niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 6



Obudziło mnie stukanie kropel o szybę. Jak ja nienawidzę deszczu! Naciągnęłam kołdrę na głowę, ale to nic nie dało. Dalej słyszałam dudnienie deszczu.
- Wygrałeś. Zadowolony? – Spytałam podnosząc się z łóżka. Zaraz, jak to z łóżka? Przecież miałam spać na kanapie! Zabiję ich! Wściekła udałam się do łazienki. Po porannej toalecie rozpoczęłam poszukiwanie czegoś do jedzenia. Śniadanie to przecież najważniejszy posiłek dnia, prawda? Przegrzebałam wszystkie szafki w kuchni i nie znalazłam nic, czym można by się pożywić. Jakim cudem ci dwumetrowcy jeszcze żyją? Moja jedyna nadzieja – lodówka, stojąca w rogu kuchni. Otworzyłam ją, a w środku znalazłam talerz z kanapkami oraz karteczkę. Kto normalny zostawia liściki w lodówce? Ale czemu ja się dziwię? Przecież Karol i Maciek to bardzo zakręceni ludzie, pozytywnie oczywiście. Wzięłam kanapki i udałam się do salonu. Usiadłam na kanapie z talerzem na kolanach i zaczęłam czytać:

Po pierwsze: dzień dobry, śliczna :* Po drugie: nie zabij nas po powrocie do domu, ok? Po prostu nie mogliśmy przeżyć, jak widzieliśmy cię śpiącą na tej niewygodnej kanapie, więc cię przenieśliśmy, a w salonie spał Karol. Spokojnie, nic mu się nie stało, przeżył. Aktualnie, czyli o 8, nic go nie boli ;) Trening kończymy o 12, także pięć minut później będziemy w domu :) Jakbyś chciała się gdzieś przejść, to klucze leżą na szafce przy wyjściu. Tylko się nie zgub! :D

Maciek i Karol <3

P. S. Te kanapki oraz „śliczna” są po to, żeby cię udobruchać ;) Pamiętaj, że ja dopiero zaczynam karierę siatkarską, a Karol też nie ma zamiaru jej kończyć :P
P.S.2 „Śliczna” nie było po to, żeby cię przekonać. Po prostu jesteś śliczna :D

