piątek, 14 października 2016

Rozdział 42


- Magda? - Dziewczyna zaczęła obracać się w moją stronę. Spojrzała na mnie swoimi dużymi zaczerwienionymi oczami
- Maciek? - Była zaskoczona. Jednak po chwili podbiegła do mnie i przytuliła się.
- Ohh...Magda, jesteś. - Kamień spadł mi z serca. - W końcu się znalazłaś... Tak bardzo się martwiłem...
- Dobrze - Przerwał nam policjant. - Rozumiem, że pan rozpoznaje tę dziewczynę?
- Oczywiście, że tak. - Pokiwałem głową. Tak jakbym lubił przytulać się do obcych kobiet.
- Ta kobieta również pana rozpoznała i w końcu się odezwała. - Wyjął z kieszeni notatnik i długopis. - Dlatego proszę pana, aby był pan przy jej przesłuchaniu.
- Oczywiście. - Komendant wskazał miejsce przy biurku. - Chodź Madziu, usiądź. - Posłusznie wykonała to, o co ją poprosiłem.
- Dobrze, zacznijmy w takim razie. Jak się pani nazywa? - Mocno ścisnęła mnie za rękę.
- Magdalena Wysmołek.
- Dobrze. Co się z panią działo przez te kilka dni? - Magda westchnęła. Widać było, że coś ją męczy.
- Nie pamiętam... Nie wiem co się działo... Ostatnie co pamiętam to to, że byłam u Maćka w domu. - spojrzała na mnie. - Dalej mam pustkę w głowie...
- Rozumiem, nie będę pani męczyć. - Westchnął i zamknął swój notes. - Proszę się z nami skontaktować, jeśli coś sobie pani przypomni. A! I jeszcze jedno. - Podał Magdzie jakiś skrawek papieru. - To kontakt do psychologa. Proszę, aby pani się z nim skontaktowała po Nowym Roku. Może ona pomoże pani w przypomnieniu i poradzeniu sobie z tym, co się z panią działo.
- Dziękuję. - Odpowiedziała. Podnieśliśmy się z krzeseł i po pożegnaniu z policjantem wyszliśmy z komisariatu.
- Nie masz kurtki? - Stała i okrywała ciało trzęsącymi się ramionami. Natychmiast zdjąłem swoją i pomogłem Magdzie ją założyć.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się, po czym wsiedliśmy do samochodu odjechaliśmy w kierunku Bełchatowa.

***

Maciek... Skąd on się wziął na tym komisariacie? Odnalazł mnie, uratował... Dzięki niemu już się nie boję...
- Magda!!! - Karol rzucił się na mnie, chociaż ledwo przekroczyłam próg mieszkania. - Jesteś, o matko jesteś! Czyli cały plan się uda. - Puścił mnie nagle. - O cholera!
- Karol? - Maciek zaczął coś podejrzewać. - O jakim planie mówisz?
- Muszę lecieć! - Krzyknął Kłos i wybiegł z mieszkania. Wrócił po chwili. - Tak bardzo się cieszę, żę cię widzę. - Dał mi buziaka w policzek i tyle go widziałam.
- Widzę, że tutaj nic się nie zmieniło. - Zaśmiałam się zamykając drzwi. Nagle znalazłam się w ramionach Muzaja.
- Nigdy więcej mi tak nie rób! - Wtulił twarz w moje włosy. - Muszę ci coś powiedzieć. - Odsunął się o milimetry i spojrzał mi prosto w oczy. - Tak długo próbuję ci to wyjawić, lecz zawsze coś nam przeszkadza... Magda... - Jak na zawołanie zadzwonił telefon. - Kurwa mać! - Poszedł i podniósł słuchawkę. - Halo?! - Wręcz krzyknął. Westchnął i włączył tryb głośnomówiący.
- Spokojnie, człowieku. - Usłyszałam głos Winiara. Uśmiechnęłam się. - Ja w sprawie Kłosa. Olka mu coś zrobiła? Naćpał się? Czy może...
- Czy może co? - Przerwałam mu.
- Magda? To naprawdę ty? - Spytał po czym wydał głośny i długi okrzyk radości. - Chłopaki! Magda się znalazła!!! - Kolejna fala radości. Po chwili się uspokoili. - Dobra, spokój. Bardzo się cieszymy. Ej, a pamiętacie, że jutro sylwester u Igły?
- Kompletnie zapomniałem. - Odpowiedział Muzaj. - Dzięki za przypomnienie. A teraz jeśli pozwolisz zajmę się Magdą...
- Jasne, pa robaczki. - Rozłączył się.
- Masz siłę na jutrzejszą imprezę? - Spojrzał na mnie.
- Jasne. - Uśmiechnęłam się. - Muszę zobaczyć chłopaków.
- Dobrze Myszko dobrze... A teraz co chcesz zjeść? - Jedzenie? Nagle miałam jakiś przebłysk w głowie. Jedzenie jest złe... Nie wolno mi... Będzie bolało... Jak ruszę jedzenie... Nie mogę... Nie wolno...
- Jedzenie jest złe... - Opadłam na podłogę i rozpłakałam się.
- Madzia, co się dzieje? - Przytulił mnie. Nagle wszystko ustało.
- Nie wiem, co to było. - Westchnęłam. - A ja bym zjadła jajecznicę.

