Jednak bycie
sławnym się opłaca. Parę autografów zawodników Skry i mogę leżeć w domu.
Niestety z podłączoną kroplówką. W końcu anemia i odwodnienie to nie błahostka.
- Ile razy mam ci
powtarzać, że masz leżeć? – Maciek wychylił się z kuchni. Zwolnił się z
treningu i właśnie przygotowywał dla naszej trójki obiad.
- Oj, dobrze. –
Usiadłam przy stole. – A Karollo kiedy będzie? – Spytałam zmieniając temat.
- Zaraz powinien
być. Odpowiedział Muzaj. W tym samym momencie ktoś zaczął pukać, a wręcz walić
do drzwi. – Nie waż się wstawać. – Spojrzał na mnie i pomaszerował w kierunku
wyjścia. Za drzwiami stał przemoczony Zati.
- Błagam, ratujcie
mnie. – Powiedział przerażony Libero, po czym prześlizgnął się do kuchni.
- Co się stało? –
Spytałam w odpowiedzi słysząc czyjeś ciężkie kroki na schodach, a po chwili
słowa:
- Pawełku, gdzie
jesteś? – Przesadnie słodki, aczkolwiek znajomy głos stawał się coraz
głośniejszy. Przeszukałam wszystkie swoje wspomnienia, ale nie mogłam skojarzyć
głosu z twarzą jego właściciela. Moment później zagadka została rozwiązana.
- Krzysiek? –
Mieliśmy z Maćkiem taką samą, zdziwioną minę.
- Tak mi dali na
chrzcie, a co? – Spytał retorycznie wypatrując Pawła. – Nie chowacie tu gdzieś
przypadkiem Zatiego? – Uśmiechnął się szeroko.
- To zależy od
tego o co chodzi. – Odwzajemniłam uśmiech.
- No więc… -
Zaczął Igła, lecz po chwili przerwał i patrzył na mnie z przerażeniem. – Co to
jest? – Wskazał dłonią na stojak znajdujący się koło mnie.
- Oj Krzysiu nie
wiesz? Przecież to kroplówka. – Jak zawsze podeszłam tego z dystansem.
- Ale czemu ty ją
masz? – Dopytywał się. – I czemu ja nic o tym nie wiem? – Wspólnie z Maćkiem opowiedzieliśmy
Igle całą historię z Bartmanem, ze zniknięciem Maćka i moją chorobą. – To się
porobiło… - Podsumował wszystko Ignaczak.
- To teraz ty się
tłumacz. Co cię do nas sprowadza? – Spytał Maciek, po czym pobiegł do kuchni,
gdyż coś zaczęło się przypalać.
- Jestem tutaj w
takiej sprawie, przypominam o zabawie. – Wyszczerzył się. – Oczywiście
pamiętacie, że organizuję Sylwka? – Kiwnęłam twierdząco głową. – Tak więc macie
przyjechać zacnego ostatniego dnia grudnia o osiemnastej pod mój domek. A dalej
już ja wszystkim pokieruje. – Potarł dłonie o siebie. – Oczywiście będziesz
mogła?
- Dla ciebie
Krzysiu zawsze. – Uśmiechnęłam się szeroko. – Może zjesz z nami obiad? –
Pokiwał przecząco głową. – A ty Zati? – Zwróciłam się do libero.
- Ja bardzo
chętnie. – Wyszedł z kuchni nadal cały mokry. – Jeśli tylko obronicie mnie
przed Igłą. – Wskazał ruchem głowy na drugiego libero.
- Przecież to
tylko bitwa na śnieżki. – Przewrócił oczami. – Trzeba się szybciej ruszać Zati.
– Zaśmiał się leciutko.
- Skąd ty się tu w
ogóle Krzysiu wziąłeś? – Spytał zaciekawiony Muzaj niosąc talerz z gorącym
rosołem na stół.
- Jedziemy na mecz
do Gdańska i wymusiłem, żebyśmy się na chwilę tutaj zatrzymali. – Powiedział
zadowolony Ignaczak. – Taki chytry plan sobie obmyśliłem. Ale teraz muszę już
lecieć. Zdrowiej Mała i widzimy się na sylwestrze. – Pół minuty później w
naszym mieszkaniu został już tylko jeden libero.
- To co? Jemy? –
Rzucił Paweł i wszyscy zabraliśmy się za jedzenie, a minutę później dołączył do
nas Kłos.
Po obiedzie, kiedy
chłopcy już trochę odpoczęli, zaczęli zbierać się na siłownię. Karol oczywiście
biegał po całym domu szukając swoich rzeczy.
- Myślisz, że on
kiedyś wydorośleje? – Spytałam siedzącego obok mnie Maćka, który również
przyglądał się środkowemu.
- Karol? Nigdy w
życiu. – Pokiwał głową i odwrócił się w moją stronę. – O kurcze, kroplówka ci
się kończy.
- Spokojnie, za
godzinę ma przyjść pielęgniarka, żeby ją wymienić. – Wzdrygnęłam się na samą
myśl o wrednej pielęgniarce, której bardzo nie podobało się, że musi do mnie
przyjeżdżać. – Sam tak przecież załatwiłeś.
