piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 24



Biegłam nie zważając na nikogo. Chciałam tylko uciec od Zbyszka i tego, co zrobiłam. A zrobiłam coś głupiego i idiotycznego. Co sobie myślałam? Że poczuję się lepiej? Że Zbyszek mnie kocha? Naiwna idiotka. Ale po tylu latach i ciągle mając tyle problemów chciałam po prostu poczuć się ważna. Dlaczego wybrałam Zbyszka? Może dlatego, że był blisko? Może dlatego, że moje serce wariowało na jego widok? Może dlatego, że patrząc w jego hipnotyzujące, zielone tęczówki znikał cały świat, a razem z nim wszystkie problemy? Może dlatego, że w jego silnych ramionach czułam się bezpieczna? Może dlatego, że wystarczył jeden uśmiech, abym zapomniała o tym, co aktualnie robię? Może dlatego, że każdy jego dotyk powodował dreszcze na całym moim ciele? Może dlatego, że słysząc jego imię w moim brzuchu szalało milion motyli łaskoczących mnie swoimi delikatnymi skrzydełkami? Może dlatego, że się w nim zakochałam? Usiadłam na ławce pośrodku parku. Podciągnęłam kolana pod brodę i oplotłam nogi ramionami. Śnieg sypał się z nieba delikatnymi, białymi płatkami, a ja siedziałam w bluzce na krótki rękaw szczękając z zimna. Czułam jak malutkie, lodowe gwiazdki roztapiały się dotykając mojego jeszcze ciepłego ciała. Uświadomiłam sobie, że moczą moje szwy znajdujące się na lewym ramieniu, ale było mi to zupełnie obojętne. Podniosłam głowę i zaczęłam przyglądać się ludziom idącym przez park. Matka próbująca uspokoić dwójkę dzieci, które są tak bardzo podekscytowane śniegiem, że nie wracają uwagi na nic innego. Mężczyzna wieszający za prośbą stojącej obok niego staruszki słoninę na pobliskim dębie. Zakochana para trzymająca się za ręce. Szybko odwróciłam wzrok czując okropny ból w okolicy lewej piersi. Otarłam łzy, które zaczęły już spływać za Bartmanowską koszulkę. Nagle poczułam coś ciepłego i miękkiego na ramionach.
- Przeziębisz się. – Usłyszałam ten dobrze znany mi głos.
- Zbyszek… - Zaczęłam nie odwracając się. – Przepraszam. Ja nie chciałam. Ja nie wiem co mną kierowało. Chyba po prostu chciałam poczuć się ważna. – Skierowałam wzrok na atakującego. – Przepraszam. – Nie odpowiedział, tylko przytulił mnie mocno wtulając twarz w moje włosy.
- Nie masz za co przepraszać. – Odezwał się po chwili. – Rano chciałem z tobą porozmawiać, ale nie miałem dość odwagi. – Odsunął się ode mnie, aby spojrzeć mi prosto w oczy. – Kiedy pierwszy raz ujrzałem cię na korytarzu, moje serce zabiło szybciej. Nie wiem, co się wtedy ze mną działo. Zapomniałem o wszystkim, nawet o Asi. – Odwróciłam wzrok. – Magda. – Złapał mnie delikatnie za podbródek, aby znów spojrzała mu w oczy. – Magda, ja… Ja chyba… - Nie mógł się wysłowić. Spuścił wzrok jakby się nad czymś zastanawiał. Po chwili musnął moje wargi swoimi ustami. Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Cały świat zaczął wirować, a w środku byliśmy tylko my. Sami. Nic innego się nie liczyło. Zbyszek zaczął całować mnie coraz bardziej zachłannie. Zadrżałam ze szczęścia. Jednak Zibi mylnie to zinterpretował i odsunął się ode mnie. Zdjął swoją kurtkę i położył mi na ramionach.
- Co ty robisz? Przecież zmarzniesz! – Zaczęłam zrzucać okrycie, aby oddać je jego właścicielowi. Zbyszek zaśmiał się leciutko, po czym znowu mnie pocałował. Zaprzestałam wszystkich czynności, skupiając się tylko i wyłącznie na ustach atakującego. Po chwili odsunęliśmy się od siebie.
- Skoczę po samochód i twoje rzeczy. – Wstał z ławki i pobiegł w kierunku hotelu. Oderwałam od niego wzrok, dopiero kiedy zniknął za budynkiem. Westchnęłam i dopiero wtedy zauważyłam, że kiedy mnie całował z powrotem założył mi swoją kurtkę. Pokiwałam tylko głową w geście niedowierzania.
- O! Magda! Co ty tu robisz? – Usłyszałam za sobą znajomy głos. Błagam tylko nie ona. – Dalej szukasz miłości? – Odwróciłam się.
- A ty dalej szukasz mózgu? – Skontrowałam. Byłam w świetnym humorze i byle „przyjaciółeczka” mi go nie popsuje.
- Mam mózg! – Krzyknęła krzyżując ręce na piersi. Było zimno, jednak była ubrana w krótką mini i kurtkę, która sięgała jej do pępka.
- To czemu nie używasz?
- Ale on jest używany! – Krzyknęła tupiąc nogą, na której znajdował się biały kozaczek na obcasie.
- A co? Na Allegro kupiłaś? – Skrzyżowałam ręce na piersi czując, że zapędziłam ją do narożnika.
- … - Zamilkła. – Przynajmniej mam cycki. – Jej argument wywołam u mnie napad śmiechu. Powstrzymałam się jednak przypominając sobie szczypanie i ból policzka, kiedy mnie uderzyła.
- Chyba w szafie. – Odparłam tylko.
- … - Znowu zamilkła. – Przynajmniej mam chłopaka. – Zamurowało mnie. Olka chwytała się brzytwy, lecz ja nie miałam żadnego kontrargumentu. Czy Zbyszka mogłam już nazywać swoim chłopakiem? Chyba nie. Milczała, a Olka zaczęła się triumfalnie uśmiechać. Poczułam czyjeś dłonie na biodrach.
- Jakiś problem Kotku? – Zibi pocałował mnie w policzek. Spojrzałam na Olkę. Była w szoku co udowadniała otwierając szeroko usta.
- Nie, wszystko jest w porządku. – Wyjaśniłam siatkarzowi. – Przyprowadziłeś samochód?
- Tak. Chodźmy. – Chwycił mnie za rękę i poszliśmy razem w kierunku czarnego BMW zaparkowanego wbrew przepisom na chodniku.
- Do niezobaczenia! – Krzyknęłam tylko do Olki i z uśmiechem na ustach wsiadłam do pojazdu. – Dziękuję. – Pocałowałam Zibiego w policzek.
- Nie ma za co. – Odpowiedział odpalając samochód. – Nikt nie będzie obrażał mojej dziewczyny. – Zamurowało mnie.
- Powiedziałeś dziew-czy-ny? – Wybąkałam zszokowana.
- A nie chcesz? – Spytał zdziwiony wjeżdżając na ulicę. – Myślałem, że po tym w parku… Że będziesz chciała… - Odparł zawiedziony.
- Ależ chcę! – Krzyknęłam i przytuliłam się leciutko, aby nie przeszkadzać Bartmanowi  w kierowaniu.
- Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy. – Złapał mnie za rękę nie odrywając wzroku od szosy. – To co? Kierunek Bełchatów? – Pokiwałam tylko głową i zadrżałam z zimna. – Zimno ci? – Spytał atakujący.
- Nic mi nie jest. – Odparłam. Zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle. Zibi odpiął swój pas i wyginając się zabrał coś z tylnego siedzenia. – Nie trzeba. – Odparłam widząc fioletowy koc.
- Trzeba, trzeba. – Powiedział i okrył mnie kocem przypadkowo dotykając mojego lewego ramienia. – Dziewczyno! Zamoczyłaś szwy. Jedziemy do szpitala. – Zapaliło się zielone światło, więc ruszyliśmy, lecz w innym kierunku niż zamierzony na początku.
- Nie chcę żadnego szpitala. Sama sobie zmienię ten opatrunek w domu. – Przewróciłam oczami.
- Nie chodzi o opatrunek tylko o same szwy. – Chwycił mnie za rękę. – Kochanie, proszę. – Po raz kolejny dzisiejszego dnia mnie zamurowało.
- No dobrze. – Westchnęłam zrezygnowana. – Zbyszek?
- Tak?
- Co będzie z Asią? Przecież to jest teraz twoja dziewczyna. – Zaczął rysować kciukiem kółka na mojej dłoni.
- Zerwę z nią, ale musisz dać mi trochę czasu. U jej taty wykryto nowotwór. Jest słaba psychicznie. Nie chcę jej teraz dobijać. – Powiedział smutno.
- Rozumiem. – Oznajmiłam ze zrozumieniem. – Mam jeszcze jedno pytanie.
- Jakie?
- Nie wiem czy dobrze pamiętam, ale czy do baru nie przyjechałeś po mnie taksówką. – Odruchowo zaczęłam bawić się rogiem koca. – Więc skąd masz samochód?
- Odpowiedź jest prosta. – Zbyszek się leciutko zaśmiał. – Po prostu tego dnia oglądałem filmy popijając piwo, więc nie mogłem prowadzić.
- To wydaje się logiczne. – Zaśmiałam się. – Mogłam się tego domyślić.
- Jesteśmy. – Oznajmił atakujący. Jęknęłam.
- Muszę? – Spytałam mając jeszcze nadzieję, że usłyszę odpowiedź przeczącą.
- Musisz. – Wysiadłam z samochodu. – Nie bój się. – Atakujący wziął mnie za rękę i wprowadził do budynku. – Usiądź. – Wskazał na rząd krzesełek pod ścianą. – A ja pójdę załatwić wszystko w recepcji. – Wykonałam jego polecenie. Z nudów zaczęłam rozglądać się po korytarzu. Moją uwagę przykuł mały chłopiec stojący pod ścianą. Podeszłam do niego.
- Cześć. – Przywitałam się z chłopcem dostrzegając, że po policzkach spływają mu łzy.
- Dzień dobry. – Odpowiedział smutno.
- Jak masz na imię? – Spytałam jednocześnie szukając w kieszeni paczki chusteczek.
- Kacper.
- Ja jestem Magda. Co się stało, że tu jesteś? – Podałam mu chusteczki.
- Dziękuję. – Wyciągnął z paczki jedną. – Moja mama zemdlała, więc zadzwoniłem po pogotowie i przywieźli ją tutaj. – Byłam w szoku. Chłopiec nie wyglądał na więcej niż sześć lat.
- Jesteś bardzo dzielny. – Pogłaskałam go po głowie. – I z twoją mamą na pewno będzie wszystko dobrze. A co z tatą?
- Tata wyjechał za granicę, żeby przywieźć pieniążki, bo my ich nie mamy. – Odparł smutno. Westchnęłam.
- Jesteś może głodny? – Pokiwał twierdząco główką z ciemnymi włosami. – To chodź. – Wyciągnęłam do niego rękę. Po chwili chwycił ją niepewnie. – To co chcesz zjeść? – Spytałam, kiedy byliśmy już w szpitalnym barze.
- Kanapkę z serem. – Odparł cichutko.
- W takim razie poprosimy dwie kanapki z serem i dwie cole. – Ekspedientka podała mi to, o co poprosiłam, a ja podałam jej odpowiednią ilość pieniędzy. Usiedliśmy z Kacprem przy stoliku. Chłopiec zaczął błyskawicznie pochłaniać swoją kanapkę, więc oddałam mu moją. – Zrobimy tak. Ja cię tu na moment zostawię i pójdę się spytać lekarza co z twoją mamą, dobrze? – Pokiwał twierdząco głową. Wstałam z krzesła i udałam się pod pokój lekarski. Zapukałam.
- Proszę. – Usłyszałam, więc pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka.
- Dzień dobry. Chciałabym zapytać o stan zdrowia matki tego małego chłopca. – Odparłam. Nie wiedziałam jak Kacper miał na nazwisko.
- A pani jest z kimś z rodziny? – Spytał lekarz.
- Niestety nie. Ale zanim pan powie, że nie może udzielić mi żadnych informacji, bo nie jestem z rodziny, proszę mnie posłuchać. Ten chłopiec nie ma nikogo. Jego tata jest za granicą, a reszta rodziny odwróciła się od jego mamy. Proszę. – Zakończyłam swoją przemowę.
- Skoro tak… - Westchnął lekarz. – Pani Michalak jest zdrowa. – Powiedział spoglądając w wyniki badań.
- W takim razie czemu zemdlała? – Spytałam zdziwiona.
- Po prostu jest w ciąży. – Oznajmił lekarz i uśmiechnął się.
- Czy jej syn może do niej wejść? – Doktor pokiwał twierdząco głową. – Dziękuję. – Powiedziałam i wyszłam z pokoju. Udałam się do baru po chłopca.
- Co z moją mamą? – Spytał Kacper.
- Myślę, że sama będzie chciała ci to powiedzieć. – Wzięłam chłopca za rękę i zaprowadziłam do sali, w której przebywała jego mama.
- Mama! – Krzyknął i pobiegł do łóżka, aby przytulić się do pani Michalak.
- Dziękuję. – Wyszeptała tylko. Widać było, że jest okropnie zmęczona. Uśmiechnęłam się i wróciłam do poczekalni.
- Gdzieś ty była? – Spytał zdenerwowany Zbyszek.
- Długa historia. – Odparłam tylko. Usłyszałam swoje nazwisko, więc weszłam do gabinetu.