***

I znów zakupy. Jak ja tego nienawidzę. I do tego szukamy sukienki dla mnie. Na sylwestra. Niestety ta, w której miałam iść jest teraz o jakieś dwa rozmiary za duża.
- Może ta fioletowa? - Znów pokiwałam przecząco głową. - Kobieto, musisz coś wybrać. Za trzy godziny powinniśmy wyjeżdżać do Rzeszowa. - Tak, dziś sylwester. Dziś impreza. Westchnęłam.
- Może ta fioletowa... Albo nie. Już wiem. - Podbiegłam do wieszaków i zdjęłam z jednego z nich miętową sukienkę z cekinami wokół dekoltu.
- Śliczna. - Maciek się uśmiechnął. - Idź przymierzyć. Weszłam do przymierzalni. Jednak po paru minutach okazało się, że rozmiar 36 jest za duży.
- Maciuś, przynieś mi rozmiar mniejszą. - Ta okazała się idealna. Gdyby nie zapadnięte policzki i sińce pod oczami mogłabym powiedzieć, że ładnie w niej wyglądam. Wyszłam, aby pokazać się Maćkowi.
- Jesteś prześliczna. Bierzemy.

***

- Magda, ile jeszcze? - Kłos zapukał do drzwi - Matko, te baby...
-Cicho siedź i daj mi pięć minut. - Kończyłam właśnie malować usta. Po chwili, kiedy wargi miały już przepiękny fuksjowy kolor, zdjęłam wałki z włosów i utwardziłam ich kształt lakierem. Moment później założyłam wysokie czarne szpilki i byłam gotowa. Wyszłam z łazienki i podbiegłam do salonu, aby pokazać się chłopakom.
- I jak?
- Wow! - Krzyknął Kłos i zerwał się z kanapy, ponieważ ktoś zadzwonił dzwonkiem. Karol otworzył drzwi - Wow! - Znów krzyknął, a do mieszkania weszła Ola, która wyglądała wręcz jak bogini.
- Ola, jak ślicznie wyglądasz - Pochwaliłam jej wygląd i poczułam ukłucie zazdrości. Ja nie jestem tak naturalnie piękna, nie mam walorów, które mogłabym podkreślać. Westchnęłam.
-Dla mnie ty jesteś najpiękniejsza- Maciek nagle zjawił się obok i zaczął szeptać mi do ucha - Obojętnie czy jesteś wystrojona jak teraz, czy może dopiero wstałaś z łóżka po nieprzespanej nocy. - Złapał mnie od tyłu w pasie. - Jesteś śliczna tylko musisz to dostrzec - Pocałował mnie w szyję. Przeszedł mnie dreszcz.
- Jedziemy? - Spytała Ola i wszyscy przytaknęliśmy i wyszliśmy z mieszkania.

