środa, 31 lipca 2013

Rozdział 20



Obudził mnie dźwięk budzika. Podniosłam głowę i wyłączyłam przeklęte ustrojstwo, po czym przetarłam oczy.
- Fajny dzwonek budzika. – Usłyszałam nagle i aż podskoczyłam. – Dzień dobry. Jak się spało?
- Dobrze Maciuś. – Spojrzałam na niego. Leżał z rękami pod głową, przykryty do pasa kocem, a jego oczy były skierowane na mnie. – To co? Wstajemy? – Powiedziałam i zrzuciłam z siebie kołdrę.
- A musimy? – Spytał słodko. – Przecież tu jest tak wygodnie. – Poklepał ręką materac.
- Dzisiaj masz ważny mecz, a ty chcesz leżeć w łóżku? Serio? – Pokiwał twierdząco głową. – Ja wstaję a ty rób co chcesz. – Oznajmiłam i podniosłam się.
- Chciałem po dobroci. – Powiedział, po czym złapał mnie w pasie i rzucił na łóżko. Chwycił mnie jedną ręką za nadgarstki i umieścił je nad moją głową, a drugą zaczął mnie łaskotać. Zaczęłam się śmiać, rzucać po całym łóżku i kopać, aby tylko mnie wypuścił. Jednak moje działania sprawiły, że zaczął mnie jeszcze mocniej łaskotać.  – I co teraz powiesz?
- Przestań! Proszę! – Krzyknęłam i Maciek skończył mnie łaskotać. Przybliżył swoją twarz do mojej tak blisko, że czułam jego oddech na policzkach. Serce zaczęło mi bić jak szalone, kiedy Muzaj puścił moje nadgarstki i zaczął głaskać po twarzy wierzchem dłoni.
- Chciałem to zrobić odkąd pierwszy raz cię zobaczyłem. – Oznajmił, po czym wpił się w moje usta. Zaskoczona nie mogłam się ruszyć, lecz po chwili odwzajemniłam pocałunek. Wplotłam palce we włosy atakującego, a on przeniósł usta z moich warg na szyję. – Magda. – Wyszeptał mi do ucha. – Magda, wstawaj. – Otworzyłam oczy. Leżałam na łóżku przykryta kołdrą, a nade mną stał Maciek. – Za chwilę wychodzimy, szykuj się. – Powiedział, po czym wyszedł z pokoju. Co to kurwa było?

Dwadzieścia po siódmej byliśmy już przed halą. Przywitałam się z Bąkiem, Winiarem,
Mario, Alkiem i Cupko. Reszty jeszcze nie było. Po trzech minutach pojawił się trener Nawrocki.
- Dzień dobry wszystkim. – Przywitał się ze wszystkimi. – Proszę wsiadać do autokaru. – Na te słowa Skrzaki rzuciły się do autokaru jak dziki zwierz na świeże mięso. Ich zachowanie przypomniało mi nasze wycieczki w gimnazjum. Też się tak zachowywaliśmy, aby tylko usiąść z tyłu.
- A ty co? Zostajesz? – Spytał przechodzący koło mnie siatkarz. Nie znałam go, choć wydawał mi się dziwnie znajomy.
- Idę, idę. – Powiedziałam i ruszyłam w stronę pojazdu. Odwróciłam się przy drzwiach. – Czy my się przypadkiem nie znamy? – Spytałam młodego siatkarza.
- Nie wiem, ale też mam takie wrażenie jakbym cię skądś znał. – Oznajmił i spojrzał na mnie dokładnie się przyglądając.
- Wchodzicie czy nie? – Spytał, lekko już zdenerwowany kierowca. Wsiedliśmy do autokaru. Młody siatkarz usiadł z przodu, a ja poszłam do tyłu, do Kłosa i Muzaja. Usiadłam na jedynym wolnym miejscu, czyli obok atakującego.
- Jak udało ci się załatwić, żebym jechała z wami? – Spytałam zaciekawiona.
- To moja słodka tajemnica. – Uśmiechnął się słodko. – Ja idę spać, dobranoc. Znaczy dobrej podróży. – Powiedział, po czym zamknął oczy, a już po chwili cichutko pochrapywał.
- Ktoś wie, ile w ogóle mamy jechać? – Spytał, w właściwie krzyknął mi do ucha, siedzący za mną Pliński. Po chwili usłyszeliśmy przeraźliwy wysoki dźwięk, a moment później głos trenera mówiącego przez mikrofon.
