wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 36

Obudził mnie docierający do moich nozdrzy zapach naleśników. Szybko wyskoczyłam z łóżka i pomaszerowałam do kuchni, gdzie przywitali mnie Karol i Maciek.
- Dzień dobry. Jak się spało? - Przywitał mnie Kłos w pięknym różowym fartuszku z patelnią w ręku.
- Dobrze, dziękuję. - Opowiedziałam, po czym szeroko ziewnęłam.
- No właśnie widzę. - Zaśmiał się środkowy. - Zapraszam do stołu. - Wskazał na niego ręką i podstawił mi pod nos talerz z pysznymi naleśnikami polanymi czekoladą.
- Ej.. A ja? - Zaczął dopytywać się atakujący. - Ja to niby nie zasłużyłem? - Zrobił obrażoną minkę.
- No nie wiem, zastanówmy się... - Kłos zrobił winę myśliciela. - Dobra, masz. - Również Maćkowi podał talerz z naleśnikami.
- To smacznego wszystkim życzę. - Powiedziałam i zaczęłam pałaszować śniadanie. Po paru kęsach jednak poczułam, że mój żołądek się buntuje. Błyskawicznie wstałam z krzesła, pobiegłam do łazienki, zamknęłam drzwi i pochyliłam się nad sedesem.
- Magda? - Maciek zapukał do drzwi. - Magda, co się dzieje? - Coraz mocniej zaczął uderzać w drzwi. - Cholera, Magda! Odpowiedz! - Nic jednak nie powiedziałam. Po chwili wycieńczona wyszłam z łazienki.
- Okej jest... - Powiedziałam słabym głosem.
- Nie jest okej, przecież widzę. - Złapał mnie za ramiona i zmusił do spojrzenia w oczy. - Madziu...
- Przecież mówiłam ci, że nie mogę jeść... - Przewróciłam oczami. - Jest naprawdę lepiej niż było, uwierz. - Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Widzę, że naprawdę muszę się za ciebie porządnie wziąć i przypilnować. - Kręcił z dezaprobatą głową ilustrując mnie od góry do dołu.
- Pozwalam. - Wtrącił się Kłos wychylając się z kuchni. - Tylko błagam, uważajcie, bo dzieci w tym wieku to trochę za wcześnie. - Pokiwał palcem wskazującym w naszą stronę.
- O czym ty człowieku mówisz? - Oboje spojrzeliśmy na środkowego zdziwieni.
- O niczym... Ehh wy sami jesteście jeszcze dziećmi i o niczym nie wiecie... Cóż, któregoś dnia będę musiał was uświadomić. - Schował się w kuchni. - O cholera! Spóźnię się na trening! Pa! - Krzyknął i błyskawicznie wybiegł z mieszkania.
- Wiesz o co mu chodziło? - Maciek spojrzał na mnie zaskoczony.
- Nie mam pojęcia. - Odparłam równie zdziwiona. - Ale to Karol, nie ma co się dziwić, że czasem mówi głupoty. - Zachichotałam, po czym po raz kolejny ziewnęłam.
- Dobra, szykuj się, bo przecież mamy chłopakom zrobić niespodziankę mą boską osobą. - Zaśmiał się i poszedł do swojego pokoju, a ja wróciłam do łazienki i wskoczyłam pod prysznic.