Lizusy… Podsumowałam liścik od chłopaków pochłaniając kanapkę z żółtym serem. Po zjedzeniu śniadania wyjrzałam przez okno. Chmury odpłynęły a ich miejsce zajęło piękne jesienne słońce.
- Idealna pogoda na spacer. – Powiedziałam sama do siebie i  postanowiłam pozwiedzać Bełchatów. Założyłam kurtkę, adidasy i wyszłam z mieszkania. Musiałam się wrócić, bo oczywiście Magda nie byłaby sobą, gdyby czegoś nie zapomniała. Dzisiejszego poranka tą rzeczą była komórka. Biegając od szafki do szafki co chwila potykałam się o pozostałości po wczorajszym seansie, czyli jakieś resztki jedzenia, szklanki, talerze, miski.. Oni aż tyle zjedli podczas filmu? Kiedy już straciłam nadzieję na odnalezienie telefonu i miałam wychodzić z mieszkania zauważyłam coś świecącego, wciśniętego między poduszki na kanapie. Nie myliłam się. Było to moje urządzenie komunikacyjne i poprzez wibrację właśnie oznajmiało mi, że ktoś chce się ze mną skontaktować. Niestety tym kimś okazała się być moja mama. Niechętnie odebrałam.
- Halo. – Oznajmiłam w duchu przygotowując się do przesłuchania
- Gdzie jesteś i gdzie byłaś całą noc? – Powiedziała, nie, krzyknęła mama do słuchawki.
- Znalazłam mieszkanie. Dzisiaj po południu przyjeżdżam po swoje rzeczy. – Odpowiedziałam spokojnie.
- Gdzie masz to mieszkanie?- Detektyw Mamuśka na tropie mieszkania córki.
- W Łodzi.
- Tak daleko? I gdzie nocowałaś? – Czułam jak ciśnienie zaczyna mi się podnosić. Nie chciałam znów się kłócić, więc odparłam:
- Już nie mieszkam u ciebie w domu, więc nie muszę ci się ze wszystkiego tłumaczyć. Żegnam. – Rozłączyłam się. W moich oczach znów zebrały się łzy.
- Nie będę płakać. Nie będę.. – Powtarzałam wychodząc z mieszkania.
Szybkim ruchem nadgarstka zamknęłam drzwi i poszłam w kierunku wind.  Przywitała mnie karteczka z napisem: „AWARIA”, więc musiałam zejść po schodach z ósmego piętra. Wyszłam z klatki i rozejrzałam się dookoła. Gdzie mam niby iść? Nie znam Bełchatowa. Intuicja podpowiedziała mi, żebym poszła w lewo, więc tak uczyniłam. Szłam uliczkami tego pięknego miasta ponad godzinę. Podziwiałam drzewa ubrane w złocisty kubraczek z liści, wspaniałe stare budynki, w których było widać ślad historii. Patrzyłam na dzieci bawiące się liśćmi. Chciałabym znów być dzieckiem. Nie mieć żadnych problemów, nie przejmować się jutrem. W dzieciństwie wszystko było łatwiejsze. Kiedy zauważyłam, że dzieci wychodzą z parku także postanowiłam wrócić. Tylko w którą stronę jest mieszkanie chłopaków? W lewo czy prosto? Stwierdziłam, że pójdę w lewo. I to był błąd. Trafiłam na jakąś łąkę. Nie miałam pojęcia, w którym miejscu Bełchatowa jestem. A może w ogóle już wyszłam poza miasto? Postanowiłam zadzwonić do Maćka. Szlag! Brak zasięgu! Przeszłam całą łąkę czekając na pojawienie się choć jednej kreski oznajmiającej, że mogę zadzwonić. W oddali zauważyłam jakiś dom. Cywilizacja, zasięg! Podbiegłam w tamtym kierunku i wybrałam numer Maćka. Odebrał po dwóch sygnałach.
- Wreszcie! Gdzie ty jesteś? – Odezwał się Maciek lekko podenerwowanym głosem.
- A żebym to ja wiedziała? – Usiadłam na kamieniu leżącym na poboczu.
- Zgubiłaś się? Hahahaha. Trzeba było zabronić ci wychodzenia z domu. – W tle usłyszałam także histeryczny śmiech Kłosa. Wiedziałam, że tak zareagują.
- Bardzo zabawne. To przyjedziecie po mnie? – Spytałam słodkim głosikiem. – Nie mam zamiaru siedzieć dłużej na tym pustkowiu.
- Jasne. Tylko gdzie jesteś? – Spytał, kiedy już opanował śmiech. Karola nadal słyszałam.
- Poczekaj chwilę. – Wstałam i zaczęłam czytać tabliczki na domach. - Ulica Cegielniana.
- Aż tam cię wywiało? Poczekaj tam na nas. Będziemy za jakieś 10-15 minut. Tylko nigdzie się nie ruszaj. – Oczami wyobraźni widziałam, jak grozi mi palcem. Karol nadal nie przestał się śmiać.
- Dziękuję. Czekam. – Rozłączyłam się. Podczas czekania na chłopaków przeczytałam chyba wszystkie banery reklamowe na tej ulicy. Kosmetyczka, masaż, fotograf, dentysta. Zaraz… Fotograf? Przecież miałam się zapisać na kurs fotografii. Szybko wyciągnęłam telefon i rozpoczęłam przeszukiwanie kontaktów. Jest! Szybko nacisnęłam zieloną słuchawkę. Głos po drugiej stronie odezwał się po czterech sygnałach.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? – Usłyszałam kobiecy głos w słuchawce.
