piątek, 14 października 2016

Rozdział 42


- Magda? - Dziewczyna zaczęła obracać się w moją stronę. Spojrzała na mnie swoimi dużymi zaczerwienionymi oczami
- Maciek? - Była zaskoczona. Jednak po chwili podbiegła do mnie i przytuliła się.
- Ohh...Magda, jesteś. - Kamień spadł mi z serca. - W końcu się znalazłaś... Tak bardzo się martwiłem...
- Dobrze - Przerwał nam policjant. - Rozumiem, że pan rozpoznaje tę dziewczynę?
- Oczywiście, że tak. - Pokiwałem głową. Tak jakbym lubił przytulać się do obcych kobiet.
- Ta kobieta również pana rozpoznała i w końcu się odezwała. - Wyjął z kieszeni notatnik i długopis. - Dlatego proszę pana, aby był pan przy jej przesłuchaniu.
- Oczywiście. - Komendant wskazał miejsce przy biurku. - Chodź Madziu, usiądź. - Posłusznie wykonała to, o co ją poprosiłem.
- Dobrze, zacznijmy w takim razie. Jak się pani nazywa? - Mocno ścisnęła mnie za rękę.
- Magdalena Wysmołek.
- Dobrze. Co się z panią działo przez te kilka dni? - Magda westchnęła. Widać było, że coś ją męczy.
- Nie pamiętam... Nie wiem co się działo... Ostatnie co pamiętam to to, że byłam u Maćka w domu. - spojrzała na mnie. - Dalej mam pustkę w głowie...
- Rozumiem, nie będę pani męczyć. - Westchnął i zamknął swój notes. - Proszę się z nami skontaktować, jeśli coś sobie pani przypomni. A! I jeszcze jedno. - Podał Magdzie jakiś skrawek papieru. - To kontakt do psychologa. Proszę, aby pani się z nim skontaktowała po Nowym Roku. Może ona pomoże pani w przypomnieniu i poradzeniu sobie z tym, co się z panią działo.
- Dziękuję. - Odpowiedziała. Podnieśliśmy się z krzeseł i po pożegnaniu z policjantem wyszliśmy z komisariatu.
- Nie masz kurtki? - Stała i okrywała ciało trzęsącymi się ramionami. Natychmiast zdjąłem swoją i pomogłem Magdzie ją założyć.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się, po czym wsiedliśmy do samochodu odjechaliśmy w kierunku Bełchatowa.

***

Maciek... Skąd on się wziął na tym komisariacie? Odnalazł mnie, uratował... Dzięki niemu już się nie boję...
- Magda!!! - Karol rzucił się na mnie, chociaż ledwo przekroczyłam próg mieszkania. - Jesteś, o matko jesteś! Czyli cały plan się uda. - Puścił mnie nagle. - O cholera!
- Karol? - Maciek zaczął coś podejrzewać. - O jakim planie mówisz?
- Muszę lecieć! - Krzyknął Kłos i wybiegł z mieszkania. Wrócił po chwili. - Tak bardzo się cieszę, żę cię widzę. - Dał mi buziaka w policzek i tyle go widziałam.
- Widzę, że tutaj nic się nie zmieniło. - Zaśmiałam się zamykając drzwi. Nagle znalazłam się w ramionach Muzaja.
- Nigdy więcej mi tak nie rób! - Wtulił twarz w moje włosy. - Muszę ci coś powiedzieć. - Odsunął się o milimetry i spojrzał mi prosto w oczy. - Tak długo próbuję ci to wyjawić, lecz zawsze coś nam przeszkadza... Magda... - Jak na zawołanie zadzwonił telefon. - Kurwa mać! - Poszedł i podniósł słuchawkę. - Halo?! - Wręcz krzyknął. Westchnął i włączył tryb głośnomówiący.
- Spokojnie, człowieku. - Usłyszałam głos Winiara. Uśmiechnęłam się. - Ja w sprawie Kłosa. Olka mu coś zrobiła? Naćpał się? Czy może...
- Czy może co? - Przerwałam mu.
- Magda? To naprawdę ty? - Spytał po czym wydał głośny i długi okrzyk radości. - Chłopaki! Magda się znalazła!!! - Kolejna fala radości. Po chwili się uspokoili. - Dobra, spokój. Bardzo się cieszymy. Ej, a pamiętacie, że jutro sylwester u Igły?
- Kompletnie zapomniałem. - Odpowiedział Muzaj. - Dzięki za przypomnienie. A teraz jeśli pozwolisz zajmę się Magdą...
- Jasne, pa robaczki. - Rozłączył się.
- Masz siłę na jutrzejszą imprezę? - Spojrzał na mnie.
- Jasne. - Uśmiechnęłam się. - Muszę zobaczyć chłopaków.
- Dobrze Myszko dobrze... A teraz co chcesz zjeść? - Jedzenie? Nagle miałam jakiś przebłysk w głowie. Jedzenie jest złe... Nie wolno mi... Będzie bolało... Jak ruszę jedzenie... Nie mogę... Nie wolno...
- Jedzenie jest złe... - Opadłam na podłogę i rozpłakałam się.
- Madzia, co się dzieje? - Przytulił mnie. Nagle wszystko ustało.
- Nie wiem, co to było. - Westchnęłam. - A ja bym zjadła jajecznicę.

***

I znów zakupy. Jak ja tego nienawidzę. I do tego szukamy sukienki dla mnie. Na sylwestra. Niestety ta, w której miałam iść jest teraz o jakieś dwa rozmiary za duża.
- Może ta fioletowa? - Znów pokiwałam przecząco głową. - Kobieto, musisz coś wybrać. Za trzy godziny powinniśmy wyjeżdżać do Rzeszowa. - Tak, dziś sylwester. Dziś impreza. Westchnęłam.
- Może ta fioletowa... Albo nie. Już wiem. - Podbiegłam do wieszaków i zdjęłam z jednego z nich miętową sukienkę z cekinami wokół dekoltu.
- Śliczna. - Maciek się uśmiechnął. - Idź przymierzyć. Weszłam do przymierzalni. Jednak po paru minutach okazało się, że rozmiar 36 jest za duży.
- Maciuś, przynieś mi rozmiar mniejszą. - Ta okazała się idealna. Gdyby nie zapadnięte policzki i sińce pod oczami mogłabym powiedzieć, że ładnie w niej wyglądam. Wyszłam, aby pokazać się Maćkowi.
- Jesteś prześliczna. Bierzemy.

***

- Magda, ile jeszcze? - Kłos zapukał do drzwi - Matko, te baby...
-Cicho siedź i daj mi pięć minut. - Kończyłam właśnie malować usta. Po chwili, kiedy wargi miały już przepiękny fuksjowy kolor, zdjęłam wałki z włosów i utwardziłam ich kształt lakierem. Moment później założyłam wysokie czarne szpilki i byłam gotowa. Wyszłam z łazienki i podbiegłam do salonu, aby pokazać się chłopakom.
- I jak?
- Wow! - Krzyknął Kłos i zerwał się z kanapy, ponieważ ktoś zadzwonił dzwonkiem. Karol otworzył drzwi - Wow! - Znów krzyknął, a do mieszkania weszła Ola, która wyglądała wręcz jak bogini.
- Ola, jak ślicznie wyglądasz - Pochwaliłam jej wygląd i poczułam ukłucie zazdrości. Ja nie jestem tak naturalnie piękna, nie mam walorów, które mogłabym podkreślać. Westchnęłam.
-Dla mnie ty jesteś najpiękniejsza- Maciek nagle zjawił się obok i zaczął szeptać mi do ucha - Obojętnie czy jesteś wystrojona jak teraz, czy może dopiero wstałaś z łóżka po nieprzespanej nocy. - Złapał mnie od tyłu w pasie. - Jesteś śliczna tylko musisz to dostrzec - Pocałował mnie w szyję. Przeszedł mnie dreszcz.
- Jedziemy? - Spytała Ola i wszyscy przytaknęliśmy i wyszliśmy z mieszkania.

