Biegłam nie zważając na nikogo.
Chciałam tylko uciec od Zbyszka i tego, co zrobiłam. A zrobiłam coś głupiego i idiotycznego. Co sobie myślałam? Że poczuję
się lepiej? Że Zbyszek mnie kocha? Naiwna idiotka. Ale po tylu latach i ciągle
mając tyle problemów chciałam po prostu poczuć się ważna. Dlaczego wybrałam
Zbyszka? Może dlatego, że był blisko? Może dlatego, że moje serce wariowało na
jego widok? Może dlatego, że patrząc w jego hipnotyzujące, zielone tęczówki
znikał cały świat, a razem z nim wszystkie problemy? Może dlatego, że w jego
silnych ramionach czułam się bezpieczna? Może dlatego, że wystarczył jeden
uśmiech, abym zapomniała o tym, co aktualnie robię? Może dlatego, że każdy jego
dotyk powodował dreszcze na całym moim ciele? Może dlatego, że słysząc jego
imię w moim brzuchu szalało milion motyli łaskoczących mnie swoimi delikatnymi
skrzydełkami? Może dlatego, że się w nim zakochałam? Usiadłam na ławce
pośrodku parku. Podciągnęłam kolana pod brodę i oplotłam nogi ramionami. Śnieg
sypał się z nieba delikatnymi, białymi płatkami, a ja siedziałam w bluzce na
krótki rękaw szczękając z zimna. Czułam jak malutkie, lodowe gwiazdki
roztapiały się dotykając mojego jeszcze ciepłego ciała. Uświadomiłam sobie, że
moczą moje szwy znajdujące się na lewym ramieniu, ale było mi to zupełnie
obojętne. Podniosłam głowę i zaczęłam przyglądać się ludziom idącym przez park.
Matka próbująca uspokoić dwójkę dzieci, które są tak bardzo podekscytowane śniegiem,
że nie wracają uwagi na nic innego. Mężczyzna wieszający za prośbą stojącej
obok niego staruszki słoninę na pobliskim dębie. Zakochana para trzymająca się
za ręce. Szybko odwróciłam wzrok czując okropny ból w okolicy lewej piersi.
Otarłam łzy, które zaczęły już spływać za Bartmanowską koszulkę. Nagle poczułam
coś ciepłego i miękkiego na ramionach.
- Przeziębisz się. – Usłyszałam ten
dobrze znany mi głos.
- Zbyszek… - Zaczęłam nie
odwracając się. – Przepraszam. Ja nie chciałam. Ja nie wiem co mną kierowało.
Chyba po prostu chciałam poczuć się ważna. – Skierowałam wzrok na atakującego.
– Przepraszam. – Nie odpowiedział, tylko przytulił mnie mocno wtulając twarz w
moje włosy.
- Nie masz za co przepraszać. –
Odezwał się po chwili. – Rano chciałem z tobą porozmawiać, ale nie miałem dość
odwagi. – Odsunął się ode mnie, aby spojrzeć mi prosto w oczy. – Kiedy pierwszy
raz ujrzałem cię na korytarzu, moje serce zabiło szybciej. Nie wiem, co się
wtedy ze mną działo. Zapomniałem o wszystkim, nawet o Asi. – Odwróciłam wzrok.
– Magda. – Złapał mnie delikatnie za podbródek, aby znów spojrzała mu w oczy. –
Magda, ja… Ja chyba… - Nie mógł się wysłowić. Spuścił wzrok jakby się nad czymś
zastanawiał. Po chwili musnął moje wargi swoimi ustami. Po moim ciele przeszedł
przyjemny dreszcz. Cały świat zaczął wirować, a w środku byliśmy tylko my.
Sami. Nic innego się nie liczyło. Zbyszek zaczął całować mnie coraz bardziej
zachłannie. Zadrżałam ze szczęścia. Jednak Zibi mylnie to zinterpretował i
odsunął się ode mnie. Zdjął swoją kurtkę i położył mi na ramionach.
- Co ty robisz? Przecież
zmarzniesz! – Zaczęłam zrzucać okrycie, aby oddać je jego właścicielowi.