- Moi drodzy. Dzisiejszy plan dni wygląda następująco: po przyjeździe do Rzeszowa macie godzinę przerwy, gdyż Rzeszowianie mają trening. Potem my mamy dwugodzinny trening, dwie godzinki odpoczynku i psychicznego przygotowania i o 17 wyjeżdżamy na mecz. – Oznajmił Nawrocki. – Jakieś pytania?
- Czyli ile będziemy jechać? Bo nie zrozumiałem. – Ponowił swoje pytanie Pliński.
- Jakieś pięć godzin. – Powiedział trener, a w autokarze dało się słyszeć słowa nie nadające się do wymawiania ich przed 22.
- A co po meczu? – Spytał Winiarski.
- Z racji tego, że dzień po meczu jest dniem wolnym, po meczu robicie co chcecie. Wracacie z nami, zostajecie, jedziecie w przeciwnym kierunku. Tylko proszę wcześniej mnie poinformować. – Oznajmił Nawrocki. – Jeszcze coś? – Odpowiedziała mu cisza. – W takim razie życzę miłej podróży. – Odłożył mikrofon na miejsce. 
Siatkarze podzielili się na trzy grupy: jedni spali, drudzy słuchali muzyki, a reszta podziwiała widoki za oknem. Ja nie należałam do żadnej z nich. Wyjęłam nowy telefon i zaczęłam ustawiać wszystkie opcje. Na szczęście karta z starego telefonu nie była zniszczona i nie straciłam żadnych numerów.
- A cóż to koleżanka porabia? – Usłyszałam nad sobą. – Przyszedłem się przedstawić. Jędrzej jestem. – Wyciągnął rękę, a ja wybuchłam gromkim śmiechem. – Wiem, że moje imię jest dość dziwne, ale…
- Przepraszam, nie o to chodzi. – Przerwałam mu. – Po prostu w przedszkolu podkochiwałam się w chłopaku, który miał właśnie tak na imię. – Opanowałam już swój śmiech. – Magda jestem. – Uścisnęłam jego dłoń.
- Nie przeszkadzam ci już. Do zobaczenia. – Powiedział i poszedł na swoje miejsce.

 Po pięciu godzinach jazdy w męczarniach dotarliśmy do Rzeszowa. Napisałam do Zibiego: „jesteśmy ;)” i poszliśmy do hotelu. Nie wiem po co komu hotel na parę godzin, ale to nie moja sprawa. Rzucałam właśnie moją torbę na łóżko, kiedy dostałam esemesa od ZB9: „ Nawet nie wiesz, jak się cieszę :D Chodź do nas na trening ;) Wyjdę po Ciebie :)”. Skoczyłam do łazienki poprawić mojego koka, który po podróży bardziej przypominał luźnego kucyka i wyszłam z hotelu, uprzednio informując o tym Maćka i trenera Nawrockiego. Po paru minutach marszu byłam już przed halą, gdzie czekał na mnie Zbyszek. Kiedy tylko mnie zobaczył, podbiegł i dał mi buziaka w policzek.
- Jak ja się za tobą stęskniłem. – Powiedział i mocno mnie przytulił jednocześnie obracając się wokół własnej osi. – Chodź, chłopcy nie mogą się doczekać, kiedy cię poznają. – Wziął mnie za rękę i zaprowadził do środka. Pierwszy podbiegł do mnie Igła, o dziwo bez kamery.
- Magda. – Przytulił mnie. – Będziesz dzisiaj na imprezie, prawda? W końcu musisz dokonać autoryzacji na moim filmie. – Puścił mi oczko. – Chodź, przedstawimy cię reszcie. – Oddał mnie w ręce Zibiego, a sam pobiegł do trenera. Po chwili wrócił do nas razem z nim.
- Andrzej Kowal, miło mi. – Trener uścisnął mi rękę. Dopiero wtedy wzrok wszystkich skupił się na mnie. – Mam nadzieję, że nie przyszłaś rozpraszać mi drużyny przed meczem, co? – Spojrzał na mnie surowym wzrokiem, a mi serce waliło jak szalone. Po chwili zaczął się śmiać. – Żartowałem. – Puścił mi oczko. – Ale nie więcej niż dziesięć minut, dobrze? – Pokiwałam głową, a Kowal wrócił na swoją ławkę trenerską.
- Dobrze, to teraz chodź. – Powiedział atakujący i wyciągnął mnie na środek. Reszta Resoviaków okrążyła mnie, a z racji ich wzrostu czułam się jak uwięziona w klatce. – To jest Magda, moja koleżanka. – Oznajmił Zibi. – A to, licząc od lewej: Jochen Schöps, Łukasz Perłowski, Maciek Dobrowolski, Wojtek Grzyb, Lukáš Ticháček, Olieg Akhrem, Nikola Kovacević, Kuba Woś, Paul Lotman, Piotrek Nowakowski, Grzesiu Kosok i Rafał Buszek. – Wymienił atakujący, a siatkarze grzecznie się ze mną przywitali.