Okazało się, że woda nie dostała się do szwów. Zmienili mi tylko opatrunek i wypuścili do domu. Przynajmniej miałam z głowy poniedziałkową wizytę u lekarza. Podczas drogi powrotnej opowiedziałam Zbyszkowi całą historię Kacpra. Siatkarz zaczął komentować całą tą sytuację, lecz nie pamiętam żadnego z jego słów, ponieważ zasnęłam.

~~~~~~~~~~~~

Wiem. Jest okropny. Przepraszam :* Zbyszek… Hmm… To jeszcze nie koniec historii, także spokojnie ;) A właśnie, ile chciałybyście rozdziałów? ;)
Czy tylko mi te wakacje zleciały zdecydowanie za szybko? To chyba dzięki Tobie, Łosiu :*
Pochwalę się Wam moją pracą, którą wysłałam na konkurs Andrzeja Wrony. Szału nie ma, dupy nie urywa, ale przynajmniej można się pośmiać ;)
Aha! Jutro zaczynam nadrabiać moje zaległości ;) Czekajcie na komentarze :)
________________
Następne rozdziały będą pojawiać się co piątek, jeśli tylko pod aktualnym będzie tyle komentarzy, na ile wskazuję numer rozdziału. Teraz więc czekam na 24 komentarze :D
Pozdrawiam :*


                                   

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 23


Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Promienie słońca wlewające się przez okno sprawiły, że czułam się jak wampir, który płonie żywcem. Z trudem podniosłam ważące tonę powieki i rozejrzałam się dookoła. Ściany były pomalowane na delikatny, błękitny kolor, a w rogu stała dębowa szafa. Leżałam w łożu małżeńskim, przykryta czarną, satynową pościelą. Przetarłam oczy ze zdumienia, starając się przypomnieć wczorajszy dzień. Na próżno.
- Wstałaś wreszcie. – Usłyszałam za sobą czyjś głos. Odwróciłam się gwałtownie, na co mój organizm zareagował równie błyskawicznie bólem głowy i obrotami żołądka. – Bałem się już, że zapadłaś w jakąś śpiączkę. – Siatkarz podał mi coś do picia. Spojrzałam na szklankę nieufnie. – Spałaś czternaście godzin. Aspiryna. – Powiedział, gdy zobaczył mój zdezorientowany wzrok.
- Co ty tutaj robisz? Co ja tu robię? Co się wczoraj działo? – Masa pytań cisnęła mi się na usta, lecz mój mózg nie był w stanie znieść ich aż tylu, co zakomunikował mi ostrym bólem głowy. Wypiłam więc duszkiem zawartość szklanki.
- Grzeczna dziewczynka. – Sportowiec odebrał ode mnie puste naczynie. – Szkoda, że nie byłaś taka grzeczna wczoraj.
- Powiesz mi wreszcie, co się działo? – Spytałam lekko poddenerwowana.
- Nie znam historii od początku. – Zakomunikował, po czym wstał i podszedł do stolika, na którym leżał telefon. – Zamówić ci śniadanie? – Odmówiłam, nadal czując szaleńczy taniec mojego żołądka.
- Jedyne co pamiętam, to to, że zrobiłam chłopakom śniadanie i… Właśnie! Maciek i Karol! – Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. – Przecież oni nawet nie wiedzą gdzie jestem! – Druga dłoń dołączyła do pierwszej.
- Ty jakąś masochistką jesteś czy co? Mało ci bólu głowy? – Złapał mnie za nadgarstki i delikatnie odłożył moje dłonie na kolana. – Maciek o wszystkim wie. Nie był co prawda zadowolony, że jesteś ze mną, ale myślę, że ci wybaczy. – Uśmiechnął się szelmowsko.
- Dzięki. – Odwzajemniłam uśmiech. Niestety nie tak wspaniały jak jego. – Co ty tutaj właściwie robisz? Nie powinieneś być w Rzeszowie?
- Wczoraj było Wszystkich Świętych, a tak się składa, że mam rodzinę pochowaną na jednym z warszawskich cmentarzy. – Odparł jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. – Na całe szczęście, bo inaczej… - Zamknął oczy jednocześnie zaciskając dłonie w pięści.
- Spokojnie. – Odparłam głaszcząc go po ramieniu. – Przecież nic się nie stało. – Skierował swoje hipnotyzujące źrenice na moje oczy. Wpatrywałam się w nie, nie mogąc się odezwać.
- Dziękuję. – Oznajmił po czym ponownie podszedł do telefonu. – To co chcesz na śniadanie? - Spytał wybierając numer.
- Nic nie chcę. Nie zamawiaj. – Wyskoczyłam z łóżka, aby zabrać atakującemu telefon. Zatrzymał mnie dopiero zaskoczony wzrok Zbyszka. Spojrzałam na siebie. Miałam na sobie tylko bieliznę i koszulkę meczową siatkarza. Spaliłam raka i błyskawicznie znalazłam się na łóżku przykrywając się po uszy kołdrą. – Dlaczego mam yyy… to na sobie? – Spytałam upewniając się, że cała jestem zakryta.
- Powiedzmy, że twoja koszulka nie nadawała się do niczego. – Powiedział Zibi spuszczając wzrok.
- Jak to? – Dopytywałam się. Bartman nie odpowiedział tylko wyszedł do łazienki. Po chwili wrócił ze skrawkiem materiału w ręku. – Co to jest?
- Twoja bluzka. – Odparł rzucając ją do mnie. Zaczęłam obracać bluzkę dokładnie się jej przyglądając. Na pierwszy rzut oka była tylko pobrudzona błotem, lecz kiedy bardziej się jej przyjrzałam dostrzegłam długie rozdarcie na prawym boku.
- Co się z nią stało? – Zapytałam przerażona.
- Nie pamiętasz? – Pokiwałam przecząco głową. – Kiedy wyszliśmy z taksówki potknęłaś się i zaczepiłaś bluzką o zdobienia na furtce. – Oszołomiona nie mogłam wydusić z siebie słowa. – Przepraszam. – Schował twarz w dłonie. – Powinienem był cię złapać, ale akurat zadzwonił Maciek. Zacząłem z nim rozmawiać i cię puściłem. Przepraszam. – W pierwszym odruchu chciałam wyskoczyć z łóżka, podbiec do niego i go przytulić, pocieszyć. Przypomniałam sobie jednak co mam na sobie.
- Chodź tutaj. – Powiedziałam i kiedy atakujący podszedł uścisnęłam go z całej siły. – To nie twoja wina, że ta głupia bluzka się rozdarłam. Przecież gdyby nie ty siedziałabym teraz niewiadomo gdzie z niewiadomo kim. Dziękuję. – Pocałowałam go w policzek. Podniósł głowę rozpromieniony.
- To teraz ty idziesz pod prysznic, a ja skoczę po śniadanie. – Wyplątał się z moich objęć i wybiegł z pokoju jakby się paliło. Zaśmiałam się tylko i za radą Zbyszka poszłam się odświeżyć.