W cudownych humorach dotarliśmy pod halę. Trzymaliśmy się za ręce, gdyż chwilę wcześniej poślizgnęłam się na lodzie i gdyby nie Maciek, to bym leżała na śniegu. Puściliśmy jednak swoje dłonie przed samą salą. Uśmiechnęłam się na dźwięk odbijanych piłek. Chyba stęskniłam się za chłopakami, ich wygłupami. Maciek był jeszcze bardziej rozradowany. Oczy świeciły mu się jak małe żaróweczki. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami.
- To co? Wchodzimy? - Spojrzałam atakującemu prosto w oczy.
- Tak. - Westchnęłam głęboko zastanawiając się czy Karollo wszystkiego nie wygadał. Jednak zaskoczone miny chłopaków mówiły, że jednak nic nie wiedzieli o powrocie Maćka. Biedny Zati był tak zdziwiony, że nie zobaczył piłki lecącej w jego stronę i uderzyła go w głowę. Chyba nawet tego nie poczuł. Po chwili zamarcia wszyscy rzucili się na Muzaja. Bałam się, że zabraknie mu powietrza.
- Gdzieś ty się podziewał chłopie? Ładnie to tak drużynę zostawiać? - Zaczął z pretensjami Winiarski.
- Oj czepiasz się chłopaka. - Wtrącił się Pliński. - Nie widzisz jacy są z Magdą szczęśliwi? Pewnie ślub planował i tyle. - Skrzyżował ręce na piersi dumny ze swojego rozumowania.
- Aaa... - Dało się słyszeć chłopaków, którym wszystko składało się w całość. Ja z Maćkiem tylko pokręciliśmy rozbawieni głowami.
- Dobra chłopaki. - Oznajmił trener Nawrocki. - Wiem, że Maciek wrócił i to wielkie przeżycie, ale w niedzielę gramy z Jastrzębskim i wolałbym, żebyście byli w dobrej formie. - Skrzaki grzecznie weszły na boisko. - A ty co? - Spytał się stojącego Muzaja. - Do szatni się przebierać i trenować! - Maciek roześmiany od ucha do ucha pobiegł do szatni. - Chcesz też zagrać? - Skierował swoje pytanie do mnie. Pokiwałam jednak przecząco głową i szeroko ziewając pomaszerowałam na trybuny. Czułam na sobie wzrok chłopaków. Gdy się jednak odwróciłam udawali, że nic się nie robili. Usiadłam grzecznie na krzesełku. Po chwili Maciek wrócił na parkiet. Mocno go podziwiałam. Tydzień bez treningów, a z jego formy nic nie ubyło. Uśmiechałam się po każdym ataku Muzaja. Jednak wczorajsza, a właściwie dzisiejsza rozmowa dała mi mocno w kość, więc już po chwili głowa opadła mi na ramię, a moment później usnęłam.

***
Lewa noga, prawa, dostaw, wyskocz, zaatakuj. Jest! Znowu się udało i piłka po moim ataku trafiła idealnie w końcową linię.
- Maciuś, ty weź nie przesadzaj, bo jeszcze mnie z pierwszej szóstki wyrzucisz. - Mario poklepał mnie po plecach.
- Ups, poznałeś moje zamiary. - Zachichotałem leciutko odbijając dłonią piłkę, która leciała prosto w moją stronę. - Który to? - Zacząłem rozglądać się dookoła. Winiara zdradził niestety stłumiony chichot. - Zapłacisz mi za to! - Krzyknąłem i zacząłem gonić Miśka, który błyskawicznie znalazł się po drugiej stronie siatki. Już go prawie miałem, kiedy nagle się zatrzymał, a ja wbiegłem w bandy. - Co to miało być? - Spytałem lekko zdenerwowany.
- Ty lepiej patrz, co z Magdą. - Wskazał ruchem głowy na trybuny. Zobaczyłem Magdę siedzącą z zamkniętymi oczami. Tętno błyskawicznie mi podskoczyło i równie błyskawicznie podbiegłem do niej podbiegłem. Odetchnąłem z ulgą, kiedy okazało się, że tylko śpi.
- Uuu... To widzę, że ostro zabalowaliście w nocy, skoro Madzia usnęła na tych niewygodnych krzesełkach. - Skomentował całe zdarzenie Pliński.
- Oj co się im dziwisz? W końcu tydzień się nie widzieli. - Wtrącił się Bąkiewicz. - A ty jak się z żoną tyle nie widzisz to pewnie grzecznie idziecie spać? - Daniel nie odpowiedział, tylko lekko się zaczerwienił.
- Dobra Maciek i tak zaraz koniec treningu, więc możesz odwieźć Magdę do domu. - Powiedział trener Nawrocki. Delikatnie, żeby się nie obudziła wziąłem Magdę na ręce.
- Zaopiekuj się nią. - Powiedział mi Karol na ucho i podbiegł do chłopaków, którzy już wrócili do treningu.
- Jasne, że tak. - Uśmiechnąłem się i trzymając Magdę na rękach wyszedłem z sali. Po chwili jednak musiałem wrócić. - Pomoże mi ktoś? - Rozejrzałem się po sali. Podbiegł do mnie Zati. - Mógłbyś przykryć ją kurtką? - Paweł posłusznie wykonał polecenie. - Dzięki. - Posłałem mu szeroki uśmiech i wyszedłem z Magdą na rękach na parking.