- Dzień dobry. Czy to u państwa są prowadzone kursy fotograficzne? – Oparłam się o jakiś płot.
- Zgadza się. Jest pani zainteresowana?
- Tak. Jaki jest koszt takiego kursu?
- 200 złoty. Jaki termin pani odpowiada? – Chwila zastanowienia z mojej strony.
- Pasowałoby mi w tygodniu, po południu.
- Środa, godzina osiemnasta pani pasuje?
- Tak. Jak mam się zapisać?
- Musi pani wejść na naszą stronę internetową i tam się zapisać. Następnie proszę przyjść w środę na zajęcia.
- Dziękuję bardzo. Do widzenia. – Wcisnęłam czerwoną słuchawkę. W tym momencie na ulicę zajechał samochód Karola.
- Z kim rozmawiałaś? – Spytał nie kto inny jak ciekawski Maciek wysiadając z samochodu.
- Z kochankiem. – Pokazałam mu język.
- Większej głupoty nie mogłaś wymyślić? – Przewrócił oczami.
- Zapamiętaj, że na głupie pytania udzielam głupich odpowiedzi. – Do moich nozdrzy doleciał ostry zapach. – Też czujecie farbę?
- To normalne, jak opiera się o świeżo pomalowany płot. – Odparł spokojnie Karol. – Jakim cudem się tu znalazłaś?
- Że co?! – Szybko się odsunęłam. – No i moją kurtkę trafił szlag. A tak ją lubiłam.
- Kupisz sobie nową. – Powiedział ze śmiechem na ustach Maciek. Kiedy już się uspokoił, zapytał. - To powiesz mi z kim rozmawiałaś?
- I jak się tu znalazłaś? – Wtrącił swoje trzy grosze Karol.
- A co? Zazdrosny jesteś? – Zaczynało mnie już denerwować to jego przesłuchanie. W tym momencie zaczął przypominać mi moją mamę.
- Może.. - Jak to może? Czy Maciek jest o mnie zazdrosny?
- Dzieci, koniec tych pogaduszek. Pogadacie sobie później. – Dzięki ci wybawco!
- Spokojnie. Aż tak ci się śpieszy? – Będąc tu z nimi odechciało mi się wracać do domu.
- Aż tak jestem głodny. Zamknij już jadaczkę i wsiadaj, bo cię tu zostawię. – Rzucił Karol otwierając drzwi do samochodu.
- Już, już. Tylko jak chcesz coś zjeść, to musisz zajechać do sklepu. – Zrobiłam zamyśloną minkę. - Chyba, że posilasz się światłem z lodówki, to nie. – Odparłam zapinając pasy.
- Hahaha, ale się uśmiałem. – Spojrzał na mnie wrogo przy pomocy lusterka. - Siedź cicho, bo muszę pomyśleć, jak nas stąd wywieść.
- Nie znasz swojej miejscowości? – Karol posłał mi wzrok, który chyba miał mnie zabić. – Okej, już jestem cicho.
- To jak się tu znalazłaś, bo nie odpowiedziałaś? – Spytał Kłos, kiedy już wyjechaliśmy z tego pustkowia.
- Wyszłam się przespacerować. A że byłam zdenerwowana, to chodziłam długo. I tak jakoś wyszło, że dotarłam aż tutaj. – Odparłam oglądając dwa zielone pasy na mojej kurtce.
- Czemu byłaś zdenerwowana? – Maciuś jak zwykle musiał wszystko wiedzieć.
- Dzwoniła moja mama.
- Tyle mi wystarczy. Opowiesz mi później jak będziesz chciała. – Jak on dobrze mnie rozumiał. Dziękuję temu Panu na górze, że zesłał na moją drogę kogoś takiego.
Po piętnastu minutach jazdy dotarliśmy na ulicę Sportową 18. Po dowleczeniu się na 8 piętro, bo oczywiście windy jeszcze nie naprawili, weszliśmy do mieszkania i jak na zawołanie wszyscy razem rzuciliśmy się na kanapę.
- To co? Pizza? – Rzucił pytanie Karol.
- Chętnie, bo nie mam siły, żeby coś zrobić. – Maciuś posłał mu wymuszony uśmiech.
- Jaką bierzemy?
- Ja margaritę. – Odparłam ciężko, nie mając siły nawet podnieść głowy, by na niego spojrzeć.
- Okej. A my Maciuś co? Tradycyjnie capricossa? – Maciek tylko skinął głową na potwierdzenie.
- Jak treningi? – Spytałam Muzaja, kiedy Karol wyszedł zadzwonić.
- Nie pytaj. Zakwasy będę miał chyba wszędzie. – Położył nogi na ławie. Nagle do pokoju wparował Karol.
- Maciek, pożyczysz mi swojego telefonu? Mój chyba gdzieś zgubiłem. – Zapominalski Kłos? Z tej strony go nie znałam.
- Jasne. – Telefon przeleciał mi jakieś 10 centymetrów od twarzy. Nawet nie miałam siły krzyknąć.
- To co z tym treningiem? Nie podobało ci się? – Położyłam głowę na kolanach Maćka. W zasadzie sama mi opadła, ponieważ moje mięśnie przestały pracować.
- Było świetnie, ale męcząco. Madziu, mogę mieć do ciebie prośbę? – Nie widziałam jego twarzy, ale czułam, że robi maślane oczy.
