poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 33

Szybko zaczęłam zbierać swoje ubrania z podłogi, które były porozrzucane po całym pokoju. W pośpiechu starałam się założyć bluzkę, lecz łzy w oczach uniemożliwiły mi zapięcie guzików.
- Poczekaj, pomogę ci. - Zaproponował Bartman. Podszedł do mnie i delikatnie pomógł mi się ubrać, po czym mocno mnie przytulił. - Nie płacz już. - Pogładził mnie po włosach. - To bez sensu.
- Bez sensu? - Odsunęłam się od niego. - Co jest bez sensu? To, że się przejmuję zniknięciem swojego przyjaciela? To, że za nim płaczę, bo czuję, że to moja wina? - Czułam jak łzy spływają mi po policzkach.
- Nie to... - Zbyszek nie wiedział co powiedzieć. Zaczął drapać się po głowie.
- To co? To co jest kurwa bez sensu?! - Schowałam twarz w dłonie i opadłam na oparcie kanapy. Łzy zaczęły spływać mi po dłoniach aż do łokci, skąd dużymi kroplami spadały na granatowy dywan.
- Kotuś, nie martw się. - Usiadł koło mnie i objął ramieniem. - Przecież to Maciek, na pewno nic mu się nie stało. - Pocałował mnie w czoło. - To tylko Maciek...
- Tylko Maciek?! - Błyskawicznie podniosłam się na nogi. - Jak możesz tak kurwa mówić?! - Szybko złapałam moją torbę leżącą przy kanapie i udałam się w stronę drzwi. Złapałam za klamkę, po czym odwróciłam się na pięcie. - Odwieziesz mnie do Bełchatowa czy mam sama jechać?
W drodze do Bełchatowa żadne z nas się nie odzywało. Bartman próbował zacząć jakoś rozmowę, ale mój wściekły wzrok sprawiał, że błyskawicznie milkł. Podczas całego powrotu z Rzeszowa łzy tworzyły na moich policzkach cienkie, mokre ślady, a ręce trzęsły się, gdy po raz setny wybierały numer do Maćka. Niestety telefon Muzaja był ciągle wyłączony...
- Zatrzymaj się tutaj. - Oznajmiłam Zbyszkowi, kiedy z daleka ujrzałam blok, w którym mieszkałam. - Dzięki za podwiezienie i za... - Głos stanął mi w gardle. - I za miły wieczór. Dobranoc. - Wysiadłam z samochodu nie czekając na reakcję Zbyszka i poszłam do mieszkania. Po paru minutach stałam już przed drzwiami. Serce waliło mi jak szalone. Bałam się. Bałam się tego, że przeze mnie coś stało się Maćkowi. Bałam się, że Karol i reszta Skry mnie znienawidzą. A najbardziej bałam się, że znienawidzi mnie Muzaj. Tego bym nie przeżyła. Drżącymi dłońmi pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka.
- Magda, nareszcie! - Wykrzyknął Kłos i porwał mnie w ramiona. Po chwili z powrotem przywrócił mi dostęp do powietrza i uśmiechnął się lekko. Z pozoru wyglądał na szczęśliwego, lecz jego oczy były pełne smutku i bólu. - Gdzieś ty była kobieto? - Spytał pomagając mi zdjąć kurtkę.
- W Rzeszowie. - Wydusiłam z siebie i opadłam na fotel.
- Jak to w Rzeszowie? - Zaskoczony Kłos usiadł koło mnie na kanapie. - Po co? Do kogo? Dlaczego? - Wydusił z siebie pytania jednym tchem.
- Do Zbyszka... - Unikałam kontaktu wzrokowego cały czas trzymając głowę schowaną w dłoniach.
- Do Zbyszka? Zbyszka Bartmana? - Pokiwałam twierdząco głową. - Ale po co?
- Bo... Bo my jesteśmy razem. - Odparłam cicho i z szybko bijącym sercem czekałam na wybuch gniewu Karola. Jednak jego reakcja kompletnie mnie zaskoczyła.
- Czemu nic nie powiedziałaś? - Powiedział jakby zawiedziony. Spojrzałam na niego mocno zaskoczona.
- Bałam się, że pomyślicie o mnie źle. Myślałam, że będziecie mnie uważać za dziwkę, która rozbija długoletni związek, żeby trafić na pierwsze strony gazet. - Środkowy wstał z kanapy, kucnął koło mnie i wziął mnie za rękę.
- Naprawdę myślałaś, że mamy o tobie takie zdanie? Przecież jesteś świetną dziewczyną, uczciwą i nigdy nie zrobiłabyś takiego świństwa drugiej osobie. Masz za dobre serducho. - Przytulił mnie mocno. - A jeśli się kochacie, a Bartman pożegna się z Aśką, to macie moje błogosławieństwo. - Uśmiechnął się leciutko.
- Dzięki. - Odwzajemniłam uśmiech. - Teraz mów co z Maćkiem.
- Nikt nie wie. - Błyskawicznie posmutniał. - Umówiliśmy się z chłopakami, w tym za Maćkiem o siedemnastej w barze koło kina. Nie przyszedł. Byliśmy pewni, że jest z tobą i nie chcieliśmy wam przeszkadzać, więc nie dzwoniliśmy. Ale kiedy wróciliśmy i was dalej nie było zaczęliśmy się martwić. Próbowaliśmy się do was dodzwonić, ale ty byłaś poza zasięgiem, a telefon Maćka był wyłączony. - Przerwał. Wziął dwa głębokie wdechy. - Później Aleks znalazł liścik od Maćka.
- Jaki liścik? - Zdziwiłam się. Środkowy bez słowa wstał i podał mi karteczkę leżącą na stole. Drżącą ręką odebrałam skrawek papieru od Karola i po otarciu łez zaczęłam czytać:
Musiałem wyjechać, żeby poukładać parę swoich spraw. Nie szukajcie mnie, bo i tak nie znajdziecie. Jak ogarnę swoje życie to wrócę. Karol, załatw jakoś tą sprawę z trenerem. Trzymajcie się wszyscy i nie szukajcie mnie.