Wzięłam ręcznik z szafy i poszłam do łazienki. Rozebrałam się i weszłam do kabiny. Po odkręceniu wody i paru minutach poświęconych na wyregulowanie temperatury pogrążyłam się w myślach usiłując przypomnieć sobie, co się wczoraj działo. Pamiętam szykowanie chłopakom śniadania i ich zbolałe miny, kiedy kac męczył ich tak jak teraz mnie. Pamiętam cmentarz, gdzie zastanawiałam się nad zrobieniem czegoś. Ale czego? Nie pamiętam. Wyszłam z kabiny i owinęłam się w ręcznik. Stanęłam przed lustrem przyglądając się mojej zmęczonej twarzy, kiedy nagle dostałam olśnienia.
- Wujek! – Wykrzyknęłam i wybiegłam z łazienki. Szybko odnalazłam moją torbę, w niej dowód, że to wszystko mi się nie przyśniło. Wyjęłam szkatułkę i zaczęłam obracać ją w dłoniach.
- Najpierw koszulka teraz ręcznik. Co będzie następnie? Toples? – Podskoczyłam słysząc słowa za sobą. Odwróciłam się.
- Bartman! Co ty tu robisz? – Spytałam jednocześnie starając się opanować kołatanie mojego serca.
- Jakbyś nie zauważyła, to razem wynajęliśmy ten pokój. – Odparł rozkładając się na łóżku. Poczułam, że ręcznik zaczyna mi spadać, więc podtrzymałam go.
- Masz szczęście, że mam kaca. – Wykrztusiłam i uciekłam do łazienki. Szybko ubrałam swoje rzeczy. Był tylko jeden problem – nie miałam czym okryć góry. Westchnęłam tylko i ze zrezygnowaniem założyłam koszulkę Zbyszka. Przejrzałam się w lustrze, po czym, po wcześniejszym wzięciu głębokiego wdechu, wyszłam z pomieszczenia.
- Coś taki zadowolony? – Spytałam jak gdyby nigdy nic widząc wyszczerzonego Bartmana na łóżku.
- Tak po prostu. – Odparł po czym uśmiechnął się jeszcze szerzej. Nie sądziłam, że to w ogóle możliwe. – To teraz ja skoczę pod prysznic, a ty załatw w spokoju swoje sprawy. – Wskazał ruchem głowy na leżącą na stoliku szkatułkę. – Za chwilę powinni ci przywieść śniadanie. – Przewróciłam oczami, a Zbyszek zniknął za drzwiami łazienki.
Podeszłam do stolika i zabrałam z niego szkatułkę. Usiadłam z nią na łóżku i otworzyłam. W środku znajdował się pierścionek oraz list skierowany do mnie. Otworzyłam go i zaczęłam czytać:

17 maja 2013r.
Kochana Madziu!
     Jeśli to czytasz, to znaczy, że niestety przegrałem walkę z moją chorobą. Chcę, żebyś miała po mnie jakąś pamiątkę, dlatego podarowałem Ci ten pierścionek.
     Wiem, że na pewno jesteś zaskoczona. Niecodziennie dostaje się pierścionki zaręczynowe od własnych wujków. Jednak nie mam nic cenniejszego od tej pamiątki rodzinnej. Pamiątki, ponieważ należał do twojej prababci. Dostałem go od mojej mamy prawie 30 lat temu. Nie wiedziałaś o tym, ponieważ po paru latach ja sam zapomniałem o tym pierścionku. Przypomniał mi o nim Wojtek wdrapując się na szafkę i zrzucając tą szkatułkę na podłogę. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że nie masz niczego, co mogłoby Ci o mnie przypominać. Dlatego piszę ten list głaszcząc mruczącego Wojtka. Moja mama dała mi go w nadziei, że podaruję ten pierścionek kobiecie mojego życia. Niestety takowej nie spotkałem, a nie chcę, żeby ta pamiątka leżała przez kolejne lata pokryta kurzem.
     Proszę Cię więc, abyś nosiła ten pierścionek i przypominała sobie nasze rozmowy za każdym razem, gdy na niego spojrzysz. I nie smuć się z powodu mojej śmierci. Pamiętaj, że zawsze będę przy Tobie.
Kochający Cię Dujek

Ze łzami w oczach patrzyłam na list. Uśmiechnęłam się przypominając sobie jego przezwisko Dujek. Nie mogłam sobie jednak przypomnieć skąd się wzięło. Schowałam list z powrotem do szkatułki, a pierścionek włożyłam na palec. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Podbiegłam otworzyć.
- Dzień dobry, przyniosłam śniadanie. – Oznajmiła młoda dziewczyna o czarnych, prostych włosach sięgających do połowy pasa. – Smacznego.
- Dziękuję. – Odebrałam od niej posiłek i zamknęłam drzwi. – I ja mam to wszystko niby zjeść? – Spytałam sama siebie patrząc na tacę.
- Mogę ci pomóc. – Poskoczyłam. – Jeśli chcesz oczywiście.
- Bartman, musisz mnie tak straszyć?! – Spojrzałam na niego z wyrzutem grożąc jednocześnie palcem.
- Przepraszam. – Podniósł obie ręce w geście poddania się. – To co, jemy? – Pokiwałam twierdząco głową, po czym obydwoje usiedliśmy na łóżku. – Smacznego. – Powiedział ZB9, po czym zaczął wcinać kanapkę z dżemem.
- Smacznego. – Opowiedziałam zabierając się za jedzenie musli. – Zbyszek? – Zaczęłam po chwili.
- Tak? – Spojrzał na mnie wyczekująco.
- Czy my spaliśmy razem w tym łóżku? – Spytałam bojąc się odpowiedzi.
- No co ty. – Uspokoił mnie Zibi kładąc mi rękę na ramieniu. – Tam jest duże łóżko. – Wskazał ręką na wnękę po lewej stronie szafy. Odetchnęłam z ulgą. – Zadowolona?
- Bardzo. – Odparłam. Po chwili zadzwonił mój telefon. – Halo?
- Gdzie ty jesteś? – Spytał Maciek trzęsącym się głosem.
- Jeszcze w Warszawie, wracam wieczorem. – Odparłam uprzedzając jego pytanie.
- Nic ci nie jest?
- Nie, wszystko jest w porządku. Nie martw się. Pozdrów Kłosa. Pa. – Zakończyłam połączenie.
- Maciuś? – Spytał Zbyszek.
- Maciuś. – Odpowiedziałam tylko i zabrałam się za kończenie śniadania. Jedliśmy w kompletnej ciszy. Dopiero, kiedy skończyliśmy posiłek odezwałam się. – Chciałam ci bardzo podziękować. – Przytuliłam go. – Gdyby nie ty…
- Przestań, to nic takiego. – Uśmiechnął się.
- I tak dziękuję. – Pocałowałam go w policzek.
- Nie masz za co.
- Opowiedziałbyś mi co się działo? Bo nic nie pamiętam. – Zrobiłam oczy kota ze Shreka. – Bardzo proszę.
- Nie mam zielonego pojęcia czemu tam poszłaś i czemu zaczęłaś pić. – Zaczął Bartman. – Kiedy przyszedłem byłaś jedyną dziewczyną w barze pełnym napalonych facetów. – Serce zaczęło mi szybciej bić. – Najgorszy był ten barman. Po prostu rozbierał cię wzrokiem. – Wzdrygnęłam się. – Na całe szczęście był na byle mądry, że poinformował mnie gdzie jesteś. Gdyby nie to, to pewnie któryś zabrałby cię ze sobą. – Powiedział zaciskając dłonie w pięści.
- O Boże. – Wykrzyknęłam wyobrażając sobie tych wszystkich facetów. – Jeszcze raz ci bardzo dziękuję. – Przysunęłam się to niego. Przez chwilę patrzyłam mu prosto w oczy i nagle wpiłam się w jego wargi. Tak samo szybko odskoczyłam od niego. – Przepraszam. – Wybąkałam i ze łzami w oczach wybiegłam z hotelu.