Zbyszek zaśmiał się leciutko, po czym znowu mnie pocałował. Zaprzestałam
wszystkich czynności, skupiając się tylko i wyłącznie na ustach atakującego. Po
chwili odsunęliśmy się od siebie.
- Skoczę po samochód i twoje
rzeczy. – Wstał z ławki i pobiegł w kierunku hotelu. Oderwałam od niego wzrok,
dopiero kiedy zniknął za budynkiem. Westchnęłam i dopiero wtedy zauważyłam, że
kiedy mnie całował z powrotem założył mi swoją kurtkę. Pokiwałam tylko głową w
geście niedowierzania.
- O! Magda! Co ty tu robisz? –
Usłyszałam za sobą znajomy głos. Błagam tylko nie ona. – Dalej szukasz miłości?
– Odwróciłam się.
- A ty dalej szukasz mózgu? – Skontrowałam.
Byłam w świetnym humorze i byle „przyjaciółeczka” mi go nie popsuje.
- Mam mózg! – Krzyknęła krzyżując
ręce na piersi. Było zimno, jednak była ubrana w krótką mini i kurtkę, która
sięgała jej do pępka.
- To czemu nie używasz?
- Ale on jest używany! – Krzyknęła
tupiąc nogą, na której znajdował się biały kozaczek na obcasie.
- A co? Na Allegro kupiłaś? –
Skrzyżowałam ręce na piersi czując, że zapędziłam ją do narożnika.
- … - Zamilkła. – Przynajmniej mam
cycki. – Jej argument wywołam u mnie napad śmiechu. Powstrzymałam się jednak
przypominając sobie szczypanie i ból policzka, kiedy mnie uderzyła.
- Chyba w szafie. – Odparłam tylko.
- … - Znowu zamilkła. –
Przynajmniej mam chłopaka. – Zamurowało mnie. Olka chwytała się brzytwy, lecz
ja nie miałam żadnego kontrargumentu. Czy Zbyszka mogłam już nazywać swoim
chłopakiem? Chyba nie. Milczała, a Olka zaczęła się triumfalnie uśmiechać.
Poczułam czyjeś dłonie na biodrach.
- Jakiś problem Kotku? – Zibi
pocałował mnie w policzek. Spojrzałam na Olkę. Była w szoku co udowadniała
otwierając szeroko usta.
- Nie, wszystko jest w porządku. –
Wyjaśniłam siatkarzowi. – Przyprowadziłeś samochód?
- Tak. Chodźmy. – Chwycił mnie za rękę i poszliśmy razem w kierunku czarnego BMW zaparkowanego wbrew przepisom na chodniku.
- Tak. Chodźmy. – Chwycił mnie za rękę i poszliśmy razem w kierunku czarnego BMW zaparkowanego wbrew przepisom na chodniku.
- Do niezobaczenia! – Krzyknęłam
tylko do Olki i z uśmiechem na ustach wsiadłam do pojazdu. – Dziękuję. –
Pocałowałam Zibiego w policzek.
- Nie ma za co. – Odpowiedział
odpalając samochód. – Nikt nie będzie obrażał mojej dziewczyny. – Zamurowało
mnie.
- Powiedziałeś dziew-czy-ny? –
Wybąkałam zszokowana.
- A nie chcesz? – Spytał zdziwiony
wjeżdżając na ulicę. – Myślałem, że po tym w parku… Że będziesz chciała… -
Odparł zawiedziony.
- Ależ chcę! – Krzyknęłam i
przytuliłam się leciutko, aby nie przeszkadzać Bartmanowi w kierowaniu.
- Nawet nie wiesz jak mnie to
cieszy. – Złapał mnie za rękę nie odrywając wzroku od szosy. – To co? Kierunek
Bełchatów? – Pokiwałam tylko głową i zadrżałam z zimna. – Zimno ci? – Spytał
atakujący.
- Nic mi nie jest. – Odparłam. Zatrzymaliśmy
się na czerwonym świetle. Zibi odpiął swój pas i wyginając się zabrał coś z
tylnego siedzenia. – Nie trzeba. – Odparłam widząc fioletowy koc.
- Trzeba, trzeba. – Powiedział i
okrył mnie kocem przypadkowo dotykając mojego lewego ramienia. – Dziewczyno!
Zamoczyłaś szwy. Jedziemy do szpitala. – Zapaliło się zielone światło, więc
ruszyliśmy, lecz w innym kierunku niż zamierzony na początku.
- Nie chcę żadnego szpitala. Sama
sobie zmienię ten opatrunek w domu. – Przewróciłam oczami.
- Nie chodzi o opatrunek tylko o
same szwy. – Chwycił mnie za rękę. – Kochanie, proszę. – Po raz kolejny
dzisiejszego dnia mnie zamurowało.
- No dobrze. – Westchnęłam
zrezygnowana. – Zbyszek?
- Tak?
- Co będzie z Asią? Przecież to
jest teraz twoja dziewczyna. – Zaczął rysować kciukiem kółka na mojej dłoni.
- Zerwę z nią, ale musisz dać mi
trochę czasu. U jej taty wykryto nowotwór. Jest słaba psychicznie. Nie chcę jej
teraz dobijać. – Powiedział smutno.
- Rozumiem. – Oznajmiłam ze
zrozumieniem. – Mam jeszcze jedno pytanie.
- Jakie?
- Nie wiem czy dobrze pamiętam, ale
czy do baru nie przyjechałeś po mnie taksówką. – Odruchowo zaczęłam bawić się
rogiem koca. – Więc skąd masz samochód?
- Odpowiedź jest prosta. – Zbyszek
się leciutko zaśmiał. – Po prostu tego dnia oglądałem filmy popijając piwo,
więc nie mogłem prowadzić.
- To wydaje się logiczne. –
Zaśmiałam się. – Mogłam się tego domyślić.
- Jesteśmy. – Oznajmił atakujący.
Jęknęłam.
- Muszę? – Spytałam mając jeszcze
nadzieję, że usłyszę odpowiedź przeczącą.
- Musisz. – Wysiadłam z samochodu.
– Nie bój się. – Atakujący wziął mnie za rękę i wprowadził do budynku. –
Usiądź. – Wskazał na rząd krzesełek pod ścianą. – A ja pójdę załatwić wszystko
w recepcji. – Wykonałam jego polecenie. Z nudów zaczęłam rozglądać się po
korytarzu. Moją uwagę przykuł mały chłopiec stojący pod ścianą. Podeszłam do
niego.
- Cześć. – Przywitałam się z
chłopcem dostrzegając, że po policzkach spływają mu łzy.
- Dzień dobry. – Odpowiedział
smutno.
- Jak masz na imię? – Spytałam
jednocześnie szukając w kieszeni paczki chusteczek.
- Kacper.
- Ja jestem Magda. Co się stało, że
tu jesteś? – Podałam mu chusteczki.
- Dziękuję. – Wyciągnął z paczki
jedną. – Moja mama zemdlała, więc zadzwoniłem po pogotowie i przywieźli ją
tutaj. – Byłam w szoku. Chłopiec nie wyglądał na więcej niż sześć lat.
- Jesteś bardzo dzielny. –
Pogłaskałam go po głowie. – I z twoją mamą na pewno będzie wszystko dobrze. A
co z tatą?
- Tata wyjechał za granicę, żeby
przywieźć pieniążki, bo my ich nie mamy. – Odparł smutno. Westchnęłam.
- Jesteś może głodny? – Pokiwał
twierdząco główką z ciemnymi włosami. – To chodź. – Wyciągnęłam do niego rękę.
Po chwili chwycił ją niepewnie. – To co chcesz zjeść? – Spytałam, kiedy byliśmy
już w szpitalnym barze.
- Kanapkę z serem. – Odparł
cichutko.
- W takim razie poprosimy dwie
kanapki z serem i dwie cole. – Ekspedientka podała mi to, o co poprosiłam, a ja
podałam jej odpowiednią ilość pieniędzy. Usiedliśmy z Kacprem przy stoliku.
Chłopiec zaczął błyskawicznie pochłaniać swoją kanapkę, więc oddałam mu moją. –
Zrobimy tak. Ja cię tu na moment zostawię i pójdę się spytać lekarza co z twoją
mamą, dobrze? – Pokiwał twierdząco głową. Wstałam z krzesła i udałam się pod
pokój lekarski. Zapukałam.
- Proszę. – Usłyszałam, więc
pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka.
- Dzień dobry. Chciałabym zapytać o
stan zdrowia matki tego małego chłopca. – Odparłam. Nie wiedziałam jak Kacper
miał na nazwisko.
- A pani jest z kimś z rodziny? –
Spytał lekarz.
- Niestety nie. Ale zanim pan
powie, że nie może udzielić mi żadnych informacji, bo nie jestem z rodziny,
proszę mnie posłuchać. Ten chłopiec nie ma nikogo. Jego tata jest za granicą, a
reszta rodziny odwróciła się od jego mamy. Proszę. – Zakończyłam swoją
przemowę.
- Skoro tak… - Westchnął lekarz. –
Pani Michalak jest zdrowa. – Powiedział spoglądając w wyniki badań.
- W takim razie czemu zemdlała? –
Spytałam zdziwiona.
- Po prostu jest w ciąży. –
Oznajmił lekarz i uśmiechnął się.
- Czy jej syn może do niej wejść? –
Doktor pokiwał twierdząco głową. – Dziękuję. – Powiedziałam i wyszłam z pokoju.
Udałam się do baru po chłopca.
- Co z moją mamą? – Spytał Kacper.
- Myślę, że sama będzie chciała ci
to powiedzieć. – Wzięłam chłopca za rękę i zaprowadziłam do sali, w której
przebywała jego mama.
- Mama! – Krzyknął i pobiegł do
łóżka, aby przytulić się do pani Michalak.
- Dziękuję. – Wyszeptała tylko.
Widać było, że jest okropnie zmęczona. Uśmiechnęłam się i wróciłam do
poczekalni.
- Gdzieś ty była? – Spytał
zdenerwowany Zbyszek.
- Długa historia. – Odparłam tylko.
Usłyszałam swoje nazwisko, więc weszłam do gabinetu.
Okazało się, że woda nie dostała
się do szwów. Zmienili mi tylko opatrunek i wypuścili do domu. Przynajmniej
miałam z głowy poniedziałkową wizytę u lekarza. Podczas drogi powrotnej
opowiedziałam Zbyszkowi całą historię Kacpra. Siatkarz zaczął komentować całą
tą sytuację, lecz nie pamiętam żadnego z jego słów, ponieważ zasnęłam.
~~~~~~~~~~~~
Wiem. Jest okropny. Przepraszam
:* Zbyszek… Hmm… To jeszcze nie koniec historii, także spokojnie ;) A właśnie,
ile chciałybyście rozdziałów? ;)
Czy tylko mi te wakacje zleciały zdecydowanie za szybko? To chyba dzięki Tobie, Łosiu :*
Pochwalę się Wam moją pracą, którą wysłałam na konkurs Andrzeja Wrony. Szału nie ma, dupy nie urywa, ale przynajmniej można się pośmiać ;)
Aha! Jutro zaczynam nadrabiać moje zaległości ;) Czekajcie na komentarze :)
________________
Następne rozdziały będą pojawiać się co piątek, jeśli tylko pod aktualnym będzie tyle komentarzy, na ile wskazuję numer rozdziału. Teraz więc czekam na 24 komentarze :D
Pozdrawiam :*
Czy tylko mi te wakacje zleciały zdecydowanie za szybko? To chyba dzięki Tobie, Łosiu :*
Pochwalę się Wam moją pracą, którą wysłałam na konkurs Andrzeja Wrony. Szału nie ma, dupy nie urywa, ale przynajmniej można się pośmiać ;)
Aha! Jutro zaczynam nadrabiać moje zaległości ;) Czekajcie na komentarze :)
________________
Następne rozdziały będą pojawiać się co piątek, jeśli tylko pod aktualnym będzie tyle komentarzy, na ile wskazuję numer rozdziału. Teraz więc czekam na 24 komentarze :D
Pozdrawiam :*