***

Podróż minęła nam dość szybko. Po paru godzinach jazdy byliśmy na miejscu. Znaczy, tak nam się wydawało.
- To chyba tu. - Karol zatrzymał samochód pod domem.
- Adres się zgadza. - Spojrzałam na zaproszenie. - Jednak to nie przypomina domu Igły. Przecież on był niebieski, a nie biały.
- Wyjdźmy i sprawdźmy to. Może to jego kolejny szalony pomysł. - Wszyscy wyszliśmy z samochodu. Kiedy podeszliśmy bliżej okazało się, że jest to do Ignaczaka. Biały kolor natomiast powstał z chyba tysiąca białych kopert przyczepionych do ścian domu. Na każdej z nich zapisane były nazwiska co najmniej dwóch osób. Nasze cztery nazwiska były zapisane razem. Otworzyłam ją i zaczęłam czytać na głos.

Let's play a game...
Wiedziałem, że przyjdziecie wszyscy razem, dlatego jesteście w jednej kopercie. A po co cała ta zabawa? Właśnie po to! Impreza nie będzie w moim domu tylko gdzieś w Rzeszowie... Musicie znaleźć to miejsce! Pierwsza wskazówka to... piłka do siatkówki.
Powodzenia

- Haha! - Krzyknęliśmy wszyscy jednocześnie i pobiegliśmy do samochodu.
- Jezu on jest szalony! - Krzyknęła Ola.
- My też, bo się z nim zadajemy. - Zachichotał Karol. - Jedziemy?

***

Przez godzinę zjechaliśmy chyba cały Rzeszów. Okazało się, że miejsce imprezy to wielki hotel znajdujący się kilometr od domu Krzyśka. Jednak ubaw podczas szukania wskazówek był przedni. Zaparkowaliśmy pod hotelem.
- No to chyba w końcu jesteśmy. - Ocenił Karol - Chyba, że Igła jeszcze coś wymyślił. - Weszliśmy do środka. Obsługa miło nas przywitała i zaprowadziła do wielkiej sali. Prawie wszystkie stoliki były zajęte przez siatkarzy z rodzinami. Zajęliśmy miejsca przy jednym z ostatnich wolnych.
-No ładnie... - Maciek rozglądał się po sali. - Ciekawe skąd on miał na to kasę... Przecież to kosztuje tysiące...
-Nie myśl, tylko się baw. - Nagle obok nas pojawił się Ignaczak - Dziś ostatni dzień roku, musimy zaszaleć.

***


Zabawa, tańce, przepyszne jedzenie... Kolejne godziny mijały nam cudownie i radośnie.
- Ej! - Ignaczak podszedł do mnie i Maćka. - Mam do was prośbę. Za 20 minut północ. Ja muszę ogarnąć tutaj. Moglibyście zobaczyć czy pokaz fajerwerek na dachu jest już gotowy?
- Jasne. - Odpowiedziałam, a Ignaczak szeroko się uśmiechnął i wyjął telefon z kieszeni.
- To idziemy. - Maciek wziął mnie za rękę i wyprowadził z sali.

***

- Winiar, jesteś na miejscu? - Najważniejsza rozmowa telefoniczna w tym roku.
- Tak, jestem gotowy. Pilnuj tylko, żeby byli sami, bo inaczej nie uda nam się.
- Nie martw się. Ja zostałem stworzony do zadań specjalnych. Po to się urodził Krzysztof Ignaczak.

