeli na mnie, a ja poczułam, że na mojej twarzy zaczynają pojawiać się wypieki. - Wasza, znaczy nasza wierna fanka.

- Jasne.. Przyjaciółka. – Skomentował wypowiedź Maćka Pliński. - Jedzie mi tu czołg? – Wskazał palcem na swoje oko.

- Tak, a tu zawraca. – Odparł Muzaj przedrzeźniając Daniela i przesunął swój palec od zewnętrznego kącika oka do brwi.

- Więc interesujesz się siatkówką. – Przerwał im Zatorski. - Jak długo?

- Jakieś osiem lat. – Powiedziałam bez zastanowienia.

- Zdała! Dawaj moją dychę. – Wykrzyknął nagle Kłos zagłuszając kibiców.

- Jaką dychę? – Spytałam równocześnie z Maćkiem, Winiarem i Bąkiem. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.

- Założyłem się z Zatorem, czy Magda da radę wydusić z siebie choć słowo przy nas czy nie. – Powiedział Karol, kiedy już opanowaliśmy śmiech. - No i wygrałem.

- Bo ty ją znasz! A do tego tak kurczowo trzyma w dłoniach tą statuetkę. – Oburzony Paweł wskazał gestem dłoni na moje ręce.

- Wykiwała cię dziewczyna. Ja wam mówię, z nią nie ma żartów. – Skomentował wszystko Winiarski ściągając opaskę z włosów.

- A skąd ty to niby możesz wiedzieć? Znasz ją? – Spytał lekko podniesionym głosem Maciek.

- Nie, ale widzę to w niej. To coś. – Spojrzał się na mnie swoimi hipnotyzującymi oczami i leciutko się uśmiechnął.

- To coś? Chyba za mocno dostałeś od Bartmana zagrywką w łeb, że teraz takie głupoty gadasz. – Podsumował Michała Wlazły uśmiechając się od ucha do ucha.

- Bardzo zabawne. – Odparł Winiar i lekko uderzył Mariusza otwartą dłonią w tył głowy.

- Ogarnijcie się. Zachowujecie się gorzej niż dzieci. Jeszcze Magda nas odlubi. – Zatorski wkroczył pomiędzy siatkarzy. Wyglądało to bardzo zabawnie. Ja i tak wśród nich wyglądam gorzej, a Paweł jest chociaż przyzwyczajony.

- Co zrobi? – Kłos i Bąkiewicz dostali napadu śmiechu.

- No odlubi. O Boże..  – Przewrócił oczami Zati i schował twarz w dłoniach. - Jak nie znacie polskiego to się nie odzywajcie.

- Spokojnie. Nie odlubię was. Macie moje słowo. – Puściłam oczko Zatiemu, na co odwdzięczył mi się szerokim uśmiechem. - Długo jeszcze będziemy tak tu stać?

- Właściwie to możemy już iść. – Odparł Winiar i skierował się w stronę wyjścia.

- No chyba nie. – Sprzeciwił się Bąkiewicz, na co Winiarski powrócił na swoje poprzednie miejsce. - A autografy dla naszych wiernych i tych mniej wiernych fanów? Przecież wygraliśmy, więc rzesza naszych kibiców wzrosła.

- To ty umiesz pocieszyć człowieka, nie ma co. – Odparł załamany Winiar ocierając nieistniejące łzy z policzków.

- To jak nie będę wam przeszkadzać. Poczekam na korytarzu. – Powiedziałam i zaczęłam przemieszczać się w stronę wyjścia.

- Za chwilę przyjdziemy. – Odkrzyknął Maciek na co odwróciłam się. - Tylko błagam, nie zgub się. – Spojrzał na mnie słodkim wzrokiem. Czy spojrzenie może być słodkie? W wykonaniu Maćka, jak widać, może.

Uśmiechnęłam się tylko i wyszłam z hali. Postanowiłam kupić coś to jedzenia. Przegrzebałam kieszenie spodni w poszukiwaniu drobniaków. Po kilku sekundach trzymałam już w ręku okrągłe pięć złoty.

- Tylko teraz gdzie jest automat? – Spytałam sama siebie. Zaczynam ze sobą rozmawiać. Chyba jest źle.