~~~~~~~~~~~~~~



Witam ;) Kompletnie nie podoba mi się to na górze, ale oceńcie to sami :P
Mam prośbę. Możecie napisać adresy do swoim blogów pod tym postem? Mój brat cioteczny niestety usunął zakładkę „Wasze ;)” (tak to jest jak się zostawia 2-latka samego w pokoju z włączonym komputerem xD)
Następny rozdział będzie w piątek, ale tylko jeśli pod tym postem będzie 20 komentarzy :)
Kto go poznaje? :D

Pozdrawiam ;*

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 22



*** 

Rozejrzałam się dookoła. Stałam w pomieszczeniu, w którym wszystko było pokryte bielę, a mgła sięgała mi do połowy uda. Czułam się zdezorientowana, nie znałam tego miejsca. Po chwili ktoś zaczął wyłaniać się z mgły. Wystraszyłam się, lecz moment później, kiedy ujrzałam znajomą twarz uspokoiłam się.
- Wujek? – Chciałam się upewnić.
- Tak, to ja. Nie bój się, to tylko twój sen. – Położył mi rękę na ramieniu. – Przepraszam, że tak cię zostawiłem. Choroba była silniejsza. – Na wspomnienie jego męczącej walki z nowotworem w moich oczach pojawiły się łzy, aby po chwili spłynąć po policzku. – Nie martw się, zawsze będę przy tobie. – Wujek był jedyną osobą z rodziny, z którą się dogadywałam. – Chcę, żebyś także o mnie nie zapomniała, dlatego mam prośbę. – Spojrzałam na niego wyczekująco, nie mogłam wydusić słowa. – U mnie w domu, w pokoju mojej mamy jest komoda. – Kiwnęłam głową na potwierdzenie, że wiem, gdzie znajduje się opisywane miejsce. – W trzeciej szufladzie w szkatułce leży pierścionek zaręczynowy mojej mamy, a twojej prababci. Nie znalazłem kobiety, z którą chciałbym spędzić życie i której chciałbym podarować ten pierścionek, dlatego chciałbym, abyś ty go nosiła. Będzie przypominał ci mnie. – Przytulił mnie. Po chwili się odsunął. – Muszę już iść.
- Nie odchodź, proszę. – Spojrzałam na niego błagalnie przez łzy.
- Zawsze będę przy tobie. – Pocałował mnie w czoło, tak jak wtedy, kiedy byłam dzieckiem i zniknął. Zniknęła również mgła oraz to białe pomieszczenie, a ja obudziłam się u Ignaczaków, na łóżku Sebastiana. Wstałam, wiedząc już, co muszę dzisiaj zrobić.