***

Wsiedliśmy do windy, aby dojechać na dach.
- Nie uważasz, że Igła jest jakoś dziwnie podekscytowany? Że coś kombinuje - Spytałam Maćka klikając przycisk z numerem 20.
- Tak mi się wydaje. - Nagle światło zgasło a winda się zatrzymała. - Co do cholery?
- Maciek, boje się... - Siatkarz od razu mnie przytulił.
- Zaraz wszystko naprawią. - Wzrok przyzwyczaił się do ciemności i mogłam zobaczyć jego twarz. Serce mi drgnęło.
- Maciek...
- Magda... Musze Ci coś powiedzieć... Może teraz w końcu nic nam nie przeszkodzi. - Złapał mnie za brodę i przysunął do siebie. - Nawet nie wiesz od jak dawna chcę Ci to powiedzieć... - Teraz moje serce zamarło. - Magda, kocham Cię.
- Też Cię kocham Maciuś - Przytknął swoją twarz do mojej. Nasze twarze przybliżały się do siebie coraz szybciej. Nasze wargi były coraz bliżej, aż w końcu poczułam jego usta na swoich, które po chwili złączyły się w długim i tak wyczekiwanym przeze mnie pocałunku. Były czułe i delikatne, a ja byłam przeszczęśliwa. Całowałam się z Maćkiem. Wyznaliśmy sobie miłość. Mój mózg nie potrafił tego ogarnąć. W końcu spełniło się moje największe marzenie.

~~~~~~~~
Hej hej :*
Jak Wam się podoba tak pozytywny rozdział? W końcu stało się to, na co wszyscy czekali. W końcu to dla Was zrobiłam :* Co wy na to?
Prośba do Was. Podsyłajcie mi linki do swoich opowiadań albo do tych, które czytacie i polecacie. Nie wszystkie wykłady na studiach są ciekawe, dlatego przyda mi się coś do roboty. Jeden z tych wykładów przyczynił się do powstania tego rozdziału, bo w końcu miałam czas :D
W końcu za dużo razy występuje w mojej wypowiedzi ale trudno
Pozdrawiam
Meggie K :*

poniedziałek, 19 września 2016

Rozdział 41

Z krzykiem podniosłam się z łóżka. Co to był za sen... Cholerny sen... Spojrzałam na swoje udo. Żadnych śladów. Wszystko w porządku. Zaraz... Jednak nie wszystko. Co ja robię w łóżku? Kiedy zasnęłam? Jak na zawołanie w drzwiach pojawił się Maciek. 
 - Zły sen? - Spytał z troską w głosie siadając obok mnie na łóżku. 
 - Raczej bardzo ciężki koszmar. - Westchnęłam głośno. - Śniła mi się Anka. Ona... Chciała mi zrobić krzywdę... 
- Nie bój się. Przy mnie jesteś bezpieczna. - Przytulił mnie do siebie. - No prawie... - Spojrzałam na niego. - Nie uratowałem Cię przed wsadzeniem nosa w sałatkę jarzynową. - Zaśmiał się. - Komicznie to wyglądało... - Dostał z łokcia w brzuch. 
- Po pierwsze to nie jest zabawne, a po drugie nie pamiętam nic. - Przyciągnęłam się. - Ale chociaż się wyspałam. 
 - Madziuś... Wiem, że na ostatnim spacerze spotkaliśmy Ankę. - Spojrzał mi prosto w oczy. - Ale może masz ochotę się przejść? - Spacer, kostka, krew... Spanikowałam. 
- W tym śnie byliśmy właśnie na spacerze... - Zacisnęłam zęby. 
- Och... Rozumiem... - Posmutniał, jednak mocno mnie przytulił. - To może seans filmowy? 
- A chętnie. A jakie filmy będziemy oglądać? - Maciek podniósł się z łóżka. - Maciek? 
