środa, 29 lipca 2015

Rozdział 40



W pudełeczku znalazłam… koniczynkę! Identyczny breloczek jak ten, który dałam Maćkowi. Nawet sentencję miał taką samą.
- Noś swoje szczęście zawsze przy sobie… - Przeczytał Muzaj. – Chyba widziałem już gdzieś coś podobnego. – Zachichotał.  – Dziękuję bardzo moja Śnieżynko. – Pocałował mnie w policzek.
- Ja też bardzo ci dziękuję. – Przytuliłam go mocno. – To co teraz robimy? – Spytałam, kiedy uświadomiłam sobie, że wszyscy trzymają już swoje prezenty w rękach.
- Siadamy do stołu i plotkujemy. – Gestem ręki wskazał mi miejsce. Reszta wigilii minęła mi w cudownej, rodzinnej i wesołej atmosferze. Po kilku godzinach większość rodziny rozjechała się do domu, a reszta położyła się spać.
Rano obudził mnie zapach świeżo zaparzonej kawy. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Uwielbiam go. Chwilę później w drzwiach stanęła mama Maćka.
- Zapraszam panią na śniadanie. – Powiedziała obojętnie i już po sekundzie zamykała za sobą drzwi. Chyba mnie nie polubiła. Posmutniałam lekko. Wstałam po chwili, ogarnęłam się i zeszłam na dół.
- Dzień dobry. – Przywitałam się z rodziną Macka i z samym Muzajem. Usiadłam przy stole i nałożyłam śniadanie na talerz. Po śniadaniu pomogłam posprzątać, żeby choć trochę przypodobać się mamie Maćka. Jednak chyba mi się to nie udało.
- Może pójdziemy na spacer? – Zaproponował Maciek. – Zobacz jak cudownie pada śnieg. – Wskazał na okno. – A poza tym muszę pokazać ci moje rodzinne strony. – Spojrzał na mnie błagalnie.
- No dobrze. – Zachichotałam. – Ale obiecaj, że nie znajdę się w zaspie. – Dźgnęłam go między żebra.
- Okej… - Przewrócił oczami i poszedł zakładać buty. Po chwili zrobiłam to samo. Kiedy Maciek otworzył przede mną drzwi, lodowaty wiatr przeszył mi kości.
- Maciuś… Zimno jest, wracajmy. – Spojrzałam na niego błagalnie.
- Oj już ja cię rozgrzeję. – Przysunął mnie do siebie. Objął swoim długim, umięśnionym ramieniem. Drugą ręką złapał mnie za brodę. Serce zaczęło mi walić. Miałam wrażenie, że cała płonę. Jego usta były coraz bliżej moich.
- Maciek! – Krzyknęła nagle jakaś blondyna, po czym podbiegła do siatkarza. Złapała mnie za ramię i odepchnęła tak mocno, że się przewróciłam. Siedząc na śniegu spojrzałam w górę i zobaczyłam jak ta blondyna wpija się w usta Maćka! Myślałam, że trafi mnie szlag.
- Anka? Co ty tu robisz? – Spytał Muzaj, kiedy w końcu oderwał od siebie dziewczynę.  Dopiero wtedy spojrzał na mnie. – Matko, Magda! Nic ci nie jest. – Spytał przerażony i pomógł mi wstać.
- Nic, tylko twoja koleżanka mnie przewróciła. – Spojrzałam na blondynę wściekle. – Może mi ją przedstawisz? – Spytałam starając się ukryć swój gniew i zazdrość.
- To jest Anka, moja koleżanka. – Dziewczyna oburzyła się.
- Koleżanka? Kochanie moje, nie musisz się mnie wstydzić. – Znów wpiła się w jego usta. Miałam tego dość. Odwróciłam się i pobiegłam do domu Muzajów. Oczy zaszły mi łzami. Czemu mi o tym nie powiedział? Przecież odpuściłabym sobie, nie zaprzątała nim głowy, nie cierpiała teraz. Teraz czuję się źle. Jak śmieć. Jak on mógł mi to zrobić? Nie jestem godna zaufania? Nie można mi powiedzieć o tym, że ma się dziewczynę? Czy może chce się bawić w pirata i w każdym mieście mieć inną dziewczynę? Wbiegłam do domu zapłakana. Starałam się uspokoić, aby nikt z domowników nie zauważył mojego stanu. Chciałam po cichu przejść przez salon i zamknąć się w pokoju, w którym dziś spałam.
- Magda, stało się coś? – Na kanapie w salonie siedział jednak tata Maćka, który mnie zauważył.