- Jeeeeest! –
Krzyk Kłosa rozległ się na całe mieszkanie. Po chwili wychylił się z łazienki.
– Dobra gołąbeczki, jestem gotowy. Czekam w samochodzie. – Oznajmił i wyszedł.
- Ja też uciekam.
Uważaj na siebie. – Pocałował mnie w czoło i również opuścił mieszkanie.
- I co ja mam
teraz sama robić? – Spytałam sama siebie i opadłam na kanapę. Odłączyłam
kroplówkę, która się skończyła, żeby powietrze nie dostało się do krwiobiegu.
Korzystając z chwili wolności pomaszerowałam do kuchni i zaczęłam przeglądać
wszystkie szafki. Nie znalazłam nic, co mogłoby nadawać się na kolację.
Postanowiłam więc przejść się do sklepu. Przecież wolny spacer dobrze mi zrobi.
Ubrałam się, doprowadziłam moje włosy do porządku i lekko umalowałam, aby
zakryć wory pod oczami. Zgarnęłam torebkę ze stołu i wyszłam z mieszkania. Wolnym
krokiem szłam w kierunku najbliższego sklepy rozmyślając nad swoim życiem. Było
już przecież beznadziejnie, a jest lepiej niż mogłam sobie wymarzyć. Może z
wyjątkiem mojej choroby. Moje rozmyślania przerwał głośny płacz jakiegoś
dziecka i krzyk mężczyzny. Skierowałam się w tamtą stronę, a krzyki stawały się
coraz głośniejsze.
- Uspokój się
gówniarzu! Do cholery jasnej nie słyszysz co mówię?! – Krzyczał mężczyzna, po
czym szarpnął chłopczyka za ramię.
- Co pan robi?
Proszę zostawić to dziecko. – Podeszłam do nich starając się załagodzić całą
sytuację.
- Nie wtrącaj się
w nie swoje sprawy gówniaro. – Powiedział i znów odwrócił się do chłopczyka. –
Zamknij się wreszcie! – Szarpnął dziecko, a ono przewróciło się na chodnik.
- Niech pan
przestanie! Co ten chłopczyk panu zrobił? Przecież to jeszcze dziecko! – Nie
mogłam patrzeć na cierpienie tego chłopca.
- Możesz się
wreszcie odwalić?! Wiem co robię. – Odwrócił się do czterolatka i złożył dłoń w
pięść. Odruchowo wbiegłam między mężczyznę a dziecko. – Co ty robisz?! –
Zdziwił się widząc mnie przed sobą. – Odsuń się do cholery!
- A uderzy pan to
dziecko? – Nie odpowiedział jednak wściekłość w jego oczach mówiła, że tak.
- Odsuń się, bo
zrobię to siłą. – Jego złość była coraz bardziej widoczna, a dłoń nadal
zaciśnięta w pięść zaczęła się trząść.
- Nie odsunę się.
Nie pozwolę, żeby pan skrzywdził to dziecko. – Byłam zdeterminowana.
- Pożałujesz tego.
– Powiedział, a po chwili poczułam ból i pieczenie w okolicy lewego oka.
Odruchowo przyłożyłam do tego miejsca swoją lewą dłoń, przez co straciłam
równowagę i upadłam na chodnik.
- Młodszy aspirant
Krzysztof Malinowski. – Usłyszałam niski, męski głos nad sobą. – Co się tutaj
dzieje? – Podniosłam się i opowiadać całą sytuację. Mężczyzna wszystkiego się
wypierał, jednak policjant widząc zapłakane dziecko i moje spuchnięte oko
uwierzył mi. – Będzie pani musiała złożyć oficjalne oskarżenie. Zapraszam na
komendę. – Wskazał na stojący nieopodal radiowóz.
- Niestety teraz
nie mogę, zaraz muszę wracać do domu. – Podniosłam do góry moją prawą dłoń, w
której znajdował się wenflon.
- Rozumiem. Proszę
więc jak najszybciej zgłosić się na posterunek. – Odwrócił się do mężczyzny. –
A pana będziemy mogli zamknąć na 48. Chłopczyk pojedzie do pogotowia
opiekuńczego. - Podszedł do dziecka i kucnął. – Jak masz na imię?
- Marcin. –
Odpowiedział chłopiec.
- Pojedziesz z
nami, dobrze? – Policjant wziął czterolatka za rękę. – Pana również zapraszam
do radiowozu.
- Znajdę cię suko.
Znajdę i zniszczę. – Mężczyzna spojrzał na mnie wściekle, po czym wsiadł do
samochodu. Po chwili odjechali. Cały czas trzymając lewą rękę przy oku wróciłam
do domu.
Pielęgniarka nie
zwróciła uwagi na zimny okład przyłożony do mojego lewego oka. Założyła nową
kroplówkę, oznajmiła, że jutro mam zgłosić się na kontrolne badania i bez słowa
pożegnania wyszła. Kiedy zamknęły się za nią drzwi, poszłam do łazienki i
spojrzałam w lustro. Wyglądałam okropnie. Oko zsiniało, a opuchlizna była tak
duża, że nie mogłam go otworzyć. Westchnęłam tylko i przyłożyłam lód do oka, po
czym wróciłam na kanapę. Godzinę później chłopcy wrócili z treningu.