Po porannej toalecie i ubraniu się w ciuchy, w których przyjechałam na imprezę zeszłam do kuchni. Zastałam tak Krzyśka, Maćka i Karola siedzących przy stole z głowami schowanymi w dłoniach i opartymi na stole.
- Kac? – Spytałam nalewając do szklanki sok pomarańczowy. Upiłam łyk.
- Ciszej kobieto. – Odparł szeptem Kłos. – Ja tu umieram.
- Zrobić wam śniadanie? – Zaproponowałam siatkarzom.
- Chętnie. – Oznajmił Igła. – Tylko po cichu.
- Jeśli po cichu, to musicie przenieść się do salonu. – Chłopcy jęknęli, lecz wykonali moją prośbę. – Krzysiek, gdzie Iwona? Gdzie reszta siatkarzy?
- Iwona pojechała po dzieciaki, a chłopaki zmyli się nad ranem. Zostaliśmy tylko my, trzej królowie. – Westchnął Ignaczak opadając na kanapę.
- Trzej królowie kaca chyba. – Rzuciłam i wróciła do kuchni w celu zrobienia jajecznicy. Kiedy wszystko było już gotowe, nałożyłam trzy porcje na talerze i zaniosłam siatkarzom.
- Matko, ja cię normalnie kocham. – Rzucił nagle środkowy wkładając pierwszego kęsa do ust. Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam po kawę. Musiałam obracać dwa razy, ponieważ cztery kubki nie zmieściły mi się w dłoniach. Usiadłam na fotelu i popijając gorący napój rozmyślałam nad dzisiejszym snem. Czy naprawdę rozmawiałam z wujkiem? Czy mam pojechać do jego domu po pierścionek?
- Halo! Ziemia do Magdy! – Muzaj pomachał mi dłonią przed oczami.
- Tak? – Spytałam zdezorientowana.
- Pytałem się jakie plany masz dzisiaj. – Odparł atakujący popijając kawę.
- Jadę do Warszawy. Za moment. PKS-em. – Powiedziałam obojętnie myślami będąc nadal przy wujku, pierścionku i śnie.
- Czyli każdy jedzie w inną stronę. – Podsumował Karol. - Ty do Warszawy, ja do Łodzi, Maciek do Wrocławia, a Ignaczakowie do Ostrołęki.  
- Mam daleko, także pozmywam po śniadaniu i jadę. – Oznajmiłam, po czym podniosłam się, zebrałam brudne talerze i udałam się do kuchni. Nagle usłyszałam, a raczej wyczułam, że ktoś stoi za mną. Poczułam czyjeś dłonie wyciągające z moich brudne naczynia.
- Ja pozmywam. Leć do tej Warszawy. – Usłyszałam atakującego.
- Dziękuję. – Pocałowałam go w policzek. Pobiegłam na górę, zebrałam swoje rzeczy i  z powrotem zbiegłam na dół. – Krzysiu, chciałabym ci podziękować za świetną imprezę. – Przytuliłam się do libero. – I koniecznie podziękuj Iwonie.
- Poczekaj do sylwestra. Wtedy będzie impreza. – Zaśmiał się Igła, po czym zatarł ręce.
- Zaczynam się bać. Do zobaczenia kiedyś tam. – Pocałowałam go w policzek. – Pa chłopcy, do wieczora. – Krzyknęłam Karolowi i Maćkowi wysyłając im buziaki w powietrzu, po czym wyszłam z mieszkania. Poszłam na przystanek. Po chwili pojawił się autobus. Wsiadłam do niego i pogrążyłam się w myślach.

Po paru godzinach jazdy dotarłam do stolicy Polski. Westchnęłam tylko i udałam się na pobliski cmentarz, gdzie znajdował się grób mojego wujka. Po paru minutach marszu byłam przy bramie cmentarnej. Kupiłam bukiet białych chryzantem oraz znicz i weszłam na teren cmentarza. Chwilę błądziłam uliczkami zanim znalazłam grób, gdyż mojego wujka pochowali pół roku temu i jeszcze nie do końca pamiętałam drogę. Gdy już znalazłam miejsce jego pochówku pomodliłam się, po czym usiadłam na znajdującej się przy pomniku ławeczce. Rozmyślałam nad tym, co mam zrobić. Żeby pojechać do domu wujka, musiałabym pojechać po klucz, co wiąże się ze spotkaniem mamy. Postanowiłam jednak odzyskać pierścionek. Zapaliłam znicz, ułożyłam kwiaty na grobie uprzednio sprzątając zeschłe liście i wyszłam z cmentarza, po czym wsiadłam do autobusu, który zawiezie mnie pod sam dom.

Po chwili, która dla mnie trwała zdecydowanie za krótko, byłam już przed moim dawnym blokiem. Powoli weszłam po schodach i stanęłam przed drzwiami mieszkania. Parę minut zastanawiałam się, czy dobrze robię, lecz po chwili zebrałam się w sobie i zapukałam. Drzwi się otworzyły.
- Paweł? – Zdziwiłam się, kiedy ujrzałam mojego młodszego brata.
- Magda! – Przytulił się do mnie. – Tak bardzo za tobą tęskniłem.
- Ja za tobą też. – Pocałowałam go w czubek głowy. – Jest mama?
- Jest. Wchodź. – Pociągnął mnie w głąb mieszkania.
- Magda? – Zdziwiła się moja rodzicielka. – Co ty tutaj robisz do cholery jasnej?
- Spokojnie, nie chcę wrócić. Po prostu chciałabym klucz do domu wujka. – Odparłam nerwowo skubiąc skrawek kurtki.
- Nie mogę ci go dać. – Mamie zaczął trząść się głos.
- Czemu?
- Bo… Bo dom… Bo my… Bo my go sprzedaliśmy. – Spuściła wzrok.
- Słucham?! Jak?! Dlaczego?! Komu?! Czemu ja nic o tym nie wiem?! – Milion pytań pojawiło się w mojej głowie.
- Potrzebowaliśmy pieniędzy. A poza tym i tak nikt tam nie zaglądał. Do tylko niszczał. – Tłumaczyła się mama. Nie mogłam wydusić słowa. Wujek zostawił coś dla ciebie. Znaleźliśmy to w komodzie. – Poszła do pokoju obok. Po chwili wróciła z ręcznie robioną szkatułką. – Proszę. – Podała mi ją.
- Dziękuję. – Wybąkałam i schowałam szkatułkę do torby. Nie chciałam się rozkleić przy mamie i Pawle, a wiedziałam, że gdy zacznę oglądać coś związanego z wujkiem na pewno tak się stanie. – Ja już pójdę.
- Idź. I nie wracaj już. – Powiedziała mama. – Jedynie w święta możesz odwiedzić Pawła. A teraz żegnam. – Wyrzuciła mnie z mieszkania zatrzaskując mi drzwi przed nosem.
W moich oczach natychmiast pojawił się łzy. Wybiegłam z bloku i weszłam do pierwszego lepszego pubu. Na szczęście Warszawa jest miastem, które nawet w święta nie zamiera.
- Poproszę pięćdziesiątkę. – Rzuciłam siadając przy barze. Chciałam sprawdzić, czy zatapianie smutków w alkoholu naprawdę działa.
- A osiemnaście jest? – Spytał barman mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu.
- Oczywiście. – Podałam mu dowód osobisty.
- W takim razie proszę. – Nalał mi kieliszek wódki i przysunął go do mnie. – A może coś do popicia? – Pokiwałam przecząco głową i wypiłam zawartość kieliszka.
- Jeszcze raz to samo. – Barman nalał mi kolejną porcję alkoholu.
- Co się stało, że taka młoda dziewczyna upija się w barze? – Spytał nalewając kolejny kieliszek wódki .
- Problemu, życie. – Jednym łykiem wypiłam zawartość kieliszka.
- A dokładniej? – Dopytywał się barman, po raz kolejny zapełniając alkoholem naczynie stojące przede mną. Szybko znów je opróżniłam.
- Mam taką zasadę, że nieznajomym nie opowiadam o moich problemach. – Czułam, że język zaczyna mi się plątać.
- Kamil jestem. – Barman wyciągnął ku mnie dłoń.
- Magda. – Uścisnęłam ją, po czym wypiłam kolejną porcję alkoholu.
- Więc, skoro już się znamy, opowiesz mi czemu tu siedzisz? – Kamil spojrzał na mnie pytająco. – Przepraszam na moment. W rogu baru pojawił się klient. Kiedy Kamil go obsłużył wrócił do mnie. – To jak będzie?
- Nie wiem, czy powinnam… - Zaczęło kręcić mi się w głowie.
- Wiesz, ilu ludzie mi się wygadało? – Nalał mi wódki do kieliszka. – I wszystkim to pomogła. – Dodał zachęcająco.
- Ale ja nie jestem każdy. – Wybąkałam i wypiłam zawartość kieliszka.
- Wiem.
- To czemu…? – Urwałam w połowie i spojrzałam na Kamila podejrzliwie. - A tak w ogóle, to czemu chcesz, żebym o sobie gadała? – Język plątał mi się coraz bardziej zauważalnie.
- Po prostu chcę ci pomóc. – Odparł spokojnie.
- Pierdolę taką pamięć! – Wykrzyknęłam w momencie, w którym zaczął dzwonić mój telefon. Wyciągnęłam go z torebki i starałam się odebrać. Tylko starałam, ponieważ nie dałam rady trafić w odpowiedni przycisk.
- Może pomogę? – Barman wyciągnął ku mnie rękę. Podałam mu telefon, a Kamil odebrał i zaczął rozmawiać. – Mógłby pan przyjechać? Pub Mokra. – Zaczekał, aż rozmówca skończy swoją wypowiedź. – Dziękuję. – Rozłączył się i podał mi telefon. – Proszę. – Schowałam urządzenie do torebki. W tym stanie było mi obojętne kto dzwonił i czego chciał.
- Jeszcze raz to samo. – Rzuciłam do Kamila.
- A może już starczy? – Spytał zaniepokojony barman.
- Jestem klientem i ja wymagam! – Krzyknęłam do Kamila
- Magda? – Usłyszałam za sobą głos. Byłam pewna, że go znam, lecz nie miałam pojęcia do kogo należy. – Zabieram cię ze sobą. Chodź.
- Ale ja tu piję! – Sprzeciwiłam się. – I nie mam zamiaru skończyć. – Wypiłam kolejny kieliszek wódki.
- Tak się nie będziemy bawić moja panno. – Zabrał mi kieliszek i oddał barmanowi.
- Ej, oddaj!
- Nie. Wychodzimy stąd. – Złapał mnie w pasie i podniósł. Niestety z marnym skutkiem, ponieważ nie mogłam ustać na nogach. – Oj Magda, Magda. – Siatkarz pokiwał głową, po czym wziął mnie na ręce i wyniósł z pubu.
- Gdzie mnie zabierasz? – Spytałam, kiedy wsiadaliśmy do jakiegoś samochodu, chyba do taksówki. Nie widziałam wyraźnie, a poza tym oczy mi się zamykały.
- Do hotelu. - Odpowiedział, a moja opadła na jego ramię. Po chwili zasnęłam.
 