- Nic. – Uśmiechnęłam się do niego i chciałam odejść jednak nie pozwolił mi na to.
- Przecież widzę, że coś się stało. Usiądź. – Wskazał miejsce na kanapie obok siebie. – Jestem już stary, trochę życia przeżyłem, więc możesz mi o wszystkim powiedzieć. Postaram się pomóc. – Uśmiechnął się.
- Czemu Maciek nie powiedział mi, że ma dziewczynę? – Spytałam i wszystko we mnie pękło. Znów się rozpłakałam.
- Maciek ma inną dziewczynę? Niby kogo? – Mężczyzna zdziwił się. – Myślałem, że jesteście z Maćkiem razem, tylko nie chcecie o niczym jeszcze mówić. – Podrapał się głowie. – Więc kimś jest ta jego niby dziewczyna?
- Anka, taka blondyna. – Wyciągnęłam z kieszeni chusteczki i otarłam twarz.
- Anka? Anka Małek? – Starszy Muzaj poniósł się z kanapy zdenerwowany. – Znowu ona? Czy ta dziewczyna nigdy się nie odczepi. – Spojrzałam na niego zaskoczona. – Maciek nic ci nie powiedział? – Pokiwałam przecząco głową. – Nie dziwię mu się.
- A mógłby mi pan opowiedzieć? – Spytałam zaciekawiona.
- Skoro Maciek nie chciał ci mówić… Ale z drugiej strony powinnaś o wszystkim wiedzieć…  - Zamyślił się. – Dobrze, powiem ci. Tylko uprzedzam, że to nie jest wesoła historia. – Pokiwałam głową ze zrozumieniem. – Mamy Maćka i Anki znają się od liceum. Parę lat temu Państwo Małek przeprowadzili się tutaj. Nie znali nikogo oprócz naszej rodziny, dlatego często się widywaliśmy na różnych obiadkach, spotkaniach i spacerach. Po jakimś czasie mama Ani stwierdziła, że nasze dzieci mają się ku sobie. Po kolejnych spotkaniach zauważyliśmy, że Anka i Maciek często wychodzą i siedzą w jednym pokoju po kilka godzin. Dlatego stwierdziliśmy z żoną, że pani Małek ma rację. Chcieliśmy, żeby nasze dzieci mogły same w spokoju się poznać i zdecydować, czy chcą być parą. – Zatrzymał się na chwilę. – Jednak po kilku takich spotkaniach Maciek powiedział nam, że nie podobają mu się i więcej nie chce spotkać Anki. Nie dopytywaliśmy co się stało, jednak zaprzestaliśmy kontaktów z nią. Wtedy z pretensjami wkroczyła mama Anki. Oskarżała Maćka o to, że ją rzucił, że przez nią znika na całe noce i wraca z czerwonymi, zapłakanymi oczami. Postanowiliśmy wyjaśnić wszystko z Maćkiem. – Znów zrobił przerwę i westchnął głęboko. – Okazało się, że Anka nie jest taka święta na jaką wyglądała. Zaczęła sypiać z różnymi facetami za pieniądze. Tylko Maciek o tym wiedział. Podczas każdego spotkania, kiedy uciekali na górę próbował wybić jej to zachowanie z głowy. Jednak nigdy nie skutkowało, gdyż odpowiadała, że jest prawie dorosła i to jej decyzje i jej życie. Dlatego Maciek nie chciał już więcej się z nią widywać. Jednak wtedy było jeszcze gorzej. Anka nie wracała na noc do domu, bo imprezowała. Nie wracała zapłakana, lecz naćpana. Później zaczęło się piekło. Zaczęła nękać Maćka o pieniądze. Gdy nie chciał jej dać, nasyłała na niego jakiś dresów. Raz poważnie go pobili. Dlatego też postanowiliśmy, że Maciek przeprowadzi się do Warszawy. Tam zajął się siatkówką na poważnie, choć już od dziecka kochał ten sport. Resztę historii już pewnie znasz. – Uśmiechnął się do mnie. Ja nadal siedziałam jak sparaliżowana. Po kilku głębszych wdechach odzyskałam mowę.
- Straszna historia. Nie rozumiem tylko jednego. – Odgarnęłam włosy do tyłu. – Czemu na przywitanie nazwała Maćka kochaniem? I czemu wpiła się w jego usta?
- Kiedy jej rodzina dowiedziała się o tej całej akcji ojciec kazał wynieść jej się z domu. Załamała się. Miała nadzieję na to, że Maciek pogada z jej ojcem i nakłoni go, aby zgodził się ją z powrotem przyjąć pod swój dach. Jednak Maciek zbyt wiele przez nią przeszedł i wiem, że na pewno nigdy więcej już nic dla niej nie zrobi. – Pogłaskał mnie po ramieniu. – Ale nie mam pojęcia czemu go pocałowała.
