Minął kolejny monotonny tydzień. Każdy dzień w moim
wykonaniu wyglądał tak samo: pobudka o 3 rano, śniadanie, uszykowanie się do
szkoły, jazda autobusem, lekcje, powrót do Łodzi, kanapki na obiad, praca
domowa, kąpiel i sen. Po drodze zaliczyłam jeszcze kurs fotograficzny. Z
Maćkiem się nie widywałam – ja miałam szkołę, on treningi. Nasz jedyny kontakt
to relacje z dnia wysyłane tuż przed snem.
Takie życie.
Takie życie.
Jak dobrze jest obudzić się ze świadomością, że nie trzeba
iść do szkoły. Jednak sobota to najlepszy dzień tygodnia. Wstałam, umyłam się,
ubrałam. Właśnie szykowałam śniadanie w kuchni, gdy usłyszałam pukanie do
drzwi. Uśmiechnęłam się pod nosem. Może
chłopcy sobie o mnie przypomnieli? Udałam się do drzwi i otworzyłam je.
Moje przypuszczenia potwierdziły się. W drzwiach stali Maciek i Karol.
- Dziewczyno, zbieraj się. Jedziemy do Bełchatowa. –
Wepchnął się do mieszkania Kłos. Miłe
przywitanie.
- Powaliło cię? Ja idę jeść. – Odparłam i powolnym krokiem
wróciłam do kuchni po moje monotonne już kanapki z żółtym serem.
- Zjesz po drodze. – Oznajmił środkowy zabierając mi sprzed
nosa talerz z kanapkami.
- Nie wiesz, że jedzenie w pośpiechu jest niezdrowe? Nie mam
zamiaru dostać wrzodów żołądka przez jakieś wasze głupie pomysły. –
Skrzyżowałam ręce na piersi i usiadłam na materacu.
- Okej, damy ci pół godziny, jeśli zrobisz nam kawę. –
Powiedział Maciek widząc moją bojową postawę.
- Pół godziny? Och, dziękuję wam moi łaskawcy. A kawę
zróbcie sobie sami. – Odebrałam Karolowi talerz i okryłam gołe nogi kocem.
- Karolek nam zrobi, a my porozmawiamy. – Dosiadł się do
mnie Muzaj.
- Karolku, ja też poproszę. – Wyszczerzyłam się w jego
stronę, a on tylko przewrócił oczami i schował się w kuchni. – Macieju, o czym
chcesz porozmawiać?
- Ile czasu masz zamiar jeszcze się tak męczyć? – Spytał
wpatrując się wyczekująco w moje oczy.
- Ale ja się nie męczę. Nie wiem o co ci chodzi. – Uciekłam
od jego przeszywającego na wylot wzroku.
- Odkąd tu mieszkasz mizerniejesz w oczach. Ty coś w ogóle
jesz kobieto? – Troska w jego głosie była wyraźnie słyszalna.
- Oczywiście, że jem, nie widać? – Pokazałam mu talerz z
kanapkami. - Głupie pytanie.
- Wcale nie głupie. Nie jesz nic treściwego tylko jakieś
kanapki. Do tego jesteś niewyspana i osłabiona. I co ja mam z tobą zrobić? –
Atakujący skrzyżował ręce na piersi i świdrował mnie wzrokiem.
- Najlepiej zostawić mnie w spokoju. To moje życie i będę z
nim robić co chcę. Nie zachowuj się jak moja matka. – Znów uciekłam od jego
wzroku. – Proszę.
- Nie rozumiesz, że to wszystko jest dla twojego dobra?
Przeprowadź się do mnie. Do Bełchatowa. – Zaproponował Muzaj. Mało ci jeszcze problemów człowieku?
- To nie poprawi mojego stanu, przecież będę musiała
dojeżdżać jeszcze dalej. – Za wszelką cenę chciałam wybić Maćkowi ten pomysł z
głowy.
- Wasza kawa. – Powiedział Kłos podając nam cudownie
pachnące kubeczki. – A co do waszej rozmowy. Mało u nas, w Bełchatowie szkół?
- Nie chcę wam robić problemu, chcę zacząć panować nad sowim
życiem. I nie chcę zawieść pani Hani, od której kupiłam mieszkanie. Przecież
ona tak długo czekała na kupca. – Tonący brzytwy się chwyta.