Dzięki pomocy pani Hanki mieszkającej na przeciwko wniosłem Magdę do mieszkania. Zaniosłem ją do mojego pokoju i położyłem na łóżku. Nie mogłem się jednak od niej odsunąć, gdyż wczepiła swoje palce w moją koszulkę. Uśmiechnąłem się lekko i delikatnie wyjąłem moje ubranie z jej dłoni. Mocno wtuliła się w poduszkę. Wziąłem krzesło i usiadłem przypatrując się śpiącej Magdzie, która delikatnie się uśmiechała. Serce biło mi mocniej, gdy na nią patrzyłem, oddech mi przyśpieszał za każdym razem, gdy łapaliśmy kontakt wzrokowy. Gdy tuliła się w moje ramiona czułem, że nie potrzebuję nic więcej do szczęścia. Czułem, że ona jest całym moim światem. Krzyk Magdy przerwał moje rozmyślania.

*** 

Obudziłam się z krzykiem. Na szczęście nie byłam sama, obok mnie siedział Maciek i od razu mnie przytulił. - Spokojnie, wszystko w porządku. - Pocałował mnie w czoło. - To był tylko zły sen. - Nie zostawisz mnie już? - Spytałam ze łzami w oczach. - Oczywiście, że nie. - Głaskał moje plecy dłonią. Siedzieliśmy wtuleni w siebie dość długo, dopóki nie przerwał nam dzwoniący telefon. Muzaj poszedł go odebrać. Wrócił po chwili. - Szykuj się, twój lekarz chce cię jak najszybciej widzieć. Odebrał twoje wyniki badań. - Mocno się wystraszyłam, ale posłusznie zaczęłam się przebierać. Z mocno bijącym weszłam do szpitala. Lekarz od razu mnie zauważył. - Zapraszam do gabinetu. - Wskazał ręką na drzwi. Mocniej ścisnęłam dłoń Maćka i oboje weszliśmy za doktorem do gabinetu. - Proszę usiąść. - Posłusznie wykonaliśmy polecenie. - Niestety mam smutną wiadomość. Musi pani zostać na oddziale. - Nie. - Łzy napłynęły mi do oczu. Bałam się. - Maciek, zrób coś...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tak, wiem. Nawaliłam. Ale tym razem to nie moja wina. Po prostu zerwał się jakiś kabel i od czwartku aż do teraz nie miałam internetu. A i tak ten internet chodzi jak ślimak -.- Miałam pomysł, żeby teraz, podczas ferii dodawać rozdziały co dwa dni, ale dopadła mnie choroba :( a z 40 stopniową gorączką nie da się pisać. Rozumiecie? Jak spędziliście walentynki? Samotnie jak ja? A może z ukochaną osobą? Jakieś niespodzianki? ;) Mam nadzieję, że mi wybaczycie i dalej będziecie to czytać :) Pozdrawiam :*

poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział 35

Ocknęłam się na kanapie przykryta kocem. Rozejrzałam się lekko zdezorientowana. Nie pamiętałam co się przed chwilą wydarzyło. Nagle usłyszałam jakiś szmer dobiegający z kuchni. Serce gwałtownie przyśpieszyło.
- Ka... Karol? - Spytałam osobę przebywającą w kuchni. Zrzuciłam z siebie koc. Mężczyzna wyszedł z kuchni trzymając szklankę wody, którą po chwili mi podał.
- Wypij, zrobi ci się lepiej. - Usiadł koło mnie na fotelu, a ja zszokowana patrzyłam na niego z szeroko otwartą buzią. Moment później odzyskałam zdolność mówienia.
- Co ty tutaj robisz? - Tętno błyskawicznie mi wzrosło, miałam ochotę wyrzucić go z mieszkania.
- Chciałem wszystko wytłumaczyć... - Spuścił wzrok i spróbował złapać mnie za rękę, jednak odsunęłam dłoń.
- Co chcesz wyjaśniać? To, że mnie okłamałeś? Że chciałeś mnie tylko przelecieć? - Mówiłam coraz głośniej, musiałam wykrzyczeć wszystko to, co myślę, nie mogłam się opanować.
- To nie tak. Ja naprawdę cię ko... - Przerwałam mu.
- Że mnie niby kochasz? - Wykpiłam go. - Wyjdź stąd, nie chcę tego słuchać. - Nikt nie poruszył się z miejsca. - Nie słyszałeś? Wynoś się! - Wskazałam ręką na drzwi.
- Ale Madziu... - Spojrzał na mnie błagalnie, jednak byłam nieugięta.
- Żadne Madziu. Wynoś się. Głuchy jesteś Bartman?! - Zaczęłam szybko i płytko oddychać, a podłoga zaczęła lekko wirować.
- Co się tutaj dzieje? - Nagle ktoś wszedł do mieszkania. Siatkarz zatrzymał się, gdy zobaczył mnie i Zbyszka. - O, widzę, że przeszkadzam. Przepraszam. - Zaczął opuszczać mieszkanie.
- Nie! Zostań, proszę. - Łzy napłynęły mi do oczu. - On już wychodzi. - Spojrzałam na Bartmana wymownie.
- Nigdzie nie idę, dopóki ci wszystkiego nie wyjaśnię. - Sprzeciwił się Zbyszek i skrzyżował ręce na piersi.
- Wypierdalaj, słyszysz?! - Krzyknęłam i po raz kolejny zaczęło mi się kręcić w głowie. - Bartman, proszę cię, idź stąd. - Powiedziałam prawie szeptem, nie miałam siły wydusić z siebie więcej. Cała energia jakby błyskawicznie wyparowała. - Zbyszek posłusznie opuścił mieszkanie. - Maciek... - Wstałam z łóżka, aby do niego podbiec, lecz nogi odmówiły mi posłuszeństwa i po raz drugi dzisiejszego dnia straciłam przytomność.

- Maciek? - Spytałam zanim jeszcze otworzyłam oczy. Poczułam czyjąś dłoń w swojej.
- Jestem, spokojnie. - Zakreślał kciukiem kółka na mojej ręce. Otworzyłam oczy.
- Gdzie ty byłeś? - Spytałam Muzaja patrząc na niego rozradowana.
- Później ci wszystko wyjaśnię. Najpierw powiedz mi co z tobą. - Spojrzał pytająco i pogłaskał mnie po policzku.
- Nic, wszystko jest w porządku. - Spuściłam wzrok.
- W porządku? - Zdziwił się. - Nie było mnie tydzień, a ty nie dość, że dramatycznie schudłaś i wyglądasz jak chodząca śmierć, to jeszcze zemdlałaś na moich oczach! Więc powiedz mi co się dzieje... - Ostatnie zdanie wypowiedział szeptem.
- Nic, naprawdę. - Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nie będę się w to bawić. - Skrzyżował ręce na piersi. - Szykuj się, jedziemy do lekarza. - Wstał i zniknął w pokoju, aby po chwili wrócić z ubraniami w ręku. - Ubieraj się.
- Ale Maciek, to naprawdę bez sensu. - Przewróciłam oczami, ale posłusznie zaczęłam się przebierać.