- No i jeszcze ja! – Wtrącił się Krzysio. – To co, grasz z nami? – Spytał wyjmując piłkę z kosza.
- Chętnie, ale niestety nie mogę. - Odparłam smutnym głosem. – Może następnym razem. – Westchnęłam głośno.
- Ale jak to? Co się dzieje? – Zbyszek błyskawicznie do mnie doskoczył. – Magda, co się stało?
- Po prostu mam założone szwy i…
- Szwy? – Przerwał mi Zibi. – Jakie do cholery jasnej szwy? – Głos zaczął mu się podnosić, a ręce trząść.
- Długa historia. – Chciałam skończyć temat, lecz pytający wzrok każdego z Resoviaków mi na to nie pozwolił. – Po prostu poślizgnęłam się w sklepie i wylądowałam w słoikach. Tyle.
- Czemu mi o tym nie powiedziałaś? – Spytał Zibi. W jego głosie było słychać zmartwienie i smutek. - Pomógł bym ci jakoś, czy coś. - Oznajmił i przytulił się do mnie, po czym delikatnie pocałował w czoło.
- Nie chciałam cię martwić. A poza tym i tak byś mi nie pomógł. – Powiedziałam patrząc mu prosto w zielone oczy.
- A gdzie masz te szwy? – Spytał, dzisiaj wcale nie cichy, Pit.
- Na lewym ramieniu. – Spojrzałam na rękę z obrzydzeniem.
- A kiedy ci je zdejmą? – Spytał zaciekawiony Grzesiek.
- Za trzy tygodnie najwcześniej. – Odparłam smutno i spojrzałam na podłogę unikając współczujących spojrzeń Resoviaków.
- Dobrze, że nam powiedziałaś. – Podsumował Krzysiek. – Przynajmniej będziemy na ciebie uważali na imprezie. – Uśmiechnął się tak, jak to tylko Igła potrafi.
- A właśnie, w czym idziesz na imprezę? – Zaciekawił się Zbyszek.
- Spodnie, T-shirt. Tak normalnie. – Odparłam nerwowo skubiąc skrawek mojej koszulki.
- O nie! – Krzyknął Zibi. – Nie ma nawet mowy. – Powiedział, kiedy zaczęłam mówić coś w geście protestu. – Po treningu jedziemy na zakupy. Koniec tematu.
- Skoro koniec tematu to możemy kontynuować trening? – nagle koło nas pojawił się trener.
- Jasne. – Odparłam i poszłam na trybuny, a siatkarze podzielili się na dwie drużyny i rozpoczęli mecz.

Po treningu Zbyszek wpakował mnie do swojego czarnego BMW i zawiózł pod galerię handlową. Zaparkowaliśmy pod tabliczką z ananasem, po czym Zibi pomógł mi wysiąść z auta.
- To czego najpierw szukamy? Szpilek czy sukienki? – Spytał kiedy weszliśmy do środka i właśnie mijaliśmy KFC.
- Niczego. Chodźmy stąd. – Pociągnęłam go za rękę, ale ani drgnął.
- Masz rację. Łatwiej jest dobrać buty do sukienki niż odwrotnie. – Pociągnął mnie do pierwszego sklepu z ubraniami. Zostawił mnie przy wejściu, a sam pobiegł buszować w sukienkach. Miny ekspedientek – bezcenne. Po chwili jednak wrócił.
- Co? Zmądrzałeś? – Spytałam z ironią w głosie.
- Nie, tu po prostu nie ma tutaj niczego ciekawego. – Złapał mnie za rękę. – Chodź, idziemy dalej.
Po wizytach w pięciu sklepach Zbyszek nie znalazł niczego ciekawego, a ja zdarłam sobie gardło prosząc go, żebyśmy stąd poszli. W końcu dotarliśmy do dwóch ostatnich sklepów w galerii.
- Jak tutaj czegoś nie znajdziemy to jedziemy w inne miejsce. – Jęknęłam z zawodu, a Bartman po raz kolejny tego dnia wskoczył pomiędzy sukienki. Ja w tym czasie przeczytałam wszystkie promocje, oferty oraz banery reklamowe, które znalazły się z zasięgu mojego wzroku. Po piętnastu minutach spomiędzy wieszaków wyłonił się atakujący z dwiema sukienkami w ręku.
- Coś ci przypasowało? – Spytałam z ironią.