- Dziękuję panu bardzo za opowiedzenie mi tej całej historii. – Uśmiechnęłam się do niego. – A teraz, jeśli pan pozwoli, pójdę się troszkę ogarnąć. – Wstałam i udałam się do łazienki. – Kiedy spojrzałam w lustro, przestraszyłam się. Sińce pod oczami, zaczerwienione od płaczu gałki oczne i nos. Obmyłam twarz letnią wodą. Trochę pomogło. Westchnęłam głęboko oparta o umywalkę. Miałam już wychodzić, kiedy usłyszałam na dole głośne trzaśnięcie drzwiami.
- Co za dziwka! – Krzyknął Maciek. – Pierdolona suka!
- Maciek! Nie podczas świąt człowieku. – Siatkarza próbował uspokoić jego ojciec. Powoli otworzyłam drzwi i wyszłam z łazienki.
- Wiesz co ona zrobiła? Wiesz co ta..
- Maciek! – Krzyknął pan Muzaj.
- Tak tak wiem. – Westchnął głęboko. – Nie dość, że pocałowała mnie przy Magdzie, to jeszcze chciała, żebym pomógł jej wrócić do domu! Wiesz co za to zaproponowała?! Seks! Rozumiesz to?! Powiedziała, że się ze mną prześpi, żebym jej pomógł! Co się do cholery stało z tą dziewczyną?! I co o tym wszystkim pomyślała sobie Magda? Pewnie mnie znienawidziła. – W tym momencie  postanowiłam się ujawnić i podejść do niego.
- Jeśli o to chodzi, to nadal cię nie lubię, Małpo. – Odwrócił się w moją stronę. Podbiegłam do niego i mocno się przytuliłam. – Jak mogłabym cię znienawidzić co? Jesteś przecież cudownym i kochanym przyjacielem. – Szkoda, że tylko przyjacielem. Westchnęłam.
- Dziękuję. Tak bardzo się bałem. – Pocałował mnie w czoło. – Bałem się, że cię stracę.
- Nie masz o co się bać, głupku. – Zmierzwiłam jego włosy. – Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Nie ma mowy. – Zaśmiałam się.
- Oj moja ty wredotko. – Po raz kolejny dał mi buziaka w czoło. – Może byśmy coś zjedli hmm? Zapraszam panią na pyszną rybkę z jeszcze pyszniejszą sałatką.
- Skoro dostanę wszystko do stołu… - Uśmiechnęłam się do niego i usiadłam w jadalni. – Smacznego. – Odpowiedziałam po chwili.
Po ponad godzinie, kiedy w śmiechu i dobrych humorach najedliśmy się, Maciek po raz kolejny zaproponował spacer.
- Przysięgam, że ten będzie lepszy niż poprzedni. – Złapał mnie za rękę i podniósł z krzesła. – A poza tym mam dla ciebie niespodziankę.
- Jaką niespodziankę? – Spojrzałam na niego surowo. – Ej, co ty kombinujesz w tej swojej główce?
- Zobaczysz. – Zachichotał sam do siebie i poszliśmy się ubierać. Po chwili chodziliśmy już po świeżym, białym puchu, który nadal spadał z nieba.
- Pięknie tu wiesz? – Rozglądałam się dookoła podziwiając widoki.
- Jest tutaj coś jeszcze piękniejszego. – Smyrnął mnie po nosie. – Coś prawie tak pięknego jak ty. – Uśmiechnął się delikatnie. – Poczekaj tu chwilkę.
- Ty wariacie. – Pokręciłam przecząco głową, jednak w głębi ducha cieszyłam się. Cholernie się cieszyłam na samą myśl o tym, że jestem sam na sam z Maćkiem. A przynajmniej tak mi się wydawało.
- Co ty tu robisz szmato? – Odwróciłam się i przed sobą ujrzałam nikogo innego jak blondynkę, sławną Ankę. – Maciek jest mój i masz się od niego odczepić, rozumiesz?  Bo inaczej…
- Inaczej co? – Przerwałam jej. – Naślesz na mnie tych swoich zbirów tak jak nie tak dawno temu nasłałaś ich na Maćka? Myślisz, że się ciebie boję? – Zaśmiałam jej się w twarz.