***

Podróż minęła nam dość szybko. Po paru godzinach jazdy byliśmy na miejscu. Znaczy, tak nam się wydawało.
- To chyba tu. - Karol zatrzymał samochód pod domem.
- Adres się zgadza. - Spojrzałam na zaproszenie. - Jednak to nie przypomina domu Igły. Przecież on był niebieski, a nie biały.
- Wyjdźmy i sprawdźmy to. Może to jego kolejny szalony pomysł. - Wszyscy wyszliśmy z samochodu. Kiedy podeszliśmy bliżej okazało się, że jest to do Ignaczaka. Biały kolor natomiast powstał z chyba tysiąca białych kopert przyczepionych do ścian domu. Na każdej z nich zapisane były nazwiska co najmniej dwóch osób. Nasze cztery nazwiska były zapisane razem. Otworzyłam ją i zaczęłam czytać na głos.

Let's play a game...
Wiedziałem, że przyjdziecie wszyscy razem, dlatego jesteście w jednej kopercie. A po co cała ta zabawa? Właśnie po to! Impreza nie będzie w moim domu tylko gdzieś w Rzeszowie... Musicie znaleźć to miejsce! Pierwsza wskazówka to... piłka do siatkówki.
Powodzenia

- Haha! - Krzyknęliśmy wszyscy jednocześnie i pobiegliśmy do samochodu.
- Jezu on jest szalony! - Krzyknęła Ola.
- My też, bo się z nim zadajemy. - Zachichotał Karol. - Jedziemy?

***

Przez godzinę zjechaliśmy chyba cały Rzeszów. Okazało się, że miejsce imprezy to wielki hotel znajdujący się kilometr od domu Krzyśka. Jednak ubaw podczas szukania wskazówek był przedni. Zaparkowaliśmy pod hotelem.
- No to chyba w końcu jesteśmy. - Ocenił Karol - Chyba, że Igła jeszcze coś wymyślił. - Weszliśmy do środka. Obsługa miło nas przywitała i zaprowadziła do wielkiej sali. Prawie wszystkie stoliki były zajęte przez siatkarzy z rodzinami. Zajęliśmy miejsca przy jednym z ostatnich wolnych.
-No ładnie... - Maciek rozglądał się po sali. - Ciekawe skąd on miał na to kasę... Przecież to kosztuje tysiące...
-Nie myśl, tylko się baw. - Nagle obok nas pojawił się Ignaczak - Dziś ostatni dzień roku, musimy zaszaleć.

***


Zabawa, tańce, przepyszne jedzenie... Kolejne godziny mijały nam cudownie i radośnie.
- Ej! - Ignaczak podszedł do mnie i Maćka. - Mam do was prośbę. Za 20 minut północ. Ja muszę ogarnąć tutaj. Moglibyście zobaczyć czy pokaz fajerwerek na dachu jest już gotowy?
- Jasne. - Odpowiedziałam, a Ignaczak szeroko się uśmiechnął i wyjął telefon z kieszeni.
- To idziemy. - Maciek wziął mnie za rękę i wyprowadził z sali.

***

- Winiar, jesteś na miejscu? - Najważniejsza rozmowa telefoniczna w tym roku.
- Tak, jestem gotowy. Pilnuj tylko, żeby byli sami, bo inaczej nie uda nam się.
- Nie martw się. Ja zostałem stworzony do zadań specjalnych. Po to się urodził Krzysztof Ignaczak.

