sobota, 19 października 2013

Rozdział 29



Obudził mnie dzwoniący budzik. Szybkim ruchem go wyłączyłam, przekręciłam się na drugi bok i zamknęłam oczy.
- Magda, chyba nie chcesz się spóźnić do szkoły. – Usłyszałam przez ścianę głos Kłosa. Skąd on wiedział do cholery?! – Ja wiem takie rzeczy, jestem magiczny. Także wstawaj, bo to się dla ciebie źle skończy! – Westchnęłam głęboko i zrzuciłam z siebie kołdrę. Od razu poczułam przeszywające do szpiku kości zimno. Podniosłam delikatnie ważące tonę powieki. Po kolejnym maratonie filmowym, tym razem również z Olą i Karolem nie dawałam rady funkcjonować. Skąd oni mają tyle siły? Z trudem dźwignęłam się do pozycji siedzącej.
- Wstajesz, czy mam tam do ciebie przyjść? – Zagroził Karol. Westchnęłam i podniosłam się z tego wygodnego, przyjemnie ciepłego łóżka.
- Wstałam zadowolony? – Syknęłam wściekle wchodząc do kuchni.
- Bardzo. – Posłał mi szeroki uśmiech. – Ja już muszę lecieć, mamy dziś poranne bieganie. – Wzdrygnął się.
- A gdzie Maciek? – Spytałam, kiedy dotarło do mnie, że nigdzie nie słychać lekko zachrypniętego głosu.
- Wyszedł wcześniej. Stwierdził, że musi potrenować zagrywkę. – Mocno się zdziwiłam. Przecież Muzaj miał serwis prawie idealny. – Teraz już serio lecę. Pa. – Pocałował mnie w policzek i wybiegł z mieszkania.
- Pa. – Odparłam i pogrążyłam się w myślach. Po co Maciek tak wcześnie pojechał na trening? W te ćwiczenia zagrywki jakoś nie wierzę. Zrobiłam sobie płatki z mlekiem i usiadłam przy stole. Moją uwagę przykuł kalendarz i widniejąca w czerwonym prostokąciku data. – To już piąty grudnia? – Zdziwiłam się. Szybko zjadłam śniadanie i wybiegłam z mieszkania. Postanowiłam wybrać spacer zamiast autobusu. Maszerując do szkoły myślałam nad ostatnim miesiącem.
Prawie codzienne maratony filmowe, których i tak nie oglądałam do końca, ponieważ usypiałam. Maciek za każdym razem dzielnie przenosił mnie na moje łóżko.
Łóżko. Doskonale pamiętam zdziwione miny Karola i Maćka widzących mnie kończącą skręcać ramę i kładącą materac. Kłos stwierdził wtedy, że jestem jakimś wyjątkiem, bo takie kobiety nie istnieją. Dodał jeszcze, że boi się czego jeszcze się o mnie dowie. Muzaj powiedział tylko, że jest ze mnie dumny i pocałował mnie w czoło. Po tym zdarzeniu przez tydzień chwalili mnie przed każdą napotkaną osobą.
Szwy. Zdjęli mi je dokładnie dwa i pół tygodnia temu. Została po nich tylko cienka, biała kreska na moim lewym ramieniu. U lekarza był ze mną Zibi. Dzielnie trzymał mnie za rękę, chociaż wiedziałam, że to dla niego niezbyt przyjemny widok. W nagrodę poszliśmy później na najlepsze ciastko w mieście.
Zbyszek. Nikt o nas nie wiedział. Nadal spotykaliśmy się potajemnie i żadne z nas nie miało nic przeciwko temu, chociaż czułam, że to nie fair w stosunek do Maćka i Karola. Bartman dalej „był” z Asią, gdyż ta przeżywała załamanie nerwowe i rozstanie z Zibim mogłoby się skończyć tragicznie. Spędzała całe dnie u taty w szpitalu, więc Zbyszek często wtedy rozmawiał ze mną przez telefon lub Skype.
Zdziwiłam się, gdy ujrzałam przed sobą budynek szkoły. Aż tak szybko szłam czy aż tak mocno się zamyśliłam? Zresztą, co za różnica. Weszłam do szatni, szybko się przebrałam i poszłam pod salę numer 110. Powitała mnie rozpromieniona Paulina.