- Jesteś cienka, nie potrzebuję nikogo, żeby cię załatwić. Sama to zrobię. – Powiedziała, po czym popchnęła mnie z całej siły. Na moje nieszczęście pod śniegiem znajdował się lód. Krzyknęłam przeraźliwie, kiedy poczułam chrupnięcie w kostce i przeszywający ból. Anka podeszła do mnie. – I co się stało? Biedna się potłukła? – Nadepnęła na moją uszkodzoną nogę. Znów z całej siły krzyknęłam, aby choć trochę zminimalizować ból. W tym momencie, niewiadomo skąd pojawił się Maciek.
- Co ty robisz dziewczyno? – Odsunął Ankę ode mnie. – Zostaw ją i mnie w spokoju, rozumiesz?! – Krzyknął do blondyny.
- I co teraz zrobisz? Wezwiesz policję? Czy może będziesz ratował swoją ukochaną? – Zaśmiała się Muzajowi prosto w twarz.
- W sumie policja to nie jest taki zły pomysł. – Wyciągnął z kieszeni telefon. Dziewczyna przeraziła się i uciekła. – Wszystko w porządku? Tak strasznie krzyczałaś.
- Chyba coś mi się stało w kostkę. – Syknęłam z bólu, choć tylko delikatnie jej dotknęłam.
- Możesz wstać? – Pokiwałam przecząco głową. Błyskawicznie wziął mnie na ręce. – Przepraszam cię za takie święta. – Powiedział niosąc mnie do samochodu. – Przeze mnie cierpisz.
- O nie nie nie. Przez ciebie właśnie nie cierpię. – Pogłaskałam go po policzku. Fajnie kiedy mam jego twarz na wysokości mojej. – Dzięki tobie spędziłam prawdziwe, domowe święta, a nie oglądałam Kevina wypijając kolejną butelkę wina. – Kąciki jego ust leciutko się podniosły.
- Trzymaj się teraz mocno. – Puścił mnie jedną ręką, aby otworzyć drzwi i delikatnie posadzić mnie na fotelu. Jednak bez bólu się nie obyło.
- Matko! Maciek, masz krew na kurtce! – Przeraziłam się. – Co ci się stało? Zahaczyłeś o coś? CZy może to ta blondyna ci to zrobiła?
- Jezus Maria, to nie ja tylko ty krwawisz. – Pokazał na moje udo. W tym miejscu spodnie miałam całe we krwi. Nie czułam tam bólu ani pieczenia. Nie pamiętałam nawet, żebym cokolwiek zrobiła sobie w to miejsce. Maciek błyskawicznie wskoczył do samochodu i odpalił silnik.
- Maciek, słabo mi… - Powiedziałam słabym głosem. Widziałam przed oczami coraz więcej czarnych plam. – Zrób coś… - Poprosiłam.
- Już Madziuś, już. – Zaczął mnie uspokajać. – Czemu do cholery jasnej ten szpital musi być tak daleko?! – Krzyknął zdenerwowany. – Jeszcze parę minut i będziemy, wytrzymaj, proszę kochanie…
- Czemu nazwałeś mnie kochaniem? – Spytałam cicho. Na więcej nie miałam siły. – Maciek..
- Już parkujemy, wytrzymaj. – Powiedział, klnąc pod nosem. – Cholera no!
- Maciek… - Zaczęłam kolejny raz. – Ja ciebie… - W tym momencie pochłonęła mnie ciemność…

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak ja uwielbiam zostawiać wam rozdział w takich momentach :D Nie Natka, nie powiem Ci co będzie dalej :P Jak wam minął ten tydzień? Jak całe wakacje? Może jakoś siatkarsko? Ja muszę się przyznać, że miałam siatkarski akcent :)



 (to coś w niebieskim w tle to ja :P) 
 
Jeśli chcecie być informowani na bieżąco to zapraszam:
* GG: 47524430
*Facebook: KLIK !