- Musisz skręcić w prawo. – Aż podskoczyłam słysząc te słowa. Czemu ten głos wydaje mi się znajomy? Bałam się odwrócić. – Spokojnie, ja nie gryzę. No chyba, że ktoś rusza moje rzeczy. – Uśmiechnęłam się pod nosem. Odwróciłam się na pięcie i zderzyłam się z… kamerą!

- Przepraszam. – Powiedziałam starając się utrzymać równowagę. - Czy to się nagrywa? – Spytałam i wskazałam na kamerę.

- No a jak! – Zdziwił się Ignaczak. - Przecież kibice muszą się pośmiać z naszych codziennych sytuacji. – Zaśmiał się leciutko.

- Żądam autoryzacji! – Odparłam i skrzyżowałam ręce na piersi.

- Ależ oczywiście… – Zawiesił się na chwilę. – Jak masz na imię?

- Magda. – Powiedziałam starając się nie patrzeć w kamerę.

- Igła. – Podał mi dłoń. - Więc jeśli chodzi o tą autoryzację…

- Krzysiu, nie podrywaj dziewczyn. – Przerwał mu jakiś głos. - Masz Iwonę!

- A ty Aśkę, więc się zamknij. – Wtedy podniosłam wzrok i spojrzałam na Bartmana. Nagle świat przestał istnieć. Widziałam tylko Jego bujne włosy. Jego kości policzkowe. Jego piękne i hipnotyzujące źrenice. Jego idealnie wyrzeźbione ciało pod opinającą Go koszulką…

- Dobrze się czujesz? – Moje serce przyśpieszyło na dźwięk Jego głosu.

- Tak… Chyba… - Powiedziałam łamiącym się głosem ledwo utrzymując równowagę.

- Tu jesteś! – Nagle, nie wiadomo skąd pojawił się Maciek. Trochę mnie to otrzeźwiło. - Nie zgubiłaś się, moje gratulacje. Trzymaj. – Podał mi swoją statuetkę. – Zostawiłaś na boisku.

- Dzięki. – Odparłam starając się, żeby mój głos trząsł się jak najmniej zauważalnie.

- Ej, nie mówiłaś, że masz chłopaka! – Oburzył się Zibi.

- To nie… - Zaczęłam zaprzeczać, lecz przerwał mi Ignaczak:

- Nie widziałeś jak się zachowywali podczas meczu? A teraz jeszcze on oddał jej swoją statuetkę. Trzeba myśleć chłopie! – Popukał lekko Bartmana w czoło.

- Magda nie jest moją dziewczyną. – Odparł Maciek. – Jeszcze. – Dodał szeptem myśląc, że tego nie słyszę.

- Czyli jednak… - Ożywił się Bartman i uśmiechnął pod nosem.

- Nie zapędzaj się tak. Pamiętaj o Asi. – Zgasił go Krzysiek, na co Zibi trochę posmutniał. Ale tylko troszeczkę.

- A tak w ogóle to czemu ty się spoufalasz z naszym wrogiem? – Kolejny Skrzak pojawił się nie wiadomo skąd. Kłos oczywiście.

- Ja się nie spoufalam tylko szpieguję. – Puściłam mu oczko. Mój głos się już nie trzęsie. Sukces!

- W takim razie przepraszam. Ale może skończ już to szpiegowanie i wróć z nami do domu? – Spytał Karol opierając się o ścianę.

- Jasne. Daj mi chwilę. – Wyjęłam z torby kartkę i marker odwracając się w kierunku Resoviaków. – Mogę autografy?

- Oczywiście. – Wtrącił się jako pierwszy Igła i szybkim ruchem uwiecznił swój podpis na kartce. – Trzymaj. – Podał marker Zbyszkowi, który równie zwinnie podpisał się.

- Dziękuję panu. – Odparłam, gdy Bartman oddał mi kartkę i marker.

- Jaki pan, nie postarzaj mnie. Zibi jestem. – Uśmiechnął się szelmowsko. – Nie musisz się przedstawiać. Jesteś Magda, prawda? – Skinęłam głową.

- Koniec tych rozmów. Idziemy świętować. – Niespodziewanie powiedział Zator. Skąd on się tu wziął?

- Zator, co ty tu robisz? Skąd się tu wziąłeś? – Uprzedził moje pytanie równie zaskoczony jak ja Maciek.

- Przyszedłem do was, bo myślałem, że zabłądziliście i przypadkiem we trójkę trafiliście do toalety, a tam.. – Nie skończył ponieważ dostał ode mnie w głowę. – Ej, za co?