Maciek
Po przeczytaniu tego listu moje poczucie winy było jeszcze większe. Nie mogłam opanować łez, a serce zaczęło strasznie kłuć.
- Co się dzieje? - Spytał Karol. Nie odpowiedziałam jednak, ponieważ zadzwonił dzwonek do drzwi. Po chwili do salonu weszli Daniel, Winiar, Cupko, Aleks, Mariusz i Zatorski.
- I co? Jakieś wieści? - Spytałam pospiesznie ocierając łzy.
- Nic. - Pokręcił ze smutkiem głową Winiarski.
- Pytaliśmy wszystkich z klubu, nikt nic nie wie... - Powiedział smutny i zmęczony Zati. Przynajmniej dzisiaj nikt mu nie dogryzał.
- To co teraz? - Spytał Cupko, który równie mocno jak wszyscy przejął się całą sytuacją.
- Teraz to ja wam zrobię kawy. - Powiedziałam podnosząc się z fotela. - W końcu jest już... - Zerknęłam na wyświetlacz telefonu, a moje oczy błyskawicznie się powiększyły. - Druga w nocy! Nie chcecie iść do domów spać? - Spytałam. Nie chciałam, żeby kolejne osoby cierpiały przeze mnie, nawet jeśli miało to być tylko niewyspanie.
- Zrób kawy. - Powiedział stanowczo Mariusz. - Nie odpuścimy dopóki nie znajdziemy Maćka. - Pokiwałam tylko głową, po czym udałam się do kuchni. Wstawiłam wodę, oparłam się o blat i pogrążyłam w myślach. Jak dobrze, że Maciek ma takich dobrych przyjaciół u siebie w klubie. Szkoda tylko, że trafiła mu się taka suka jak ja. Chyba czas poszukać nowego mieszkania. Westchnęłam i zaparzyłam chłopakom kawę. Sama byłam aż za bardzo pobudzona.
- Proszę. - Postawiłam tacę z gorącym napojem, mlekiem i cukrem na stole. Chłopcy jak roboty wzięli swoje kawy dalej pogrążeni w myślach.
- Ma ktoś jakiś pomysł? - Spytał po chwili Karol.
- Można by pochodzić ze zdjęciami po całym Bełchatowie i pytać przechodniów. - Zaproponował Zatoski.
- I jeszcze wydrukować ogłoszenia "Zaginął" i porozwieszać. - Rzucił Pliński.
- No i jutro już będzie można zgłosić jego zaginięcie na policję. - Powiedział Winiarski odstawiając pustką filiżankę na stół.
- Dobra chłopaki, umówimy się jutro, znaczy dzisiaj na treningu. - Oznajmił Karol. - A teraz naprawdę idźcie już do domów. Macie swoje rodziny, a siedząc tutaj Maćka nie znajdziemy. - Skrzaki niechętnie zaczęli podnosić się i opuszczać nasze mieszkanie.
- Znajdziemy go, rozumiesz? Nie martw się. - Michał mocno mnie przytulił, po czym pocałował w czoło. - Trzymaj się Mała. - Oznajmił i wyszedł. Nastała niezręczna cisza.
- To co? Kładziemy się? - Zapytał Kłos po dłuższej chwili. Nie odpowiedziałam, tylko po raz kolejny się rozpłakałam. Nie chciałam jednak pocieszenia Karola. Uważałam, że nie zasługuję na żadne pocieszenie, bo to wszystko to moja wina. Zamknęłam się w pokoju, położyłam na łóżku i oddałam poduszce cały swój żal, smutek i złość w postaci łez. Nie pamiętam, kiedy zasnęłam.
Obudziłam się z krzykiem. Sen sprawił, że moje serce oraz oddech ścigały się kto jest szybszy. Ciągle miałam przed oczami to co mózg podsunął mi podczas snu. Ciągle miałam przed oczami pogrzeb Maćka... Potrząsnęłam mocno głową, aby ten obraz zniknął. Zerknęłam na zegarek - ósma rano. Karol pewnie szykował się na trening. Wstałam z łóżka i pomaszerowałam do kuchni.
- Cześć. - Powiedział bez życia w głosie. - Jak się spało?
- Cześć. - Odparłam równie obojętna. - Niekoniecznie dobrze. Wiecie już coś? - Spytałam z nadzieją.
- Niestety nie... - Spuścił głowę smutny. - Ale zaraz jest trening i coś wymyślimy. Nie martw się. - Przytulił mnie mocno. - Może chcesz iść ze mną? - Spojrzał mi prosto w oczy.
- Nie. - Odparłam błyskawicznie. - Nie mogę im teraz spojrzeć w oczy. Boję się... - Do moich oczu po raz kolejny napłynęły łzy.
- Nie masz się czego bać. Przecież chłopaki cię lubią i nikt nie myśli, że to przez ciebie Maciek zniknął. - Pogładził mnie po plecach. - Chcesz śniadanie? - Odsunął się ode mnie.
- Nie, dzięki. Nie mam ochoty. - Usiadłam przy stole.
- Dobra, ja już muszę uciekać. - Powiedział Kłos odstawiając kubek po kawie do zlewu. - Zjedz coś. I nie martw się tak. Znajdziemy go. - Pocałował mnie w czoło i wyszedł z mieszkania, a ja zostałam sama ze swoimi myślami...
Cały dzień bezczynnie wgapiałam się w ścianę. Zastanawiałam się, gdzie może być Maciek i jak mogę go znaleźć. Karol wpadł tylko na chwilę do domu o trzynastej po kolejne zdjęcia Muzaja.
Była już dwudziesta pierwsza, a chłopaków nadal nie było. Wiedziałam, że też powinnam włączyć się w poszukiwania, ale nie mogłam nawet patrzeć na zdjęcie Maćka, a co dopiero wypytywać o niego ludzi.Czemu nie zostawił jakiegoś śladu? Nawet małego, ale żeby można było wiedzieć, gdzie się wybierał? Nagle dostałam olśnienia. A może właśnie jest ślad? Wzięłam laptopa na kolana i zaczęłam przeglądać historię przeglądarki. Niestety nic ciekawego tam nie znalazłam. Postanowiłam sprawdzić jeszcze facebooka. Może tam coś znajdę? Jakąś dobrą wiadomość? Jednak informacja, którą zobaczyłam jako pierwszą sprawiła, że mój i tak zrujnowany świat rozwalił się na jeszcze mniejsze kawałeczki...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam Was kolejnym rozdziałem. Wiem, że jest beznadziejny, ale po miesiącu bez pisania ciężko było mi się za to zabrać. Tutaj chciałabym podziękować Natce, która mnie motywowała :D
A teraz pytanie do Was. Jak spędziliście święta? Co planujecie na sylwestra? Impreza czy tak jak ja: trudny wybór między TVP2, TVN i POLSATEM? :P
I jeszcze jedno: macie jakiś pomysł, jak przekonać rodziców, żeby pozwolili mi trenować siatkę w miejscowy klubie? Z góry dziękuję :D
Pozdrawiam :*
P.S. Po raz kolejny utworzyłam zakładkę „Wasze”, bo niestety znowu pogubiłam się z blogami i ciężko jest mi wasze odnaleźć. Dlatego jeśli możecie, to tam się wpisujcie :D

niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział 32

Zadzwonił budzik. Przeklinając wynalazcę tego urządzenia wyłączyłam go i niechętnie wstałam z łóżka. W kuchni zastałam pijącego kawę Karola.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się wyciągając płatki śniadaniowe z szafki. - Gdzie Maciek? - Spytałam sięgając po mleko do lodówki.
- A ty od rana tylko o nim... - Pokiwał z dezaprobatą głową. - Śpi. - Spojrzał na mnie. Ledwo powstrzymał wybuch śmiechu.
- O co chodzi? - Spytałam zdezorientowana, podczas gdy twarz Karola robiła się coraz bardziej czerwona. - Ejj... Mów natychmiast! - Zaczęłam się coraz bardziej denerwować.
- Nic, naprawdę. - Oznajmił, po czym zakrył sobie usta dłonią. Najwidoczniej nie był świadomy tego, że widziałam jaką miał wielką ochotę na wybuchnięcie śmiechem.
- I tak się dowiem. - Pogroziłam środkowemu palcem, po czym, nie zwracając uwagi na siatkarza, zaczęłam jeść śniadanie.