*Snapchat:

Jeśli jednak wolicie, żebym informowała was na waszym blogu to podeślijcie linka w komentarzu :)
Liczę na dobre słowo od was i pozdrawiam :*

wtorek, 21 lipca 2015

Powrót i rozdział 39



Chciałabym was przeprosić za moją roczną(!) nieobecność. Miałam jakieś załamanie, pogniewałam się z weną czy coś. Dużo działo się w moim życiu. Zmieniło się o 180 stopni. Teraz jestem szczęśliwa, cholernie szczęśliwa dzięki pewnej wyjątkowej osobie. A po dzisiejszej nieprzespanej nocy stwierdziłam, że stęskniłam się za pisaniem. Dlatego też pojawiam się z tym oto rozdziałem. I zaraz zabieram się za pisanie na zapas. Żebym miała na zapas na kolejny brak weny. A teraz pozdrawiam was serdecznie i mam nadzieję, że jeszcze ktoś będzie to czytał. Liczę, że wybaczycie mi to, jak was zawiodłam. Miłego czytania i liczę na motywujące komentarze :*


Nie wiem czemu się zgodziłam. Może to jego brązowe, hipnotyzujące oczy. Może to, że nie chcę spędzać sama świąt. A może to, że uświadomiłam sobie, że go kocham. Że nie chcę przeżyć godziny, a nawet minuty bez niego. Tylko jak ja mu to powiem? Przecież nie powiem mu tak po prostu „cześć, kocham Cię”. Moje rozmyślania przerwał nagle dźwięk budzika. Wyłączyłam go szybko, aby nie obudzić Maćka. Niestety nie udało mi się to, gdyż Maciek po chwili stał w drzwiach przecierając oczy.
- Kobieto, możesz mi wyjaśnić czemu wstajesz w wigilię o 3 nad ranem? – Spytał podchodząc do mnie i pukając mnie lekko w czoło.
- Jeszcze się pytasz? – Zdziwiłam się. – Nie dość, że wpraszam się na rodzinne święta to jeszcze mam przyjść z pustymi rękami? Nie ma mowy! – Krzyknęłam siatkarzowi prosto w twarz.
- Oj Madzia, twoja obecność będzie najlepszym wynagrodzeniem tego, że przyjedziesz. – Odpowiedział i właśnie wtedy chyba zrozumiał bezsens tego zdania. – Jesteś cudowna, więc poznanie ciebie to będzie przyjemność dla mojej rodzinki. – Pogłaskał mnie po policzku.
- Oczywiście powiedziałeś im, że mnie zabierasz? – Spojrzałam pytająco na Muzaja. Nie odpowiedział, tylko odwrócił wzrok. – Muzaj! Masz to zrobić teraz, słyszysz?  
- Powaliło cię? O 3 nad ranem? – Odsunął się i popatrzył się na mnie. – Chyba nie chcesz, żeby cię polubili. – Smyrnął mnie po nosie.
- Okej, ale zrobisz to jeszcze przed naszą podróżą. – Wymusiłam na nim obietnicę. – To ja idę pichcić do kuchni. – Podniosłam się z łóżka rzucając kołdrę na twarz atakującego. Dopiero przy drzwiach zorientowałam się, że spałam w samej bieliźnie. Szybko odwróciłam się w stronę Maćka, który, jak się okazało patrzył się na mnie rozmarzonym wzrokiem.
- Od dziś jeszcze bardziej uwielbiam święta! – Wykrzyknął nie odrywając ode mnie wzroku, choć okryłam się już kocem znalezionym na krześle. – Madziuś, a co mi pokażesz w kolejne święta?
- Jedynie środkowy palec. – Zachichotałam i łapiąc w biegu jakieś ubrania popędziłam  do łazienki. Co on sobie o mnie pomyślał? A jak uważa, że zrobiłam to specjalnie? Żeby… Żeby zaciągnąć go do łóżka i odwdzięczyć się za święta? Przestań! Maciek nie jest taki! A przecież ta cała sytuacja to jedynie czysty przypadek. Masz teraz ważniejsze problemy na głowie. Problemami tymi były: co z prezentami? W co się ubiorę? I jaką potrawą mam wkupić się w ich łaski? Bałam się. Cholernie się bałam.
- Magda, długo jeszcze? – Muzaj zapukał do drzwi łazienki. – Siedzisz tam już prawię godzinę. A skoro obudziłaś mnie tak wcześnie to moglibyśmy wcześniej pojechać do mojej rodziny. – Wzdrygnęłam się na samą myśl.
- Ale ja mam jeszcze kilka spraw do załatwienia! – Krzyknęłam z kabiny prysznicowej wyłączając wodę i okrywając się ręcznikiem.
- Dlatego wyłaź! – Krzyknął i usłyszałam jego kroki zmierzające do kuchni. – Tylko tym razem się ubierz. – Zachichotał. – Bo wiesz… - Zawiesił na chwilę głos. – Kusisz. – Zaskoczył mnie tym. Po chwili jednak otrząsnęłam się i udostępniłam mu łazienkę wymieniając po drodze z siatkarzem dziwne, nic nie znaczące spojrzenie.