***

Wsiedliśmy do windy, aby dojechać na dach.
- Nie uważasz, że Igła jest jakoś dziwnie podekscytowany? Że coś kombinuje - Spytałam Maćka klikając przycisk z numerem 20.
- Tak mi się wydaje. - Nagle światło zgasło a winda się zatrzymała. - Co do cholery?
- Maciek, boje się... - Siatkarz od razu mnie przytulił.
- Zaraz wszystko naprawią. - Wzrok przyzwyczaił się do ciemności i mogłam zobaczyć jego twarz. Serce mi drgnęło.
- Maciek...
- Magda... Musze Ci coś powiedzieć... Może teraz w końcu nic nam nie przeszkodzi. - Złapał mnie za brodę i przysunął do siebie. - Nawet nie wiesz od jak dawna chcę Ci to powiedzieć... - Teraz moje serce zamarło. - Magda, kocham Cię.
- Też Cię kocham Maciuś - Przytknął swoją twarz do mojej. Nasze twarze przybliżały się do siebie coraz szybciej. Nasze wargi były coraz bliżej, aż w końcu poczułam jego usta na swoich, które po chwili złączyły się w długim i tak wyczekiwanym przeze mnie pocałunku. Były czułe i delikatne, a ja byłam przeszczęśliwa. Całowałam się z Maćkiem. Wyznaliśmy sobie miłość. Mój mózg nie potrafił tego ogarnąć. W końcu spełniło się moje największe marzenie.

~~~~~~~~
Hej hej :*
Jak Wam się podoba tak pozytywny rozdział? W końcu stało się to, na co wszyscy czekali. W końcu to dla Was zrobiłam :* Co wy na to?
Prośba do Was. Podsyłajcie mi linki do swoich opowiadań albo do tych, które czytacie i polecacie. Nie wszystkie wykłady na studiach są ciekawe, dlatego przyda mi się coś do roboty. Jeden z tych wykładów przyczynił się do powstania tego rozdziału, bo w końcu miałam czas :D
W końcu za dużo razy występuje w mojej wypowiedzi ale trudno
Pozdrawiam
Meggie K :*

poniedziałek, 19 września 2016

Rozdział 41

Z krzykiem podniosłam się z łóżka. Co to był za sen... Cholerny sen... Spojrzałam na swoje udo. Żadnych śladów. Wszystko w porządku. Zaraz... Jednak nie wszystko. Co ja robię w łóżku? Kiedy zasnęłam? Jak na zawołanie w drzwiach pojawił się Maciek. 
 - Zły sen? - Spytał z troską w głosie siadając obok mnie na łóżku. 
 - Raczej bardzo ciężki koszmar. - Westchnęłam głośno. - Śniła mi się Anka. Ona... Chciała mi zrobić krzywdę... 
- Nie bój się. Przy mnie jesteś bezpieczna. - Przytulił mnie do siebie. - No prawie... - Spojrzałam na niego. - Nie uratowałem Cię przed wsadzeniem nosa w sałatkę jarzynową. - Zaśmiał się. - Komicznie to wyglądało... - Dostał z łokcia w brzuch. 
- Po pierwsze to nie jest zabawne, a po drugie nie pamiętam nic. - Przyciągnęłam się. - Ale chociaż się wyspałam. 
 - Madziuś... Wiem, że na ostatnim spacerze spotkaliśmy Ankę. - Spojrzał mi prosto w oczy. - Ale może masz ochotę się przejść? - Spacer, kostka, krew... Spanikowałam. 
- W tym śnie byliśmy właśnie na spacerze... - Zacisnęłam zęby. 
- Och... Rozumiem... - Posmutniał, jednak mocno mnie przytulił. - To może seans filmowy? 
- A chętnie. A jakie filmy będziemy oglądać? - Maciek podniósł się z łóżka. - Maciek? 
- Niespodzianka! Krzyknął i w sekundę był przy drzwiach. - Zejdź za 15 minut. Nie wcześniej! - Jego wzrok był przeszywający... 
- Dobrze. - Siatkarz wyszedł i zostawił mnie samą. Ja natomiast zaczęłam rozmyślać o śnie... Czemu ta Anka taka jest? Czy naprawdę mogłaby mi zrobić krzywdę? To jedna sprawa. Czemu w śnie prawie powiedziałam Maćkowi, że go kocham? Przecież to mój przyjaciel. On ma mnie tylko za dobrego kumpla. Muszę zapomnieć. Muszę zapomnieć o tym co do niego czuję.
- Już! - Aż podskoczyłam. Maciek ma tak donośny głos. 
- Idę! - Odkrzyknęłam i wyszłam z pokoju. Na dole znalazłam Muzaja, miskę z chipsami oraz kieliszki. 
- Nie panikuj. - Powiedział patrząc na moją minę. - W święta nam wolno zaszaleć. - Wyjął wino za pleców. Zaśmiałam się i usiadłam obok. 
 - To co to za film? - Siatkarz nie odpowiedział tylko wcisnął play. - Kevin? Serio? - Uśmiechnęłam się szeroko. 
- No jasne! Obie części! Przecież są święta. - Objął mnie. Serce mi drgnęło. Czemu on to robi? Wtedy, kiedy postanowiłam zapomnieć co czuję... Cholera... Mam motyle w brzuchu... 
- Oj ty mój kinomanie. - Chciałam zmierzwić mu włosy, ale się powstrzymałam. Nagle zrobiło się ciemno. - Co się stało? - Spytałam przestraszona. 
- Zabrali prąd. Na ulicy też się nic nie świeci. - Podniósł się. - Poszukam jakiś świec, a ty się nie ruszam, bo Cię potem nie znajdę. - Czułam jak się uśmiechnął i wyszedł do kuchni. 
- Jak myślisz, ile to potrwa? - Odruchowo spojrzałam w jego stronę. 
- Myślę, że dziś nie powinniśmy spodziewać się światła. W Boże Narodzenie raczej nikt nie pracuje. Gdzie są te cholerne świeczki? 
- Oj Maciuś Maciuś... - Chciałam wstać, lecz poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon.

 "Zniszczę cię. Możesz zacząć się bać. Maciek będzie mój. Teraz i na zawsze."

- Już mam. - Maciek nagle pojawił się za mną. - Co to? Jakieś życzenia świąteczne? - Błyskawicznie schowałam telefon. 
- Yyy... Tak, od znajomej. - Włożyłam komórkę do kieszeni. - Odpalaj te cudeńka. - Muzaj zapalił świece. Zabawne jak wosk i kawałek sznurka potrafią wprowadzić romantyczny nastrój. A usta Maćka... W tym świetle... Stop! Maciek usiadł obok mnie.
- No to z filmu nici... Ale mam pomysł. - Spojrzał na mnie. - Sami możemy odegrać jakiś film... - Przysunął się do mnie i sięgnął butelkę z winem. 

***

Minęła dosłownie chwila rozmowy, a dwie butelki wina zostały opróżnione. Zaczęło mi się trochę kręcić w głowie. 
 - Jaki film teraz odgrywamy? - Spytałam i zaśmiałam się na wspomnienie, jak Maciek udawał Spider-Mana i szalał na komodzie. 
- Swój własny. - Złapał mnie za brodę i przysunął do siebie. - Masz takie śliczne oczy. - Jego twarz była coraz bliżej mojej. Zamknęłam oczy. Tak, chcę tego. 
- Maciuś, masz gościa. - Ktoś krzyknął w przedpokoju. - Och, widzę, że przeszkodziłam. - Pani Muzaj przeszyła mnie wzrokiem. - Ania do Ciebie. - Maciek przewrócił oczami i podniósł się z kanapy. Na jego miejscu usiadła jego mama. Kiedy Siatkarz tylko zniknął w przedpokoju spojrzała na mnie. - Masz się stąd wynieść, rozumiesz? Ania kocha Maćka i jest dla niego najlepszą dziewczyną. A Ty? Nawet nie wiem kim jesteś, ale musisz być okropna, skoro własna matka wywaliła Cię z domu. - Skąd ona o tym wie? Miałam łzy w oczach. - Masz zniknąć jeszcze dziś. Inaczej źle to się dla Ciebie skończy. - Podniosła się z kanapy. - Lepiej szybko coś wymyśl.

W salonie pojawił się Maciek. 
- Madziuś przepraszam, muszę wyjść na moment, porozmawiać z Anką na poważnie. - Westchnął. - Poczekaj tu na mnie. - Ponownie opuścił pokój. 
- Teraz masz idealną okazję. Wynoś się. - Mama Maćka nie dała za wygraną. 
- Ale co Maciej pomyśli? 
- Już ja się tym zajmę. - Wstałam i pobiegłam na górę. Szybko spakowałam wszystkie swoje rzeczy. Nie miałam innego wyjścia. Kiedy zeszłam na dół pani Muzaj czekała na mnie z triumfem w oczach.
- Do widzenia. - Nie odpowiedziała. Wyszłam z domu. Zaraz po opuszczeniu podwórka rozpłakałam się. Co ja teraz zrobię? W Boże Narodzenie nic przecież nie kursuje. Ulica była ciemna i przerażająca. Latarnie nadal się nie świeciły. Westchnęłam i poszłam w czarną dal.

***

- Już jestem. - Krzyknąłem. - Madzia, wszystko załatwione. - Odpowiedziała mi cisza. - Mamo, gdzie jest Magda? 
- Wyszła. - Zdziwiłem się. 
- Jak to wyszła? Nie rozumiem. 
- Zostawiła ci list. - Podała mi jakąś kartkę. Szybko ją rozwinąłem i zacząłem czytać. 
 "Drogi Maćku, przepraszam, że tak nagle i bez słowa. Nie mogłam patrzeć jak powstrzymujesz swoje uczucia do Ani przeze mnie. Nie będę stać wam na drodze. Mam nadzieję, że nigdy się już nie zobaczymy. Magda" 
Nie wiem co o tym myśleć. Jak Magda mogła coś takiego napisać? Nic z tego nie rozumiem. 
- Mamo? Wiesz co się stało? 
- Ja nic nie wiem. - Wychyliła się z kuchni. - Słyszałam tylko jak trzasnęła drzwiami. Nawet się nie pożegnała. - Powiedziała oburzona. 
- To niemożliwe. - Zacząłem się zastanawiać. - Magda by się tak nie zachowała. Coś musiało się stać. - Oparłem się o kanapę. Co robić? - Telefon! - Szybko rzuciłem się na urządzenie i wykręciłem numer zapisany pod 1. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Jest! Ktoś odebrał. Słyszałem jednak tylko jakieś trzaski. - Halo? Magda! Halo?! - Usłyszałem w tle jakiś krzyk. Potem tylko dźwięk rozłączenia. - Coś jest nie tak. Muszę ją znaleźć. Wychodzę. - Podniosłem się z kanapy. 
- Ale Maciej, nie możesz. - Trzasnąłem drzwiami w połowie zdania mamy. Magda, gdzie jesteś?
***

Spojrzałem na kalendarz. 30 grudnia. Minęło już 5 dni, a Magda nadal nie dała znaku życia. Znajomi też nic nie wiedzą. Policja niby robi co może, ale nadal nie mają żadnych informacji. Nie wiem, co robić. Gapiłem się w telefon całymi dniami, jakby miało to sprawdzić, że Magda się odnajdzie. Dzwoni. Szybko podniosłem słuchawkę. 
- I co? Wiadomo już coś? - Usłyszałem głos Igły. Znów umarła we mnie nadzieja. 
- Nie, nadal nic. - Westchnąłem, a do oczu napłynęły mi łzy. 
- Zaraz do ciebie przyjadę. Nie możesz być sam w takim stanie. - Rozłączył się. Chwilę później usłyszałem pukanie do drzwi. 
- Krzysiek? Co ty tutaj...? - Spytałem zaskoczony. 
- Byłem w okolicy. - Przeszedł przez próg i zaczął się rozbierać. - Widzę chłopie, że z tobą źle. Dlatego nie możesz być sam. - Usiadł na kanapie. - Chcesz żebym zadzwonił po chłopaków? Razem na pewno... 
- Nie. - Przerwałem mu. Znów usłyszałem dźwięk telefonu. Odebrałem. 
- Dzień dobry, Komenda Stołeczna Policji. - Nadzieja zalała moje serce. - Znaleźliśmy kobietę, która odpowiada rysopisowi. Jednak najprawdopodobniej straciła pamięć, gdyż do tej pory nie wypowiedziała żadnego słowa. Czy mógłby Pan zgłosić się na posterunek. Może Pan by ją poznał. 
 - Oczywiście, już jadę. - Rozłączyłem się i szybko zacząłem zakładać buty. 
- Co jest? - Zapytał Krzysiek. - Chyba Magda se znalazła. - Założyłem kurtkę. 
 - Poczekaj. Zawiozę Cię. - Oboje wybiegliśmy z domu.
***

Tik tak. Tik tak. Minęła już trzecia godzina. Ile można czekać na tym cholernym komisariacie? 
- Jak myślisz, ile to jeszcze potrwa? - Ignaczak czekał ze mną. Też był zdenerwowany.
- Nie wiem, ale zaraz szlag mnie trafi. - Uderzyłem pięścią w krzesło.
- Pan Maciej Muzaj? - Ktoś odezwał się za mną. Zobaczyłem dość wysokiego, postawnego policjanta z dość dużym zarostem. Skinął głową. - Zapraszam Pana do pokoju. - Poszedłem za nim. Po chwili otworzył drzwi i gestem ręki zaprosił mnie do środka. Zobaczyłem dziewczynę. Stała tyłem. Była bardzo wychudzona. Nie wyglądała jak Magda, jednak serce podpowiadało mi co innego. To musiała być ona. - Proszę sprawdzić czy to ta dziewczyna i spróbować z nią porozmawiać. Może Panu coś powie. - Stresowałem się. Co jeśli to jednak nie ona? Po chwili jednak zebrałem w sobie odwagę.
- Magda? - Zapytałem. Dziewczyna odwróciła się, a mi zamarło serce.
~~~~~~~~~~
Hej :) jak Wam się podoba rozdział, w którym tak dużo się dzieje? Mam baaardzo dużo pomysłów i mam nadzieję, że chcecie, abym je zrealizowała. Czekam na Wasze komentarze.
Pozdrawiam, 
Wasza Meggie K
        