- Jesteśmy! –
Krzyknął Maciek wchodząc do mieszkania. Spojrzał na mnie i błyskawicznie do
mnie podbiegł po drodze zrzucając z ramienia swoją torbę treningową. – Matko
kochana, co ci się stało? – Kucnął przy mnie i delikatnie odsunął woreczek z
lodem. – Kto ci to zrobił?
- Matko z ojcem,
coś ty robiła jak nas nie było? – Podbiegł do nas równie mocno przerażony Kłos.
Opowiedziałam im całą historię.
- Tak więc nie ma
się czym przejmować, nie weszłam do żadnego gangu. – Zaśmiałam się leciutko.
- To nie jest
śmieszne. – Sprzeciwił się Muzaj. – Jutro jedziemy do lekarza. I chyba będę
musiał zrezygnować z niedzielnego meczu w Jastrzębiu.
- Co?! –
Krzyknęłam zdziwiona. – Nie ma mowy! Jesteś w świetnej formie, musisz jechać. –
Spojrzałam mu prosto w oczy. W te piękne, hipnotyzujące oczy.
- A jeśli znowu ci
się coś stanie? Nie wybaczyłbym sobie tego. – Spuścił wzrok. – Tobą trzeba się
zajmować jak dzieckiem. – Westchnął głośno.
- Nic na to nie
poradzę, że mam takiego pecha. – Uśmiechnęłam się słodko. – Karollo, co ty taki
cichy dzisiaj? – Zwróciłam się do środkowego.
- Zmęczony jestem.
Dobranoc. – Odwrócił się na pięcie i poszedł do swojego pokoju. – I radzę wam
to samo, bo mam strasznie płytki sen! – Krzyknął jeszcze.
- Oczywiście! –
Odkrzyknęliśmy oboje.
- To ja lecę pod
prysznic, a ty kładź się spać. – Pocałował mnie w czoło. – Dobranoc moja mała
Obrończynio.
- Dobranoc. –
Odpowiedziałam, po czym położyłam się na łóżko i błyskawicznie zasnęłam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Powróciłam.
Mam nadzieję, że ktoś będzie to jeszcze czytał. Postaram się być regularna i
wrzucać rozdziały co dwa tygodnie. Mam nadzieję, że pech opuści chociaż to
opowiadanie i Internet nie będzie miał tempa zdechłego żółwia, jak ma to
miejsce teraz. Jeszcze raz przepraszam za moją długą nieobecność. Mam nadzieję,
że mi wybaczycie.
Pozdrawiam
:*
Melduje sie na posterunku ;D
OdpowiedzUsuńCiesze sie, ze wrocilas ;)
Ten gosciu to jakis psychopata ; o nie dosc, ze zneca sie nad dzieckiem, to jeszcze uderzyl niczemu winna dziewczyne..
Kiedy oni sobie w koncu powiedza, co do siebie czuja ?
Mam nadzieje, ze na sylwestrze u Igly ze soba porozmawiaja, bo przeciez po alkoholu ludzie sa odwazniejsi ;D
Czekam na nastepny i pozdrawiam serdecznie ;*
Fajnie, że wróciłaś :)
OdpowiedzUsuńokropny ten mężczyzna, mam nadzieję, że jej nie znajdzie i nic więcej się jej nie stanie.
Jestem ciekawa co wydarzy się na Sylwestrze? :D
Już nie mogę się doczekać :D
Buziaczki :*
Zgłaszam się!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wracasz. Rozdział świetny, choć nieco smutny. Mam nadzieję, że ten mężczyzna jej nie skrzywdzi. No i..., czekam na więcej!
Do zobaczenia :*
Fajnie, że wróciłaś :) świetny rozdział :) No ten facet jest jakiś nienormalny aby się tak znęcać nad małym dzieckiem :)
OdpowiedzUsuńMelduje sie na posterunku ;D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :D Niemoge się doczekać kiedy się spotkamy :P Musimy zaplanować co bendziemy robić w wakacje :D
Pozdro twoja Natka :D
Fajnie, że w końcu udało Ci się coś napisać i dodać nowy rozdział ;). Czekałam na niego z niecierpliwością i zaglądałam tu praktycznie codziennie, chociaż napisałaś, że wrócisz za ok. miesiąc ;* Rozdział jak każdy super. Czekam na następny i.... mam cichą nadzieję, że nasza główna bohaterka niedługo będzie z Muzajem ;* :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :* <3
Zdrowych, spokojnych Świąt Wielkanocnych spędzonych w gronie najbliższych, mokrego Dyngusa, smacznego jajka i wszystkiego naj :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Olka jakaś tam :D
Hej fajny blog i opowiadanie kiedy następny rozdział bo bardzo mi się ten blog podoba. Pozdrawiam i czekam na następny Wiki- Miki ;-) :-D
OdpowiedzUsuń