- Za darmo. Dzisiaj promocja, nie musisz płacić. – Uśmiechnęłam się do niego sztucznie i podeszłam do Maćka.

- Dobra chodźmy już. – Odparł Kłos odsuwając się od ściany i wyszedł. Razem z Pawłem i Maciek poszliśmy za nim.

- Zabolało. Trenujesz coś? – Spytał Paweł, kiedy dotarliśmy na parking.

- Nie. – Zdziwiłam się. - Czemu miałabym coś trenować?

- Silna jesteś. – Spojrzałam na niego z wyrazem na twarzy mówiącym „Are you fucking kidding me?” - Naprawdę! – Powiedział Zati widząc, że mu nie wierzę.

- Zator, dla ciebie każdy jest silny. – Posumował go Maciek zeskakując z krawężnika. Cóż za odwaga!

- Bardzo zabawne. – Obraził się Paweł, co pokazał nam krzyżując ręce na piersi.

- Zostaw go w spokoju. – Powiedziałam do Muzaja patrząc na niego błagalnym wzrokiem.

- O proszę jaki obrońca. – Skomentował moje zachowanie Maciek. - Tylko nie wiem, czy dasz radę obronić małego Zatorka przed całym złem tego świata. – Odparł sztucznie zmartwionym głosem.

- Wcale taki mały nie jest. Jak widzisz jestem niższa od niego. – Odbiłam piłeczkę patrząc na wciąż obrażonego Pawła.

- Nie czepiaj się szczegółów. – Przewrócił oczami atakujący. - Jest niski i tyle.

- Madzik, poszłabyś po kluczyki do samochodu? – Przerwał naszą wymianę zdań Karol. - Zostawiłem w szatni, a nie chce mi się iść.

- A może frytki do tego? – Powiedziałam lekko zdenerwowanym głosem.

- Poproszę podwójną porcję. – Uśmiechnął się i oparł o samochód.

- Z ketchupem? – Spytałam retorycznie.

- Tak. – Odpowiedział, a ja starałam się opanować i go nie zamordować.

- Przykro mi, skończyły się. – Rzuciłam po chwili.

- Oj, no proszę.. – Zrobił maślane oczka, którym niestety jeszcze nie umiem się sprzeciwić.

- No okej. Ale jak zabłądzę to będzie twoja wina. – Powiedziałam i ruszyłam w stronę szatni. Tylko gdzie…

- Szatnia jest na lewo! – Usłyszałam krzyk Pawła. Dzięki ci!

- Okej! – Odkrzyknęłam mu i weszłam do środka. Skręciłam w lewo i już po chwili miałam przed swoimi oczami drzwi z tabliczką „szatnia”. Bez zastanowienia otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Wtedy zrozumiałam, że to nie był dobry pomysł. Wparowałam bez pukania do szatni, w której akurat siedział Atanasijević. I to w samym ręczniku!

- Przepraszam. – Wydukałam i jak najszybciej uciekłam z szatni, trzaskając drzwiami. Wiedziałam, że zrobiłam się cała czerwona na twarzy. Po tym chyba nie mogę liczyć na przyjaźń ze strony tego Skrzaka. Oparłam się o ścianę i zsunęłam się po niej na podłogę. Ukryłam twarz w dłoniach. Jaka ze mnie idiotka. Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Podniosłam głowę bardzo wysoko. Kiedy zobaczyłam kto to, szybko się podniosłam.

- Przepraszam. Bardzo przepraszam. Nie wiedziałam, że ktoś tam jest. Przepraszam. – Zaczęłam mówić bardzo szybko starając się jak najwięcej razy wypowiedzieć słowo „przepraszam”. Nie wiem czemu.

- Nie mów tak szybko, bo aż tak dobrze polskiego nie znam. I naprawdę nie masz za co przepraszać. Everything is okay. – Aleks chwycił mnie lekko za ramiona i spojrzał mi prosto w oczy.

- Ale i tak przepraszam. Nie weszłabym tak, gdybym wiedziała, że pan tam jest. – Odwróciłam wzrok i z moich ust znów zaczął się wydobywać potok słow.

- Aleks jak już, to po pierwsze. A po drugie nie gniewam się. – Uśmiechnęłam się leciutko. – A po co weszłaś do szatni? – Spytał odsuwając się ode mnie.