- Pani Hania sobie poradzi, a ty za parę dni wylądujesz w
szpitalu! – Zbulwersował się Maciek lekko podnosząc głos.
- Nie dramatyzuj. – Przewróciłam oczami i wypiłam ostatni
łyk czarnego jak smoła napoju.
- Dobra, pogadamy później. Teraz musimy się zbierać. –
Atakujący wstał, zabrał nasze kubki i zaniósł do kuchni.
- Dajcie mi chwilę. – Odparłam i weszłam do łazienki. Moje
odbicie w lustrze nie prezentowało się tak źle, jak się tego spodziewałam.
Rozpuściłam tylko włosy wcześniej związane w luźnego koka i uśmiechnęłam się do
lustra. Gdzie oni widzą tą zmianę w moim
wyglądzie? Przecież wyglądam tak samo jak wcześniej!
- Magda, ruszaj się, bo się spóźnimy. – Usłyszałam przez
drzwi łazienki znudzony głos Karola.
- Już! – Odkrzyknęłam i wyszłam z pomieszczenia.
- No wreszcie. Co ty, zabłądziłaś w tej łazience czy jak? –
Środkowy stał oparty o ścianę z rękami skrzyżowanymi na piersi.
- Zakręty mi się pomyliły. Zamiast skręcić w lewo skręciłam
w prawo, no i się troszeczkę zagubiłam w tym labiryncie. Ale na całe szczęście
usłyszałam twój głos i jego tropem dotarłam do wyjścia. – Odparłam lekko
chichocząc.
- A podobno masz piątkę z geografii. – Zaśmiał się. - Podziękuj
swojemu wybawcy.
- Och, dziękuję ci bardzo mój ty rycerzu! – Mocno wtuliłam
się w Kłosa.
- Koniec tych czułości! – Przerwał nam, prawie krzycząc,
Maciek.
- A co? Zazdrosny jesteś? – Spytał Karol z kpiną w głosie
cały czas obejmując mnie swoimi długimi ramionami.
- Jak ty coś powiesz… - W wyobraźni widziałam jak atakujący
przewraca oczami. - Idziemy. – Próba wyrwania mnie z objęć środkowego nie udała
się.
- Ale mi tu wygodnie. – Jeszcze mocniej wtuliłam się w
Karola. Maciek nic nie odpowiedział, ale moja intuicja mówiła mi, że oni coś
knują. Miałam rację. Pół minuty później wisiałam już głową w dół przewieszona
przez ramię Muzaja. Szarpałam się, uderzałam dłońmi, potem nawet i pięściami w
plecy siatkarza, niestety bezskutecznie.
- Chłopaki, nie róbcie wiochy. Puśćcie mnie. – Oznajmiłam,
kiedy wyszliśmy przed blok.
- A będziesz już grzeczna? – Spytał atakujący podrzucając
mnie sobie na ramieniu. Jakim cudem? Ja
przecież nie ważę pięciu kilo!
- Będę. – Maciek postawił mnie na ziemię. Zakręciło mi się w
głowie i musiałam przytrzymać się bluzy Muzaja.
- Magda, wszystko w porządku? – Spytał mocno zmartwiony i
przestraszony Maciek.
- Chwileczkę. – Powiedziałam szeptem. Nie miałam siły na nic
więcej.
- Co się dzieje? Magda, do cholery jasnej, co ci jest? –
Zaczął panikować Muzaj.
- Już okej. – Odpowiedziałam po dłuższym momencie.
- Co to było? – Spytał Kłos. Maciek w tym czasie doprowadzał
swoje nerwy do porządku głęboko oddychając.
- Przez dwie bardzo inteligentne małpy przebrane za ludzi za
dużo krwi dopłynęło mi do mózgu i zaczęło kręcić mi się w głowie. Tyle. –
Oddychałam już powoli i głęboko.
- Ale na pewno? Może jechać do lekarza? – Dopytywał się
Maciek. Ja tylko przewróciłam oczami.
- Ktoś tu się bardzo śpieszył. Ruszcie się. – Ucięłam temat
i popędziłam w stronę samochodu. Usłyszałam tylko westchnięcie i ich kroki
podążające za mną. – Otwieraj tego grata!