- Słyszałaś już najnowszą, cudowną wiadomość? – Spojrzałam na nią pytająco. – Mamy dzisiaj tylko dwie lekcje! Jest jakieś szkolenie dla nauczycieli. – Przytuliła mnie szczęśliwa.
- To wspaniale! – Również się ucieszyłam. – Idziemy po szkole do galerii? Nie mam jeszcze prezentów na jutro. – Patrzyłam na nią wyczekująco.
- Jasne! Właśnie miałam ci to proponować. – Uśmiechnęła się szeroko. Będę czekać w szatni.
- Dobrze. A co z Tomkiem? – Usiadłyśmy na ławeczce pod klasą.
- Nic. – Błyskawicznie posmutniała. – Jakoś nie mam okazji do niego podejść i porozmawiać. Zawsze ktoś koło niego jest. – Spuściła głowę.
- Coś się wymyśli. – Puściłam jej oczko i weszłyśmy do sali słysząc dzwonek oznajmiający koniec przerwy.
Zakładałam właśnie buty, kiedy poczułam wibrację telefonu w kieszeni.
- Halo? – Odebrałam zatykając sobie ucho ręką, aby cokolwiek usłyszeć w szkolnym gwarze.
- Magda, jest sprawa życia i śmierci. – Usłyszałam przerażony głos Mariusza.
- Co się stało? – Spytałam, a moje serce zaczęło bić w nienaturalnie szybkim tempie.
- Paulina dostała pilne wezwanie do pracy, a trener wymyślił nam jakieś zajęcia na siłowni, na które nie mogę zabrać Arka, a nie mam go z kim zostawić. – Powiedział załamany. – Mam prośbę. Mogłabyś się zwolnić z lekcji? Wiem, że za dużo wymagam, ale to naprawdę…
- Przestań. – Przerwałam mu. – Właśnie wychodzę ze szkoły, także nie ma żadnego problemu. – Uśmiechnęłam się, chociaż wiedziałam, że tego nie zobaczy.
- Naprawdę? Boże, jakie szczęście. Kamień z serca. – Odetchnął głęboko. – Jesteś darem od niebios.
- Nie przesadzajmy. Mam przyjechać do waszego mieszkania? – Spytałam zakładając kurtkę.
- Nie. Arek aktualnie jest ze mną w samochodzie. Podjadę po ciebie. – Już chciałam się zgodzić, kiedy ujrzałam zmierzającą w moim kierunku Paulinę i przypomniała sobie o naszym wyjściu do galerii.
- Tyle, że jest jeszcze jedna sprawa. Mogłabym zabrać Arka na zakupy? – Paulina grzecznie i cicho stała i czekała na mnie.
- Jasne, nie ma problemu. Czekaj na mnie pod szkołą. – Powiedział i się rozłączył.
- To co? Idziemy? – Spytała lekko zniecierpliwiona Paula. – Autobus mamy za trzy minuty.
- Nie jedziemy autobusem. – Spojrzała na mnie zaskoczona. – Kolega nas podwiezie, bo mam zająć się jego synkiem. – Wytłumaczyłam.
- Spoko. – Powiedziała i obie wyszłyśmy ze szkoły.
Pięć minut później pod szkołę podjechał czarny lexus. Paulina spojrzała na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Pokiwałam twierdząco głową i otworzyłam tylne drzwi od samochodu i gestem ręki zachęciłam ją do wejścia do środka.
- Dzień dobry. – Powiedziała wsiadając do auta. Wsiadłam zaraz po niej.
- Cześć Mario! – Przywitałam się grzecznie z Wlazłym zapinając pas.
- Siemka dziewczyny. – Odwrócił się do na, a Paulinę zamurowało. Z szeroko otwartymi oczami patrzyła się na Mariusza. – Mam coś na twarzy? – Spytał zdziwiony.
- Myślę, że Paula po prostu jest w szoku, że ciebie spotkała, - Odpowiedziałam bacznie się jej przyglądając.