  

poniedziałek, 12 września 2016

Kolejny powrót?

Hej,
Wiem, że znów zawaliłam. Zbyt dużo działo się w moim życiu, nie miałam czasu na sen i posiłki, a co dopiero na pisanie bloga. Zastanawiam się jednak nad powrotem do pisania. Bardzo chciałabym dalej uczestniczyć w życiu Magdy i Maćka... Chciałabym również, abyście wy nadal w nim uczestniczyli. Odniosłam wrażenie, że opowiadanie wam się podobało, a ja cholernie chciałabym je skończyć. Za tydzień kończę pracę, za dwa zaczynam studia. Wiem, że może być ciężko, ale wiem także, że będę potrzebowała oderwania od nauki w postaci pisania oraz przede wszystkim WASZEGO wsparcia. Stąd post i moje pytanie. Chcecie, abym dalej kontynuowała pisanie? Chcecie poznać dalsze losy Magdy i Maćka? Wiem, że wielu z Was już o mnie zapomniało, ale odezwijcie się, wyraźcie swoją opinię. Potrzebuję WAS :)

Pozdrawiam,

Meggie K

środa, 29 lipca 2015

Rozdział 40



W pudełeczku znalazłam… koniczynkę! Identyczny breloczek jak ten, który dałam Maćkowi. Nawet sentencję miał taką samą.
- Noś swoje szczęście zawsze przy sobie… - Przeczytał Muzaj. – Chyba widziałem już gdzieś coś podobnego. – Zachichotał.  – Dziękuję bardzo moja Śnieżynko. – Pocałował mnie w policzek.
- Ja też bardzo ci dziękuję. – Przytuliłam go mocno. – To co teraz robimy? – Spytałam, kiedy uświadomiłam sobie, że wszyscy trzymają już swoje prezenty w rękach.
- Siadamy do stołu i plotkujemy. – Gestem ręki wskazał mi miejsce. Reszta wigilii minęła mi w cudownej, rodzinnej i wesołej atmosferze. Po kilku godzinach większość rodziny rozjechała się do domu, a reszta położyła się spać.
Rano obudził mnie zapach świeżo zaparzonej kawy. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Uwielbiam go. Chwilę później w drzwiach stanęła mama Maćka.
- Zapraszam panią na śniadanie. – Powiedziała obojętnie i już po sekundzie zamykała za sobą drzwi. Chyba mnie nie polubiła. Posmutniałam lekko. Wstałam po chwili, ogarnęłam się i zeszłam na dół.
- Dzień dobry. – Przywitałam się z rodziną Macka i z samym Muzajem. Usiadłam przy stole i nałożyłam śniadanie na talerz. Po śniadaniu pomogłam posprzątać, żeby choć trochę przypodobać się mamie Maćka. Jednak chyba mi się to nie udało.
- Może pójdziemy na spacer? – Zaproponował Maciek. – Zobacz jak cudownie pada śnieg. – Wskazał na okno. – A poza tym muszę pokazać ci moje rodzinne strony. – Spojrzał na mnie błagalnie.
- No dobrze. – Zachichotałam. – Ale obiecaj, że nie znajdę się w zaspie. – Dźgnęłam go między żebra.
- Okej… - Przewrócił oczami i poszedł zakładać buty. Po chwili zrobiłam to samo. Kiedy Maciek otworzył przede mną drzwi, lodowaty wiatr przeszył mi kości.
- Maciuś… Zimno jest, wracajmy. – Spojrzałam na niego błagalnie.
- Oj już ja cię rozgrzeję. – Przysunął mnie do siebie. Objął swoim długim, umięśnionym ramieniem. Drugą ręką złapał mnie za brodę. Serce zaczęło mi walić. Miałam wrażenie, że cała płonę. Jego usta były coraz bliżej moich.
- Maciek! – Krzyknęła nagle jakaś blondyna, po czym podbiegła do siatkarza. Złapała mnie za ramię i odepchnęła tak mocno, że się przewróciłam. Siedząc na śniegu spojrzałam w górę i zobaczyłam jak ta blondyna wpija się w usta Maćka! Myślałam, że trafi mnie szlag.
- Anka? Co ty tu robisz? – Spytał Muzaj, kiedy w końcu oderwał od siebie dziewczynę.  Dopiero wtedy spojrzał na mnie. – Matko, Magda! Nic ci nie jest. – Spytał przerażony i pomógł mi wstać.
- Nic, tylko twoja koleżanka mnie przewróciła. – Spojrzałam na blondynę wściekle. – Może mi ją przedstawisz? – Spytałam starając się ukryć swój gniew i zazdrość.
- To jest Anka, moja koleżanka. – Dziewczyna oburzyła się.
- Koleżanka? Kochanie moje, nie musisz się mnie wstydzić. – Znów wpiła się w jego usta. Miałam tego dość. Odwróciłam się i pobiegłam do domu Muzajów. Oczy zaszły mi łzami. Czemu mi o tym nie powiedział? Przecież odpuściłabym sobie, nie zaprzątała nim głowy, nie cierpiała teraz. Teraz czuję się źle. Jak śmieć. Jak on mógł mi to zrobić? Nie jestem godna zaufania? Nie można mi powiedzieć o tym, że ma się dziewczynę? Czy może chce się bawić w pirata i w każdym mieście mieć inną dziewczynę? Wbiegłam do domu zapłakana. Starałam się uspokoić, aby nikt z domowników nie zauważył mojego stanu. Chciałam po cichu przejść przez salon i zamknąć się w pokoju, w którym dziś spałam.
- Magda, stało się coś? – Na kanapie w salonie siedział jednak tata Maćka, który mnie zauważył.
- Nic. – Uśmiechnęłam się do niego i chciałam odejść jednak nie pozwolił mi na to.
- Przecież widzę, że coś się stało. Usiądź. – Wskazał miejsce na kanapie obok siebie. – Jestem już stary, trochę życia przeżyłem, więc możesz mi o wszystkim powiedzieć. Postaram się pomóc. – Uśmiechnął się.
- Czemu Maciek nie powiedział mi, że ma dziewczynę? – Spytałam i wszystko we mnie pękło. Znów się rozpłakałam.
- Maciek ma inną dziewczynę? Niby kogo? – Mężczyzna zdziwił się. – Myślałem, że jesteście z Maćkiem razem, tylko nie chcecie o niczym jeszcze mówić. – Podrapał się głowie. – Więc kimś jest ta jego niby dziewczyna?
- Anka, taka blondyna. – Wyciągnęłam z kieszeni chusteczki i otarłam twarz.
- Anka? Anka Małek? – Starszy Muzaj poniósł się z kanapy zdenerwowany. – Znowu ona? Czy ta dziewczyna nigdy się nie odczepi. – Spojrzałam na niego zaskoczona. – Maciek nic ci nie powiedział? – Pokiwałam przecząco głową. – Nie dziwię mu się.
- A mógłby mi pan opowiedzieć? – Spytałam zaciekawiona.
- Skoro Maciek nie chciał ci mówić… Ale z drugiej strony powinnaś o wszystkim wiedzieć…  - Zamyślił się. – Dobrze, powiem ci. Tylko uprzedzam, że to nie jest wesoła historia. – Pokiwałam głową ze zrozumieniem. – Mamy Maćka i Anki znają się od liceum. Parę lat temu Państwo Małek przeprowadzili się tutaj. Nie znali nikogo oprócz naszej rodziny, dlatego często się widywaliśmy na różnych obiadkach, spotkaniach i spacerach. Po jakimś czasie mama Ani stwierdziła, że nasze dzieci mają się ku sobie. Po kolejnych spotkaniach zauważyliśmy, że Anka i Maciek często wychodzą i siedzą w jednym pokoju po kilka godzin. Dlatego stwierdziliśmy z żoną, że pani Małek ma rację. Chcieliśmy, żeby nasze dzieci mogły same w spokoju się poznać i zdecydować, czy chcą być parą. – Zatrzymał się na chwilę. – Jednak po kilku takich spotkaniach Maciek powiedział nam, że nie podobają mu się i więcej nie chce spotkać Anki. Nie dopytywaliśmy co się stało, jednak zaprzestaliśmy kontaktów z nią. Wtedy z pretensjami wkroczyła mama Anki. Oskarżała Maćka o to, że ją rzucił, że przez nią znika na całe noce i wraca z czerwonymi, zapłakanymi oczami. Postanowiliśmy wyjaśnić wszystko z Maćkiem. – Znów zrobił przerwę i westchnął głęboko. – Okazało się, że Anka nie jest taka święta na jaką wyglądała. Zaczęła sypiać z różnymi facetami za pieniądze. Tylko Maciek o tym wiedział. Podczas każdego spotkania, kiedy uciekali na górę próbował wybić jej to zachowanie z głowy. Jednak nigdy nie skutkowało, gdyż odpowiadała, że jest prawie dorosła i to jej decyzje i jej życie. Dlatego Maciek nie chciał już więcej się z nią widywać. Jednak wtedy było jeszcze gorzej. Anka nie wracała na noc do domu, bo imprezowała. Nie wracała zapłakana, lecz naćpana. Później zaczęło się piekło. Zaczęła nękać Maćka o pieniądze. Gdy nie chciał jej dać, nasyłała na niego jakiś dresów. Raz poważnie go pobili. Dlatego też postanowiliśmy, że Maciek przeprowadzi się do Warszawy. Tam zajął się siatkówką na poważnie, choć już od dziecka kochał ten sport. Resztę historii już pewnie znasz. – Uśmiechnął się do mnie. Ja nadal siedziałam jak sparaliżowana. Po kilku głębszych wdechach odzyskałam mowę.