- Jakiego grata? Świetny samochód! Jak masz z nim jakiś
problem to zasuwaj na piechotę. – Obraził się Kłos. Można to było poznać po
odwróceniu się tyłem do mnie i głową zadartą do góry.
- Nie chcę nigdzie jechać, także wracam do domu. –
Odwróciłam się na pięcie.
- Foch?! – Krzyknął Karol wyglądając przez ramię.
- Jaki foch? Sam kazałeś mi iść na piechotę. A skoro ja się
nigdzie nie wybieram, wracam do domu. – Wzruszyłam ramionami i zaczęłam iść w
stronę budynku.
- Karol, przeproś Magdę, bo nici z niespodzianki. – Moje
oczy szeroko otworzyły się na słowo „niespodzianka”.
- Przepraszam. – Powiedział szeptem.
- Mówiłeś coś? – Przekręciłam głowę prawym uchem w jego
stronę oznajmiając w ten sposób, że nie dosłyszałam.
- Przepraszam! Madziu moja kochana, czy uczynisz mi tez
zaszczyt i wsiądziesz do mojego grata? – Klęknął przede mną.
- Mój rycerz powrócił! – Krzyknęłam i rzuciłam się
siatkarzowi na szyję.
- A ja? Czemu mnie pomijasz? – Tym razem obraził się Muzaj.
- Wybacz mi mój książę. – Pocałowałam Maćka w policzek.
- Ej, ja jestem tylko jakimś nędznym rycerzykiem, a on
księciem? Foch! – Teraz znowu czas na Karola.
- Gorzej niż dzieci. – Skomentowałam przewracając oczami. - Jak
foch to sobie idę.
- Żartowałem! – Błyskawicznie odezwał się Kłos i otworzył mi
drzwi do samochodu. – Zapraszam.
- Dziękuję. – Odparłam i wsiadłam do tyłu pojazdu. Nie
chciałam znów jechać z przodu, bo nadal miałam lekkie zawroty głowy. Ale po co
niepokoić chłopaków? Siatkarze wsiedli do samochodu pół minuty później. –
Dowiem się w końcu o co chodzi? – Spytałam zapinając pas.
- Jeszcze nie. – Powiedział Karol odpalając silnik.
- Puśćcie jakąś muzykę, bo nudno tu trochę. – Rzucił po
chwili Maciek.
- Nudzić się w moim towarzystwie? Chyba kpisz. Ja specjalnie
siadam z tyłu, a on że się nudzi. Foch! – Odwróciłam się plecami do środkowego
i zaczęłam oglądać krajobraz za oknem.
- Madzik no.. -
Wtrącił się Karol. - Chodziło mu o to, żebyśmy sobie pośpiewali.
- Dokładnie! – Atakujący położył mi dłoń na ramieniu.
- No i gdzie ta muza? – Odparłam odwracając się przodem do
kierunku jazdy.
- Czyli już nie jesteś obrażona? – Zaczął upewniać się
Muzaj.
- Tyle mnie znacie i jeszcze nie wiecie, że moje fochy nigdy
nie są na poważnie? – Zaśmiałam się.
- Jakoś nie. Za każdym razem nas nabierasz.
- Wy moje kochane przygłupki. Gdzie muzyka? – Dałam Maćkowi
pstryczka w nos.
- Już. – Powiedział Maciek i swoimi długimi ramionami
włączył radio. Z głośników poleciała piosenka „Ai Se Eu Te Pego” a ja zaczęłam
śpiewać. Siatkarze dołączyli do mnie po trzech sekundach. Darliśmy się tak
głośno, że aż przechodnie odwracali się za naszym samochodem. Nic sobie z tego
nie robiliśmy tylko, opanowując kolejne napady śmiechu, śpiewaliśmy dalej.
- Ja już nie mogę. – Powiedziałam bardzo zachrypniętym
głosem. – Długo jeszcze będziemy jechać?
- Właściwie to już dojechaliśmy. – Wyjrzałam przez okno a
moim oczom ukazała się hala Energia.
- Przecież wy dzisiaj gracie mecz! – Uderzyłam się ręką w
czoło.
- Jakie olśnienie! Dobrze, że teraz, a nie w połowie 3 seta.
– Podsumował mnie Kłos.
- Hahahaha bardzo zabawne. A z kim gracie? – Wiedziałam, że
o pytanie nie było mądrym pomysłem
- No błagam… Niby taka fanka, a nawet nie wie z kim gramy. –
Przewrócił oczami atakujący.