- Prze… przepraszam. – Odparła po krótkiej chwili. – Po prostu nie spodziewałam się spotkać mojego idola i do tego jechać z nim jego samochodem. – Powiedziała jednym tchem. – A to pewnie jest ten słynny Arek. – Spojrzała na małego Wlazłego.
- Jestem sławny? – Zdziwił się Arek. – Ale fajnie! – Ucieszył się. – Chcecie autograf?
- Później skarbie. – Powiedział Mariusz parkując pod galerią. – Miłych zakupów życzę. – Uśmiechnął się promieniście i usłyszałam jak serce Pauliny przyśpiesza.- Postaram się pod was podjechać. – Wysiedliśmy z samochodu i, ówcześnie biorąc Arka za rękę, poszliśmy w stronę wejścia.
Po godzinnym chodzeniu po sklepach miałam już drobne upominki dla wszystkich z wyjątkiem Arka i Zbyszka. Małemu Wlazłemu nie kupiłam nic, bo przecież był ze mną, a to miała być niespodzianka. Zibiemu – bo nie miałam pojęcia co mu kupić.
- Ale jestem padnięta. – Wchodziliśmy właśnie do małej kawiarenki, aby odpocząć po marszu po sklepach. – Ale przynajmniej kupiłam wszystko, co chciałam. – Odparła siadając przy stoliku.
- Ja niestety nie. Brakuje mi jeszcze czegoś dla Zbyszka i … - Urwałam wskazując ruchem gałek ocznych na Arka.
- Dzień dobry. Co podać? – Niespodziewanie koło nas pojawił się kelner.
- Dzień dobry. Ja poproszę cappuccino i szarlotkę. A wy? – Powiedziała Paulina zmęczonym głosem.
- Aruś, co chcesz? Może gorącą czekoladę? – Spytałam troskliwie patrząc chłopczykowi w oczy.
- Tak! – Wykrzyknął z entuzjazmem. – I lody czekoladowe!
- Arek, jest zimno. Nie powinieneś jeść lodów, bo się rozchorujesz. – Spojrzałam mu prosto w oczy. Skrzyżował ręce na piersi. – Może karpatkę, co? – Spytałam z nadzieją.
- Może być. – Rozprostował ręce i uśmiechnął się szeroko.
- W takim razie poprosimy gorącą czekoladę, dwie karpatki i latte macchiato. – Odparłam, a kelner błyskawicznie schował się w kuchni.
- O nie… - Powiedziała nagle Paulina zsuwając się lekko z krzesła. Spojrzałam na nią pytająco. – Tomek. – Oznajmiła jednym słowem. Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam dość wysokiego chłopaka o ciemnych włosach i jasnych szaroniebieskich oczach.
- Masz okazję z nim pogadać. – Podsumowałam w tym samym czasie, kiedy kelner przyniósł nasze zamówienie. Arek błyskawicznie wziął się za pałaszowanie ciasta, a ja zastanawiałam się, jak pomóc Paulinie pogadać z Tomkiem.
Po dwudziestu minutach wszystko było zjedzone i wypite. Siedzieliśmy nadal przy stoliku zbierając się do opuszczenia lokalu. Nagle w mojej głowie narodził się iście diabelski plan. Kątem oka zobaczyłam zmierzającego w kierunku wyjścia Tomka, a żeby wyjść musiał przejść koło naszego stolika. Delikatnie przesunęłam stopą torbę Pauliny leżącą na podłodze tak, że leżała teraz w przejściu.