- Niespodzianka! Krzyknął i w sekundę był przy drzwiach. - Zejdź za 15 minut. Nie wcześniej! - Jego wzrok był przeszywający... 
- Dobrze. - Siatkarz wyszedł i zostawił mnie samą. Ja natomiast zaczęłam rozmyślać o śnie... Czemu ta Anka taka jest? Czy naprawdę mogłaby mi zrobić krzywdę? To jedna sprawa. Czemu w śnie prawie powiedziałam Maćkowi, że go kocham? Przecież to mój przyjaciel. On ma mnie tylko za dobrego kumpla. Muszę zapomnieć. Muszę zapomnieć o tym co do niego czuję.
- Już! - Aż podskoczyłam. Maciek ma tak donośny głos. 
- Idę! - Odkrzyknęłam i wyszłam z pokoju. Na dole znalazłam Muzaja, miskę z chipsami oraz kieliszki. 
- Nie panikuj. - Powiedział patrząc na moją minę. - W święta nam wolno zaszaleć. - Wyjął wino za pleców. Zaśmiałam się i usiadłam obok. 
 - To co to za film? - Siatkarz nie odpowiedział tylko wcisnął play. - Kevin? Serio? - Uśmiechnęłam się szeroko. 
- No jasne! Obie części! Przecież są święta. - Objął mnie. Serce mi drgnęło. Czemu on to robi? Wtedy, kiedy postanowiłam zapomnieć co czuję... Cholera... Mam motyle w brzuchu... 
- Oj ty mój kinomanie. - Chciałam zmierzwić mu włosy, ale się powstrzymałam. Nagle zrobiło się ciemno. - Co się stało? - Spytałam przestraszona. 
- Zabrali prąd. Na ulicy też się nic nie świeci. - Podniósł się. - Poszukam jakiś świec, a ty się nie ruszam, bo Cię potem nie znajdę. - Czułam jak się uśmiechnął i wyszedł do kuchni. 
- Jak myślisz, ile to potrwa? - Odruchowo spojrzałam w jego stronę. 
- Myślę, że dziś nie powinniśmy spodziewać się światła. W Boże Narodzenie raczej nikt nie pracuje. Gdzie są te cholerne świeczki? 
- Oj Maciuś Maciuś... - Chciałam wstać, lecz poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon.

 "Zniszczę cię. Możesz zacząć się bać. Maciek będzie mój. Teraz i na zawsze."

- Już mam. - Maciek nagle pojawił się za mną. - Co to? Jakieś życzenia świąteczne? - Błyskawicznie schowałam telefon. 
- Yyy... Tak, od znajomej. - Włożyłam komórkę do kieszeni. - Odpalaj te cudeńka. - Muzaj zapalił świece. Zabawne jak wosk i kawałek sznurka potrafią wprowadzić romantyczny nastrój. A usta Maćka... W tym świetle... Stop! Maciek usiadł obok mnie.
- No to z filmu nici... Ale mam pomysł. - Spojrzał na mnie. - Sami możemy odegrać jakiś film... - Przysunął się do mnie i sięgnął butelkę z winem. 

***

Minęła dosłownie chwila rozmowy, a dwie butelki wina zostały opróżnione. Zaczęło mi się trochę kręcić w głowie. 
 - Jaki film teraz odgrywamy? - Spytałam i zaśmiałam się na wspomnienie, jak Maciek udawał Spider-Mana i szalał na komodzie. 
- Swój własny. - Złapał mnie za brodę i przysunął do siebie. - Masz takie śliczne oczy. - Jego twarz była coraz bliżej mojej. Zamknęłam oczy. Tak, chcę tego. 