- Siedź cicho Muzaj, bo ty i tak pewnie dzisiaj na boisko
nie wejdziesz. – Warknął, w żartach oczywiście, Kłos.
- Mój rycerz powrócił. – Przytuliłam się do środkowego
starając się powstrzymać śmiech.
- Koniec tych czułości, idziemy na mecz. Ruchy, ruchy! –
Ponaglił nas Maciek.
- Już. – Odparłam i odsunęłam się od Kłosa. Chłopcy
zaprowadzili mnie do środka szeroko uśmiechając się do ochroniarza. Szliśmy
chwilę krętymi korytarzami i po chwili zatrzymaliśmy się pod jakimiś drzwiami.
- Przepraszam, ale tu wejść nie możesz. Zaczekasz tu na nas?
Bo znając twoją orientację w terenie zaraz się zgubisz. – Zachichotali we dwoje
jak na zawołanie.
- Okej. – Odparłam i zsuwając się po ścianie usiadłam na
podłodze. Szkoda, że nie zabrałam jakiś
słuchawek, bo te sieroty pewnie będą tam siedzieć z pół godziny jak nie dłużej.
Ale w końcu będę na meczu! Marzenia się jednak spełniają. Moje rozmyślania
przerwał Kłos:
- Wstawaj! Na mecz trzeba iść! – Musiałam naprawdę bardzo
wysoko podnieść głowę, żeby ujrzeć jego roześmianą twarz.
- Pomożesz mi? – Wysunęłam wyprostowaną rękę przed siebie.
Karol ujął ją w swój silny uścisk i gwałtownym ruchem podniósł mnie z podłogi.
– Dziękuję. – Odparłam po złapaniu równowagi.
- Chodź, poznasz chłopaków. – Zatrzymałam się w pół kroku.
- Mam poznać Skrę? – Spytałam łamiącym się głosem.
- A nie chcesz? – Zdziwił się Kłos.
- Chcę, nawet nie wiesz jak bardzo chcę. – Rzuciłam się i
wyściskałam ich najmocniej jak tylko się dało. – Dziękuję. – Wyszeptałam, a w
moich oczach pojawiły się łzy.
- Chodź, bo się spóźnimy. – Powiedział Maciek i we trójkę
udaliśmy się na halę. Niestety przypuszczenia Muzaja się potwierdziły –
spóźniliśmy się. Chłopcy biegiem pobiegli na rozgrzewkę, a ja udałam się na
miejsce wskazane przez Karola. Usiadłam na krzesełku, a po moim ciele przeszły
ciarki. Moment później mecz się rozpoczął. I Skra i Asseco grały równo, jednak
to pszczółki lekko dominowały.
- I jak ci się podoba mecz? – Muzaj usiadł koło mnie na
krześle podczas pierwszej przerwy technicznej.
- Super! Nadal nie wiem, jak mogę wam podziękować. -
Przytuliłam go. – Koniec przerwy. Musisz iść?
- Zostanę tu z tobą. – Uśmiechnął się i potarł moje ramię
swoją dłonią.
Przez następne trzy sety siedzieliśmy razem na trybunach
komentując każdą akcję i zajadając się czekoladowymi groszkami. Czwarty set.
Skra prowadzi 8:3 i w całym meczu 2:1.
- Skra dostała dzisiaj niezłego kopa. – Podsumowałam udamy
atak Winiarskiego z drugiej linii.
- Ty siedzisz na trybunach, nie mogło być inaczej. –
Spojrzał na mnie i nagle wybuchł niepohamowanym śmiechem.
- Co się stało? – Spytałam zdziwiona.
- Ubrudziłaś się fajtłapo. – Nie mógł powstrzymać śmiechu.
Zgiął się tak mocno, że dałby radę językiem podłogę umyć.
- Gdzie? – Spytałam i zaczęłam wycierać twarz starając
trafić się na tą ubrudzoną jej część.
- Trochę bardziej na lewo. – Poinstruował mnie Maciek.
- Tutaj? – Spytałam po przesunięciu chusteczki w odpowiednią
stronę.