- Dobra, my się musimy zbierać. – Powiedziałam jak gdyby nigdy nic i po zebraniu swoich rzeczy pożegnałam się z Paulą i wyszłam z lokalu. Stanęłam jednak z Arkiem tuż przy wyjściu w takim miejscu, abym mogła obserwować stolik, przy którym przed chwilą siedzieliśmy. – Jest! – Krzyknęłam, kiedy mój plan się powiódł. Tomek idąc w kierunku wyjścia potknął się o wystającą spod krzesła torbę i wylał resztki swojej kawy na bluzkę Pauliny. Zaczął ją przepraszać. Wiedziałam już, że się dogadają, więc poszłam korytarzem w kierunku wyjścia trzymając w jednym ręku torbę z prezentami, a w drugiej rękę Arka. Nagle moją uwagę przykuł sklep z bielizną i wiszące na wystawie bokserki. Szybko wskoczyłam do sklepu i je kupiłam. Został mi tylko prezent dla małego Wlazłego, który ledwo stał na nogach ze zmęczenia. Wzięłam go na ręce i razem z nim wyszłam z galerii szczęśliwa i przygotowana na jutrzejszy dzień. Nie mogłam się doczekać jutrzejszej, uśmiechniętej od ucha do ucha Pauliny. Zmierzałam właśnie na przystanek autobusowy, gdy poczułam czyjeś ręce na biodrach...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam ;)
Starałam się przyśpieszyć tempo, a i tak wyszło nudno jak zwykle -.- Przepraszam
Skończyłam z limitem komentarzy. Chcecie to piszecie, nie chcecie - nie piszecie ;)
Pozdrawiam bardzo serdecznie i widzimy się za tydzień ;*

sobota, 12 października 2013

Rozdział 28


Po chwili razem z Maćkiem szukaliśmy miejsca na parkingu, który mimo, że zajmował duży obszar był zatłoczony. Po dziesięciu minutach krążenia wąskimi uliczkami w końcu zaparkowaliśmy.
- To co jest celem naszej podróży? – Spytałam wysiadając z samochodu i mierząc wzrokiem ogrom parkingu. Maciek nie odpowiedział, wskazał tylko na duży żółty napis na niebieskim tle. – Ikea? – Spytałam zdziwiona.
- W końcu trzeba skończyć kłótnie o to, kto ma spać na kanapie. Dlatego kupujemy ci łóżko. – Odparł spokojnie.
- To dobry pomysł, ale zmieniłabym jedną rzecz. – Powiedziałam zasuwając kurtkę, ponieważ zimny wiatr przeszył moje ciało do szpiku kości.
- A co takiego? – Uniósł jedną brew do góry.
- To, że sama kupię sobie te łóżko.
- Nie ma mowy! – Sprzeciwił się atakujący.
- Właśnie, że jest! Ciągle siedzę wam na głowie. Nie chcę wam się cały czas narzucać… - Westchnęłam i spuściłam głowę.
- Przecież się nie narzucasz, wręcz przeciwnie. Kto by nam gotował takie przepyszne obiady? Z kim spędzałbym czas, kiedy Karol z Olą by coś świętowali? – Ujął dłonią mój podbródek i spojrzał mi prosto w oczy. – Jestem szczęśliwy, że cię znam. Ja cię po prostu… - Urwał.
- Co po prostu? – Dopytywałam się zaciekawiona i jednocześnie poruszona przemową Muzaja.
- Nic. – Odparł w momencie, w którym przekroczyliśmy automatyczne drzwi.
- No powiedz. Proszę… - Zrobiłam słodkie oczka.
- Niech pan powie, bo dziewczyna panu spokoju nie da. – Wtrącił się postawny ochroniarz w średnim wieku z siwymi włosami i intensywnie zielonymi oczami, które tak bardzo przypominały oczy Zbyszka… - A jak pan powie to kto wie, może nagroda w nocy będzie? – Poruszał charakterystycznie brwiami, po czym puścił mi oczko.
- Może i ma pan rację. – Odparł atakujący głęboko się nad czymś zastanawiając, a ja się śmiertelnie przeraziłam.
- Jaką ty chcesz nagrodę w nocy?! – Spojrzałam na niego wyczekująco. Nachylił się powoli i wyszeptał mi na ucho:
- Może jakiś maraton filmowy? – Odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się sama do siebie, co widocznie ochroniarz wziął za dobrą wróżbę, bo oddalił się uśmiechając szeroko.
- Tylko wiesz, że najpierw musisz mi powiedzieć to, czego nie skończyłeś? – Spojrzałam mu prosto w oczy.
- Wiem… - Odparł smutno i spuścił wzrok.
- Więc…? Ty mnie po prostu…? – Nastąpiła cisza. Po chwili Maciek się odezwał:
- Ja cię po prostu zamknę w magazynie jak nie pozwolisz mi kupić tego łóżka! – Odparł i uśmiechnął się rozpromieniony.