- Miałam przynieść kluczyki od samochodu Kłosa. – Odpowiedziałam i spojrzałam na niego, szukając choćby krzty gniewu. Nie znalazłam.

- To chodź po te kluczyki, bo nie wrócicie dzisiaj do domu. – Rzucił i rozczochrał mi włosy.

- Ale na pewno nie ma tam nikogo? – Spytałam przerażona. Drugi raz czegoś takiego nie przeżyję.

- Nie ma, spokojnie. No chodź. – Aleks wskazał gestem ręki na drzwi. Ze strachem weszłam do szatni. Nie rozglądałam się, tylko szybko chwyciłam kluczyki i wybiegłam z szatni.

- Przeżyłaś? – Spytał Atanasijević, a ja starałam się uspokoić mój przyśpieszony oddech.

- Tak. Muszę lecieć. Jeszcze raz przepraszam. – Powiedziałam po chwili i wyszłam z hali w kierunku chłopaków.

- No wreszcie jesteś. Co ty tam tyle czasu robiłaś? – Spytał znudzony Karol zabierając ode mnie kluczyki.

- Nie twoja sprawa. – Odparłam i rozejrzałam się dookoła. – A gdzie Zati?

- Pojechał do domu, wskakuj. – Powiedział Maciek otwierając mi drzwi od samochodu.

- Dziękuję. – Odpowiedziałam i wsiadłam do samochodu. Szybkim ruchem zapięłam pasy i zagłębiłam się w moich myślach.

Co to było? To z Zibim? To było dziwne. Bardzo. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułam. Widząc Go reszta świata nie istniała, tylko On. Słysząc Jego głos moje serce wariowało a oddech przyśpieszał. Nawet myśląc o nim miałam dziwne uczucie w brzuchu. Czy ja się w nim zakochałam?

                                                           ~~~~~~~~~~~~~~

Miałam dodać rozdział za tydzień, ale po piątkowym meczu mam taki dobry humor, że dodaję dzisiaj ;) Wiem, że przegrali, ale to mój pierwszy mecz, spełniło się moje największe marzenie ;D Wszystkie przygody, hymn, Orzełek ;) Ale wy też też musicie coś dla mnie zrobić w zamian za nowy rozdział, a mianowicie 8 komentarzy. Dacie radę? A jeśli chcecie, żebym opowiedziała Wam moje przygody to piszcie w komentarzach ;)
Pozdrawiam ;*

środa, 5 czerwca 2013

Rozdział 8



Minął kolejny monotonny tydzień. Każdy dzień w moim wykonaniu wyglądał tak samo: pobudka o 3 rano, śniadanie, uszykowanie się do szkoły, jazda autobusem, lekcje, powrót do Łodzi, kanapki na obiad, praca domowa, kąpiel i sen. Po drodze zaliczyłam jeszcze kurs fotograficzny. Z Maćkiem się nie widywałam – ja miałam szkołę, on treningi. Nasz jedyny kontakt to relacje z dnia wysyłane tuż przed snem.
Takie życie.

Jak dobrze jest obudzić się ze świadomością, że nie trzeba iść do szkoły. Jednak sobota to najlepszy dzień tygodnia. Wstałam, umyłam się, ubrałam. Właśnie szykowałam śniadanie w kuchni, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Uśmiechnęłam się pod nosem. Może chłopcy sobie o mnie przypomnieli? Udałam się do drzwi i otworzyłam je. Moje przypuszczenia potwierdziły się. W drzwiach stali Maciek i Karol.

- Dziewczyno, zbieraj się. Jedziemy do Bełchatowa. – Wepchnął się do mieszkania Kłos. Miłe przywitanie.

- Powaliło cię? Ja idę jeść. – Odparłam i powolnym krokiem wróciłam do kuchni po moje monotonne już kanapki z żółtym serem.

- Zjesz po drodze. – Oznajmił środkowy zabierając mi sprzed nosa talerz z kanapkami.

- Nie wiesz, że jedzenie w pośpiechu jest niezdrowe? Nie mam zamiaru dostać wrzodów żołądka przez jakieś wasze głupie pomysły. – Skrzyżowałam ręce na piersi i usiadłam na materacu.

- Okej, damy ci pół godziny, jeśli zrobisz nam kawę. – Powiedział Maciek widząc moją bojową postawę.