- Skończyłaś już? - Spytał Karol, gdy wstawiałam miskę po płatkach do zmywarki.
- Tak, a co? - Zaciekawiłam się. Zatrzasnęłam kolanem drzwi zmywarki.
- Nic, nic. - Oznajmił Kłos błyskawicznie wstając z miejsca. - Ja już muszę lecieć. - Pobiegł do swojego pokoju w poszukiwaniu torby. Westchnęłam tylko i poszłam do łazienki zastanawiając się nad dziwnym zachowaniem środkowego. Po spojrzeniu w lustro wszystko stało się jasne.
- Kłos!!! - Wrzasnęłam na całe mieszkanie. - Zabiję cię! Przysięgam, że cię zabije! - W odpowiedzi usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami. Wściekła zacisnęłam dłonie na umywalce. Zerknęłam jeszcze raz w lustro na moją twarz. Twarz, na której widniały kocie wąsy i napis "cute" na czole. Próbowałam zmyć to ciepłą wodą z mydłem, niestety bezskutecznie. Postanowiłam więc nie iść do szkoły. Przecież się tak nie pokażę. Wiedząc, że mam wolny cały dzień zaczęłam sprzątać. Oczywiście zastanawiając się jednocześnie nad zemstą na Kłosie.
- Dzień doberek. - Przed moimi oczami stanął Maciek uśmiechnięty od ucha do ucha i nie odrywał ode mnie wzroku.
- Nie gap się tak, wiem co mam na twarzy. - Spuściłam wzrok. - Powinnam się na ciebie obrazić, bo obiecałeś mnie chronić przed Karolem. - Skrzyżowałam ręce na piersi.
- Nawet nie zwróciłem uwagi na twarz. Ślicznie ci w mojej bluzie. - Uśmiechnął się szerzej. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nadal ubrana jestem w rzeczy, w których wczoraj zasnęłam.
- A... No tak... - Speszyłam się troszeczkę. - Dziękuję. - Podniosłam lekko kąciki moich ust do góry.
- Nie chce zejść? - Spytał dotykając dłonią mojej twarzy. Tętno od razu mi podskoczyło. Żeby się nie zdradzić pokiwałam tylko ze smutkiem głową. - Coś poradzimy. - Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
- Dzięki. - Odpowiedziałam tylko starając się, aby głos mi nie zadrżał.
- Wiesz, co ci powiem? - Spojrzałam pytająco na atakującego. - Do twarzy ci z tymi kocimi wąsami. - Zachichotał,a ja sprzedałam mu kuksańca w bok.
- Ty się nie śmiej, tylko powiedz mi jak mam to zmyć. - Usiadłam na kanapie i schowałam twarz w dłonie.
- Może tym do... No do de... - Jąkał się Maciek.
- No wyduś to z siebie!
- Chodzi mi o to co, żeby zmyć makijaż. - Wydusił w końcu.
- Dobry pomysł. - Pochwaliłam go. - Tylko, że ja tego nie mam... - Zamyśliłam się. - Poszedłbyś do sklepu i mi kupił. Spojrzałam na niego błagalnie.
- Ja? Przecież to będzie strasznie głupio wyglądać... - Zrobiłam słodkie oczka. - Eh... NO dobra... Tobie nie umiem odmówić. - Uśmiechnął się i pobiegł po coś do pokoju. Wrócił po dziesięciu sekundach. - Zaraz jestem z powrotem. - Puścił mi oczko i wybiegł z mieszkania. Ledwo drzwi zdążyły się za nim zatrzasnąć, zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, a kąciki ust same powędrowały w górę.
- Halo, Zbyszek? - Cieszyłam się jak małe dziecko.
- Tak, to ja Kotuś. - Oczami wyobraźni widziałam jego boski uśmiech. - Bądź dzisiaj o siedemnastej pod kinem. Mam dla ciebie niespodziankę.
- Jaką? - Spytałam, lecz odpowiedział mi tylko sygnał, który oznajmił, że mój rozmówca się rozłączył. Westchnęłam tylko i powędrowałam do pokoju w poszukiwaniu stroju na spotkanie z Bartmanem.

- Jestem! - Krzyknął Maciek, kiedy leżałam w stercie ubrań na łóżku. Po chwili pojawił się w drzwiach. - Co ty robisz? - Spytał zdziwiony - Zresztą nieważne. - Dodał po chwili. - Chodź do łazienki. - Podszedł do mnie, podniósł z łóżka i trzymając za rękę zaprowadził mnie do łazienki.
- Ile ty żeś tego nakupił? - Spytałam patrząc się na wypełnioną po brzegi reklamówkę. - Przecież miałeś kupić tylko płyn do demakijażu.
- Wiem. - Zajrzał do reklamówki. - Ale jak powiedziałem sprzedawczyni, że przyszedłem po ten płyn, to powiedziała, żebym kupił jeszcze waciki. No i tak od słowa do słowa... - Podniósł reklamówkę do góry. - Ta dam! - Wyszczerzył się.
- Dobra, daj mi to. - Wystawiłam rękę. lecz pokiwał przecząco głową, sam wyjął waciki i namoczył jednego w płynie do demakijażu.
- Nie bój się. - Posłał mi swój boski uśmiech, po czym wziął delikatnie moją brodę w swoją dłoń i zaczął wycierać dzieło Karola. Czułam jak serce mi przyśpiesza, a ręce zaczynają się trząść. - Spokojnie, wszystko ładnie schodzi.
- To dobrze. - Powiedziałam tylko, cały czas patrząc się w jego hipnotyzujące oczy.
- Gotowe. - Oznajmił po paru minutach, po czym pocałował mnie w nos. - Muszę przyznać, żę Kłos ma prawdziwy talent plastyczny. - Zachichotał.
- Już ja mu podziękuję za to dzieło, oj podziękuję. - Odparłam jednocześnie starając się uspokoić szalone tempo mojego serca.
- Domyślam się. Ale nie bądź dla niego zbyt surowa. - Zaskoczył mnie. Spojrzałam na niego pytająco. - Myślisz, że tobie się później nie odwdzięczy? Może znowu będę musiał zmywać marker, tylko z innej części twojego ciała? - Spytał retorycznie. - Nie, żebym nie chciał... - Urwał. - Dobra, uciekam na trening. Pa. - Pocałował mnie w policzek i wybiegł z mieszkania.

Zegar wybił godzinę szesnastą. Po raz drugi dzisiejszego dnia stanęłam przed trudnym wyborem stroju na spotkanie ze Zbyszkiem. Nie ułatwiał mi tego fakt, że nie wiedziałam, co Zibi wymyślił. Po paru minutach zdecydowałam się. Szybko się przebrałam, poprawiłam włosy, zabrałam torbę, do której spakowałam mikołajkowy prezent Zbyszka i wyszłam z mieszkania.