- Co twoja rodzina jada na wigilii? – Spytałam atakującego, jednak nie usłyszałam odpowiedzi. – Super, teraz muszę sama coś wymyślić. – Zestresowałam się jeszcze bardziej. Jednak zdecydowałam się na karpia według mojego przepisu i makowiec. Jednak to oznaczało zakupy. Ubrałam się szybko i wyszłam z mieszkania. Po chwili oczywiście musiałam się wrócić po portfel. Kiedy już z pewnością miałam wszystko co potrzebne ruszyłam do osiedlowego sklepiku, który na szczęście był otwarty niemal całą dobę. Kiedy zrobiłam zakupy miałam chociaż jeden problem z głowy.
- Już jesteś? – Przywitał mnie zaskoczony Muzaj, który stał na środku pokoju… w samym ręczniku! – Nie spodziewałem się tak krótkich zakupów… - Zachichotałam.
- No to jesteśmy kwita. – Odparłam i zaniosłam zakupy do kuchni, po czym rozpoczęłam mój rytuał. Fartuszek, muzyka, podśpiewywanie i tańczenie między garnkami i miskami. Dopiero kończąc mój kulinarny, wokalny i taneczny popis zauważyła, że Maciek przygląda mi się z zainteresowaniem. Zaczerwieniłam się.
- Cudownie się ciebie słucha wiesz? – Chciałam zaprzeczyć, jednak głos utknął mi w gardle. – Powinnaś zacząć nagrywać jakieś piosenki na youtube czy coś. – Uśmiechnął się do mnie szeroko, chyba domyślając się, że tego nigdy nie zrobię.
- Maciuś, co ty za głupoty z rana opowiadasz. – Pokiwałam głową, kiedy nagle odzyskałam zdolność mówienia. – Pilnuj ciasta, a ja idę się szykować. – Wskazałam na piekarnik i udałam się na swoje własne tortury, czyli zastanawianie się nad strojem. – To zbyt wyzywające, to za ciemne, to za oficjalne, to za bardzo luzackie. – Mówiłam sama do siebie zrzucając kolejne ubrania na podłogę. – Nosz kurwa no! – Zdenerwowałam się.
- Jezus Maria, co się stało? – Błyskawicznie w drzwiach pojawił się przerażony Maciek. Jednak gdy zobaczył mnie załamaną w stercie ubrań, zaśmiał się. – Bałem się, że coś się stało, a tutaj tylko odwieczny kobiecy problem. – Zpiorunowałam go wzrokiem.
- Myślisz, że to jest zabawne? – Spytałam retorycznie. – Jadę do obcych ludzi za namową pieprzniętego siatkarza, dziwisz mi się?
- Nie, nie dziwię. – Podszedł do mnie i przytulił mnie mocno. – Zajrzyj do piekarnika, a ja wybiorę ci strój, dobrze? – Pogłaskał mnie po policzku.
- Dobrze. – Zgodziłam się i udałam do kuchni. Piekarnik właśnie zaczął piszczeć. Wyciągnęłam ciasto, którego zapach już po chwili unosił się w całym mieszkaniu.
- Mmmm, daj kawałek. – Powiedział Muzaj, któremu aż ślina ciekła.
- Nie ma mowy. – Zaśmiałam się chowając przed nim moje dzieło. – Jedziemy?
- Tak jest. – Zasalutował.
Po chwili byliśmy już w samochodzie. Muzaj nie chciał mi powiedzieć, jaki strój dla mnie wybrał. Nie powiedział też skąd ma samochód. Strzeliłam za to focha, więc siedzieliśmy w kompletnej ciszy.Po chwili jednak musiałam się odezwać. A raczej mój pęcherz.
- Maciuś… Muszę do łazienki… - Spojrzałam na niego słodkimi oczami.

 
- Teraz kobieto? Przecież przed chwilą wyjechaliśmy z domu. – Pokiwał z dezaprobatą głową jednak zatrzymał się pod galerią, którą właśnie mijaliśmy. – Masz pięć minut, inaczej jadę bez ciebie. – Spojrzał na mnie surowo.
- I to ma być groźba? – Zachichotałam, po czym wysiadłam z samochodu i popędziłam do galerii. Miałam jednak małego pecha, gdyż toaleta znajdowała się na drugim jej końcu. Po drodze oglądałam wystawy sklepowe. Po chwili znalazłam coś, co idealnie nadawało się na prezent dla Maćka. Wiedziałam, że troszkę się wkurzy, że będzie to dość długo trwało, ale ta rzecz była tego warta. Kiedy już kupiłam prezent, który został przez ekspedientkę pięknie zapakowany pobiegłam do toalety. Na szczęście o 8 rano nie ma zbyt wielkich kolejek. Również biegiem wróciłam do samochodu Maćka, po drodze chowając prezent dla niego w kurtce.