- Pół godziny? Och, dziękuję wam moi łaskawcy. A kawę zróbcie sobie sami. – Odebrałam Karolowi talerz i okryłam gołe nogi kocem.

- Karolek nam zrobi, a my porozmawiamy. – Dosiadł się do mnie Muzaj.

- Karolku, ja też poproszę. – Wyszczerzyłam się w jego stronę, a on tylko przewrócił oczami i schował się w kuchni. – Macieju, o czym chcesz porozmawiać?

- Ile czasu masz zamiar jeszcze się tak męczyć? – Spytał wpatrując się wyczekująco w moje oczy.

- Ale ja się nie męczę. Nie wiem o co ci chodzi. – Uciekłam od jego przeszywającego na wylot wzroku.

- Odkąd tu mieszkasz mizerniejesz w oczach. Ty coś w ogóle jesz kobieto? – Troska w jego głosie była wyraźnie słyszalna.

- Oczywiście, że jem, nie widać? – Pokazałam mu talerz z kanapkami. - Głupie pytanie.

- Wcale nie głupie. Nie jesz nic treściwego tylko jakieś kanapki. Do tego jesteś niewyspana i osłabiona. I co ja mam z tobą zrobić? – Atakujący skrzyżował ręce na piersi i świdrował mnie wzrokiem.

- Najlepiej zostawić mnie w spokoju. To moje życie i będę z nim robić co chcę. Nie zachowuj się jak moja matka. – Znów uciekłam od jego wzroku. – Proszę.

- Nie rozumiesz, że to wszystko jest dla twojego dobra? Przeprowadź się do mnie. Do Bełchatowa. – Zaproponował Muzaj. Mało ci jeszcze problemów człowieku?

- To nie poprawi mojego stanu, przecież będę musiała dojeżdżać jeszcze dalej. – Za wszelką cenę chciałam wybić Maćkowi ten pomysł z głowy.

- Wasza kawa. – Powiedział Kłos podając nam cudownie pachnące kubeczki. – A co do waszej rozmowy. Mało u nas, w Bełchatowie szkół?

- Nie chcę wam robić problemu, chcę zacząć panować nad sowim życiem. I nie chcę zawieść pani Hani, od której kupiłam mieszkanie. Przecież ona tak długo czekała na kupca. – Tonący brzytwy się chwyta.

- Pani Hania sobie poradzi, a ty za parę dni wylądujesz w szpitalu! – Zbulwersował się Maciek lekko podnosząc głos.

- Nie dramatyzuj. – Przewróciłam oczami i wypiłam ostatni łyk czarnego jak smoła napoju.

- Dobra, pogadamy później. Teraz musimy się zbierać. – Atakujący wstał, zabrał nasze kubki i zaniósł do kuchni.

- Dajcie mi chwilę. – Odparłam i weszłam do łazienki. Moje odbicie w lustrze nie prezentowało się tak źle, jak się tego spodziewałam. Rozpuściłam tylko włosy wcześniej związane w luźnego koka i uśmiechnęłam się do lustra. Gdzie oni widzą tą zmianę w moim wyglądzie? Przecież wyglądam tak samo jak wcześniej!

- Magda, ruszaj się, bo się spóźnimy. – Usłyszałam przez drzwi łazienki znudzony głos Karola.

- Już! – Odkrzyknęłam i wyszłam z pomieszczenia.

- No wreszcie. Co ty, zabłądziłaś w tej łazience czy jak? – Środkowy stał oparty o ścianę z rękami skrzyżowanymi na piersi.

- Zakręty mi się pomyliły. Zamiast skręcić w lewo skręciłam w prawo, no i się troszeczkę zagubiłam w tym labiryncie. Ale na całe szczęście usłyszałam twój głos i jego tropem dotarłam do wyjścia. – Odparłam lekko chichocząc.

- A podobno masz piątkę z geografii. – Zaśmiał się. - Podziękuj swojemu wybawcy.

- Och, dziękuję ci bardzo mój ty rycerzu! – Mocno wtuliłam się w Kłosa.

- Koniec tych czułości! – Przerwał nam, prawie krzycząc, Maciek.

- A co? Zazdrosny jesteś? – Spytał Karol z kpiną w głosie cały czas obejmując mnie swoimi długimi ramionami.

- Jak ty coś powiesz… - W wyobraźni widziałam jak atakujący przewraca oczami. - Idziemy. – Próba wyrwania mnie z objęć środkowego nie udała się.