- Maciek, wracajmy. - Błagałam Muzaja siedząc w poczekalni na ostrym dyżurze. - Zobacz ilu tu jest naprawdę chorych ludzi, nie będę zabierać im miejsca. - Spojrzałam na niego oczami kota ze Shreka.
- Siedź. - Uciszył mnie jednym słowem.
- Następny proszę. - Pielęgniarka wychyliła się z gabinetu. Westchnęłam głęboko i trzymając Maćka za rękę weszłam do pomieszczenia.
- Witam, co państwa do mnie sprowadza? - Lekarz spojrzał na nas z pod swoich wielkich okularów. Chciałam odpowiedzieć, że przewrażliwiony facet, ale siatkarz zaczął mówić pierwszy.
- Nie było mnie tydzień. Jak wróciłem to zauważyłem, że strasznie schudła, jest blada i do tego dzisiaj zemdlała. - Doktor zilustrował mnie wzrokiem.
- Ahh ta miłość. Tydzień rozłąki i już umierają z tęsknoty. - Spojrzeliśmy na siebie z Muzajem zdziwieni. - Proszę, to skierowanie na badanie krwi. - Oznajmił pisząc coś na kartce. - Zobaczymy co się z panią dzieje. - Wręczył mi skrawek papieru, który po sekundzie znalazł się już w rękach atakującego.
- Dziękujemy bardzo, do widzenia. - Powiedział Maciek i wyszliśmy z pokoju. Od razu skierowaliśmy się do gabinetu zabiegowego.
- Maciuś, chodźmy do domu... - Poprosiłam grzecznie.
- Nie, teraz idziesz na pobranie krwi i dopiero do domu. - Objął mnie ramieniem w geście wsparcia. Gdy weszliśmy do środka, pierwsze co rzuciło mi się w oczy to fiolki z krwią poustawiane na stojaku.
- Witam, proszę usiąść. - Pielęgniarka wskazała na krzesło zakładając rękawiczki. - Spokojnie, proszę się rozluźnić. - Zacisnęła mi tuż nad zgięciem łokcia opaskę. - Proszę odwrócić głowę, bo to nie jest przyjemny widok. - Posłusznie wykonałam polecenia. Spojrzałam na Maćka, który dzielnie trzymał mnie za rękę. Tak mocno utonęłam w jego oczach, że nie poczułam, kiedy pielęgniarka skończyłam pobierać mi krew.
- Widzisz? Nie było tak źle. - Atakujący pomagał mi właśnie zakładać kurtkę, ponieważ musiałam mieć zgiętą rękę. - Moja dzielna dziewczynka. - Pocałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się tylko. - To co? Teraz do domu na jakąś kolacyjkę i spać? - Otworzył przede mną drzwi.
- Yyy... Tak... - Odpowiedział tylko, a po chwili siedzieliśmy już w samochodzie i odjechaliśmy z pod szpitala.