- Poczekaj. – Odparł i swoją ogromną dłonią zaczął wycierać
mój lewy policzek. Jego twarz przybliżała się coraz bardziej do mojej. Moje
serce zaczęło wariować, oddech stał się nierówny. Nasze usta od siebie dzieliły
już milimetry, kiedy…
- Muzaj, wchodzisz na boisko! – Krzyknął Jacek Nawrocki
trzymając w ręku tabliczkę z numerem 14.
- Muszę lecieć. – Zdjął dłoń z mojego policzka i wstał z
krzesła.
- Skop im tyłki! Znaczy zbij, bo to nie nożna. – Zaśmiałam
się. - Trzymam kciuki. – Odparłam i podążałam wzrokiem za wchodzącym na boisko
Maćkiem.
Co to było? Czemu się
prawie pocałowaliśmy? Przecież nie kocham Maćka, to tylko przyjaciel. A może
jednak? Nie, nie i jeszcze raz nie. Maciek to przyjaciel. Koniec, kropka. Nie
mogę zniszczyć tej przyjaźni, przecież nie mam nikogo…
Szło mu świetnie. Kończył każdą piłkę, obojętnie czy była
idealna czy zła. Cały czas trzymałam kciuki. Może dlatego wygrywali?
Mecz zakończył się wynikiem 3:1 dla Skry. Zawodnicy
grzecznie podali sobie dłonie pod siatką i zaczęli krzyczeć razem z
publicznością.
- Mecz się zakończył, więc teraz czas na MVP. – Oznajmił
spiker. – A zostaje nim… Maciej Muzaj! – Zaczęłam skakać z radości jak dziecko.
Maciek odebrał statuetkę i podbiegł do mnie.
- To dla ciebie. Dzięki tobie tak świetnie dzisiaj grałem.
Przynosisz mi szczęście. – Wręczył mi statuetkę. – Zostaniesz moją szczęśliwą
maskotką? – Nie mogłam wydusić z siebie słowa.
- I moją? – Wtrącił się jak zwykle Kłos.
- Yyy.. Jasne. – Odparłam powstrzymując łzy.
- W takim razie chodź. – Maciek wziął mnie za rękę i
wyprowadził z trybun.
~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny rozdział! ;) Tak, wena wróciła. Mam nadzieję, że na długo ;D
Rozdziały będą pojawiać się od teraz regularnie, w niedziele po południu ;)
Rozdziały będą pojawiać się od teraz regularnie, w niedziele po południu ;)
Wiem, że ten dodaję wcześniej (mam nadzieję, że się za to nie obrazicie :P), ale w piątek jadę na mecz Polska-Brazylia, więc pewnie nie będę miała siły dodać kolejny ;)
Proszę o komentarze ;) Dacie radę pobić swój rekord, czyli 5? ;)
Jedziesz na mecz?! Fajnie masz. Ja będę musiała kibicować przed telewizorem. ;)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Maciek jaki zazdrosny o Kłosa... Ciekawe, co się będzie dalej działo... Nie mogę się doczekać. :D
Pozdrawiam. :)
Szczęściaroo :) też bym chciała tam być osobiście, ale i tak najlepsza miejscówka w domu już zaklepana :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny... I czyżby coś poważniejszego zaczynało się między Magdą a Maćkiem? :)
Pozdrawiam
http://pasio-passione.blogspot.com/
Nie wiem co napisać bo rozdział mi się podoba :D I jeszcze Maciej jest taki opiekuńczy *-* Zawsze z niecierpliwością czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńBawi się dobrze na meczu :D i wspieraj ich tam dobrze ;))
Jadę ;) od grudnia rodziców przekonywałam do tego meczu ;D w końcu ulegli ze słowami: "a jedź w cholerę!" xD ale po 8 latach kibicowania przed telewizorem mi się chyba należy? ;)
OdpowiedzUsuńMaciek i Magda.. jeszcze sama nie wiem co z nimi będzie xD
ale nawet i tak gdybym wiedziała to bym wam nie powiedziała ;p
Mam do was prośbę: moglibyście mi pomóc wymyślić jakiś ciekawy transparent na mecz? ;)
Hej! Miałam Cię informować o nowych notkach. No to informuję- napisałam kolejny rozdział. Zapraszam! ;)
OdpowiedzUsuńhttp://siatkowkaszytexyz.blogspot.com/
Super opowiadanie :* Czekam na następne <3
OdpowiedzUsuń