- Już myślałam, że cię jakiś kiblowy bazyliszek wciągnął czy coś. – Zaśmiał się odpalając silnik. – rozważałem nawet opcję pójścia ci na ratunek.
- Och mój ty rycerzu. – Pocałowałam go w policzek, po czym głośno ziewnęłam. – Nie obrazisz się jak się zdrzemnę? – Spojrzałam na niego. – Nie chcę zasnąć i włożyć głowę w barszcz przy twojej rodzinie.
- Dobrze Madziu. – Odpowiedział i pogłaskał mnie po głowie. – Słodkich snów księżniczko. – Jego słowa jeszcze chwilę krążyły mi w głowie, lecz po chwili zasnęłam.
- Maciuś, jak się cieszę, że cię widzę. – Obudził mnie głos jakiejś obcej kobiety, która jak się okazało wieszała się na szyi Muzaja. Poczułam ukłucie zazdrości. To ja chciałam się tak do niego przytulać, być przy nim….
- O, wstałaś już. – Powiedział Muzaj otwierając drzwi samochodu. – Właśnie dojechaliśmy na miejsce. – Pomógł mi opuścić pojazd. – I nie zabij mnie. – Wyszeptał mi do ucha, po czym pociągnął mnie w kierunku stojącej nieopodal trójki ludzi.
- Maciek, kim jest ta dziewczyna? – Poznając głos kobiety spojrzałam się na nią. Byłam pewna, że to mama atakującego. Te same oczy, tak samo skrzyżowane ręce. Nie była jednak zadowolona na mój widok. Czyli Maciek nikomu nie powiedział, że jadę z nim. Miałam ochotę go zamordować.
- To jest Magda, moja przyjaciółka, która spędzi z nami święta. – Odpowiedział, a ja poczułam przeszywający wzrok całej rodziny skupiony na mnie. – Oj mamuś, zaraz wam wszystko wyjaśnię, tylko wejdźmy do środka. – Po chwili zostałam wprowadzona do uroczego salonu. Usiadłam na kanapie, a Maciek porwał całą rodzinę do kuchni. Bałam się. Może popsuję im święta? Zniszczę ich tradycję?  Postanowiłam po cichu wrócić do Bełchatowa. Założyłam już kozaki i właśnie narzucałam kurtkę, kiedy rodzina Maćka wyszła z kuchni.
- A dokąd pani się wybiera? – Spytał wysoki mężczyzna o ciemnobrązowych włosach. Tata. – Przecież wigilia się jeszcze nie skończyła. – Uśmiechnął się do mnie po czym zabrał moją kurtkę i odwiesił na miejsce. – Zapraszam panią do stołu. – Gestem wskazując wielki stół w jadalni.
- A gdzie jest Maciek? – Spytałam przerażona. – Muszę się przebrać… i przyszykować to co przywiozłam .. i jeszcze…
- Jestem jestem. – Nagle w drzwiach stanął Maciek, trzymając moje dania w jednej ręce, a w drugiej masę prezentów. Jednak ręce siatkarza mogą wiele pomieścić. Już teraz wiem, kto będzie robił zakupy i niósł je na samą górę. Zaśmiałam się sama do siebie. – Zapraszam rodzinkę do stołu. – Wszyscy grzecznie poszli zając swoje  miejsce przy stole. Chciałam iść w ich ślady. Jednak Maciek mnie zatrzymał. – Poczekaj tu chwilkę ze mną. Mam coś dla Ciebie. – Schylił się i odłożył wszystko co miał w rękach z wyjątkiem dość sporej ozdobnej torby.
- A czy prezenty nie powinno się wręczać po pierwszej gwiazdce? – Spytałam zaskoczona.
- Tak, ale ten musi zostać wręczony wcześniej. – Uśmiechnął się szelmowsko. – Mam nadzieję, że ci się spodoba. – Wręczył mi torbę. Zauważyłam, że jego ręka drży. Wyciągnęłam zawartość prezentu. Moim oczom ukazała się piękna, bladoróżowa sukienka.
- Jest cudowna! – Krzyknęłam, po czym rzuciłam się siatkarzowi w objęcia. – Dziękuję. Bardzo dziękuję.