Bartman czekał już na mnie przed kinem. Od razu, gdy tylko mnie zobaczył, podbiegł do mnie i przywitał się długim i namiętnym pocałunkiem.
- Cześć Kotuś. - Powiedział, kiedy w końcu się od siebie odsunęliśmy. - Pięknie wyglądasz. Jak zawsze z resztą. - Posłał mi swój boski uśmiech numer 5.
- Ty też nieźle się prezentujesz.  -Zachichotałam. - To na co idziemy? - Spytałam wskazując ręką na kino.
- A kto powiedział, że idziemy do kina? - Zdziwił się. - Przecież powiedziałem tylko, żebyśmy spotkali się pod kinem. - Skrzyżował ręce na piersi.
- To gdzie idziemy? - Dopytywałam się.
- Jedziemy. - Poprawił mnie. - A to gdzie, to już niespodzianka. - Uśmiechnął się, chwycił mnie za rękę i zaprowadził do swojego samochodu.

- Masz jakieś fajne piosenki? - Spytałam po paru minutach jazdy, kiedy utwory puszczane w w radiu zaczęły mnie denerwować.
- Poszukaj w schowku. - Odparł. Otworzyłam schowek i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to maskotka Smerfetki.
- Serio? - Spytałam lekko zażenowana.
- Jak jestem sam, to muszę mieć się do kogo przytulić. - Powiedział z powagą, lecz po chwili wybuchnął śmiechem. - To mojej siostrzenicy. Zostawiła widocznie. - Wyjaśnił nie przestając chichotać.
- Jakoś mnie nie przekonałeś. - Również się śmiałam. Poczułam wibrację telefonu w kieszeni, więc wyjęłam komórkę i zobaczyłam informację o nowej wiadomości od Maćka.
- Kto to? - Spytał Zibi kładąc rękę na moim kolanie. Nie odpowiedziałam tylko odczytałam wiadomość, która brzmiała: "Dobrze się bawisz z Bartmanem?!"
Natychmiast zawracaj! - Zabolały mnie słowa Muzaja. - Nie słyszałeś co powiedziałam? - Spojrzałam zniecierpliwiona na atakującego.
- Co się stało? - Spytał zaniepokojony gładząc ręką moje kolano.
- Chodzi o Maćka...
- Znowu on? - Przerwał mi. - Chcesz zniszczyć nasze spotkanie tylko dlatego, że dostałaś jakiegoś esemesa?! - Zacisnął dłoń na kierownicy. - Pomyśl. Przecież i tak z nim mieszkasz. A ze mną widujesz się raz na miesiąc. - Spojrzał na mnie błagalnie...
- Może i masz rację... - Schowałam telefon do kieszeni. - Daleko jeszcze?
- Jeszcze spory kawałek. Zdrzemnij się. - Sięgnął ręką na tylne siedzenie i podał mi koc. - Śpij słodko. - Powiedział, a ja przykryłam się kocem i po chwili zasnęłam.

Obudził mnie dźwięk telefonu Bartmana. Nie odebrał jednak tylko odrzucił połączenie.
- Słuchasz takich piosenek? - Zdziwiłam się.
- Już wstałaś? - Przestraszył się lekko. - Znasz tą piosenkę? - Zaskoczyłam go. - Przecież dziewczyny takich rzeczy nie słuchają. Przynajmniej te grzeczne.
- Niespodzianka. - Wyszczerzyłam się. - Daleko jeszcze?
- Jesteśmy już prawie na miejscu. - Ręka Zbyszka znów wylądowała na moim kolanie.
- A na miejscu to znaczy gdzie? - Nie odpuszczałam.
- Tutaj. - Powiedział zatrzymując samochód. Szybko wyszedł z auta i otworzył przede mną drzwi. Wysiadłam rozglądając się dookoła. Atakujący złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić w kierunku ekskluzywnego bloku. Kiedy weszliśmy do budynku wsiedliśmy do windy, która zawiozła nas na trzecie piętro. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Zbyszek otworzył je przede mną i gestem ręki zaprosił do środka.
- Witam w moich skromnych progach. - Oznajmił pomagając mi zdjąć kurtkę.
- To... To twoje mieszkanie? Jesteśmy w Rzeszowie? - Ze zdziwienia aż otworzyłam usta.
- Tak. - Wymruczał mi do ucha łapiąc mnie od tyłu za biodra. - Będziemy tu razem cały weekend. - Zaczął całować moją szyję.
- A Asia? - Spytałam mrużąc oczy z przyjemności.
- Jest u swojego taty. - Zbyszek pociągnął mnie delikatnie w stronę kanapy, po czym przewrócił na nią, a sam położył się na mnie namiętnie całując. Jego ręce błądziły po całym moim ciele. Zaczął rozpinać guziki mojej bluzki, która po chwili, rzucona przez Zbyszka, leżała gdzieś w kącie pokoju. Nie pozostawałam mu dłużna. Namiętnie go całując zdarłam z niego koszulkę odsłaniając jego idealnie wyrzeźbiony tors. Moje dłonie dotykały każdego skrawka jego umięśnionego ciała. Zibi zaczął całować moją szyję powoli zjeżdżając w dół i zostawiając na moim ciele mokre ślady. Po chwili zaczął całować moje pierwsi. Jego ręka błądziła po moich plecach szukając zapięcia od stanika. Nagle zadzwonił mój telefon. - Zostaw. - Wymruczał mi do ucha Bartman,
- A jeśli to coś ciekawego? - Z niechęcią odepchnęłam go od siebie i odebrałam telefon.
- Magda? Maciek zaginął. - Usłyszałam przerażony głos Karola. Błyskawicznie podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Jak to zaginął?!

Witam Was tym oto rozdziałem ;) Od tego właśnie fragmentuw mojej głowie zaczęło się to opowiadanie :D
Wasze opowiadanie czytam, ale zazwyczaj robię to rano w autobusie na telefonie, skąd nie mam jak dodać komentarza :/ ale obiecuję, że wszystko nadrobię :D
Z powodu wielu spraw do załatwienia następny rozdział pojawi się w okolicach świąt :D
Pozdrawiam ;*


niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 31



Z przerażeniem patrzyłam na osobę, która tak agresywnie weszła do szatni. Po chwili rozpoznałam w nim jednego z siatkarzy Skry.
- Cupko, co ty do cholery robisz?! – Krzyknęłam, a serb podskoczył jak oparzony i błyskawicznie odwrócił się w moją stronę.
- Magda? – Jego oczy powiększyły się do wielkości monety pięciozłotowej. - Co ty tu robisz? Przecież... - Wychylił się i przeczytał napis na drzwiach. - Przecież to nasza szatnia.
- Wiem. - Odparłam krótko. - Ale Maciek coś wymyślił i kazał mi się tutaj przebrać.
- To może ja wyjdę? - Spytał nagle speszony.
- Nie, jestem już przebrana. - Uśmiechnęłam się do niego i wyszłam z szatni. Zamknęłam za sobą drzwi i westchnęłam. Kierując się odgłosem odbijających się od podłogi piłek, trafiłam na salę. Błyskawicznie wzrok wszystkich przeniósł się na mnie. Czułam, że robię się czerwona. Nie wiedziałam, co mam robić. Na szczęście podbiegł do mnie Maciek i wciągnął na parkiet.
- To co? Jakaś mała rozgrzeweczka? - Atakujący puścił mi oczko i zaczął biec wokół boiska. Po chwili robiłam to samo.
- Dobra, starczy tego dobrego. - Powiedział trener Nawrocki po dziesięciominutowej rozgrzewce. - W pary i odbijamy piłkę sposobem górnym. - Siatkarze grzecznie dobrali się w pary i zaczęli ćwiczyć. Niestety zostałam sama, więc zaczęłam podbijać piłkę do góry.
- Jesteś sama? - Usłyszałam nagle z prawej strony. - W sensie przy odbijaniu. - Siatkarz uśmiechnął się.
- Tak. - Odparłam krótko.
- Mogę się przyłączyć? - Pokiwałam twierdząco głową i zaczęliśmy razem odbijać. - To opowiesz mi? - Spytał po chwili.
- Ale co? - Zdziwiłam się.
- No... Twoją miłość przedszkolną do mnie. - Powiedział lekko speszony.
- Jędrzej... Może nie teraz? - Spytałam błagalnie.
- Jasne Jak nie chcesz to w ogóle nie musisz odpowiadać. - Uśmiechnęłam się tylko i według polecenia trenera zaczęliśmy odbijać dołem.
- Dobrze moi mili, teraz sobie troszeczkę poserwujemy i poprzyjmujemy. - Oznajmił Nawrocki po paru minutach. - Robimy tak. Osoby po mojej lewej stronie przyjmują, po prawej serwują. Później będzie zmiana. Do dzieła. - Trener klasnął w dłonie i wszyscy zajęli swoje pozycje.
- Czyli my mamy serwować? - Upewniłam się pytając Mario, który odpowiedział mi tylko kiwnięciem głowy. Wzięłam piłkę z kosza i ustawiłam się przed linią dziewiątego metra. Wzięłam głęboki wdech, podrzuciłam piłkę do góry i z całej siły w nią uderzyłam. Usłyszałam jak piłka głośno się o coś odbija.
- Cholera jasna! Który to?! - Krzyknął zdenerwowany Kłos trzymając się za głowę. Dłonie wszystkich siatkarzy błyskawicznie wskazały na mnie.
- Zdrajcy. - Powiedziałam tylko. Wściekły Karol zaczął się do mnie przybliżać przyśpieszonym krokiem. Schowałam się za Jędrkiem. 
- Maćkowiak, odsuń się. - Rozkazał środkowy, a Jędrzej od razu zrobił krok w prawo i zostawił mnie na pastwę losu, a raczej na pastwę Kłosa.
- Maciek, ratuj! - Krzyknęłam i zaczęłam uciekać. Oczywiście w starciu z kondycją i długimi nogami siatkarza nie miałam szans. Pół minuty zajęło mu dogonienie mnie i przewrócenie na boisko.
- Teraz mi za to zapłacisz. - Powiedział i zaczął mnie łaskotać. Oczywiście zaczęłam przeraźliwie głośno się śmiać i rzucać po boisku. Na moje szczęście uratował mnie... Nawrocki, ogłaszając koniec ćwiczeń.
- Uff... - Odetchnęłam z ulgą wstając.
- Nie ciesz się tak, w domu mi za to zapłacisz. - Wyszczerzył się Kłos przechodząc na drugą stronę boiska, a ja przełknęłam głośno ślinę.
- Dobra, to kto chce być w najwspanialszej drużynie z tak wspaniałą osobą, jaką jestem ja? - Oznajmił Winiarski łapiąc się za boki i uśmiechając szeroko.
- Oczywiście, że ja! - Krzyknęłam i podbiegłam do przyjmującego.
- Ejj, jak ty jesteś z Magdą, to ja też chcę. - Tupnął nogą Alek i błyskawicznie stanął koło mnie.
- To w takim razie ja też! - Wykrzyknął Pliński porywając mnie w swoje długie ramiona. Po chwili do neszej drużyny dołączyli jeszcze Dante i Zatorski.
Nasz mecz skończył się wynikiem 3:1 dla nas. Udało mi się nawet zdobyć trzy punkty! Dwa serwisem i jeden, jakimś cudem, atakiem. Po treningu chłopcy zaproponowali pizzę, jednak byłam zbyt zmęczona po meczu. Razem z Maćkiem wróciliśmy do mieszkania.
- I jak ci się trening podobał? - SPytał atakujący robiąc herbatę z sokiem malinowym.
- Nawet spoko, ale jestem wykończona. - Położyłam się zmęczona na kanapie. - Mięśnie to wy chyba macie z żelaza. - Podsumowałam biorąc od Muzaja herbatę. Siatkarz usiadł obok mnie na fotelu.
- Czy ja wiem... - Zamyślił się. - Jakbyś ćwiczyła tyle co my to też byś dawała radę. - Uśmiechnął się szeroko.
- Nie wiem czy bym wytrzymała tak ciężkie treningi. No i jeszcze technikę trzeba wyćwiczyć...
- Nie masz takiej złej techniki, nawet bardzo dobrze serwujesz. Ale atak to u ciebie kuleje... - Stwierdził profesjonalnie. - Ale zawsze mogę cię podszkolić. - Puścił mi oczko.
- Po co? - Zdziwiłam się. - Przecież i tak zawodowo grać nie będę, a na maturze ta umiejętność mi się raczej nie przyda. - Wzięłam łyk herbaty.
- Nigdy nie wiadomo, co dla ciebie los przygotował. - Sprzeciwił się Maciek. - Może akurat ktoś dostrzeże twój talent? - Spytał patrząc na mnie dziwnie. Jakby lekko zamyślony, rozmarzony.
- Talent? - Zaskoczył mnie. - Przecież ja nie umiem grać. - Zadrwiłam z jego słów.
- Umiesz i koniec! - Zaprotestował.
- Koniec będzie, jak obiecasz mi, że ochronisz mnie przed Kłosem. - Zaszantażowałam lekko atakującego.
- Tak jest szefowo! - Zasalutował mi, po czym obydwoje wybuchliśmy gromkim śmiechem. - To co robimy? - Spytał Maciek, kiedy sięo panowaliśmy.
- Nie wiem, może film? - Zaproponowałam.
- Oczywiście komedia? - Spytał retorycznie Maciek wkładając do odtwarzacza jedną z wielu płyt leżących koło telewizora.
- Przecież trzeba trenować mięśnie brzucha. - Zaśmiałam się i zrobiłam miejsce na kanapie dla atakującego, aby jak najwygodniej mógł oglądać film.
- Popcorn? - Pokiwałam przecząco głową i poklepałam miejsce koło siebie. Muzaj grzecznie usiadł i włączył film. 
Oglądało nam się świetnie, co chwila wybuchaliśmy głośnym śmiechem. Jednak zmęczenie dawało mi się we znaki i w połowie filmu zaczęłam głośno ziewać.
- Może skończymy? - Spytał troskliwie Maciek.
- Nie, skończmy go, proszę. - Spojrzałam na niego robiąc słodką minkę.
- Nie umiem ci odmówić, jak tak na mnie patrzysz. - Westchnął zrezygnowany. Nagle moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Maciek bez słowa zdjął z siebie bluzę i podał ją mi. Patrzyłam na nią zdziwiona. - Założysz sama czy mam ci pomóc? - Spytał lekko zniecierpliwiony. Posłusznie założyłam bluzę, który była dla mnie o wiele za duża i wtuliłam się w atakującego. Dotrwałam do końcowej piosenki, po czym usłyszałam dźwięk otwierania drzwi. Nie wiem jednak kto przyszedł, ponieważ weszłam do krainy Morfeusza.