- Powiedzmy, że możesz. O co chodzi? – Nie mogłam zrobić nic innego niż się zgodzić. Zżerała mnie ciekawość. Co on znowu wymyślił?
- Zrobiłabyś mi masaż? – W tym momencie doznałam szoku. Przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Kiedy głos mi wrócił odparłam:
- Po pierwsze nie umiem, a po drugie nie macie fizjoterapeutów w klubie? – Czego oni ode mnie wymagają? Jeszcze trochę to będą chcieli, żebym została ich trenerem!
- Mamy, ale byli zajęci Winiarem, bo zrobił sobie coś z kostką. – Wtrącił się Karol, który właśnie wrócił do salonu. – Pizza będzie za 10 minut.
- To jak będzie? – Maciuś zrobił oczy kota ze Shreka, którym nie mogłam się oprzeć.
- A jak ci coś zrobię? – Spytałam lekko przerażona. – Przecież ja nigdy w życiu nikogo nie masowałam.
- Nie zrobisz. Maciek jest twardy. – Odparł Kłosu siadając na fotelu i rzucając telefonem w kierunku Maćka.
- Gdyby był twardy to nie chciałby, żebym go masowała. – Rzuciłam podnosząc się z kolan Muzaja.
- No zgódź się. – Zrobił taką minę, że nie było innej opcji niż się zgodzić.
- No dobrze. – Odpowiedziałam wzdychając.
- Ja jestem drugi w kolejce! – Krzyknął Karol podnosząc rękę do góry. Zrobił to w taki sposób, że od razu przypomniały mi się dzieci z podstawówki zgłaszające się na ochotników do zmoczenia gąbki lub pójścia po kredę. Chociaż wydaje mi się, że Karol wśród tych uczniów by się za bardzo nie wyróżniał. Oprócz wzrostu oczywiście.
- Pod jednym warunkiem. – Nie ma nic za darmo.
- Jakim? Mam nadzieję, że to coś wykonywalnego. – Maciuś-żartowniś. Chociaż na jego miejscu też nie wiedziałabym czego się spodziewać
- Spokojna twoja rozczochrana. – Zaśmiałam się. Karol cały czas wsłuchiwał się w nas jak świnia w grzmot. Brakowało mu tylko popcornu w jednej ręce i coli w drugiej.
- Nie jestem rozczochrany. – W tym momencie zmierzwiłam mu włosy palcami.
- Już jesteś. – Uśmiechnęłam się niewinnie. - Załatwicie mi autografy zawodników Skry? Oczywiście wasze też.
- Myślę, że da się to zrobić. – Odparł Maciek, który ciągle starał się poprawić swoją fryzurę. Niestety nie za bardzo mu to wychodziło.
- Ja mam lepszy pomysł. – Co nasz Karolek znowu wymyślił?
- Jaki? – Niestety nie dowiedziałam się, bo właśnie w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Pizza! Wreszcie. Kto pójdzie otworzyć? –Krzyknął Karol.  Obydwaj skierowali swój wzrok na mnie.
- Nie ma mowy! Nie dość, że mam was masować, to jeszcze muszę wam pizzę przynosić, bo macie za ciężkie tyłki? Niedoczekanie. – Skrzyżowałam ręce na piersi. – Nie jestem waszą służącą!
- Bardzo prosimy. Odwdzięczymy się. – Obaj uśmiechnęli się słodko. W tym momencie nie byłam w stanie ocenić, który z nich był przystojniejszy.
- Jak? – Maciek zdjął nogi z ławy w tym samym momencie, w którym Karol położył swoje. Wyglądało to jak jakiś wyćwiczony manewr. A może oni serio ćwiczą takie rzeczy? Nikt nie wie, co im odbija po treningu.
- Powiemy ci jak pójdziesz. – Kantują. Ale zgodziłam się dla świętego spokoju.
- Okej. – Wstałam leniwie z kanapy. Otworzyłam drzwi, a przed sobą ujrzałam ogromnego mężczyznę. Dostawcy pizzy też mogą być tacy wysocy? Podniosłam głowę do góry bardzo wysoko. Kto to był? Nie mógł być dostawcą pizzy, bo… nie miał pizzy! Spojrzałam na twarz i dopiero dotarło do mnie kto stoi metr przede mną.

                                                               ~~~~~~~~~~~~

Nowy rozdział ze specjalną dedykacją dla mojej przyjaciółki Ewki :* Ewciu, wiesz, że już 6 lat siedzimy razem w ławce? I niestety więcej nie będzie ;( 
Zauważyłaś swój tekst? "Wsłuchiwał się jak świnia w grzmot" ;) Tak się bałaś tego, co zobaczysz na blogu. A tu niespodzianka <3
Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział, bo mam problemy z netem, przepraszam ;c
Komentujcie! ;)
Pozdrawiam :*

2 komentarze:

  1. Świetne :) zastanawiam się któż to mógł przybyć :) I już nie moge doczekać się odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie :)
    Pozdrawiam i czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, kto tam stoi pod tymi drzwiami! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. :D
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń