poniedziałek, 16 września 2013

Rozdział 26



Kiedy minął pierwszy szok, uśmiechnęłam się do siebie mając przed oczami ten słodki widok. Ostrożnie, aby nie narobić najmniejszego hałasu, wyjęłam telefon i zrobiłam zdjęcie. Uśmiech cały czas nie schodził mi z twarzy. Po paru chwilach postanowiłam się ujawnić. Specjalnie chrząknęłam i zaszeleściłam liśćmi znajdującymi się pod moimi nogami. Arek dopiero wtedy mnie zauważył i podbiegł w moim kierunku.
- Cześć Magda. – Powiedział przytulając się do mojego brzucha.
- Hej skarbie. – Odparłam. – Przedstawisz mi swoją koleżankę?
- Yyy… - Zaskoczyłam go. – Jasne. – Odpowiedział po chwili. – To jest Kasia.
- Cześć Kasiu. – Przywitałam się.
- Dzień dobry. – Oznajmiła czteroletnia dziewczynka z dwoma warkoczykami w kolorze jasnego brązu. – Ja już chyba muszę iść. – Spojrzała wymownie na Arka, a ten ledwo zauważalnie pokiwał głową. – Do widzenia.
- Do widzenia. – Odparłam i odprowadziłam Kasię wzrokiem. – To co robimy? – Spytałam małego Wlazłego, kiedy dziewczynka zniknęła z pola naszego widzenia.
- Może pogramy w Monopoly? – Zaproponował Arek.
- A umiesz? – Pokiwał twierdząco głową. – W takim razie chodź. – Chwyciłam go za rękę i razem weszliśmy do środka.

Po czterech godzinach wrócił starszy Wlazły. Zaraz po przekroczeniu progu rzucił torbę treningową na podłogę a siebie na łóżko.
- Jestem wykończony. – Powiedział atakujący zamykając oczy.
- Taki urok bycia zawodowym siatkarzem. – Zebrałam z podłogi planszę i pionki z Monopoly. – Chcesz coś do picia? – Spytałam kierując się w stronę kuchni.
- A byłabyś tak dobra? – Wychylił się zza zagłówka kanapy i spojrzał na mnie błagalnie.
- Jasne. – Odłożyłam grę na blat kuchenny i nalałam do szklanki soku jabłkowego. – Proszę. – Powiedziałam podając Mariuszowi napój.
- Dzięki. – Odebrał ode mnie naczynie i opróżnił za jednym zamachem.. – Arek nie sprawiał kłopotów?
- To grzeczne i spokojnie dziecko? – Spytałam. – Przecież to aniołek. Nie widziałam jeszcze, żeby rozrabiał. – Podsumowałam zachowanie chłopca.
- Jeszcze go nie znasz. – Zaśmiał się Mario. – Potrafi dać w kość.
- Ale za to jest bardzo towarzyski. – Zaśmiałam się pod nosem przypominając sobie popołudniową sytuację.
- Nie rozumiem. – Spojrzał na mnie pytająco. Bez słowa odnalazłam w telefonie odpowiednie zdjęcie i pokazałam je siatkarzowi. – Kto to jest? – Spytał zdziwiony.
- Nie poznajesz? Twój syn. – Odpowiedziałam spokojnie.
- A ta dziewczyna obok? – Cały czas nie odrywał wzroku od zdjęcia.
- Kasia, koleżanka Arka. – Skierował swój wzrok na mnie.
- Dlaczego oni się całują?! – Wykrzyknął Mariusz. – Arek! Chodź tu natychmiast! – Skierował swój głos na schody.
- Uspokój się. – Pogładziłam Mario po ramieniu. – Przecież ty na pewno też miałeś swoją miłość w przedszkolu. – Powiedziałam spokojnie.
- Ale on ma dopiero trzy lata! – Zaczął szybciej oddychać.
- Przecież to tylko dziecięce zauroczenia. – Zaśmiałam się leciutko. – Wnuków ci przecież nie zrobi.
- Masz rację. – Odparł po chwili. – Przepraszam.
- Nie masz za co. – Schowałam telefon do kieszeni. – Ja się będę już zbierać. – Powiedziałam wstając z fotela.
- Przyjdziesz jutro? – Spytał odprowadzając mnie do drzwi.
- Jasne. – Odpowiedziałam zakładając kurtkę. – W końcu to moja praca. – Uśmiechnęłam się leciutko.
- Faktycznie. – Podrapał się po głowie. – W takim razie pani Magdo proszę przyjść jutro punktualnie do pracy. Inaczej potrącę z premii. – Pogroził mi palcem.
- Tak jest szefie. – Zasalutowałam, a po chwili wybuchliśmy głośnym śmiechem. – Do jutra.
- Pa pa. – Odparł i pocałował mnie w policzek. Złapałam za klamkę i już miałam wyjść, kiedy odezwał się Mario. – Nie zapomniałaś czegoś?
- Chyba nie… - Odwróciłam się i zaczęłam dokładnie w głowie przeszukiwać listę rzeczy, które powinnam wziąć z sobą.
- Jesteś pewna. – Pokiwałam twierdząco głową. – A buty? – Wskazał na moje stopy.
- No tak. – Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. – Myślę, że to może mi się przydać. – Zaśmiałam się.
- To przez Maćka jesteś taka zakręcona? – Spytał po chwili.
- Nie rozumiem. – Odpowiedziałam neutralnym głosem.
- Widać gołym okiem, że jesteś zakochana. Nawet nie próbuj się wypierać. – Powiedział, kiedy zauważył moje otwarte usta, które chciały wyrazić sprzeciw. – Dogadujecie się z Maćkiem niemalże bez słów.
- Tak zachowują się przyjaciele. – Odparłam spokojnie, chociaż moje serce coraz mocniej przyspieszało.
- Więc w kim jesteś zakochana? – Przeraziłam się nie na żarty. Mam mu powiedzieć o Bartmanie?
- W nikim. – Odparłam starając się, żeby w moim głosie nie było słychać zdenerwowania.
- Przecież wiem, że jesteś. – Skrzyżował ręce na piersi. – W kim?
- W siatkówce. – Odpowiedziałam po chwili. – I to już wiele lat. Dopiero to zauważyłeś? – Ucieszyłam się, że udało mi się wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
- I tak się dowiem. – Prychnął Mariusz. – Do jutra. – Otworzył mi drzwi.
- Do jutra. – Powiedziałam i wyszłam z budynku. Sekundę później usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i chrzęst klucza w zamku.
Ruszyłam wolnym krokiem wzdłuż ulicznych latarni. Z nieba białymi płatkami sypał śnieg. Gdzieś w oddali słychać było silniki samochodów. Jednak tutaj panowała cisza i spokój.
- Buuu! – Krzyknął ktoś nagle za moim plecami. Serce podskoczyło mi do gardła, a ja razem z nim. – Przestraszyłem cię? – Pocałował mnie w policzek.
- Nie, no co ty. Trenuję, żeby wyżej skakać do bloku. – Zakpiłam odsuwając go od siebie.
- Przepraszam. – Przytulił mnie. Po raz kolejny go od siebie odsunęłam. – Magda… Przepraszam no. – Złapał mnie delikatnie za brodę, aby spojrzała mu w oczy. – Wybaczysz mi? – Jego hipnotyzujące oczy sprawiły, że zapomniałam jak używa się języka. Pokiwałam tylko twierdząco głową. – Cieszę się bardzo. – Uśmiechnął się promiennie. - Idziemy? – Spytał retorycznie i złapał mnie za rękę.
- Skąd ty się tu wziąłeś? – Spytałam, kiedy szliśmy przez park.
- Z księżyca spadłem. – Zaśmiał się. – Mam dla ciebie prezent.
- A jaki? – Dopytywałam się.
- Czapkę, szalik i rękawiczki, bo widzę, że zapomniałaś o nich. – Przystanęliśmy. Maciek założył mi kaptur na głowę, a szyję okręcił szalikiem. – Nie nauczyli cię, że trzeba się ubierać?
- Jakoś nie. Przez pół życia chodziłam nago. – Dałam mu kuksańca w bok.
- I ja tego nie widziałem. – Zrobił smutną minkę, po czym schował twarz w dłoniach.
- Osz ty! – Krzyknęłam, po czym pochyliłam się i ulepiłam ze śniegu zgrabną kulkę. – A masz! – Rzuciłam śnieżką w atakującego.
- Ała. – Zamarznięta woda trafiła Muzaja prosto w głowę. – Dostaniesz za to. – Rzucił się na mnie przewracając na mokry śnieg. Złapał mnie za nadgarstki, które umieścił na moją głową. Wolną ręką zaczął nacierać mnie śniegiem.
- Przestań, proszę. – Maciek zawahał się na moment. Wykorzystałam to i przewróciłam atakującego, po czym sama położyłam się na nim. – I co teraz zrobisz?
- Hmm… - Zastanowił się, a po chwili śnieżka wylądowała w moich włosach. – I jak ci się podoba? – Znów się przeturlaliśmy i po raz kolejny Maciek leżał na mnie.
- Myślę, że mam już przemoczone całe ubrania. – Próbowałam wstać, ale Muzaj leżący na mnie mi na to nie pozwalał.
- Chcesz już iść? Jest przecież tak przyjemnie… - Wymruczał mi do ucha, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. – Ja bym mógł tu zostać do końca życia. Aby z tobą. – Przytulił się do mojej szyi, a jego jednodniowy zarost delikatnie mnie łaskotał.
- Jednak wolałabym już iść. – Powiedziałam starając się opanować moje przeraźliwie szybko bijące serce.
- No dobra. – Wstał, po czym podał mi rękę i szybkim pociągnięciem podniósł mnie z ziemi.
- Jak było na treningu? – Spytałam, kiedy już opanowani szliśmy w kierunku naszego bloku.
- Męcząco. – Odparł szorstko. – I bez ciebie tak jakoś cicho i nudno. – Objął mnie ramieniem. – Kiedy w końcu zdejmą ci te cholerne szwy?
- Za tydzień albo dwa. – Odparłam i zatrzęsłam się z zimna. – Zależy jak będzie się goić rana. A co?
- Już nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę wyniki twoich treningów. – Zaśmiał się cichutko. – Zobaczymy czy zablokujesz mój atak.
- Żebyś się nie zdziwił. – Skrzyżowałam ręce na piersi i po raz kolejny zadrżałam. Maciek zatrzymał się i zdjął swoją kurtkę, po czym założył ją na mnie. – Przestań. – Zdjęłam z siebie kurtkę. – Przeziębisz się. A Skra może tego nie przeżyć. – Zaśmiałam się.
- Przecież jest ci zimno. – Zadziwił się.
- Już jesteśmy pod blokiem. – Wskazałam na budynek wyłaniający się zza drzew przed nami.
- Uparciuch. – Zachichotał atakujący, po czym pocałował mnie w czoło. Dwie minuty później byliśmy już w windzie.
- Masz klucze? – Spytałam atakującego, kiedy stanęliśmy pod drzwiami. – Bo ja nie wzięłam.
- Jasne, że tak. – Wyciągnął pęk kluczy z kieszeni, po czym odnalazł właściwy i otworzył mieszkanie. Od progu uderzył mnie zapach pieczonego kurczaka w ziołach.
- Twoja sprawka? – Spytałam zaskoczona ściągając przemoczone buty.
- Nic o tym nie wiem – Maciek miał tak samo zdziwioną minę jak ja. – Leć się przebrać, bo się rozchorujesz, a ja dowiem się co się dzieje. – Weszłam do pokoju Maćka, gdzie znajdowały się moje ubrania, po czym przebrałam się w czyste i suche rzeczy. Rozpuściłam mokre włosy i po rozczesaniu zostawiłam je, aby swobodnie wyschły. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę. – Odpowiedziałam, a po chwili moim oczom ukazał się atakujący. – Widziałaś już swój prezent? – Wskazał na karton stojący pod oknem. Zaśmiałam się.
- To jest mój prezent? – Podeszłam do pudła. Zauważyłam, że na kartonie leży śliczna czerwona róża. Wzięłam kwiat do ręki i powąchałam. – Śliczna, dziękuję. – Odwróciłam się do Maćka. – A co jest w kartonie?
- Łóżko. – Zaskoczył mnie. – Żeby żadne z nas nie musiało już spać na kanapie. – Podbiegłam do niego i przytuliłam cały czas chichotając.
- Dziękuję. – Pocałowałam go w policzek.
- Nie ma za co. – Zaprezentował swój uśmiech numer 7. – Tylko mamy mały problem.
- Jak to?
- Państwo Kłos mają dziś którąś tam rocznicę i chcą być sami. Jakoś nie mam ochoty słuchać tego, co będą robić w nocy. – Skrzywił się.
- Masz rację. – Nie uśmiechała mi się nieprzespana noc. – Tylko gdzie my się podziejemy?