                                                                   ~~~~~~~~~~~~

Powiem jedno: PRZEPRASZAM
Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Pozdrawiam :*

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 30


Zmierzałam właśnie na przystanek autobusowy, gdy poczułam czyjeś ręce na biodrach. Tylko ze względu na śpiącego na moich rękach Arka z mojego gardła nie wydobył się krzyk. Z bijącym sercem odwróciłam się na pięcie.
- Niespodzianka! – Wykrzyknął siatkarz, a ja zgromiłam go wzrokiem. – Ups, przepraszam. – Powiedział szeptem patrząc na śpiącego Wlazłego.
- Nic się nie stało. – Uśmiechnęłam się. – A co ty tu w ogóle robisz? – Spytałam zdziwiona.
- Mario mni poprosił, żebym po was przyjechał, bo jeszcze chwilę musiał zostać i pogadać z trenerem. – Wytłumaczył się. – I oto jestem. – Wyprostował się, po czym delikatnie ukłonił. – Jestem do pani dyspozycji.
- Do Wlazłych poproszę. – Powiedziałam poważnie i ruszyłam w stronę auta Karola. – Weźmiesz zakupy? – Poprosiłam środkowego.
- Nie ma sprawy. – Podniósł z ziemi torbę, od razu do niej zaglądając. Nagle zatrzymał się zaskoczony. Wyciągnął prezent dla Zbyszka i spojrzał na mnie pytająco. Po chwili jednak się otrząsnął, schował bokserki i bez słowa podszedł do samochodu. Otworzył przede mną drzwi, aby mogła delikatnie posadzić i przypiąć pasami Arka. Zakupy schował do bagażnika i usiadł na miejscu kierowcy. Bez słowa usiadłam na siedzeniu obok, a środkowy odpalił silnik i odjechaliśmy z pod galerii.
Po kilku minutach jazdy w grobowej ciszy zatrzymaliśmy się pod domem Wlazłych. Wysiadłam i wyciągnęłam torbę z bagażnika. Podniosłam potem do tylnych drzwi, otworzyłam je i delikatnie, aby nie obudzić Arka, odpięłam pas. Przesunęłam rączkę torby na zgięcie łokcia i wzięłam ostrożnie małego Wlazłego na ręce. Odwróciłam się nogą zamykając drzwi i pomaszerowałam do drzwi. W tym czasie Kłos odjechał swoim samochodem z piskiem opon. Westchnęłam tylko i czołem zadzwoniłam dzwonkiem. Po chwili drzwi otworzył mi Mariusz. Był trochę zdziwiony widokiem syna śpiącego o tak wczesnej porze. Wziął jednak syna na ręce, a mnie gestem ręki zaprosił do wejścia do środka. Szybkim krokiem zaniósł Arka do jego pokoju i po minucie był z powrotem w salonie.
- Widzę, że zakupy się udały. – Powiedział delikatnie podnosząc lewy kącik ucha. – Jakim cudem udało ci się sprawić, że Arek śpi o tak wczesnej porze? Ani mi ani Paulinie nigdy się to nie udaje. – Skrzyżował ręce na piersi.
- Nie mam zielonego pojęcia. – Wzruszyłam ramionami. – Widocznie po prostu się zmęczył. W końcu dla niego obejście galerii to jak wejście na Mount Everest.
- Możliwe. – Zamyślił się. – A co tak mało tych zakupów? – Spojrzał na torbę leżącą koło moim stóp.
- Tak jakoś wyszło. – Odpowiedziałam nie wiadomo dlaczego unikając wzroku Mariusza. – Nic ciekawego nie było do kupienia.
- Właśnie! – Wykrzyknął nagle, wstał z kanapy i pobiegł do kuchni. Po chwili wrócił z czymś białym w ręku. Usiadł koło mnie i położył mi tą białą rzecz na kolanach.
- Co to jest? – Spytałam biorąc, jak się okazało, kopertę do ręki.
- Jak to co? Twoja wypłata. – Przewrócił oczami.
- A-ale jak to? – Spytałam zdziwiona. – Że już?
- No tak. Przecież minął już miesiąc twojej pracy. – Mario był chyba lekko zaskoczony moją zwolnioną pracą mózgu.
- Dziękuję. – Odparłam tylko i otworzyłam kopertę. Moim oczom ukazał się gruby plik banknotów. – Aż tyle? Przecież to za dużo.
- Nie za dużo tylko akurat. Byłaś na każde wezwanie, tyle razy zostawałaś dłużej. Należy ci się. – Uśmiechnął się szeroko.
- Ale… - Nie miałam żadnych argumentów. – Bardzo dziękuję. – Przytuliłam go mocno.
- Bo mnie udusisz. – Odsunęłam się od niego. – Leć już do domu zanim tam wszystko rozniosą.  – Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Jak to rozniosą? Kto? – Zaczęłam się dopytywać, nie wiedząc o co mu chodziło.
- Jak wrócisz do domu to się dowiesz. – Uśmiechnął się tajemniczo. – Także radzę ci już jechać. Bo wiesz… Nie wiadomo co im strzeli do głowy.
- No tak. – Zgodziłam się z Mario. – To ja jeszcze raz dziękuję i uciekam. – Pocałowałam go w policzek.
- Pa. – Powiedział, a ja wyszłam na dwór i skierowałam się w kierunku przystanku autobusowego.
Po chwili stałam już z bijącym sercem przed naszym blokiem. Wzięłam głęboki wdech bojąc się co zastanę w mieszkaniu. Będąc na schodach do moich uszu doszedł dźwięk jakby kibiców na trybunach. Na drżących nogach weszłam do mieszkania i mnie zamurowało. W salonie na kanapie siedzieli Muzaj, Kłos i Zator, a obok na fotelu Plina i Winiar.
- Madzia wróciła! – Wykrzyknął Karol przekrzykując komentatora sportowego. – Jak tam się dzień udał?
- Co wy tu robicie? – Spytałam, kiedy minął pierwszy szok ignorując pytanie środkowego.
- Bo wiesz… - Zaczął Pliski. – Bo dzisiaj… Zator! – Rzucił poduszką w libero. – Ty powiedz!
- Ale czemu ja? – Spytał zmartwiony i wystraszony Paweł.
- Bo wyglądasz z nas najbardziej dziecinnie i instynkt macierzyński nie pozwoli jej ciebie uderzyć. – Wyjaśnił spokojnie Daniel.
- No dobra… - Poddał się Zatorski. – No więc chodzi o to, że dzisiaj jest Liga Mistrzów, a do tego gra Barcelona kontra Real… - Unikał mojego wzroku jak ognia. – Nie gniewasz się?
- Nie ma sprawy. Oglądajcie sobie. – Uśmiechnęłam się. – Mi to nie przeszkadza.
- Serio?! – Powiedzieli wszyscy razem.
- No tak. Ja nawet lubię piłkę nożną. – Oczy wszystkich siatkarzy powiększyły się do rozmiaru pięciozłotowej monety. – Ehh… - Westchnęłam tylko i poszłam do kuchni. – Zrobić wam coś do jedzenia? – Wychyliłam się z kuchni.
- Nie, wystarczy nam to co mamy. – Odpowiedział Maciek, reszta nie mogła nadal wydusić z siebie słowa.
- Okej. – Odparłam i zaczęłam robić sobie kanapki. Po chwili z przyrządzonym posiłkiem poszłam do salonu i stanęłam za kanapą. – Znajdzie się dla mnie miejsce?
- Jasne. – Odpowiedział Kłos. – Zati, posuń się grubasie! – Popchnął libero, a ten spadł na podłogę. – Proszę. – Środkowy się wyszczerzył.
- Dziękuję. – Uśmiechnęłam się sztucznie i ku zdziwieniu Karola usiadłam koło Pawła na podłodze. Sam Zati też się zdziwił, ale w jego oczach było widać radość.
- Ale… - Zaczął środkowy, lecz przerwał mu drugi środkowy, Daniel.
- Ej… widziałeś to?! – Krzyknął. – Przecież wystarczyłoby, żeby podał do Iniesty, a nie sam leciał na bramkę. – Schował twarz w dłoniach, a ja skierowałam wzrok na telewizor.
- O rzesz ku..! – Wykrzyknął po chwili Winiar, kiedy jeden z zawodników Realu strzelił tuż koło bramki. Na szczęście powstrzymał się przed wypowiedzeniem ostatniego słowa.
- Jaki orzeszku? – Dopytywał się Plina. – Włoski czy może laskowy?
- No hiszpański przecież! – Wtrącił się Maciek wskazując ręką na telewizor. Na tym skończyła się ta wymiana zdań, a ja coraz bardziej interesowałam się meczem.
Po półgodzinie byłam już tak wciągnięta w mecz, że nie docierały do mnie żadne słowa ani inne bodźce. Komentowałam każdą akcję.
- Gdzie ty tu idioto widziałeś spalony? – Krzyknęłam do sędzi, kiedy poniósł chorągiewkę do góry. Każdy z siatkarzy błyskawicznie przeniósł wzrok na mnie. – No co?
- Ty wiesz co to jest spalony?! – Winiarski zaskoczony aż podniósł się z fotela.
- A czemu miałabym nie wiedzieć? – Na te słowa zostałam porwana przez przyjmującego w ramiona. – Ale wiesz, że wolę Barcę? – Błyskawicznie zostałam odstawiona z powrotem na ziemię.
- Ale i tak cię uwielbiam! – Wykrzyknął i ponownie znalazłam się w jego ramionach. – Ideał nie dziewczyna. – Podsumował uwalniając mnie ze swoich ramion.
- Ejj… Nie zapędzaj się, bo cię Dagmara z domu wyrzuci. – Wtrącił się Karol i tym razem to on porwał mnie w ramiona.
- A ciebie Ola rzuci. – Powiedział Pliński, a Kłos błyskawicznie mnie puścił. Wzięłam głęboki wdech, ponieważ będąc uwięziona w długich ramionach nie mogłam złapać powietrza. Posłałam wdzięczne spojrzenie Danielowi i zajęłam swoje miejsce koło Zatorskiego.
Końcowy gwizdek. Barcelona wygrała z Realem 2:1, z czego niestety nie cieszył się Winiarski.
- Dobra, to my się będziemy zbierać. – Oznajmił Zatorski wstając. Dokładnie to samo zrobili Winiarski i Pliński.
- Dziękujemy za wspaniały mecz. – Plina pocałował mnie w policzek. – Może to powtórzymy? – Poruszał charakterystycznie brwiami.
- Może może. – Uśmiechnęłam się wstając. – Zobaczymy, jak będziecie grali mecze i czy będziecie wygrywali.
- I to się nazywa motywacja! – Powiedział Winiarski. – Myślę, że od tej pory będziemy wszyściusieńsko wygrywać. – Przytulił mnie. – Dobranoc. – Pocałował mnie w policzek.
- Do zobaczenia. – Zatorski również pocałował mnie w policzek. – Kolorowych snów. – Uśmiechnął się i razem z Danielem i Michałem wyszli z mieszkania.
- Musimy porozmawiać moja panno. – Oznajmił Kłos, a ja się przestraszyłam. O co mu może chodzić? O Zbyszka? – Czemu ja nic nie wiem o tym, że lubisz nogę? – Kamień spadł mi z serca.
- Jakoś nie było okazji ci o tym powiedzieć. – Powiedziałam tylko i poszłam do salonu. Zastałam tam Maćka śpiącego na kanapie. Na ten widok kąciki moich ust automatycznie powędrowały w górę. – Karol, chodź mi pomóc. – Zawołałam cichutko środkowego.
- O co cho… oooo. – Zdziwił się Karol zobaczywszy śpiącego atakującego. – Jak mam ci pomóc? Przecież go nie zaniosę do pokoju! – Skrzyżował ręce na piersi.
- Nie chodzi mi o to. – Przewróciłam oczami. – Chodziło mi o to, żebyś podtrzymał jego głowę, żeby mogła położyć poduszkę.
- No chyba, że tak. – Podszedł do kanapy i delikatnie, tak jakbym miał na rękach dziecko, przytrzymał głowę Maćka. W tym czasie podłożyłam poduszkę. - Dobra, ja lecę kimać. Dobranoc. – Powiedział i poszedł do swojego pokoju.
- Dobranoc. – Odpowiedziałam nie spuszczając wzroku ze śpiącego Maćka. Wyglądał tak słodko! Uśmiechnęłam się, po czym pocałowałam go w czoło i poszłam pod prysznic, aby pół godziny później być w krainie Morfeusza.