- Ale mi tu wygodnie. – Jeszcze mocniej wtuliłam się w Karola. Maciek nic nie odpowiedział, ale moja intuicja mówiła mi, że oni coś knują. Miałam rację. Pół minuty później wisiałam już głową w dół przewieszona przez ramię Muzaja. Szarpałam się, uderzałam dłońmi, potem nawet i pięściami w plecy siatkarza, niestety bezskutecznie.

- Chłopaki, nie róbcie wiochy. Puśćcie mnie. – Oznajmiłam, kiedy wyszliśmy przed blok.

- A będziesz już grzeczna? – Spytał atakujący podrzucając mnie sobie na ramieniu. Jakim cudem? Ja przecież nie ważę pięciu kilo!

- Będę. – Maciek postawił mnie na ziemię. Zakręciło mi się w głowie i musiałam przytrzymać się bluzy Muzaja.

- Magda, wszystko w porządku? – Spytał mocno zmartwiony i przestraszony Maciek.

- Chwileczkę. – Powiedziałam szeptem. Nie miałam siły na nic więcej.

- Co się dzieje? Magda, do cholery jasnej, co ci jest? – Zaczął panikować Muzaj.

- Już okej. – Odpowiedziałam po dłuższym momencie.

- Co to było? – Spytał Kłos. Maciek w tym czasie doprowadzał swoje nerwy do porządku głęboko oddychając.

- Przez dwie bardzo inteligentne małpy przebrane za ludzi za dużo krwi dopłynęło mi do mózgu i zaczęło kręcić mi się w głowie. Tyle. – Oddychałam już powoli i głęboko.

- Ale na pewno? Może jechać do lekarza? – Dopytywał się Maciek. Ja tylko przewróciłam oczami.

- Ktoś tu się bardzo śpieszył. Ruszcie się. – Ucięłam temat i popędziłam w stronę samochodu. Usłyszałam tylko westchnięcie i ich kroki podążające za mną. – Otwieraj tego grata!

- Jakiego grata? Świetny samochód! Jak masz z nim jakiś problem to zasuwaj na piechotę. – Obraził się Kłos. Można to było poznać po odwróceniu się tyłem do mnie i głową zadartą do góry.

- Nie chcę nigdzie jechać, także wracam do domu. – Odwróciłam się na pięcie.

- Foch?! – Krzyknął Karol wyglądając przez ramię.

- Jaki foch? Sam kazałeś mi iść na piechotę. A skoro ja się nigdzie nie wybieram, wracam do domu. – Wzruszyłam ramionami i zaczęłam iść w stronę budynku.

- Karol, przeproś Magdę, bo nici z niespodzianki. – Moje oczy szeroko otworzyły się na słowo „niespodzianka”.

- Przepraszam. – Powiedział szeptem.

- Mówiłeś coś? – Przekręciłam głowę prawym uchem w jego stronę oznajmiając w ten sposób, że nie dosłyszałam.

- Przepraszam! Madziu moja kochana, czy uczynisz mi tez zaszczyt i wsiądziesz do mojego grata? – Klęknął przede mną.

- Mój rycerz powrócił! – Krzyknęłam i rzuciłam się siatkarzowi na szyję.

- A ja? Czemu mnie pomijasz? – Tym razem obraził się Muzaj.

- Wybacz mi mój książę. – Pocałowałam Maćka w policzek.

- Ej, ja jestem tylko jakimś nędznym rycerzykiem, a on księciem? Foch! – Teraz znowu czas na Karola.

- Gorzej niż dzieci. – Skomentowałam przewracając oczami. - Jak foch to sobie idę.

- Żartowałem! – Błyskawicznie odezwał się Kłos i otworzył mi drzwi do samochodu. – Zapraszam.

- Dziękuję. – Odparłam i wsiadłam do tyłu pojazdu. Nie chciałam znów jechać z przodu, bo nadal miałam lekkie zawroty głowy. Ale po co niepokoić chłopaków? Siatkarze wsiedli do samochodu pół minuty później. – Dowiem się w końcu o co chodzi? – Spytałam zapinając pas.

- Jeszcze nie. – Powiedział Karol odpalając silnik.

- Puśćcie jakąś muzykę, bo nudno tu trochę. – Rzucił po chwili Maciek.

- Nudzić się w moim towarzystwie? Chyba kpisz. Ja specjalnie siadam z tyłu, a on że się nudzi. Foch! – Odwróciłam się plecami do środkowego i zaczęłam oglądać krajobraz za oknem.

- Madzik no.. -  Wtrącił się Karol. - Chodziło mu o to, żebyśmy sobie pośpiewali.

- Dokładnie! – Atakujący położył mi dłoń na ramieniu.

- No i gdzie ta muza? – Odparłam odwracając się przodem do kierunku jazdy.

- Czyli już nie jesteś obrażona? – Zaczął upewniać się Muzaj.

- Tyle mnie znacie i jeszcze nie wiecie, że moje fochy nigdy nie są na poważnie? – Zaśmiałam się.

- Jakoś nie. Za każdym razem nas nabierasz.

- Wy moje kochane przygłupki. Gdzie muzyka? – Dałam Maćkowi pstryczka w nos.

- Już. – Powiedział Maciek i swoimi długimi ramionami włączył radio. Z głośników poleciała piosenka „Ai Se Eu Te Pego” a ja zaczęłam śpiewać. Siatkarze dołączyli do mnie po trzech sekundach. Darliśmy się tak głośno, że aż przechodnie odwracali się za naszym samochodem. Nic sobie z tego nie robiliśmy tylko, opanowując kolejne napady śmiechu, śpiewaliśmy dalej.

- Ja już nie mogę. – Powiedziałam bardzo zachrypniętym głosem. – Długo jeszcze będziemy jechać?

- Właściwie to już dojechaliśmy. – Wyjrzałam przez okno a moim oczom ukazała się hala Energia.

- Przecież wy dzisiaj gracie mecz! – Uderzyłam się ręką w czoło.

- Jakie olśnienie! Dobrze, że teraz, a nie w połowie 3 seta. – Podsumował mnie Kłos.

- Hahahaha bardzo zabawne. A z kim gracie? – Wiedziałam, że o pytanie nie było mądrym pomysłem

- No błagam… Niby taka fanka, a nawet nie wie z kim gramy. – Przewrócił oczami atakujący.

- Siedź cicho Muzaj, bo ty i tak pewnie dzisiaj na boisko nie wejdziesz. – Warknął, w żartach oczywiście, Kłos.

- Mój rycerz powrócił. – Przytuliłam się do środkowego starając się powstrzymać śmiech.

- Koniec tych czułości, idziemy na mecz. Ruchy, ruchy! – Ponaglił nas Maciek.

- Już. – Odparłam i odsunęłam się od Kłosa. Chłopcy zaprowadzili mnie do środka szeroko uśmiechając się do ochroniarza. Szliśmy chwilę krętymi korytarzami i po chwili zatrzymaliśmy się pod jakimiś drzwiami.

- Przepraszam, ale tu wejść nie możesz. Zaczekasz tu na nas? Bo znając twoją orientację w terenie zaraz się zgubisz. – Zachichotali we dwoje jak na zawołanie.

- Okej. – Odparłam i zsuwając się po ścianie usiadłam na podłodze. Szkoda, że nie zabrałam jakiś słuchawek, bo te sieroty pewnie będą tam siedzieć z pół godziny jak nie dłużej. Ale w końcu będę na meczu! Marzenia się jednak spełniają. Moje rozmyślania przerwał Kłos:

- Wstawaj! Na mecz trzeba iść! – Musiałam naprawdę bardzo wysoko podnieść głowę, żeby ujrzeć jego roześmianą twarz.

- Pomożesz mi? – Wysunęłam wyprostowaną rękę przed siebie. Karol ujął ją w swój silny uścisk i gwałtownym ruchem podniósł mnie z podłogi. – Dziękuję. – Odparłam po złapaniu równowagi.

- Chodź, poznasz chłopaków. – Zatrzymałam się w pół kroku.

- Mam poznać Skrę? – Spytałam łamiącym się głosem.

- A nie chcesz? – Zdziwił się Kłos.

- Chcę, nawet nie wiesz jak bardzo chcę. – Rzuciłam się i wyściskałam ich najmocniej jak tylko się dało. – Dziękuję. – Wyszeptałam, a w moich oczach pojawiły się łzy.