- No właśnie w tym tkwi problem. Przyszykuj się, a ja pójdę podzwonić. – Wyszedł z pokoju. Wzięłam torbę, spakowałam do niej kosmetyki, piżamę, ubrania na jutro i byłam gotowa. Udałam się do salonu.
- Dziękuję i przepraszam. – Koło mnie zmaterializował się Karol. – To dla mnie bardzo ważne.
- Przestań. – Sprzedałam mu kuksańca. – Nie chcę słyszeć co tu się będzie działo w nocy. – Środkowy zachichotał.
- Oj będzie się działo, będzie. – Rozmarzył się. – Jeszcze raz dziękuję. – Przytulił mnie. - A gdzie będziecie nocować?
- Maciek coś tam próbuje załatwić. – Wskazałam na atakującego, który aktualnie chodził w kółko po kuchni i rozmawiał przez telefon.
- Przepraszam za kłopot. – Pocałował mnie w policzek. – Obiecuję, że jakoś wam to wynagrodzę.
- Nie musisz. – Uśmiechnęłam się.
- Magda, załatwiłem. Ubieraj się. – Powiedział atakujący chowając telefon do kieszeni.
- A gdzie będziemy spać? – Spytałam zakładając buty.
- Niespodzianka. – Odparł neutralnym głosem Muzaj. – Jak dojedziemy, to się dowiesz.
- Ale w Bełchatowie? – Dopytywałam się jednocześnie zakładając kurtkę.
- Dowiesz się w swoim czasie. – Podszedł do mnie i założył mi swoją czapkę na głowę. – Chodź już.
- Nie pójdę dopóki się nie dowiem. – Skrzyżowałam ręce na piersi i tupnęłam nogą.
- Ja ci pomogę pójść. – Złapał mnie w pasie i przerzucił przez ramię. Wyszedł z mieszkania i wszedł do windy. W środku przywitała nas zaskoczona i zgorszona mina starszej pani. Po wyjściu z bloku Maciek wsadził mnie do samochodu Karola, przypiął pasami i zawiózł w nieznane.

~~~~~~~~~~~~~

Na wstępie przepraszam za tak duże opóźnienie. Mam nadzieję, że mi wybaczycie i jedna z Was nie zrobi mi tego, czym groziła pod poprzednim postem :P
16.09. – Tego dnia zmarł śmiercią tragiczną Arek Gołaś, nadzieja polskiej siatkówki, który jechał do nowego klubu Lube Banca Macerata.
Prywatnie muszę przyznać, że mało go pamiętam, ale to dzięki niemu pokochałam ten wspaniały sport, jakim jest siatkówka.
Arku, kibice nigdy o Tobie nie zapomną ;*
http://www.youtube.com/watch?v=cC2QDOsHyUE Płaczę od pierwszej sekundy tego filmiku…
                  

                  

 P.S. Zapraszam na mojego funpage'a na facebooku, na którym będę informować o nowych rozdziałach https://www.facebook.com/pages/Meggie-K/368576463275063?ref=stream&hc_location=stream
_______________
Następne rozdziały będą pojawiać się CO SOBOTĘ, jeśli tylko pod aktualnym będzie tyle komentarzy, na ile wskazuję numer rozdziału. Teraz więc czekam na 26  komentarzy :D

sobota, 7 września 2013

Rozdział 25



Dni mijały szybko, każdy wyglądał tak samo. Rano szłam z Maćkiem i Karolem na trening, później wracaliśmy i ja zajmowałam się gotowaniem obiadu, a chłopcy zazwyczaj oglądali telewizję. Po posiłku chłopcy szli na drugi trening, a ja w tym czasie rozmawiałam na Skype ze Zbyszkiem. Nikt jeszcze o nas nie wiedział. Nie było okazji, żeby przekazać, że jesteśmy parą. Z drugiej strony bałam się reakcji Maćka, który nie przepadał za Zibim. Kiedyś im powiemy. Ale kiedyś.

Nadszedł poniedziałek, czyli pierwszy dzień w nowej szkole. Wstałam, uszykowałam się, zjadłam śniadanie i zestresowana wyszłam z mieszkania. Zeszłam na dół. Na szczęście Karol zgodził się mnie podwieźć, chociaż obawiałam się, że będę na tyle przestraszona, iż nie ruszę się z samochodu.
- Gotowa? – Spytał środkowy, kiedy podjechaliśmy pod budynek szkoły.
- Nie. – Odparłam spoglądając przez okno. Serce biło mi jak szalone. – A nie możemy wrócić do domu? – Spojrzałam na Kłosa błagalnie.
- Czemu chcesz wrócić? – Zdziwił się.
- Boję się. – Odpowiedziałam starając się, żeby mój głos się nie trząsł. Niestety się nie udało.
- Czego? Że zostaniesz najpopularniejszą laską w szkole? – Spytał z uśmiechem na ustach.
- A co ja z drzewa jestem? – Rzuciłam kpiąco.
- Więc czego? – Dopytywał się Kłos.
- Tego, że mnie wyśmieją. Że nikt mnie nie polubi. – Spuściłam wzrok na moje buty, lekko ukryte pod siedzeniem.
- Jesteś wspaniałą dziewczyną. Nie masz się o co martwić. – Złapał mnie za rękę, która trzęsła się na moim kolanie. – Wysiądziesz wreszcie?
- Jakoś nie mogę się przełamać. – Odparłam spoglądając na budynek szkoły.
- Już ja ci pomogę. – Oznajmił siatkarz i wyszedł z samochodu, aby po chwili otworzyć przede mną drzwi i wyciągnąć mnie siłą z pojazdu. – Teraz proszę grzecznie udać się na lekcje. – Pocałował mnie w policzek, po czym obrócił i sprzedał mi kopniaka w tyłek. – Na szczęście. – Odpowiedział widząc moje zdenerwowanie i pytające spojrzenie.
Westchnęłam tylko i weszłam do szkoły. Od razu poczułam na sobie ciekawskie spojrzenia. Nienawidziłam być w centrum uwagi. Na szczęście uwolnił mnie dzwonek oznaczający koniec przerwy. Ustawiłam się przy drzwiach i grzecznie czekałam na nauczycielkę. Dwie minuty później polonistka wpuściła nas do klasy. Poczekałam aż wszyscy zajmą swoje miejsca, żeby nikogo nie podsiąść. Jedyne puste krzesło jakie zostało, znajdowało się obok dziewczyny z krótkimi, ciemnymi włosami. Uśmiechnęła się leciutko.
- Można? – Spytałam wskazując na miejsce obok.
- Jasne. – Odparła po raz kolejny się uśmiechając. – Jestem Paulina.
- Magda. – Odwzajemniłam uśmiech i rozpakowałam się.

Lekcje minęły mi dość szybko. Nikt do mnie nie podchodził, o nic się nie pytał, więc wszystko poszło zgodnie z planem. Na przerwach miałam chęć podejść do Pauliny i jakoś ją zagadać, ale byłam zbyt nieśmiała. Biegiem wyleciałam ze szkoły i udałam się w stronę mieszkania. Chłopcy mieli trening, więc musiałam wracać na piechotę. Zatrzymując się na pasach poczułam wibrację telefonu w kieszeni. Odebrałam telefon i usłyszałam ten dobrze znany, cudowny głos.
- Cześć Myszko! Co słychać u damy mieszkającej w moim sercu? Jak w szkole? – Spytał atakujący, a moje serce biło niewyobrażalnie szybko.
- Dobrze. – Odparłam krótko i wznowiłam marsz, gdyż ujrzałam na słupie zieloną postać ludzika.
- Dużo przystojniaków się tobą interesowało? – Spytał zaciekawiony, a ja wybuchał śmiechem.
- To, że ty się mną zainteresowałeś było największym cudem w moim życiu. Tyle mi wystarczy. – Oznajmiłam Zbyszkowi.
- Miło jest mi to słyszeć. – Powiedział lekko zszokowany. – Ty też odmieniłaś moje życie. – Czułam jak się czerwienię.
- Przestań się podlizywać. – Oznajmiłam po chwili. – Jak się czuje Asia?
- Nie za dobrze. Jej tata jest coraz słabszy, a lekarze dają mu minimalne szanse. – Odparł smutno.
- Cieszę się, że przy niej jesteś. Chociaż jestem o nią cholernie zazdrosna. – Zibi zachichotał. – Czy ja powiedziałam coś śmiesznego?
- Nic. – Odparł nadal rozbawiony. – Jakie plany na teraz? – Zmienił temat.
- Obiad, lekcje, a potem praca. – Wymieniłam na jednym wdechu.
- Praca? Jaka znowu praca? – Zdziwił się Bartman. – Czemu chcesz pracować?
- Bo potrzebuję pieniędzy? – Spytałam retorycznie. – Nie chcę siedzieć Maćkowi i Karolowi na głowie. Wystarczy, że wepchnęłam się do ich mieszkania. – Wyznałam docierając pod blok.
- Możesz się przeprowadzić do mnie. – Zaproponował, a mnie zamurowało. – Wtedy nie będziesz musiała pracować.
- Przeprowadzić się do ciebie? – Powtórzyłam. Potrząsnęłam głową, aby się otrząsnąć z szoku.
- Nie chcesz? – Odparł smutno. – Rozumiem.
- Nie to, że nie chcę. – Powiedziałam starając się pocieszyć Zbyszka. – Po prostu przyzwyczaiłam się do tego miejsca.
- Do Rzeszowa też się szybko przyzwyczaisz. – Wysnuł kolejny argument.
- Ale tutaj znalazłam pracę. – Skontrowałam.
- Gdybyś mieszkała ze mną, to nie musiałabyś pracować. – Oczami wyobraźni widziałam jak mięśnie jego szczęki się napinają.
- A nowa szkoła? Ledwo przeżyłam dzisiejszy dzień. Chciałbyś, żebym znowu coś takiego przeżywała? – Nie doczekałam się odpowiedzi z jego strony. – A poza tym jest Asia. Naprawdę nie skapnęłaby się, że jesteśmy razem, gdybyśmy mieszkali wspólnie?
- Masz rację, nie pomyślałem o tym. – Zasmucił się. – Ale w przyszłości mogę liczyć na wspólne mieszkanie?
- W przyszłości, jak już nie będziesz z Aśką, to oczywiście. – Uśmiechnęłam się do siebie, a nieświadomy tego mężczyzna, który stał obok mnie odwzajemnił uśmiech.
- Cieszę się. – Odpowiedział Bartman. – Właśnie w tym momencie szeroko się uśmiecham. – Moja wyobraźnia przywołała odpowiedni obraz. – Muszę kończyć. Kocham cię. Pa. – Rozłączył się.
- Też cię kocham. – Odpowiedziałam do telefonu. Moment później postanowiłam w końcu wejść do mieszkania, zamiast marznąć pod blokiem. Błyskawicznie pokonałam schody. No może nie błyskawicznie (w końcu to ósme piętro), ale dość szybko. Weszłam do mieszkania, po czym rzuciłam plecak w kąt. Udałam się do kuchni w poszukiwaniu czegoś, co ukoiłoby mój pusty żołądek. Zdecydowałam się na tosty. Szybko je uszykowałam i przeniosłam się do salonu. Odstawiłam talerz na stolik i pomaszerowałam po plecak, aby zabrać się za lekcje. Na całe szczęście miałam mało zadane, więc uwinęłam się ze wszystkim w pół godzinki. Ogarnęłam się i wyszłam do pracy. Jak to dziwnie brzmi: do pracy. Zamknęłam mieszkanie i ruszyłam spacerkiem do domu Wlazłych. Po półgodzinie byłam na miejscu. Minęłam się z Mariuszem w bramie, który oznajmił mi, że Arek jest za domem, a Paulina już wyszła. Przelotnie pocałował mnie w policzek dziękując i pobiegł do samochodu. Zaśmiałam się leciutko i zamknęłam furtkę, po czym udałam się do ogródka. To, co tam zobaczyłam kompletnie mnie zamurowało.


~~~~~~~~~~

Witam Was serdecznie :D Na wstępie chciałam Was przeprosić za to, że rozdział nie pojawił się w terminie. Nowa szkoła, nowi znajomi, nowi nauczyciele, dojazdy. Po powrocie byłam tak zmęczona, że zasypiałam na stojąco. Mam nadzieję, że mi wybaczycie :D
Sto lat dla Damiana Wojtaszka! Mam nadzieję, że koledzy odkupią mu ten tort ;) Chociaż z drugiej strony nie będzie musiał spalać tych dodatkowych kalorii :P
Paulina, jak Ci się podoba Twoja osoba w opowiadaniu? Tak, o Ciebie chodzi Łosiu ;*
A o to co dostałam dzisiaj ;) Prawda, że mam wspaniałą siostrę cioteczną? Natka, jesteś wielka :*
Pozdrawiam ;*
_____________________________

Następne rozdziały będą pojawiać się co piątek, jeśli tylko pod aktualnym będzie tyle komentarzy, na ile wskazuję numer rozdziału. Teraz więc czekam na 25  komentarzy :D