- Straszna historia. Nie rozumiem tylko jednego. – Odgarnęłam włosy do tyłu. – Czemu na przywitanie nazwała Maćka kochaniem? I czemu wpiła się w jego usta?
- Kiedy jej rodzina dowiedziała się o tej całej akcji ojciec kazał wynieść jej się z domu. Załamała się. Miała nadzieję na to, że Maciek pogada z jej ojcem i nakłoni go, aby zgodził się ją z powrotem przyjąć pod swój dach. Jednak Maciek zbyt wiele przez nią przeszedł i wiem, że na pewno nigdy więcej już nic dla niej nie zrobi. – Pogłaskał mnie po ramieniu. – Ale nie mam pojęcia czemu go pocałowała.
- Dziękuję panu bardzo za opowiedzenie mi tej całej historii. – Uśmiechnęłam się do niego. – A teraz, jeśli pan pozwoli, pójdę się troszkę ogarnąć. – Wstałam i udałam się do łazienki. – Kiedy spojrzałam w lustro, przestraszyłam się. Sińce pod oczami, zaczerwienione od płaczu gałki oczne i nos. Obmyłam twarz letnią wodą. Trochę pomogło. Westchnęłam głęboko oparta o umywalkę. Miałam już wychodzić, kiedy usłyszałam na dole głośne trzaśnięcie drzwiami.
- Co za dziwka! – Krzyknął Maciek. – Pierdolona suka!
- Maciek! Nie podczas świąt człowieku. – Siatkarza próbował uspokoić jego ojciec. Powoli otworzyłam drzwi i wyszłam z łazienki.
- Wiesz co ona zrobiła? Wiesz co ta..
- Maciek! – Krzyknął pan Muzaj.
- Tak tak wiem. – Westchnął głęboko. – Nie dość, że pocałowała mnie przy Magdzie, to jeszcze chciała, żebym pomógł jej wrócić do domu! Wiesz co za to zaproponowała?! Seks! Rozumiesz to?! Powiedziała, że się ze mną prześpi, żebym jej pomógł! Co się do cholery stało z tą dziewczyną?! I co o tym wszystkim pomyślała sobie Magda? Pewnie mnie znienawidziła. – W tym momencie  postanowiłam się ujawnić i podejść do niego.
- Jeśli o to chodzi, to nadal cię nie lubię, Małpo. – Odwrócił się w moją stronę. Podbiegłam do niego i mocno się przytuliłam. – Jak mogłabym cię znienawidzić co? Jesteś przecież cudownym i kochanym przyjacielem. – Szkoda, że tylko przyjacielem. Westchnęłam.
- Dziękuję. Tak bardzo się bałem. – Pocałował mnie w czoło. – Bałem się, że cię stracę.
- Nie masz o co się bać, głupku. – Zmierzwiłam jego włosy. – Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Nie ma mowy. – Zaśmiałam się.
- Oj moja ty wredotko. – Po raz kolejny dał mi buziaka w czoło. – Może byśmy coś zjedli hmm? Zapraszam panią na pyszną rybkę z jeszcze pyszniejszą sałatką.
- Skoro dostanę wszystko do stołu… - Uśmiechnęłam się do niego i usiadłam w jadalni. – Smacznego. – Odpowiedziałam po chwili.
Po ponad godzinie, kiedy w śmiechu i dobrych humorach najedliśmy się, Maciek po raz kolejny zaproponował spacer.
- Przysięgam, że ten będzie lepszy niż poprzedni. – Złapał mnie za rękę i podniósł z krzesła. – A poza tym mam dla ciebie niespodziankę.
- Jaką niespodziankę? – Spojrzałam na niego surowo. – Ej, co ty kombinujesz w tej swojej główce?
- Zobaczysz. – Zachichotał sam do siebie i poszliśmy się ubierać. Po chwili chodziliśmy już po świeżym, białym puchu, który nadal spadał z nieba.
- Pięknie tu wiesz? – Rozglądałam się dookoła podziwiając widoki.
- Jest tutaj coś jeszcze piękniejszego. – Smyrnął mnie po nosie. – Coś prawie tak pięknego jak ty. – Uśmiechnął się delikatnie. – Poczekaj tu chwilkę.
- Ty wariacie. – Pokręciłam przecząco głową, jednak w głębi ducha cieszyłam się. Cholernie się cieszyłam na samą myśl o tym, że jestem sam na sam z Maćkiem. A przynajmniej tak mi się wydawało.
- Co ty tu robisz szmato? – Odwróciłam się i przed sobą ujrzałam nikogo innego jak blondynkę, sławną Ankę. – Maciek jest mój i masz się od niego odczepić, rozumiesz?  Bo inaczej…
- Inaczej co? – Przerwałam jej. – Naślesz na mnie tych swoich zbirów tak jak nie tak dawno temu nasłałaś ich na Maćka? Myślisz, że się ciebie boję? – Zaśmiałam jej się w twarz.
- Jesteś cienka, nie potrzebuję nikogo, żeby cię załatwić. Sama to zrobię. – Powiedziała, po czym popchnęła mnie z całej siły. Na moje nieszczęście pod śniegiem znajdował się lód. Krzyknęłam przeraźliwie, kiedy poczułam chrupnięcie w kostce i przeszywający ból. Anka podeszła do mnie. – I co się stało? Biedna się potłukła? – Nadepnęła na moją uszkodzoną nogę. Znów z całej siły krzyknęłam, aby choć trochę zminimalizować ból. W tym momencie, niewiadomo skąd pojawił się Maciek.
- Co ty robisz dziewczyno? – Odsunął Ankę ode mnie. – Zostaw ją i mnie w spokoju, rozumiesz?! – Krzyknął do blondyny.
- I co teraz zrobisz? Wezwiesz policję? Czy może będziesz ratował swoją ukochaną? – Zaśmiała się Muzajowi prosto w twarz.
- W sumie policja to nie jest taki zły pomysł. – Wyciągnął z kieszeni telefon. Dziewczyna przeraziła się i uciekła. – Wszystko w porządku? Tak strasznie krzyczałaś.
- Chyba coś mi się stało w kostkę. – Syknęłam z bólu, choć tylko delikatnie jej dotknęłam.
- Możesz wstać? – Pokiwałam przecząco głową. Błyskawicznie wziął mnie na ręce. – Przepraszam cię za takie święta. – Powiedział niosąc mnie do samochodu. – Przeze mnie cierpisz.
- O nie nie nie. Przez ciebie właśnie nie cierpię. – Pogłaskałam go po policzku. Fajnie kiedy mam jego twarz na wysokości mojej. – Dzięki tobie spędziłam prawdziwe, domowe święta, a nie oglądałam Kevina wypijając kolejną butelkę wina. – Kąciki jego ust leciutko się podniosły.
- Trzymaj się teraz mocno. – Puścił mnie jedną ręką, aby otworzyć drzwi i delikatnie posadzić mnie na fotelu. Jednak bez bólu się nie obyło.
- Matko! Maciek, masz krew na kurtce! – Przeraziłam się. – Co ci się stało? Zahaczyłeś o coś? CZy może to ta blondyna ci to zrobiła?
- Jezus Maria, to nie ja tylko ty krwawisz. – Pokazał na moje udo. W tym miejscu spodnie miałam całe we krwi. Nie czułam tam bólu ani pieczenia. Nie pamiętałam nawet, żebym cokolwiek zrobiła sobie w to miejsce. Maciek błyskawicznie wskoczył do samochodu i odpalił silnik.
- Maciek, słabo mi… - Powiedziałam słabym głosem. Widziałam przed oczami coraz więcej czarnych plam. – Zrób coś… - Poprosiłam.
- Już Madziuś, już. – Zaczął mnie uspokajać. – Czemu do cholery jasnej ten szpital musi być tak daleko?! – Krzyknął zdenerwowany. – Jeszcze parę minut i będziemy, wytrzymaj, proszę kochanie…
- Czemu nazwałeś mnie kochaniem? – Spytałam cicho. Na więcej nie miałam siły. – Maciek..
- Już parkujemy, wytrzymaj. – Powiedział, klnąc pod nosem. – Cholera no!
- Maciek… - Zaczęłam kolejny raz. – Ja ciebie… - W tym momencie pochłonęła mnie ciemność…