- To co ci zrobić do jedzenia? - Spytał Maciek zaraz po przekroczeniu progu mieszkania. - Może spaghetti?
- Maciek, bo ja... - Jednak przerwał mi dzwonek do drzwi. - Zamykałeś? - Muzaj pokiwał głową, po czym schował się za drzwiami. Uśmiechnęłam się lekko i przekręciłam klucz w zamku.
- No nareszcie! - Wykrzyknął lekko zdenerwowany Karol. - Coś ty robiła? Chyba, że jadłaś. Wtedy wybaczę. - Uśmiechnął się patrząc na mnie podejrzliwie. - O co chodzi?
- Niespodzianka! - Wykrzyknął Muzaj i pokazał się Kłosowi. Od razu rzucili się sobie w ramiona.
- Gdzieś ty się podziewał chłopie? - Spytał środkowy, gdy w końcu, po parokrotnym klepnięciu się w plecy odsunęli się od siebie.
- To później. - Uśmiechnął się. - O co chodzi z tym jedzeniem? - Przerzucał pytający wzrok ze mnie na Karola i z powrotem.
- To Madzia ci się nie pochwaliła? - Zdziwił się. - Od jakiegoś tygodnia nic nie jadła.
- Co?! - Niemal krzyknął Maciek. - Magda, dlaczego? - Złapał mnie za ramiona.
- Nie wiem, nie mogę po prostu. - Spuściłam wzrok. - Karol może potwierdzić, że próba jedzenia źle się kończy. - Wskazałam na środkowego.
- Proszę, spróbuj coś przełknąć. Dla mnie. - Pocałował mnie w czoło. - Zrobię ci co tylko chcesz. - Pogładził dłonią moje ramię.
- Postaram się. - Uśmiechnęłam się leciutko. - A zjem co zrobisz.

Udało się! Zjadłam kanapkę i nic mi nie było! Co prawda, Maciek z Karolem usilnie próbowali trochę jeszcze we mnie wepchnąć, ale bezskutecznie. Razem z chłopakami postanowiliśmy, że Karol pójdzie na jutrzejszy trening jak gdyby nigdy nic, a my z Maćkiem dołączymy po dziesięciu minutach. Nie mogłam się doczekać min chłopaków! Strasznie się cieszyłam, że wszystko wracało do normy. I miałam nadzieję, że już nigdy nie spotkam Bartmana.