- Maciuś, masz gościa. - Ktoś krzyknął w przedpokoju. - Och, widzę, że przeszkodziłam. - Pani Muzaj przeszyła mnie wzrokiem. - Ania do Ciebie. - Maciek przewrócił oczami i podniósł się z kanapy. Na jego miejscu usiadła jego mama. Kiedy Siatkarz tylko zniknął w przedpokoju spojrzała na mnie. - Masz się stąd wynieść, rozumiesz? Ania kocha Maćka i jest dla niego najlepszą dziewczyną. A Ty? Nawet nie wiem kim jesteś, ale musisz być okropna, skoro własna matka wywaliła Cię z domu. - Skąd ona o tym wie? Miałam łzy w oczach. - Masz zniknąć jeszcze dziś. Inaczej źle to się dla Ciebie skończy. - Podniosła się z kanapy. - Lepiej szybko coś wymyśl.

W salonie pojawił się Maciek. 
- Madziuś przepraszam, muszę wyjść na moment, porozmawiać z Anką na poważnie. - Westchnął. - Poczekaj tu na mnie. - Ponownie opuścił pokój. 
- Teraz masz idealną okazję. Wynoś się. - Mama Maćka nie dała za wygraną. 
- Ale co Maciej pomyśli? 
- Już ja się tym zajmę. - Wstałam i pobiegłam na górę. Szybko spakowałam wszystkie swoje rzeczy. Nie miałam innego wyjścia. Kiedy zeszłam na dół pani Muzaj czekała na mnie z triumfem w oczach.
- Do widzenia. - Nie odpowiedziała. Wyszłam z domu. Zaraz po opuszczeniu podwórka rozpłakałam się. Co ja teraz zrobię? W Boże Narodzenie nic przecież nie kursuje. Ulica była ciemna i przerażająca. Latarnie nadal się nie świeciły. Westchnęłam i poszłam w czarną dal.

***

- Już jestem. - Krzyknąłem. - Madzia, wszystko załatwione. - Odpowiedziała mi cisza. - Mamo, gdzie jest Magda? 
- Wyszła. - Zdziwiłem się. 
- Jak to wyszła? Nie rozumiem. 
- Zostawiła ci list. - Podała mi jakąś kartkę. Szybko ją rozwinąłem i zacząłem czytać. 
 "Drogi Maćku, przepraszam, że tak nagle i bez słowa. Nie mogłam patrzeć jak powstrzymujesz swoje uczucia do Ani przeze mnie. Nie będę stać wam na drodze. Mam nadzieję, że nigdy się już nie zobaczymy. Magda" 
Nie wiem co o tym myśleć. Jak Magda mogła coś takiego napisać? Nic z tego nie rozumiem. 
- Mamo? Wiesz co się stało? 
- Ja nic nie wiem. - Wychyliła się z kuchni. - Słyszałam tylko jak trzasnęła drzwiami. Nawet się nie pożegnała. - Powiedziała oburzona. 
- To niemożliwe. - Zacząłem się zastanawiać. - Magda by się tak nie zachowała. Coś musiało się stać. - Oparłem się o kanapę. Co robić? - Telefon! - Szybko rzuciłem się na urządzenie i wykręciłem numer zapisany pod 1. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Jest! Ktoś odebrał. Słyszałem jednak tylko jakieś trzaski. - Halo? Magda! Halo?! - Usłyszałem w tle jakiś krzyk. Potem tylko dźwięk rozłączenia. - Coś jest nie tak. Muszę ją znaleźć. Wychodzę. - Podniosłem się z kanapy. 
- Ale Maciej, nie możesz. - Trzasnąłem drzwiami w połowie zdania mamy. Magda, gdzie jesteś?
***

Spojrzałem na kalendarz. 30 grudnia. Minęło już 5 dni, a Magda nadal nie dała znaku życia. Znajomi też nic nie wiedzą. Policja niby robi co może, ale nadal nie mają żadnych informacji. Nie wiem, co robić. Gapiłem się w telefon całymi dniami, jakby miało to sprawdzić, że Magda się odnajdzie. Dzwoni. Szybko podniosłem słuchawkę. 
- I co? Wiadomo już coś? - Usłyszałem głos Igły. Znów umarła we mnie nadzieja. 
- Nie, nadal nic. - Westchnąłem, a do oczu napłynęły mi łzy. 