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak ja uwielbiam zostawiać wam rozdział w takich momentach :D Nie Natka, nie powiem Ci co będzie dalej :P Jak wam minął ten tydzień? Jak całe wakacje? Może jakoś siatkarsko? Ja muszę się przyznać, że miałam siatkarski akcent :)



 (to coś w niebieskim w tle to ja :P) 
 
Jeśli chcecie być informowani na bieżąco to zapraszam:
* GG: 47524430
*Facebook: KLIK !
*Snapchat:

Jeśli jednak wolicie, żebym informowała was na waszym blogu to podeślijcie linka w komentarzu :)
Liczę na dobre słowo od was i pozdrawiam :*

wtorek, 21 lipca 2015

Powrót i rozdział 39



Chciałabym was przeprosić za moją roczną(!) nieobecność. Miałam jakieś załamanie, pogniewałam się z weną czy coś. Dużo działo się w moim życiu. Zmieniło się o 180 stopni. Teraz jestem szczęśliwa, cholernie szczęśliwa dzięki pewnej wyjątkowej osobie. A po dzisiejszej nieprzespanej nocy stwierdziłam, że stęskniłam się za pisaniem. Dlatego też pojawiam się z tym oto rozdziałem. I zaraz zabieram się za pisanie na zapas. Żebym miała na zapas na kolejny brak weny. A teraz pozdrawiam was serdecznie i mam nadzieję, że jeszcze ktoś będzie to czytał. Liczę, że wybaczycie mi to, jak was zawiodłam. Miłego czytania i liczę na motywujące komentarze :*