- Nastrój zmienia ci się szybciej niż kobiecie w ciąży. – Podsumowałam.
- A może ja jestem w ciąży? Wiesz… - Urwał na moment. – Okres mi się spóźnia.
- Ewidentnie będziesz miał dziecko. – Uniosłam lekko kąciki ust. – Tylko wiesz kto jest ojcem?
- No właśnie nie… - Wydął dolną wargę i wyglądał jakby naprawdę miał się zaraz rozpłakać.
- Widzisz? Tak się właśnie kończą jednorazowe przygody. – Podsumowałam poklepując go po ramieniu, po czym obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Dobra, chodź już po te twoje królewskie łoże. – Złapał mnie za rękę i poszliśmy błądzić po alejkach Ikei w poszukiwaniu łóżka.
***
- Halo? – Usłyszałem zaspany i lekko zachrypnięty głos w słuchawce.
- Sprawa jest. Zadzwoń jak się już ogarniesz, bo słyszę, że cię obudziłem. Tylko znajdź takie miejsce, żeby nikt nie słyszał tej rozmowy. – Oznajmiłem stanowczo, po czym się rozłączyłem i zacząłem pakować torbę na trening.
***
- Prosto do szkoły proszę. – Powiedziałam, Kidy po kupnie łóżka i odwiezieniu go do mieszkania, a także po zabraniu moich książek Maciek zawoził mnie na lekcje.
- Tak jest szefowo! – Zasalutował wolną ręką odjeżdżając spod naszego bloku. – O której kończysz? To po ciebie przyjadę. – Oznajmił zmieniając biegi. Przypadkowo dotknął mojego kolana, a moje ciało przeszedł dreszcz.
- Yyy… - Cała moja uwaga skupiła się na przyśpieszonym rytmie mojego serca. – Ale ja po szkole idę do Wlazłych przecież. – Odetchnęłam z ulgą, kiedy dałam radę odpowiedzieć Muzajowi.
- Szkoda. – Zasmucił się. – Ale mam nadzieję, że maraton filmowy będzie? – Spojrzał na mnie błagalnie.
- Jak wszystko przygotujesz. – Unikałam jego wzroku cały czas będąc pod ogromnym wpływem reakcji mojego orgazmu na dotyk atakującego. – Wiesz przecież, że wracam później od ciebie.
- Wiem i obiecuję, że takiego maratonu jeszcze nie miałaś. – Uśmiechnął się szelmowsko, jak aktor grający niegrzecznego chłopca.
- Pożyjemy, zobaczymy. – Odpowiedziałam czując wibrację telefonu w kieszeni. – Sekundkę. – Wyjęłam komórkę z kieszeni. A moim oczom ukazała się twarz Zibiego. Spojrzałam na Maćka i odebrałam. – Nie mogę teraz rozmawiać. Oddzwonię. – Powiedziałam szybko i się rozłączyłam. Co by było gdyby przypadkowo odkrył, że jestem ze Zbyszkiem? Nie chcę sobie nawet tego wyobrażać, dlatego nie może się dowiedzieć nikt, a przede wszystkim Muzaj.
- Kto dzwonił? – Spytał zaciekawiony.
- Yyy… Koleżanka z klasy. – Skłamałam nerwowo skubiąc koniec kurtki.
- Aha. – Odpowiedział tylko. Resztę drogi spędziliśmy w całkowitej ciszy. Dodatkowo byłam przerażona tym, że Maciek mógł się czegoś domyślić. – Koniec podróży. Dziękujemy bardzo za skorzystanie z naszych usług i mamy nadzieję, że w przyszłości również państwo nas wybiorą. Proszę o spokojne wysiadanie. Dziękuję. – Powiedział, kiedy zatrzymaliśmy się pod szkołą. Wiedziałam już, że wszystko między nami jest tak, jak było. – A tak serio. Trzymaj się. – Pocałował mnie w policzek, co spowodowało palpitację mojego serca.