- Jak widać tak. Zapraszam do przebieralni. – Podał mi ubrania i wskazał miejsce, gdzie mam się przebrać, a Zibi usiadł na ławeczce przed przebieralnią. Jedna z sukienek była na ramiączka, błękitna, z drobnymi kryształkami w okolicach dekoltu i sięgała mi do kolan. Druga, czarna, była obcisła, bez ramiączek i z maleńkim cekinami, którym były wyszyte kręcone wzory. Przeraziła mnie jedynie długość – sięgała mi do połowy ud. Pokazałam się w obydwu Zbyszkowi, po czym ponownie założyłam moje ubrania.
- Bierzemy tą czarną. – Oznajmił Zibi i poszedł w kierunku kas.
- Ale ona jest za krótka! – Zaprotestowałam jednocześnie zagradzając mu sobą drogę.
- Przestań. Jest idealna. – Pogłaskał mnie po głowie. – Idę zapłacić.
- Ale… - Powiedziałam, ale kasjerka już nabiła kod sukienki na paragon. Zbyszek zapłacił, a ja ze smutną miną wyszłam ze sklepu.
- Chodź, teraz buty. – Powiedział i dosłownie zaciągnął mnie do kolejnego sklepu. Na szczęście od razu znalazł szpilki, które przypadły mu do gustu. – Przymierz. – Podał mi czarno-niebieskie buty z kokardką, które miały około 15 centymetrów wysokości.
- Chcesz, żebym się zabiła czy skompromitowała? – Spytałam z przerażeniem patrząc na Zbyszka.
- Chcę, żebyś powaliła wszystkich swoim wyglądem na kolana. – Pocałował mnie w czoło. – Zakładaj. – Posłusznie napłoszyłam szpilki na nogi i z pomocą Bartmana wstałam. W tym butach byłam tylko o pół głowy od niego niższa. – I jak? Dobry rozmiar? – Pokiwałam głową bojąc się odezwać, tak, jakby mój głos sprawił, że stracę równowagę. – W takim razie idziemy do kasy. – Zdjęłam buty, po czym założyłam swoje adidasy, a Zibi spakował szpilki do pudełka i poszedł zapłacić. Po chwili wrócił do mnie i spojrzał na zegarek. – Miałem jeszcze zabrać cię na coś do jedzenia, ale nie zdążymy, bo za pół godziny musimy być na hali. – Zmęczona pokiwałam tylko głową, po czym, ku mojej uciesze, opuściliśmy galerię.

Mecz zakończył się wynikiem 3:1 dla gospodarzy, MVP Krzysztof Ignaczak. Po meczu Maciek wskoczył do mnie na trybuny, a razem z nim na trybuny podążyły wszystkie okoliczne kamery. Starałam się ukryć twarz przed nimi.
- To i tak nie pomoże. – Powiedział Maciek przytulając mnie.
- Dzięki za pocieszenie. – Spojrzałam mu prosto w oczy. – Wspaniały mecz, świetnie grałeś. – Pochwaliłam go.
- Ale przegraliśmy. – Odparł smutno. – I jeszcze te hieny cmentarne łażą za mną ciągle. – Wskazał na paparazzi. – Czekają chyba aż nakryją mnie z Karolem.
- Ale przecież Kłosik miał jakiś pomysł. – Pogłaskałam go po plecach.
- Ja właśnie w tej sprawie. – Złapał mnie delikatnie za podbródek. – Przepraszam. – „Za co?” chciałam spytać, lecz Muzaj delikatnie musnął moje wargi. Po chwili zdumienia odruchowo odwzajemniłam pocałunek. Atakujący w tym czasie wplótł dłonie w moje włosy. Moje serce biło jak oszalałe. Moment później Maciek się ode mnie odsunął. – Wyjaśnię później. – Powiedział i pobiegł do szatni, a ja zdezorientowana i zdziwiona opadłam na krzesło.

Pakowałam właśnie mój nieszczęsny strój na imprezę do bagażnika, kiedy koło mnie pojawił się Maciek.
- Chyba należą ci się wyjaśnienia. – Pokiwałam głową. – Właśnie na tym polegał plan Kłosa. Mieliśmy pokazać światu, że mamy dziewczyny, które kochamy, a że ja nie mam to… - Spuścił wzrok.
- To mnie wykorzystałeś. – Dokończyłam za niego. – Nie gniewam się, tylko wolałabym, żebyś mnie uprzedzał o takich rzeczach, dobrze? – W oczach atakującego, które właśnie na mnie patrzyły, pojawiła się radość i ulga. Wsiedliśmy do samochodu, w którym siedział już Kłos.