Nie wiem czemu się zgodziłam. Może to jego brązowe, hipnotyzujące oczy. Może to, że nie chcę spędzać sama świąt. A może to, że uświadomiłam sobie, że go kocham. Że nie chcę przeżyć godziny, a nawet minuty bez niego. Tylko jak ja mu to powiem? Przecież nie powiem mu tak po prostu „cześć, kocham Cię”. Moje rozmyślania przerwał nagle dźwięk budzika. Wyłączyłam go szybko, aby nie obudzić Maćka. Niestety nie udało mi się to, gdyż Maciek po chwili stał w drzwiach przecierając oczy.
- Kobieto, możesz mi wyjaśnić czemu wstajesz w wigilię o 3 nad ranem? – Spytał podchodząc do mnie i pukając mnie lekko w czoło.
- Jeszcze się pytasz? – Zdziwiłam się. – Nie dość, że wpraszam się na rodzinne święta to jeszcze mam przyjść z pustymi rękami? Nie ma mowy! – Krzyknęłam siatkarzowi prosto w twarz.
- Oj Madzia, twoja obecność będzie najlepszym wynagrodzeniem tego, że przyjedziesz. – Odpowiedział i właśnie wtedy chyba zrozumiał bezsens tego zdania. – Jesteś cudowna, więc poznanie ciebie to będzie przyjemność dla mojej rodzinki. – Pogłaskał mnie po policzku.
- Oczywiście powiedziałeś im, że mnie zabierasz? – Spojrzałam pytająco na Muzaja. Nie odpowiedział, tylko odwrócił wzrok. – Muzaj! Masz to zrobić teraz, słyszysz?  
- Powaliło cię? O 3 nad ranem? – Odsunął się i popatrzył się na mnie. – Chyba nie chcesz, żeby cię polubili. – Smyrnął mnie po nosie.
- Okej, ale zrobisz to jeszcze przed naszą podróżą. – Wymusiłam na nim obietnicę. – To ja idę pichcić do kuchni. – Podniosłam się z łóżka rzucając kołdrę na twarz atakującego. Dopiero przy drzwiach zorientowałam się, że spałam w samej bieliźnie. Szybko odwróciłam się w stronę Maćka, który, jak się okazało patrzył się na mnie rozmarzonym wzrokiem.
- Od dziś jeszcze bardziej uwielbiam święta! – Wykrzyknął nie odrywając ode mnie wzroku, choć okryłam się już kocem znalezionym na krześle. – Madziuś, a co mi pokażesz w kolejne święta?
- Jedynie środkowy palec. – Zachichotałam i łapiąc w biegu jakieś ubrania popędziłam  do łazienki. Co on sobie o mnie pomyślał? A jak uważa, że zrobiłam to specjalnie? Żeby… Żeby zaciągnąć go do łóżka i odwdzięczyć się za święta? Przestań! Maciek nie jest taki! A przecież ta cała sytuacja to jedynie czysty przypadek. Masz teraz ważniejsze problemy na głowie. Problemami tymi były: co z prezentami? W co się ubiorę? I jaką potrawą mam wkupić się w ich łaski? Bałam się. Cholernie się bałam.
- Magda, długo jeszcze? – Muzaj zapukał do drzwi łazienki. – Siedzisz tam już prawię godzinę. A skoro obudziłaś mnie tak wcześnie to moglibyśmy wcześniej pojechać do mojej rodziny. – Wzdrygnęłam się na samą myśl.
- Ale ja mam jeszcze kilka spraw do załatwienia! – Krzyknęłam z kabiny prysznicowej wyłączając wodę i okrywając się ręcznikiem.
- Dlatego wyłaź! – Krzyknął i usłyszałam jego kroki zmierzające do kuchni. – Tylko tym razem się ubierz. – Zachichotał. – Bo wiesz… - Zawiesił na chwilę głos. – Kusisz. – Zaskoczył mnie tym. Po chwili jednak otrząsnęłam się i udostępniłam mu łazienkę wymieniając po drodze z siatkarzem dziwne, nic nie znaczące spojrzenie.
- Co twoja rodzina jada na wigilii? – Spytałam atakującego, jednak nie usłyszałam odpowiedzi. – Super, teraz muszę sama coś wymyślić. – Zestresowałam się jeszcze bardziej. Jednak zdecydowałam się na karpia według mojego przepisu i makowiec. Jednak to oznaczało zakupy. Ubrałam się szybko i wyszłam z mieszkania. Po chwili oczywiście musiałam się wrócić po portfel. Kiedy już z pewnością miałam wszystko co potrzebne ruszyłam do osiedlowego sklepiku, który na szczęście był otwarty niemal całą dobę. Kiedy zrobiłam zakupy miałam chociaż jeden problem z głowy.
- Już jesteś? – Przywitał mnie zaskoczony Muzaj, który stał na środku pokoju… w samym ręczniku! – Nie spodziewałem się tak krótkich zakupów… - Zachichotałam.
- No to jesteśmy kwita. – Odparłam i zaniosłam zakupy do kuchni, po czym rozpoczęłam mój rytuał. Fartuszek, muzyka, podśpiewywanie i tańczenie między garnkami i miskami. Dopiero kończąc mój kulinarny, wokalny i taneczny popis zauważyła, że Maciek przygląda mi się z zainteresowaniem. Zaczerwieniłam się.
- Cudownie się ciebie słucha wiesz? – Chciałam zaprzeczyć, jednak głos utknął mi w gardle. – Powinnaś zacząć nagrywać jakieś piosenki na youtube czy coś. – Uśmiechnął się do mnie szeroko, chyba domyślając się, że tego nigdy nie zrobię.
- Maciuś, co ty za głupoty z rana opowiadasz. – Pokiwałam głową, kiedy nagle odzyskałam zdolność mówienia. – Pilnuj ciasta, a ja idę się szykować. – Wskazałam na piekarnik i udałam się na swoje własne tortury, czyli zastanawianie się nad strojem. – To zbyt wyzywające, to za ciemne, to za oficjalne, to za bardzo luzackie. – Mówiłam sama do siebie zrzucając kolejne ubrania na podłogę. – Nosz kurwa no! – Zdenerwowałam się.
- Jezus Maria, co się stało? – Błyskawicznie w drzwiach pojawił się przerażony Maciek. Jednak gdy zobaczył mnie załamaną w stercie ubrań, zaśmiał się. – Bałem się, że coś się stało, a tutaj tylko odwieczny kobiecy problem. – Zpiorunowałam go wzrokiem.
- Myślisz, że to jest zabawne? – Spytałam retorycznie. – Jadę do obcych ludzi za namową pieprzniętego siatkarza, dziwisz mi się?
- Nie, nie dziwię. – Podszedł do mnie i przytulił mnie mocno. – Zajrzyj do piekarnika, a ja wybiorę ci strój, dobrze? – Pogłaskał mnie po policzku.
- Dobrze. – Zgodziłam się i udałam do kuchni. Piekarnik właśnie zaczął piszczeć. Wyciągnęłam ciasto, którego zapach już po chwili unosił się w całym mieszkaniu.
- Mmmm, daj kawałek. – Powiedział Muzaj, któremu aż ślina ciekła.
- Nie ma mowy. – Zaśmiałam się chowając przed nim moje dzieło. – Jedziemy?
- Tak jest. – Zasalutował.
Po chwili byliśmy już w samochodzie. Muzaj nie chciał mi powiedzieć, jaki strój dla mnie wybrał. Nie powiedział też skąd ma samochód. Strzeliłam za to focha, więc siedzieliśmy w kompletnej ciszy.Po chwili jednak musiałam się odezwać. A raczej mój pęcherz.
- Maciuś… Muszę do łazienki… - Spojrzałam na niego słodkimi oczami.