- Dzięki. – Wysiadłam z samochodu, aby po chwili ujrzeć, jak atakujący odjeżdża nim z piskiem opon. – Wariat. – Powiedziałam do siebie i udałam się do szkoły. Wchodząc do szatni za mocno się zamyśliłam i wpadłam na jakiegoś chłopaka. – Przepraszam i poszłam dalej. – Hej Paula! – Zauważyłam moją nową koleżankę.
- Hej… - Odparła smutno.
- Ejj… Co się dzieje? Mów natychmiast! – Spojrzałam na nią wyczekująco.
- Ten chłopak, z którym się zderzyłaś… - Zaczęła i odwróciła się w kierunku, z którego przyszłam.
- Podoba ci się? – Spytałam retorycznie. – To czemu do niego nie zagadasz? – Zdziwiłam się.
- Bo jestem zbyt nieśmiała… - Powiedziała przyglądając się swoim dłoniom. – A poza tym jestem beznadziejna…
- Jesteś świetna! A wady są po to, żeby nad nimi pracować. – Podniosłam kąciki ust. – Wiesz chociaż jak ma na imię? – Spytałam zaciekawiona.
- Tomek. – Odparł krótko, a w mojej głowie zaczął rodzić się plan… - Co chcesz zrobić?
- Zobaczysz. – Odparłam, a sekundę później zadzwonił dzwonek oznajmujący wszystkim początek lekcji.
~~~~~~~~~~~~

Hello!!! Jak się trzymacie? Ja dalej mam doła ;/ ale za to pisanie mi idzie ;)
Nie uważacie, że to opowiadanie jest za bardzo rozciągnięte? Nie znudziło się Wam? Może przyśpieszyć tempo??
Mam nadzieję Łosiu, że masz teraz odpowiednią motywację, bo wiesz co będzie jak nie zaczniesz działać… ;*
Wracamy do zasady tyle komentarzy ile rozdziałów także liczę na 28 komentarzy.
Co to Waszych opowiadań – nadrabiam, ale szkoła, nauka i nie za bardzo mam czas, ale NADROBIĘ!
Przypominam, że informuję o nowych rozdziałach przez gg: 47524430 oraz przez facebooka: KLIK
Pozdrawiam ;*

sobota, 5 października 2013

Rozdział 27



Po piętnastu minutach jazdy dotarliśmy na miejsce. Odpięłam pas, a Maciek w tym czasie wyszedł z samochodu i otworzył przede mną drzwi.
- Gdzie my jesteśmy? – Spytałam zdezorientowana rozglądając się dookoła.
- Zobaczysz. – Chwycił mnie za rękę. – Ale mogę obiecać, że ci się spodoba. – Pocałował mnie w czoło i poprowadził w kierunku jasnobłękitnego domu ze ślicznym ogródkiem.
- Co to ma być? – Spytałam, kiedy weszliśmy na obce podwórko.
- Cierpliwości. – Odparł i zapukał do drzwi. Po chwili naszym oczom ukazał się wysoki, ciemnowłosy mężczyzna o niebieskich oczach.
- Wreszcie jesteście. Już myślałem, że coś wam się stało. – Oznajmił jednocześnie gestem ręki zachęcając do wejścia. Zszokowana nie mogłam się ruszyć.
- Madziu, chcesz tu zamarznąć? – Spytał Maciek obejmując mnie ramieniem i delikatnie popychając w kierunku holu.
- Czemu tutaj? – Spytałam po chwili, kiedy siedzieliśmy już w salonie z gorącą herbatą w ręku.
- Tak jakoś wyszło. – Odparł Muzaj. – Wolałabyś spać w samochodzie?
- Oczywiście, że nie. – Pokiwałam przecząco głową. – Ale jakoś mi głupio. – Spuściłam wzrok.
- To niech przestanie ci być głupio. – W drzwiach pojawił się Misiek z ciastkami w ręku. – To czysta przyjemność was tu gościć. – Odparł odstawiając talerz na stół.
- Ale wy pewnie mieliście jakieś plany na wieczór, a my je wam pokrzyżowaliśmy. – Powiedziałam głaszcząc kciukiem rączkę od kubka.
- Nie mieliśmy żadnych planów. W niczym nam nie przeszkodziliście. – Winiar usiadł koło mnie na kanapie. – Zapowiadał się bardzo nudny wieczór, więc naprawdę wasze przybycie nas bardzo ucieszyło. – Uśmiechnął się.
- Na pewno? – Chciałam się upewnić. Pokiwał tylko twierdząco głową i przytulił mnie.
- A gdzie są Dagmara i Oliwier? – Włączył się do rozmowy atakujący.
- Zaraz powinni wrócić. – Oznajmił w momencie, w którym zadzwonił dzwonek. – O wilku mowa. – Wstał z kanapy i poszedł otworzyć drzwi.
- O czym myślisz? – Spytałam po chwili cichego dzisiaj Maćka.
Zastanawiam się, czy Kłosiątka zaczęli już świętować – Oznajmił, a ja po usłyszeniu odpowiedzi sprzedałam mu kuksańca. – No co?
- Nic, nic. – Odparłam i wzięłam z talerza czekoladowe ciastko.
- No powiedz. – Spojrzał na mnie wyczekująco.
- Nie ma o czym mówić. – Powiedziałam poważnie, po czym wzięłam łyk herbaty.
- Mów. – Maciek przesiadł się z fotela na kanapę.
- Ale naprawdę nie ma o czym. – Odstawiłam kubek na stolik.
- Masz natychmiast powiedzieć! – Delikatnie wyjął z mojej ręki ciastko i odłożył z powrotem na talerz.
- Nie! – Pokiwałam przecząco głową.
- I tak powiesz. – Oznajmił i zaczął mnie łaskotać.
- Przestań! – Krzyknęłam nie mogąc przestać się śmiać.
- A powiesz? – Przerwał na chwilę.
- Nie!
- To nie przestanę. – Ponownie zaczął mnie łaskotać jednocześnie kładąc się na mnie.
- Błagam, przestań! – Zaczęłam wierzgać nogami, aby go z siebie zrzucić, ale był za ciężki.
- Nie przestanę dopóki nie powiesz co sobie pomyślałaś. – Oznajmił, a jego palce zaczęłam jeszcze mocniej krążyć w okolicy moich żeber, więc ja zaczęłam się jeszcze głośniej śmiać.
- W co się bawicie? – Spytał Oliwier, który ni stąd ni zowąd pojawił się w salonie. Za nim stali jego zaskoczeni rodzice.
- W nic. – Odparł Maciek i błyskawicznie zszedł ze mnie. Równie szybko się podniosłam.
- Olik, idź do swojego pokoju i wybierz jakąś grę, to pogramy razem. – Odparł Misiek, który ledwo powstrzymując śmiech poszedł do kuchni.
- Mamuś, pomożesz mi? – Spytał łapiąc panią Winiarską za rękę.
- Jasne. – Odparła Dagmara i udała się z synem na górę. Zostaliśmy sami.
- Ups. – Odezwał się Maciek.
- Ups to za mało na określenie tej sytuacji. – Spojrzałam na niego. – Co oni sobie o nas pomyśleli?
- Nic nie pomyśleli. – Przysunął się do mnie i objął ramieniem. – Nie martw się.
- Martwię się. – Strąciłam jego ramię.
- Gramy w chińczyka! – Krzyknął Olik zbiegając ze schodów.
Po półtorej godziny grania Oliwier zmęczony poszedł się położyć, a Dagmara poszła poczytać mu do snu. Zostaliśmy we trójkę.
- To ja może pójdę pod prysznic. – Przerwał przytłaczającą ciszę Maciek i wstał z fotela.
- Ręcznik masz na półce. – Odpowiedział obojętnym głosem Winiar tak, jakby chciał się go pozbyć. Maciek nie odezwał się, tylko udał się w kierunku łazienki. Po raz kolejny nastąpiła niezręczna cisza. Po paru minutach przerwał ją Misiek.
- Czemu nie chcecie nam powiedzieć, że jesteście razem? – Spojrzał na mnie wyczekująco i jednocześnie smutno.
- Ale kto jest razem? – Spytałam zaskoczona.
- No jak to kto. Ty z Maćkiem. – Przewrócił oczami.