- Cieszę się. – Dał mi buziaka w policzek. – Teraz leć się przebrać, bo wszyscy już gotowi. – Uśmiechnęłam się i podbiegłam radosnym krokiem do łazienki. A raczej pomieszczenia, który wydawał się łazienką, a okazał pokojem gościnnym. Stwierdziłam, że tutaj też mogę się przebrać. Założyłam sukienkę oraz szpilki. Szpilki, które kupił mi Bartman. Przez moment poczułam ból w klatce. Jednak błyskawicznie się pozbierałam. Minusem pokoju gościnnego było to, że nie posiadał on lustra. Jednak z nadzieją, że nie mam niczego podwiniętego wyszłam z pokoju. Przy stole siedziało już o wiele więcej ludzi niż chwilę wcześniej. Sparaliżowało mnie. Jednak podszedł do mnie Maciek i za rękę poprowadził do stołu. Uśmiechnęłam się do wszystkich, jednak nie mogłam wykrztusić z siebie żadnego słowa. Usiadłam między Muzajem a kimś z jego rodziny, kto wyglądał na jakiegoś wujka czy coś.
- To teraz czas na tradycję. – Ze swojego miejsca po chwili wstał tata Maćka. -  Więc tradycyjnie chciałbym wam życzyć zdrowia i szczęścia, miłości no i pieniędzy. – Wszyscy się zaśmiali i opróżnili swoje szklanki. Nie miałam ochoty na kompot z suszu. Po chwili poniosła się kolejna osoba, tym razem mama Maćka. Już nie patrzyła tak srogo na mnie.
- A teraz kolejna tradycja. – Powiedziała i po chwili zaczęła śpiewać lulajże jezuniu. Moment później wszyscy z wyjątkiem mnie dołączyli do niej.
- Magda, jak nie będziesz śpiewać to będziesz niegrzeczna. A jak będziesz niegrzeczna to Mikołaj do Ciebie nie przyjdzie. – Wyszeptał mi Maciek. Zdziwiłam się. Przecież dostałam już od niego prezent. Co ten wielkolud kombinuje?
- Ej ej ej. – Odezwał się wujek siedzący obok mnie. – Nieładnie tak nie śpiewać z całą rodziną, szczególnie jak chce się w niej być. – Spojrzałam na niego podejrzliwie. – Za karę młoda damo śpiewasz sama, accapella. Nie chciałam się zgodzić, jednak wszyscy zaczęli krzyczeć moje imię. Spaliłam się ze wstydu jednak zaczęłam.
- Wśród nocnej ciszy…. – Nagle oczy wszystkich się powiększyły. Jednak Maciek szepnął, abym nie przestawała. Po minucie, gdy nie mogłam już znieść wzroku całej rodzina Maćka wlepionego we mnie nie wytrzymałam. Przestałam śpiewać i wtuliłam się w tors siatkarza.
- Brawo! – Krzyknął ktoś i wszyscy zaczęli klaskać. – Dziewczyno nie wstydź się. Nie dość, że jesteś cholernie odważna, bo dałaś radę zaśpiewać sama wśród niemal samych obcych ludzi, to jeszcze masz nieziemski głos.
- Tak tak, dokładnie. – Pokiwała głową szatynka siedząca naprzeciwko mnie. – Powinnaś rozpocząć jakąś karierę czy coś. Masz talent dziewczyno. – Uśmiechnęła się do mnie szeroko. W jej oczach było coś takiego, że od razu ją polubiłam.
- Dobra, Magda jest cudowna, ale koniec tego wychwalania. – Powiedział Maciek i zostawił mnie przy stole, a sam podszedł do choinki. – Chyba czas na prezenty.
- Tradycyjnie ja wręczę pierwszy prezent. – Odezwał się tata Maćka. – I oczywiście nikomu innemu jak mojej cudownej i kochanej żonie. – Wręczył drobny upominek kobiecie po czym dał jej soczystego buziaka.
- No błagam, nie przy ludziach. – Przewrócił oczami Maciek. Podeszłam do niego i wręczyłam mu mały pakunek. On zrobił dokładnie to samo w moją stronę.
- Przecież ja już dostałam prezent. – Spojrzałam na niego. Czułam się dziwnie Jakbym go jakoś wykorzystywała.
- Tamto to nie ode mnie tylko od Mikołaja, przysięgam! – Przekazał mi to dziś jak się kąpałaś. A potem powiedział, że będziesz bosko w tym wyglądała. – Zilustrował m nie wzrokiem od góry do dołu i z powrotem. – I miał rację. – Uśmiechnął się do mnie. – Coś Ty mi tutaj zapakowała?
- To nie ja, to Mikołaj! Ja się nie znam na prezentach. – Zaśmiałam się zastanawiając, czy mała koniczynka mu się spodoba.
- Osz ty! – Pocałował mnie w policzek. – Dziękuję mój Mikołaju. Otwieramy na trzy cztery? – Zgodziłam i otworzyłam wieczko. Zawartość pudełeczka jednak bardzo mnie zaskoczyła.