Obudziłam się dość wcześnie. Cicho się ubrałam i poszłam do kuchni. Założyłam ten pamiętny różowy fartuch i zabrałam się za robienie śniadania. Kiedy było już gotowe, poszłam do salonu, gdzie spał Maciek i usiadłam na skrawku kanapy.
- Wstajemy kochani… - Wyszeptałam mu do ucha. – Mikołaj był. – Uśmiechnęłam się.
- Ale o co chodzi? – Spytał zaspany Muzaj przecierając dłońmi oczy.
- Zobacz, co Mikołaj dla ciebie zrobił. – Położyłam mu na kolanach tacę z jedzeniem.
- Przekaż temu Mikołajowi, że jest wspaniały. – Pocałował mnie w policzek i zabrał się za pochłanianie śniadania.
- Przekażę, przekażę. – Zaśmiałam się. Nagle ze swojego pokoju wyskoczył środkowy.
- Co się tutaj dzieje? – Spytał łapiąc się za boki.
- Mikołaj mnie odwiedził i zobacz co dla mnie zrobił. – Pokazał Karolowi tacę ze śniadaniem.
- A o mnie jak zwykle zapomniał… - Kłos spuścił głowę smutny.
- Na pewno zapomniał? – Zaczęłam się dopytywać. – A może po prostu nie zaglądałeś jeszcze do kuchni? – Kłosowi zapaliły się oczy i szybkim krokiem poszedł do kuchni.
- Magda, jesteś wspaniała! – Krzyknął wracając do salonu z identyczną tacą jaką miał Maciek.
- Ja? – Zdziwiłam się. – Mikołajowi podziękuj. Ja tylko przekazałam informację od niego. – Wzruszyłam ramionami.
- To skoro masz takie dobre układy z nim to przekaż mu podziękowania. – Pocałował mnie w policzek i zabrał się za pochłanianie jedzenia.
- Przekażę. – Uśmiechnęłam się, po czym wstałam i poszłam do swojego pokoju. Wyciągnęłam z pod łóżka czekoladki w kształcie piłek do siatkówki i wróciłam do chłopaków. – Patrzcie co jeszcze Mikołaj dla was zostawił. – Wzrok siatkarzy błyskawicznie został skierowany na mnie.
- Ale ten Mikołaj nas rozpieszcza! – Uśmiechnął się szeroko Maciek i mocno mnie przytulił. Karol nic nie powiedział.
- To skoro już jesteś w takim dobrym humorze, to powiesz mi, czemu wczoraj tak wcześnie na trening poszedłeś? – Skrzyżowałam ręce na piersi i patrzyłam wyczekująco na atakującego.
- To znaczy… yyy… - Wsadził do buzi pięć czekoladek. – Bo misłm cś złwić. – Wytłumaczył się.
- Tak… Teraz już wszystko rozumiem. – Powiedziałam z ironią. – Dobra, ja się zbieram do szkoły. – Powiedziałam i poszłam po plecak. – Pa. – Rzuciłam i wyszłam z mieszkania.