- Przecież my nie jesteśmy razem. – Odparłam krzyżując ręce na piersi.
- Nie kłam. Przecież to widać. – Odparł spokojnie, jednak jego ręce zaczęły się trząść.
- Co niby widać?! – Byłam wściekła. Brakowało tylko charakterystycznego tupnięcia nogą.
- Że Maciek cię kocha. – Spojrzał mi prosto w oczy. – A ty Maćka.
- No chyba cię pogięło. – Uciekłam wzrokiem od jego przeszywającego wzroku.
- Ja i tak zdania nie zmienię. – Zakończył tymi słowami naszą rozmowę. W tym samym czasie Maciek wyszedł z łazienki, co udowodnił dość głośno trzaskając drzwiami. Po chwili był już na dole.
- Co wy tak cicho siedzicie? – Odparł wycierając mokre włosy.
- Jakoś nie mamy tematów do rozmowy. – Powiedział spokojnie Winiarski. – Idziesz pod prysznic? – Skierował swoje pytanie do mnie. Pokiwałam tylko twierdząco głową i udałam się do łazienki.
Kładąc się do łóżka myślałam nad tym, co powiedział mi Michał. Wydawało mi się to nierealne, jednak myśl, że to może być prawda nie dawała mi spokoju.
- Śpisz już? – W moich drzwiach stanął Oliwier.
- Nie. Co się stało? – Zachęciłam go do wejścia do środka i poklepałam miejsce na łóżku koło mnie.
- Bo nie mogę zasnąć. – Odparł smutno.
- Chodź tutaj. – Przytuliłam go. – Chcesz ciepłego mleka.
- Nie. – Powiedział po czym zamilkł. Nerwowo rozglądał się po pokoju.
- Co się dzieje? – Spytałam zaniepokojona.
- Mo… mogę z tobą spać? – Spytał trzęsącym się głosem.
- Jasne. – Odparłam i uśmiechnęłam się. Ułożyłam Olika na łóżku i dokładnie okryłam go kołdrą, po czym sama delikatnie położyłam się obok niego przykrywając kocem. Po chwili Oliwier wtulił się we mnie. Uśmiechnęłam się i z tym uśmiechem na ustach zasnęłam.
- Magda, wstawaj. – Usłyszałam cichy szept tuż przy moim uchu.
- Jeszcze chwilkę. – Przekręciłam się na drugi bok i… spadłam z łóżka!
- Nic ci nie jest? – Błyskawicznie koło mnie pojawił się Maciek.
- Wszystko okej. –Powiedziałam i spróbowałam się podnieść, ale moje ramię przeszył silny ból. – Auć.
- Co się stało? – Spytał mocno zaniepokojony Muzaj.
- Szwy. – Odpowiedziałam tylko i podpierając się zdrową ręką oraz z pomocą atakującego podniosłam się.
- Chodźcie na śniadanie. – W drzwiach pojawiła się Dagmara i równie szybko zniknęła.
- Idziemy? – Spytał atakujący wskazując na drzwi. Pokiwałam twierdząco głową. – Czemu Oliwier spał z tobą?
- Nie mógł zasnąć… - Odparłam spokojnie.
- I przyszedł do ciebie? – Zdziwił się Muzaj. – Czemu nie do Michała? Albo Dagmary? – Powiedział mocno gestykulując.
- A skąd mam wiedzieć? – Spytałam retorycznie. – Przyszedł to co? Miałam go wygonić? – Byłam już lekko podenerwowana.
- No nie. – Odpowiedział i na tym skończyła się nasza rozmowa.
Po śniadaniu spakowaliśmy się i po podziękowaniu Winiarskim za gościnę wsiedliśmy do samochodu.
- Gdzie ty jedziesz? – Spytałam, kiedy Maciek zaczął jechać w przeciwną stronę niż powinniśmy byli się udać.
- Musimy załatwić jeszcze jedną rzecz. – Odparł spokojnie i dodał gazu.

~~~~~~~~~~~~

Jedyne co mam Wam do powiedzenia: PRZEPRASZAM
Chyba powinnam sobie odpuścić i skończyć tego bloga…
Jeszcze raz bardzo mocno Was PRZEPRASZAM