- Zaraz do ciebie przyjadę. Nie możesz być sam w takim stanie. - Rozłączył się. Chwilę później usłyszałem pukanie do drzwi. 
- Krzysiek? Co ty tutaj...? - Spytałem zaskoczony. 
- Byłem w okolicy. - Przeszedł przez próg i zaczął się rozbierać. - Widzę chłopie, że z tobą źle. Dlatego nie możesz być sam. - Usiadł na kanapie. - Chcesz żebym zadzwonił po chłopaków? Razem na pewno... 
- Nie. - Przerwałem mu. Znów usłyszałem dźwięk telefonu. Odebrałem. 
- Dzień dobry, Komenda Stołeczna Policji. - Nadzieja zalała moje serce. - Znaleźliśmy kobietę, która odpowiada rysopisowi. Jednak najprawdopodobniej straciła pamięć, gdyż do tej pory nie wypowiedziała żadnego słowa. Czy mógłby Pan zgłosić się na posterunek. Może Pan by ją poznał. 
 - Oczywiście, już jadę. - Rozłączyłem się i szybko zacząłem zakładać buty. 
- Co jest? - Zapytał Krzysiek. - Chyba Magda se znalazła. - Założyłem kurtkę. 
 - Poczekaj. Zawiozę Cię. - Oboje wybiegliśmy z domu.
***

Tik tak. Tik tak. Minęła już trzecia godzina. Ile można czekać na tym cholernym komisariacie? 
- Jak myślisz, ile to jeszcze potrwa? - Ignaczak czekał ze mną. Też był zdenerwowany.
- Nie wiem, ale zaraz szlag mnie trafi. - Uderzyłem pięścią w krzesło.
- Pan Maciej Muzaj? - Ktoś odezwał się za mną. Zobaczyłem dość wysokiego, postawnego policjanta z dość dużym zarostem. Skinął głową. - Zapraszam Pana do pokoju. - Poszedłem za nim. Po chwili otworzył drzwi i gestem ręki zaprosił mnie do środka. Zobaczyłem dziewczynę. Stała tyłem. Była bardzo wychudzona. Nie wyglądała jak Magda, jednak serce podpowiadało mi co innego. To musiała być ona. - Proszę sprawdzić czy to ta dziewczyna i spróbować z nią porozmawiać. Może Panu coś powie. - Stresowałem się. Co jeśli to jednak nie ona? Po chwili jednak zebrałem w sobie odwagę.
- Magda? - Zapytałem. Dziewczyna odwróciła się, a mi zamarło serce.
~~~~~~~~~~
Hej :) jak Wam się podoba rozdział, w którym tak dużo się dzieje? Mam baaardzo dużo pomysłów i mam nadzieję, że chcecie, abym je zrealizowała. Czekam na Wasze komentarze.
Pozdrawiam, 
Wasza Meggie K
        

  

poniedziałek, 12 września 2016

Kolejny powrót?

Hej,
Wiem, że znów zawaliłam. Zbyt dużo działo się w moim życiu, nie miałam czasu na sen i posiłki, a co dopiero na pisanie bloga. Zastanawiam się jednak nad powrotem do pisania. Bardzo chciałabym dalej uczestniczyć w życiu Magdy i Maćka... Chciałabym również, abyście wy nadal w nim uczestniczyli. Odniosłam wrażenie, że opowiadanie wam się podobało, a ja cholernie chciałabym je skończyć. Za tydzień kończę pracę, za dwa zaczynam studia. Wiem, że może być ciężko, ale wiem także, że będę potrzebowała oderwania od nauki w postaci pisania oraz przede wszystkim WASZEGO wsparcia. Stąd post i moje pytanie. Chcecie, abym dalej kontynuowała pisanie? Chcecie poznać dalsze losy Magdy i Maćka? Wiem, że wielu z Was już o mnie zapomniało, ale odezwijcie się, wyraźcie swoją opinię. Potrzebuję WAS :)

Pozdrawiam,

Meggie K