Zmierzałam ku sali 112 szukając wzrokiem Pauliny. Odnalazłam ją rozmawiającą z dwiema innymi dziewczynami, więc postanowiłam się nie wtrącać w ich rozmowę. Ustałam z boku i zaczęłam oglądać plakat mówiący o szkodliwości papierosów. Nagle poczułam, że ktoś stuka mnie w ramię. Odwróciłam się i ujrzałam przez sobą Tomka. Czułam jak moje źrenice poszerzają się ze zdziwienia.
- Hej… - Powiedział nieśmiało. – Mogę ci zająć chwilkę?
- Jasne. – Uśmiechnęłam się.
- Bo ty się kolegujesz z Paulą, prawda? – Pokiwałam twierdząco głową. – To słuchaj, mam do ciebie pytanie… - Spuścił wzrok.
- Jakie?
- Mówiła ci coś o mnie? – Nadal nie mogliśmy utrzymać kontaktu wzrokowego.
- Podoba ci się? – Nie odpowiedział tylko delikatnie pokiwał głową.
- Chciałem podejść, zagadać, ale ciągle koło mnie są moi koledzy, a głupio by mi było tak pójść sobie bez słowa… - Westchnął. – To wczorajsze spotkanie było jak dar od niebios.
- Czyli pogadaliście sobie wczoraj? – Zaczęłam się dopytywać.
- Tak trochę… Bo Paula się chyba mnie wystraszyła… - Zaczął bawić się guzikiem swojej koszuli.
- Czemu miałaby się ciebie wystraszyć?
- Bo tak szybko uciekła… Ehh… Widać nie mam szczęścia… - W końcu złapaliśmy kontakt wzrokowy. W jego oczach było tak dużo smutku, że aż moje serce zaczęło się krajać.
- Nie martw się, pogadam z nią. – Dzwonek na lekcje przerwał naszą rozmowę, jednak Tomek poszedł pod salę delikatnie się uśmiechając.

- Magda, podejdź do tablicy i rozwiąż zadanie dwunaste. – Powiedziała nauczycielka na lekcji matematyki. Posłusznie wstałam i wczytując się w treść zadania podeszłam do tablicy. Wzięłam kredę do ręki i zaczęłam wypisywać dane. Nagle ktoś zapukał do drzwi, które pochwili się otworzyły i wszyscy ujrzeliśmy dwie ładne dziewczyny w czapkach Mikołaja.
- Mogłybyśmy przeszkodzić na chwilkę? – Spytała jedna z nich nieśmiało. Po pozytywnej odpowiedzi nauczycielki zaczęły wymieniać imiona i nazwiska w większości dziewczyn i rozdawać im kartki mikołajkowe. – Magda Wysmołek. – Powiedziały nagle, a mnie zamurowało. Na sztywnych nogach podeszłam do nich i wzięłam misia. Mój prezent był ostatni, więc dziewczyny szybko opuściły klasę.

Idąc do Wlazłych nadal zastanawiałam się od kogo jest ten miś. Jedyne co było napisane to: „dla Magdy Wysmołek od Św. Mikołaja”. Kim był ten Święty Mikołaj? Nie dawało mi to spokoju. Spojrzałam w górę i zobaczyłam dom Wlazłych. Złapałam za klamkę, jednak drzwi były zamknięte i wisiała na nich jedynie karteczka: „Przyjdź na halę. Św. Mikołaj.” Znowu Święty Mikołaj? Serio?! Westchnęłam, jednak skierowałam się w stronę hali. Z daleka było już słychać odgłos odbijania piłek. Weszłam do środka lekko się denerwując. Kiedy weszłam na halę nagle wszystko się uciszyło. Podbiegł do mnie Maciek i wręczył czerwone pudełeczko.
- U mnie Mikołaj też coś dla zostawił. – Uśmiechnął się. Drżącymi dłońmi otworzyłam pudełko. Moim oczom ukazał się cudowny wisiorek.
- Jest przepiękne. Dziękuję. – Pocałowałam go w policzek, po czym mocno przytuliłam.
- Bo mnie udusisz. – Oznajmił Maciek, jednak się nie odsunął. Staliśmy tak jeszcze przez moment, kiedy usłyszeliśmy koło siebie chrząknięcie. Szybko się ode siebie odsunęliśmy, a trener Nawrocki bez słowa wręczył mi dres i poszedł. Stałam zdezorientowana nie wiedząc o co chodzi i co mam z tym dresem zrobić.
- Przebrać się masz. – Odpowiedział na moje myśli zniecierpliwiony Kłos. Westchnęłam tylko i na nogach jak z waty poszłam w kierunku szatni. Położyłam torbę na krześle i zaczęłam się przebierać. Nagle drzwi otworzyły się pod wpływem mocnego kopnięcia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, znowu zawiodłam i rozdział nie pojawił się w terminie. Ale tym razem to nie moja wina! Najpierw zepsuł mi się komputer i wszystko zostało usunięte :( a później nie miałam internetu -.- ehh….
Chciałabym Wam bardzo serdecznie podziękować za to, że wytrzymaliście ze mną te 30 rozdziałów, i że wybiło nam ponad 21 tys. Wyświetleń :D Jesteście WIELCY
Dlatego też oddaję w Wasze ręce rozdział dwa razy dłuższy niż normalnie
Mam nadzieję, że nie jest bardzo okropny…
Pozdrawiam ;*
P.S. Informuję od dzisiaj tylko przez gg: 47524430 i fb:https://www.facebook.com/pages/Meggie-K/368576463275063
A! Informujcie mnie tutaj o nowych rozdziałach u siebie, dobrze?