- Chodź, bo się spóźnimy. – Powiedział Maciek i we trójkę udaliśmy się na halę. Niestety przypuszczenia Muzaja się potwierdziły – spóźniliśmy się. Chłopcy biegiem pobiegli na rozgrzewkę, a ja udałam się na miejsce wskazane przez Karola. Usiadłam na krzesełku, a po moim ciele przeszły ciarki. Moment później mecz się rozpoczął. I Skra i Asseco grały równo, jednak to pszczółki lekko dominowały.

- I jak ci się podoba mecz? – Muzaj usiadł koło mnie na krześle podczas pierwszej przerwy technicznej.

- Super! Nadal nie wiem, jak mogę wam podziękować. - Przytuliłam go. – Koniec przerwy. Musisz iść?

- Zostanę tu z tobą. – Uśmiechnął się i potarł moje ramię swoją dłonią.

Przez następne trzy sety siedzieliśmy razem na trybunach komentując każdą akcję i zajadając się czekoladowymi groszkami. Czwarty set. Skra prowadzi 8:3 i  w całym meczu 2:1.

- Skra dostała dzisiaj niezłego kopa. – Podsumowałam udamy atak Winiarskiego z drugiej linii.

- Ty siedzisz na trybunach, nie mogło być inaczej. – Spojrzał na mnie i nagle wybuchł niepohamowanym śmiechem.

- Co się stało? – Spytałam zdziwiona.

- Ubrudziłaś się fajtłapo. – Nie mógł powstrzymać śmiechu. Zgiął się tak mocno, że dałby radę językiem podłogę umyć.

- Gdzie? – Spytałam i zaczęłam wycierać twarz starając trafić się na tą ubrudzoną jej część.

- Trochę bardziej na lewo. – Poinstruował mnie Maciek.

- Tutaj? – Spytałam po przesunięciu chusteczki w odpowiednią stronę.

- Poczekaj. – Odparł i swoją ogromną dłonią zaczął wycierać mój lewy policzek. Jego twarz przybliżała się coraz bardziej do mojej. Moje serce zaczęło wariować, oddech stał się nierówny. Nasze usta od siebie dzieliły już milimetry, kiedy…

- Muzaj, wchodzisz na boisko! – Krzyknął Jacek Nawrocki trzymając w ręku tabliczkę z numerem 14.

- Muszę lecieć. – Zdjął dłoń z mojego policzka i wstał z krzesła.

- Skop im tyłki! Znaczy zbij, bo to nie nożna. – Zaśmiałam się. - Trzymam kciuki. – Odparłam i podążałam wzrokiem za wchodzącym na boisko Maćkiem.
Co to było? Czemu się prawie pocałowaliśmy? Przecież nie kocham Maćka, to tylko przyjaciel. A może jednak? Nie, nie i jeszcze raz nie. Maciek to przyjaciel. Koniec, kropka. Nie mogę zniszczyć tej przyjaźni, przecież nie mam nikogo…
Szło mu świetnie. Kończył każdą piłkę, obojętnie czy była idealna czy zła. Cały czas trzymałam kciuki. Może dlatego wygrywali?
Mecz zakończył się wynikiem 3:1 dla Skry. Zawodnicy grzecznie podali sobie dłonie pod siatką i zaczęli krzyczeć razem z publicznością.

- Mecz się zakończył, więc teraz czas na MVP. – Oznajmił spiker. – A zostaje nim… Maciej Muzaj! – Zaczęłam skakać z radości jak dziecko. Maciek odebrał statuetkę i podbiegł do mnie.

- To dla ciebie. Dzięki tobie tak świetnie dzisiaj grałem. Przynosisz mi szczęście. – Wręczył mi statuetkę. – Zostaniesz moją szczęśliwą maskotką? – Nie mogłam wydusić z siebie słowa.

- I moją? – Wtrącił się jak zwykle Kłos.

- Yyy.. Jasne. – Odparłam powstrzymując łzy.

- W takim razie chodź. – Maciek wziął mnie za rękę i wyprowadził z trybun.

                                                        ~~~~~~~~~~~~~~

Kolejny rozdział! ;) Tak, wena wróciła. Mam nadzieję, że na długo ;D
Rozdziały będą pojawiać się od teraz regularnie, w niedziele po południu ;)
Wiem, że ten dodaję wcześniej (mam nadzieję, że się za to nie obrazicie :P), ale w piątek jadę na mecz Polska-Brazylia, więc pewnie nie będę miała siły dodać kolejny ;)
Proszę o komentarze ;) Dacie radę pobić swój rekord, czyli 5? ;)