 
- Teraz kobieto? Przecież przed chwilą wyjechaliśmy z domu. – Pokiwał z dezaprobatą głową jednak zatrzymał się pod galerią, którą właśnie mijaliśmy. – Masz pięć minut, inaczej jadę bez ciebie. – Spojrzał na mnie surowo.
- I to ma być groźba? – Zachichotałam, po czym wysiadłam z samochodu i popędziłam do galerii. Miałam jednak małego pecha, gdyż toaleta znajdowała się na drugim jej końcu. Po drodze oglądałam wystawy sklepowe. Po chwili znalazłam coś, co idealnie nadawało się na prezent dla Maćka. Wiedziałam, że troszkę się wkurzy, że będzie to dość długo trwało, ale ta rzecz była tego warta. Kiedy już kupiłam prezent, który został przez ekspedientkę pięknie zapakowany pobiegłam do toalety. Na szczęście o 8 rano nie ma zbyt wielkich kolejek. Również biegiem wróciłam do samochodu Maćka, po drodze chowając prezent dla niego w kurtce.
- Już myślałam, że cię jakiś kiblowy bazyliszek wciągnął czy coś. – Zaśmiał się odpalając silnik. – rozważałem nawet opcję pójścia ci na ratunek.
- Och mój ty rycerzu. – Pocałowałam go w policzek, po czym głośno ziewnęłam. – Nie obrazisz się jak się zdrzemnę? – Spojrzałam na niego. – Nie chcę zasnąć i włożyć głowę w barszcz przy twojej rodzinie.
- Dobrze Madziu. – Odpowiedział i pogłaskał mnie po głowie. – Słodkich snów księżniczko. – Jego słowa jeszcze chwilę krążyły mi w głowie, lecz po chwili zasnęłam.
- Maciuś, jak się cieszę, że cię widzę. – Obudził mnie głos jakiejś obcej kobiety, która jak się okazało wieszała się na szyi Muzaja. Poczułam ukłucie zazdrości. To ja chciałam się tak do niego przytulać, być przy nim….
- O, wstałaś już. – Powiedział Muzaj otwierając drzwi samochodu. – Właśnie dojechaliśmy na miejsce. – Pomógł mi opuścić pojazd. – I nie zabij mnie. – Wyszeptał mi do ucha, po czym pociągnął mnie w kierunku stojącej nieopodal trójki ludzi.
- Maciek, kim jest ta dziewczyna? – Poznając głos kobiety spojrzałam się na nią. Byłam pewna, że to mama atakującego. Te same oczy, tak samo skrzyżowane ręce. Nie była jednak zadowolona na mój widok. Czyli Maciek nikomu nie powiedział, że jadę z nim. Miałam ochotę go zamordować.
- To jest Magda, moja przyjaciółka, która spędzi z nami święta. – Odpowiedział, a ja poczułam przeszywający wzrok całej rodziny skupiony na mnie. – Oj mamuś, zaraz wam wszystko wyjaśnię, tylko wejdźmy do środka. – Po chwili zostałam wprowadzona do uroczego salonu. Usiadłam na kanapie, a Maciek porwał całą rodzinę do kuchni. Bałam się. Może popsuję im święta? Zniszczę ich tradycję?  Postanowiłam po cichu wrócić do Bełchatowa. Założyłam już kozaki i właśnie narzucałam kurtkę, kiedy rodzina Maćka wyszła z kuchni.
- A dokąd pani się wybiera? – Spytał wysoki mężczyzna o ciemnobrązowych włosach. Tata. – Przecież wigilia się jeszcze nie skończyła. – Uśmiechnął się do mnie po czym zabrał moją kurtkę i odwiesił na miejsce. – Zapraszam panią do stołu. – Gestem wskazując wielki stół w jadalni.
- A gdzie jest Maciek? – Spytałam przerażona. – Muszę się przebrać… i przyszykować to co przywiozłam .. i jeszcze…
- Jestem jestem. – Nagle w drzwiach stanął Maciek, trzymając moje dania w jednej ręce, a w drugiej masę prezentów. Jednak ręce siatkarza mogą wiele pomieścić. Już teraz wiem, kto będzie robił zakupy i niósł je na samą górę. Zaśmiałam się sama do siebie. – Zapraszam rodzinkę do stołu. – Wszyscy grzecznie poszli zając swoje  miejsce przy stole. Chciałam iść w ich ślady. Jednak Maciek mnie zatrzymał. – Poczekaj tu chwilkę ze mną. Mam coś dla Ciebie. – Schylił się i odłożył wszystko co miał w rękach z wyjątkiem dość sporej ozdobnej torby.
- A czy prezenty nie powinno się wręczać po pierwszej gwiazdce? – Spytałam zaskoczona.
- Tak, ale ten musi zostać wręczony wcześniej. – Uśmiechnął się szelmowsko. – Mam nadzieję, że ci się spodoba. – Wręczył mi torbę. Zauważyłam, że jego ręka drży. Wyciągnęłam zawartość prezentu. Moim oczom ukazała się piękna, bladoróżowa sukienka.
- Jest cudowna! – Krzyknęłam, po czym rzuciłam się siatkarzowi w objęcia. – Dziękuję. Bardzo dziękuję.
- Cieszę się. – Dał mi buziaka w policzek. – Teraz leć się przebrać, bo wszyscy już gotowi. – Uśmiechnęłam się i podbiegłam radosnym krokiem do łazienki. A raczej pomieszczenia, który wydawał się łazienką, a okazał pokojem gościnnym. Stwierdziłam, że tutaj też mogę się przebrać. Założyłam sukienkę oraz szpilki. Szpilki, które kupił mi Bartman. Przez moment poczułam ból w klatce. Jednak błyskawicznie się pozbierałam. Minusem pokoju gościnnego było to, że nie posiadał on lustra. Jednak z nadzieją, że nie mam niczego podwiniętego wyszłam z pokoju. Przy stole siedziało już o wiele więcej ludzi niż chwilę wcześniej. Sparaliżowało mnie. Jednak podszedł do mnie Maciek i za rękę poprowadził do stołu. Uśmiechnęłam się do wszystkich, jednak nie mogłam wykrztusić z siebie żadnego słowa. Usiadłam między Muzajem a kimś z jego rodziny, kto wyglądał na jakiegoś wujka czy coś.
- To teraz czas na tradycję. – Ze swojego miejsca po chwili wstał tata Maćka. -  Więc tradycyjnie chciałbym wam życzyć zdrowia i szczęścia, miłości no i pieniędzy. – Wszyscy się zaśmiali i opróżnili swoje szklanki. Nie miałam ochoty na kompot z suszu. Po chwili poniosła się kolejna osoba, tym razem mama Maćka. Już nie patrzyła tak srogo na mnie.
- A teraz kolejna tradycja. – Powiedziała i po chwili zaczęła śpiewać lulajże jezuniu. Moment później wszyscy z wyjątkiem mnie dołączyli do niej.
- Magda, jak nie będziesz śpiewać to będziesz niegrzeczna. A jak będziesz niegrzeczna to Mikołaj do Ciebie nie przyjdzie. – Wyszeptał mi Maciek. Zdziwiłam się. Przecież dostałam już od niego prezent. Co ten wielkolud kombinuje?
- Ej ej ej. – Odezwał się wujek siedzący obok mnie. – Nieładnie tak nie śpiewać z całą rodziną, szczególnie jak chce się w niej być. – Spojrzałam na niego podejrzliwie. – Za karę młoda damo śpiewasz sama, accapella. Nie chciałam się zgodzić, jednak wszyscy zaczęli krzyczeć moje imię. Spaliłam się ze wstydu jednak zaczęłam.
- Wśród nocnej ciszy…. – Nagle oczy wszystkich się powiększyły. Jednak Maciek szepnął, abym nie przestawała. Po minucie, gdy nie mogłam już znieść wzroku całej rodzina Maćka wlepionego we mnie nie wytrzymałam. Przestałam śpiewać i wtuliłam się w tors siatkarza.
- Brawo! – Krzyknął ktoś i wszyscy zaczęli klaskać. – Dziewczyno nie wstydź się. Nie dość, że jesteś cholernie odważna, bo dałaś radę zaśpiewać sama wśród niemal samych obcych ludzi, to jeszcze masz nieziemski głos.
- Tak tak, dokładnie. – Pokiwała głową szatynka siedząca naprzeciwko mnie. – Powinnaś rozpocząć jakąś karierę czy coś. Masz talent dziewczyno. – Uśmiechnęła się do mnie szeroko. W jej oczach było coś takiego, że od razu ją polubiłam.
- Dobra, Magda jest cudowna, ale koniec tego wychwalania. – Powiedział Maciek i zostawił mnie przy stole, a sam podszedł do choinki. – Chyba czas na prezenty.
- Tradycyjnie ja wręczę pierwszy prezent. – Odezwał się tata Maćka. – I oczywiście nikomu innemu jak mojej cudownej i kochanej żonie. – Wręczył drobny upominek kobiecie po czym dał jej soczystego buziaka.
- No błagam, nie przy ludziach. – Przewrócił oczami Maciek. Podeszłam do niego i wręczyłam mu mały pakunek. On zrobił dokładnie to samo w moją stronę.
- Przecież ja już dostałam prezent. – Spojrzałam na niego. Czułam się dziwnie Jakbym go jakoś wykorzystywała.
- Tamto to nie ode mnie tylko od Mikołaja, przysięgam! – Przekazał mi to dziś jak się kąpałaś. A potem powiedział, że będziesz bosko w tym wyglądała. – Zilustrował m nie wzrokiem od góry do dołu i z powrotem. – I miał rację. – Uśmiechnął się do mnie. – Coś Ty mi tutaj zapakowała?
- To nie ja, to Mikołaj! Ja się nie znam na prezentach. – Zaśmiałam się zastanawiając, czy mała koniczynka mu się spodoba.
- Osz ty! – Pocałował mnie w policzek. – Dziękuję mój Mikołaju. Otwieramy na trzy cztery? – Zgodziłam i otworzyłam wieczko. Zawartość pudełeczka jednak bardzo mnie zaskoczyła.