Przecknęłam się jeszcze w recepcji, kiedy siatkarz nas meldował. Jedyne co zapamiętałam, to przerażony wzrok recepcjonistki, jakbym była pod wpływem pigułki gwałtu i zaraz miała zostać wykorzystana przez sportowca. Nie odezwała się jednak, tylko zaprowadziła nas do pokoju. Wtedy zasnęłam już kamiennym snem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam Was w ten długi weekend ;) Rozdział pisany wczoraj w łóżku, odręcznie. Dzisiaj go przepisywałam :P Mam nadzieję, że się podoba ;)
Chciałabym bardzo podziękować KibicoweLove za nominację do Najlepszego Opowiadania 2013 roku :D Jeśli podoba Wam się to co tworzę, możecie głosować na mój blog tutaj: http://kibicowelove.blogspot.com/2013/08/konkurs-najlepsze-opowiadanie-2013-roku.html
Za wszystkie głosy BARDZO DZIĘKUJĘ :D
Chciałabym podziękować również Wam. Za co? Za to:
 

To do następnego piątku :) Komentujcie!
Pozdrawiam ;*

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 21



- Witam, witam. – W drzwiach pojawił się Ignaczak. – Wchodźcie, zapraszam. – Wpuścił nas do środka. Rozejrzeliśmy się dookoła. – Jeszcze nikogo nie ma. – Oznajmił Igła, kiedy ujrzał nasze zdezorientowane miny. Po chwili do salonu przyszła kobieta, ubrana w grafitową sukienkę do kolan wiązaną na szyi. Włosy miała spięte w luźnego koka, a wymykające się z niego kosmyki dodawały jej uroku.
- Jestem Iwona. – Przedstawiła się. – Żona znajdującego się tutaj wariata. – Wskazała ruchem głowy na Krzyśka.
- Maciek jestem. – Pocałował dłoń pani Ignaczak. – A to jest Magda. – Wskazał na mnie.
- Miło mi. – Wykrztusiłam z siebie.
- Mi również. – Ukazała rząd swoich białych zębów. – A my już się znamy. – Zwróciła się do Karola. – Miło pana znowu zobaczyć. – Kłos nie odpowiedział tylko szelmowsko się uśmiechnął.
- Krzysiu. – Zwrócił się do libero. – Mógłbyś zaprowadzić Magdę gdzieś, żeby się przebrała?
- Nie ma sprawy. Chodź. – Powiedział do mnie i obrócił się na pięcie oddalając w stronę schodów. Kiedy weszliśmy na górę, skręciliśmy w lewo. – Tutaj masz łazienkę. – Wskazał na dębowe drzwi. – Przebieraj się szybko, czekamy na ciebie z rozpoczęciem zabawy. – Puścił mi oczko i pobiegł na dół. Westchnęłam głęboko i weszłam do środka. Spojrzałam w lustro. Ujrzałam lekko zmęczoną twarz, oczywiście jak zwykle bez makijażu. Odwróciłam wzrok i założyłam sukienkę. Jak dla mnie była zdecydowanie za krótka. Ale sukienka była niczym w porównaniu do piętnasto centymetrowych szpilek. Czemu ja się na to zgodziłam? No tak, nigdy nie potrafię postawić na swoim. Założyłam nieszczęsne buty i poprawiając włosy wyszłam z łazienki. Podeszłam do schodów i zamurowało mnie. W salonie znajdowało się około czterdziestu osób, a wzrok każdej z nich skupiony był na mnie. Chciałam uciec od tych spojrzeń, lecz nogi nie potrafiły dogadać się z mózgiem. Po chwili podbiegł do mnie Zbyszek. Przywitał się całusem w policzek, po czym złapał mnie pod rękę i sprowadził ze schodów. Usiedliśmy na ogromnej kanapie obok Muzaja oraz gospodarzy dzisiejszej imprezy.
- Wszyscy już są, także imprezę czas zacząć. – Krzysiek podniósł się z miejsca i wziął w rękę kieliszek z wódką. – Proszę wszystkich o wzięcie swoich napojów alkoholowych w dłoń. – Odczekał chwilę, aby wszyscy wykonają to, o co ich poprosił. – W takim razie rozpocznijmy imprezę pierwszym toastem. – Krzyknął Igła. – Za dobrą zabawę. – Uniósł kieliszek w górę, aby po chwili go opróżnić. Reszta gości moment później powtórzyła czynność, ja również. Szybko popiłam sokiem pomarańczowym. – Życzę miłej zabawy. – Wrzasnął Ignaczak, po czym podgłośnił muzykę, a goście zajęli swoje miejsca i zaczęli między sobą rozmawiać. Wszyscy oprócz mnie. Siatkarze rozmawiali o osobach, których nawet nie znałam, przypominali zdarzenia, o których nie miałam zielonego pojęcia. Czyli tradycyjnie, Magda równa się piąte koło u wozu. To chyba do mnie przylgnęło i nie chce się odczepić. Postanowiłam wyjść na dwór i troszeczkę się  przewietrzyć. Usiadłam na huśtawce w ogrodzie i podziwiałam rośliny oraz idealnie wypielęgnowany trawnik. Dopiero teraz zauważyłam halloweenowe dekoracje. Kościotrup koło mnie na huśtawce, twarze wycięte z dyni poustawiane nad małym stawikiem, czarne pająki na patykach powbijane na skalniku, malutkie sosny pokryte sztuczną pajęczyną. Postarali się państwo Ignaczak! W tym momencie zawiał wiatr, a moje ciało pokryło się gęsią skórką. Kto by pomyślał, że w ostatni wieczór października będzie zimno? Wtedy pożałowałam, że nie zabrałam kurtki.
- Przeziębisz się. – Usłyszałam nagle nad sobą męski głos, a na ramionach poczułam ciepły i delikatny materiał.
- Dziękuję bardzo. – Podziękowałam atakującemu. – A tobie nie jest zimno?
- Zimno? – Zdziwił się. – Zapamiętaj, że takiemu gorącem facetowi jakim jest Zbyszek Bartman nigdy nie jest zimno. – Rzucił swój uśmiech nr 5. – Czemu wyszłaś na dwór?
- Nie lubię takich imprez. - Odparłam mocniej opatulając się marynarką Zibiego. – W ogóle nie lubię imprez.
- Jak można nie lubić imprez? – Spytał zaskoczony.
- Tak samo jak można nie lubić ogórkowej. – Odparłam krótko.
- Magda! – W drzwiach pojawił się Maciek. Chyba nie był zadowolony z tego, że zobaczył mnie w marynarce Zibiego. – Igła woła wszystkich, ma dla nas jakąś niespodziankę. – Odwrócił się na pięcie i wszedł do środka.
- Chodźmy. – Oznajmił Zbyszek i pomógł mi wstać.
W środku zobaczyliśmy Ignaczaka stojącego na kanapie ustawionej tuż przy drzwiach balkonowych, naprzeciwko telewizora.
- Moi drodzy, zgromadzeni na tej imprezie. – Rozpoczął swoją przemowę. Dopiero wtedy zauważyłam, że w ręku trzyma mikrofon od zestawu karaoke. O nie!!! – Jeśli nie macie planów na sylwestra to nic nie planujcie, jeśli macie, to postarajcie się z nich wyplątać. – Wszyscy spojrzeli na libero ze zdziwieniem i zaciekawieniem na twarzy. – Dowiecie się po świętach. A teraz zaczynamy karaoke! – Krzyknął do mikrofonu, a w salonie rozległy się brawa. – Na pierwszy ogień człowiek orkiestra. – Oznajmił i podał mikrofon Winiarowi.
- Dziękuję bardzo. – Oznajmił przyjmujący, a Igła wylosował piosenkę. Padło na Szymona Wydrę - Życie jak poemat. – Nasze życie będzie jak poemat, trzeba tylko znaleźć dobry temat, trzeba się odnaleźć w każdej chwili, trzeba by-y-y-y-yć . –Śpiewał Winiarski.
Później śpiewali jeszcze Igła, Mario, Bartman, Kosa, Bąku i Pit. Libero dostał piosenkę Dj Antoine - Ma Cherie, atakujący Skry Pitbull - International love, atakujący Resovii Dante Thomas - Miss California, środkowy z ciemnymi włosami Marcin Kindla - Teraz i tu, Misiek Ich Troje - Powiedz, a Cichy Nirvana - Smells Like Teen Spirit.
- To chyba na tyle, bo zaczyna być nudno. – Powiedział Ignaczak, a ja odetchnęłam z ulgą. – W takim razie… - Ktoś mu przerwał.
- Jeszcze Magda nie śpiewała. – Wykrzyknął nie kto inny jak Karol. Policzymy się w domu panie Kłos. Spojrzałam na Igłę i pokiwałam przecząco głową. Nagle 40 facetów zaczęło krzyczeć: ”Magda!”, więc weszłam na scenę. Wzięłam mikrofon od Krzyśka i czekałam na wylosowanie piosenki. Modliłam się, żeby odcięli prąd, albo sprzęt nagle się zaciął. Niestety żadna z tych rzeczy się nie zdarzyła. Ignaczak oznajmił, że wylosował Ewelina Lisowska - W stronę słońca  i puścił podkład.