- Nie wiem jak wy, ale ja idę spać. - Kłos ziewnął mocno, po czym pocałował mnie w policzek, a z Maćkiem podali sobie donie. - Dobranoc Robaczki. - Powiedział i poszedł do swojego pokoju.
- Dobranoc. - Odpowiedzieliśmy z atakującym równocześnie.
- Czy teraz mi wszystko opowiesz? - Spytałam Maćka, który leżał koło mnie na kanapie.
- Chyba muszę... - Westchnął głęboko, po czym przykrył nas kocem i zaczął swoją opowieść. - Nie pamiętam co robiłem pod tym cholernym kinem. Kiedy zobaczyłem cię z... z nim, myślałem, że serce mi pęknie. Byłem wściekły. Wsiadłem do samochodu i mocno zdenerwowany wysłałem ci tego głupiego esemesa, za którego teraz bardzo cię przepraszam. Później chwilę posiedziałem i postanowiłem wyjechać gdzieś, jak najdalej stąd. - Łzy napłynęły mi do oczu. - Jednak po pięciu minutach jazdy stwierdziłem, że to głupie, że najpierw powinienem z tobą wszystko wyjaśnić. Miałem zawracać, kiedy zadzwonił telefon. Myślałem, że to ty, ale dzwoniła mama. Powiedziała, że babcia złamała nogę i nie może chodzić, a ona wróci dopiero za tydzień z wyjazdu służbowego. Dlatego mnie nie było. Chciałem was poinformować, ale rozładował mi się telefon, a wiadomo, że na wsi nie ma jak podładować. Ot i cała historia. - Zakończył Maciek, a mi łzy spłynęły po policzku. - Ej Mała, nie płacz. Przecież wszystko jest już dobrze. - Pogładził moją twarz wierzchem dłoni. Delikatnie podniosłam kąciki ust. - To teraz wytłumacz mi co z tobą.
- Byłam z Bartmanem. Ukrywaliśmy to, bo Zbyszek nie chciał na razie zostawiać Asi, bo jej tata jest ciężko chory,a ona jest na skraju depresji. Tego dnia przyjechał po mnie. Byłam szczęśliwa, bo mieliśmy spędzić ze sobą cały weekend. - Spuściłam wzrok. - Po tym jak dostałam twojego esemesa chciałam zawracać, ale Zibi przekonał mnie, że i tak przecież z tobą mieszkam, a z im widuję się tak rzadko. - Pojedyncza łza wypłynęła mi z pod powiek. - Przekonał mnie i pojechaliśmy do jego mieszkania w Rzeszowie. - Przerwałam na moment. - Potem zadzwonił Karol, że zniknąłeś. Błyskawicznie kazałam zawieść się z powrotem do Bełchatowa. Następnego dnia okazało się, że Bartman oświadczył się Asi. I tak to się wszystko skończyło. - Moje policzki były już mokre od łez.
- A co z jedzeniem? - Dopytywał się Maciek.
- Kiedy wróciłam do mieszkania byłam załamana. Miałam poczucie winy, że to przeze mnie zniknąłeś. Potem jeszcze Bartman... Cały czas płakałam nie mogłam nic przełknąć. A kiedy już mi trochę przeszło i próbowałam coś zjeść kończyło się to mdłościami i wymiotami. Tyle. - Maciek objął mnie mocno ramieniem.
- A może ty w ciąży jesteś? - Spytał po chwili. - Kobiety spodziewające się dziecka chyba tak mają jak ty...
- Co? - Zdziwiłam się. - Nie rozumiem o co ci chodzi.
- Przecież byłaś z Bartmanem... A w związkach seks jest na porządku dziennym, sama przecież dobrze o tym wiesz. - Zacisnął dłonie w pięści. - Więc może mam skoczyć do apteki i...
- Zamknij się! - Przerwałam mu. - Nie mogę być w ciąży, rozumiesz? - Spojrzałam mu prosto w oczy. - Nie spałam z Bartmanem. Z nikim nie spałam...
- Przepraszam, myślałem...
- To już nie myśl tyle. - Uśmiechnęłam się. Nie potrafiłam się na niego gniewać. - Ty wiesz, która jest godzina? - Zdziwiłam się patrząc na wyświetlacz telefonu. - Druga w nocy. Idziemy spać! - Rozkazałam.
- Ależ oczywiście pani generał. - Zachichotał leciutko atakujący. - Życzy sobie pani podwózkę do łóżka?
- Nie, dotrę o własnych siłach. - Mimo mojego sprzeciwu Maciek wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Delikatnie położył mnie na łóżku i szczelnie przykrył kołdrą.
- Dobranoc Księżniczko. - Pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju.
- Dobranoc. - Odpowiedziałam, aby po chwili znaleźć się w krainie Morfeusza.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
PRZEPRASZAM! Wiem, że znowu nawaliłam. Po raz kolejny obiecuję poprawę. Chciałabym Wam szczegółowo wyjaśnić moją nieobecność na blogu, jednak są to sprawy zbyt prywatne. Mogę jedynie powiedzieć, że zdrowie nie dopisywało. Chore serce plus zapalenie płuc nie ułatwia pisania. I teraz jeszcze wróciła kontuzja kolana. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Następny rozdział pojawi się 14 lutego, gdyż tego dnia mam wolne popołudnie. I wieczór. I noc. 
Wasze blogi przysięgam, że nadrobię! Od 15 lutego mam ferie, a że za bardzo nie mogę się ruszać, to będę czytać :P
Co by tu jeszcze powiedzieć... Od niecałych trzech tygodni jestem oficjalnie 16-latką xD Co tak naprawdę niczego nie zmienia... 
A co u was? Kto ma ferie? Kto skończył i dzisiaj musiał powrócić do szkoły? A kto zrobił sobie wolne jak ja?
Jeszcze raz przepraszam i pozdrawiam ;*
P.S. 

FB: https://www.facebook.com/pages/Meggie-K/368576463275063?fref=ts
GG: 47524430