- Złap mnie za rękę, na koniec mapy zabierz mnie. – Zaczęłam, a chłopcy oraz Iwona skierowali swoje spojrzenia na mnie. Moment później zapomniałam już o wszystkich zgromadzonych w salonie i dałam się ponieść muzyce. – Rozpędzeni prosto w stronę słońca, zatraceni w sobie tak bez końca! – Śpiewałam. Po chwili, kiedy już skończyłam utwór rozległy się gromkie brawa.
- Gdzieś ty nauczyła się tak śpiewać? – Spytał Kosa.
- To było niesamowite. – Oznajmił Pliński.
- You have amazing voice. – Skomentował Lotman.
- Nie żartujcie sobie. – Powiedziałam i chciałam pójść do kuchni, lecz ktoś złapał mnie za rękę. Tym kimś okazał się być atakujący o zielonych oczach.
- Czemu nie pochwaliłaś się, że masz taki głos? – Spytał zdziwiony i lekko zawiedziony Zbyszek.
- Może dlatego, że nie mam takiego głosu? – Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Czy chciałabyś…? – Zaczął Bartman, lecz koło nas zjawił się Maciek i porwał mnie do tańca. Nie odezwał się, lecz uśmiech nie schodził mu z twarzy. Po przetańczeniu trzech szybkich piosenek nadszedł czas na powolną. Próbowałam się wywinąć, lecz Muzaj nie pozwolił mi na to. Przytuliliśmy się do siebie i zaczęliśmy się kołysać w rytm piosenki. Na szczęście dzięki moim wysokim szpilkom nie wyglądałam przy Maćku jak krasnoludek przy sekwoi. Po piosence Igła zanucił przez mikrofon: „a teraz idziemy na jednego”, więc wszyscy opuściliśmy parkiet i zasiedliśmy do stołu.
- Opowiesz mi o tej twojej przedszkolnej miłości? – Zaciekawił się Jędrzej przysuwając się do mnie.
- Był taki chłopak, Jędrzej Maćkowiak. Był starszy ode mnie o dwa lata. Na każdej przerwie biegałam między nim, a jego kolegami, żeby tylko mnie zauważył. Niestety nie byłam w jego typie. – Zrobiłam smutną minkę.
- To tylko przedszkolna miłość. – Pogładził mnie po ramieniu, a kąciki moich ust powędrowały w górę.
- Maćkowiak! Muzaj cię woła. – Krzyknął Mario, po czym podszedł do nas, jakby nie mógł zrobić tego w odwrotnej kolejności.
- Maćkowiak? Czy ty…? – Spytałam zdziwiona, a moje oczy miały kształt pięciozłotówek.
- Tak, muszę iść. – Oznajmił i czmychnął do kuchni.
- Madziuniuniuniu. – Zaczął Wlazły. – Nie szukasz przypadkiem pracy?
- Szukam, a co? – Spytałam z zaciekawieniem upijając odrobinę soku pomarańczowego.
- Potrzebuję niani. – Mariusz złapał ogórka ze stołu. – Znaczy Arek jej potrzebuje. – Wytłumaczył się. – Ja mam popołudniowe treningi, a Paulinie przełożyli teraz pracę na drugą zmianę. To jak? – Zrobił słodkie oczka.
- Z nieba mi spadłeś. – Rzuciłam się na niego i mocno przytuliłam. – Dziękuję.
- To ja dziękuję. – Pocałował mnie w policzek. – Mam rozumieć, że od poniedziałku zaczynasz?
- Tak. – Uśmiechnęłam się do niego. – A teraz przepraszam, ale właśnie leci moja ulubiona piosenka z dzieciństwa. – Wstałam i ruszyłam na parkiet. Po chwili dołączył do mnie Zibi i tańczyliśmy razem.
Po paru godzinach, kiedy alkohol szumiał w głowie, język plątał się jak słuchawki w kieszeni, a nogi rwały się do tańca, nadszedł czas na grę w butelkę.
- To niech Magda zacznie, bo jest tu jedyną kobietą. – Zaczął Winiarski siadając w dwudziestoosobowym kółku. Reszta albo rozmawiała ze sobą, ale po prostu spała. Słabeusze, przecież dopiero pierwsza w nocy!
- Właśnie. – Zaciekawił się Dobrowolski. – Gdzie jest nasza kochana Iwonka?
- Dominika się za nią stęskniła i Iwona musiała do niej jechać. – Wytłumaczył Ignaczak. – Zaczynaj. – Wręczył mi butelkę.
- Może lepiej nie. – Powiedziałam i oddałam flaszkę siedzącemu po mojej prawej stronie Maćkowi. Atakujący zakręcił. Wypadło na Bartmana.
- Pytanie czy wyzwanie? – Spytał Muzaj. Czułam, że w jego głowie rodzi się już niecny plan.
- Wyzwanie. – Odpowiedział zielonooki.
- Wyjdź na ulicę i wykrzycz, że jesteś kretynem. – Odparł Maciek i zaczął się śmiać. Zbyszek zareagował błyskawicznie. Opróżnił swój kieliszek i po chwili stał już na chodniku przed domem.
- Jestem kretynem!!! – Krzyknął na całe gardło. – I co? Zadowolony. – Powiedział do Muzaja, po czym wszedł do środka po drodze niby przypadkiem trącając Maćka barkiem. – Czyli teraz ja? – Spytał retorycznie i zakręcił butelką. Wypadło na Ignaczaka. – Pytanie czy wyzwanie?
- Wyzwanie. – Odpowiedział Igła i dumnie wypiął pierś.
- Zadzwoń pod jakiś przypadkowy numer i udawaj świadka Jehowy. – Odparł atakujący, po czym schwał twarz w dłoniach, żeby nie było słychać jego śmiechu. Jednak trzęsące się barki go zdradzały.
- Już się robi. – Oznajmił libero, po czym wziął telefon, zamknął oczy i na ślepo wybrał 9 cyferek. – Uwaga, dzwonię. – Rzucił i przyłożył telefon do ucha. – Dzień dobry, czy zechciałaby pani porozmawiać o Bogu? – Spytał libero, a my ledwo powstrzymywaliśmy śmiech. – Rozumiem. A mogę dostać pani adres? Chciałbym wysłać pani naszą gazetę „Wszystko z Bogiem”. – W tym momencie nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem. Po mnie zaczęli się już śmiać wszyscy, a Igła się rozłączył. – To teraz ja. – Powiedział, kiedy wszyscy się już jako tako uspokoili i zakręcił butelką. Wypadło na mnie. – Pytanie czy wyzwanie?
- Wyzwanie. – Odparłam odważnie.
- Hmm… - Zamyślił się Krzysiek. – Pocałuj Maćka!
- Co?! – Krzyknęłam. – Nigdy w życiu.
- Na meczu ci to jakoś nie przeszkadzało. – Skomentował Bąkiewicz, a ja zgromiłam go wzrokiem.
- To było ustawione przed dziennikarzami! – Krzyknęłam. Gdyby tylko wzrok mógł zabijać…
- Oj Magda no… - Zaczął Ignaczak. – Przecież to tylko zabawa.
- Zabawa? A jeśli ja następnym razem wylosuję ciebie i każę ci pocałować
Zbyszka? – Igła się skrzywił. – Przecież to tylko zabawa. – Próbowałam naśladować ton głosu libero.
- Okej, okej. – Uspokoił mnie Krzysiu. – W takim razie wypij szklankę wódki bez popijania. – Powiedział nalewając alkohol do szklanki. – Proszę. – Wzięłam od niego szklankę i szybkim ruchem opróżniłam zawartość. Paliło mnie w przełyku i żołądku, a organizm domagał się choćby kropli wody, lecz nie dałam się. Rozległy się brawa.
- Teraz ty kręcisz. – Mario podał mi butelkę.
- Wiecie co… Ja chyba pójdę już spać. – Na potwierdzenie mojego zmęczenia ziewnęłam przeciągle. Siatkarze pokiwali ze zrozumiem głową.
- My też się już za chwilę położymy. – Oznajmił Kosok, a wszyscy powiedzieli mi chórem „dobranoc”.
- Dobranoc. – Odpowiedziałam. – Krzysiek, zaprowadzisz mnie do jakiegoś pokoju gościnnego?
- Jasne. – Złapał mnie za rękę i zaprowadził na górę. – Proszę. – Przede mną ukazał się pokój pomalowany na niebiesko. Podłoga była wyłożona wykładziną w wyścigówki, a pod ścianami leżały poukładane zabawki. – To pokój Sebastiana. – Wyjaśnił Igła. – Dobrej nocy. – Powiedział i zamknął drzwi. Zdjęłam szpilki i poczułam ogromną ulgę. Po chwili drzwi ponownie się otworzyły.
- Przecież nie masz w czym spać. – Do pokoju wkroczyła Iwona, która widocznie właśnie wróciła do domu. – Proszę. – Podała mi czarną, satynową koszulkę nocną. – Dobranoc.
- Dobranoc. – Odpowiedziałam, po czym przebrałam się i położyłam do łóżka przykrywając się do pasa kołdrą. Po minucie usnęłam.

***

Wszyscy powoli się już zbierali albo układali do spania. Krzysiek umieścił mnie w gościnnym razem z Kłosem i Lotmanem. Idąc do pokoju nieświadomie wszedłem do sypialni Sebastiana i zobaczyłem Ją. Spała na lewym boku z jedną ręką pod głową, a drugą ułożoną wzdłuż ciała. Wyglądała tak słodko. Podszedłem do niej i uklęknąłem przy jej głowie. Podziwiałem jej przepiękne, lekko kręcone włosy w kolorze olchy, jej malinowe usta, jej lekko zaróżowione policzki. Oczami wyobraźni widziałem również jej śliczne niebieskie tęczówki ukryte teraz pod powiekami. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie co czuję do tej dziewczyny. Pogładziłem wierzchem dłoni jej policzek. Tak, kochałem ją. Kochałem najmocniej na świcie. Podczas naszego pierwszego spotkania moje serce biło jak oszalałe. Tak samo było podczas kolejnych. Ta dziewczyna wzbudzała we mnie emocje, które od dawna były zamrożone. Dzięki Niej każdy dzień staje się lepszy. Szkoda tylko, że nigdy się o tym nie dowie… Podniosłem się i okryłem Magdę kołdrą po czym zbliżyłem swoją twarz do jej buzi.
- Kocham Cię. – Powiedziałem i pocałowałem w czoło. – Zawsze będę. – Odsunąłem się w momencie, w którym otworzyły się drzwi.
- A ty jeszcze nie śpisz? – Zdziwił się Ignaczak lekko chwiejąc się na nogach. Nie odpowiedziałem tylko nadal wpatrywałem się w śpiącą Magdę. Chyba się leciutko uśmiechała. – Uwaga, uwaga! – Libero zatkał nos, aby jego głos brzmiał jak przy użyciu megafonu. – Prosimy atakującego, grającego w swoim klubie z numerem dziewięć o opuszczenie tego pomieszczenia i udanie się do pokoju gościnnego, w celu zaśnięcia. Dziękujemy. – Krzysiek opuścił rękę i wyczekująco na mnie patrzył. Westchnąłem tylko i odwróciłem wzrok od osoby, którą kocham. Wychodząc z pokoju popukałem się jeszcze w czoło patrząc się na Igłę, po czym minąłem go i udałem się do gościnnego. Położyłem się na łóżku i zasnąłem mając w głowie obraz śpiącej Miłości mojego życia…  

~~~~~~~~~~~~~~

1. Proszę wszystkich, ale naprawdę WSZYSTKICH, którzy to CZYTAJĄ o dodanie KOMENTARZA i PODPISANIE SIĘ w nim ;) Może to być po prostu Wasze imię albo pseudonim :D ANONIMOWI TEŻ MOGĄ KOMENTOWAĆ  :D
2. Dziękuję za ponad 10 tysięcy wyświetleń ;) Jesteście Kochani :*
3. Przepraszam Was za to na górze... Miało wyjść zupełnie inaczej, a jest tak jak jest... Oceńcie sami
4. Następny rozdział za tydzień w piątek ;)
Pozdrawiam :*