- Skoro jego nie zabiłaś to mnie też nie, prawda? – Zrobił minę kota ze Shreka.
- Jeśli to wam pomoże to nie. – Środkowy uśmiechnął się i odpalił silnik. Po paru minutach byliśmy już na miejscu. Wyciągnęłam moje ubrania z bagażnika i we trójkę podeszliśmy do domu. Maciek zadzwonił do drzwi, ledwo można było go usłyszeć przez głośną muzykę. No to zaczynamy drugi Projekt X.  

~~~~~~~~~~

Witam Was kolejnym rozdziałem ;) Długi z okazji 9 tysięcy wyświetleń :D Dziękuję :*
Jeśli ktoś chciałby być informowany na bieżąco, proszę pisać na gg: 47524430 ;)
Zaczęłam nadrabiać Wasze blogi, na paru pojawiły się już komentarze :D Resztę postaram się nadrobić w tym tygodniu.
Wracając do opowiadania: Kto spodziewał się takiego obrotu sprawy? :P

P.S. Chcieliście zdjęcie - proszę bardzo xD Więcej?
P.S.2 Głosujcie w ankiecie po prawej stronie na dole ;)

czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział 19



Razem z Winiarem i Wlazłym pobiegliśmy w kierunku, z którego dobiegał krzyk. Za drzwiami znaleźliśmy małego chłopca z zakrwawioną nogą, a obok niego siedział pies z czerwonym pyskiem.
- Arek! – Krzyknął Mario i podbiegł do chłopca, po czym wziął go na ręce. – Przepraszam. – Powiedział i wtulił się w chłopca. – Zróbcie coś! – Krzyknął w naszym kierunku ze łzami w oczach.
- Pokaż mi tą nogę. – Kucnęłam koło Wlazłych i zaczęłam opatrywać nogę Arka, który siedział na kolanach taty.
- Mocno boli? – Spytał Winiarski głaszcząc małego Wlazłego po głowie. Chłopiec pokiwał przecząco głową. – I co? – Zwrócił się do mnie.
Lekko wytarłam nogę Arka z czerwonej cieczy i przyjrzałam się ranie. A raczej gładkiej skórze, na której nie można było dopatrzeć się choćby śladu po ranie. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Mój syn jest ranny a ty się cieszysz? – Zbulwersował się Mariusz. – Oszalałaś dziewczyno?
- Myślę, że możesz przestać się denerwować. – Odparłam spokojnie i podniosłam się z podłogi.
- J-jak to? – Spytał zaskoczony atakujący.
- To ketchup. – Odparłam i uśmiechnęłam się po raz kolejny.
- Ketchup? – Powiedział zaskoczony Winiarski. – Nie rozumiem.
- Już tłumaczę. – Kucnęłam koło Wlazłych i wzięłam Arka na kolana. – Co się tutaj stało?
- Jadłem hot-doga i psysedł pjes i mi go zjadł. – Powiedział sepleniąc i tuląc się do mojego brzucha.
- Widzisz? To na nodze Arka i pysku psa to ketchup. – Położyłam rękę na ramieniu Mariusza. – Wszystko jest w porządku. – Mario wstał i mocno się do mnie przytulił.
- Dziękuję. – Wtulił twarz w moje ramię.
- Ej, bo Maciuś będzie zazdrosny. – Ni stąd ni zowąd pojawił się Kłos z Muzajem. Ten drugi zaczerwienił się słodko.
- To co? Idziemy na ten trening? – Powiedział po chwili Maciek, a jego policzki wracały do normalnego koloru.
- W końcu po to tu przyszliśmy. – Odpowiedział Mario, po czym razem udaliśmy się na halę.
- Chodź, przedstawię ci wszystkich – Muzaj złapał mnie za rękę i próbował wyciągnąć na środek.
- Po treningu, dobrze? – Spytałam. Kiwnął głową twierdząco i pobiegł do reszty siatkarzy, którzy stali wokół trenera Nawrockiego. Po chwili chłopcy zaczęli trenować różne elementy w parach. Podczas serwisu Pliny podszedł do mnie Arek.
- Cześć kochanie. Co się dzieje? – Wzięłam go na kolana.
- Nić. Psysedłem powiedzieć dziękuję. – Pocałował mnie w policzek, co bardzo mnie zaskoczyło.
- Nie musisz. – Pogłaskałam go po jasne czuprynce. – A tak poza tym Magda jestem.
- A ja Ajek. Musę biec do mamy. Papa. – Powiedział i mocno się do mnie przytulił.
- Pa. – Oznajmiłam i podążyłam wzrokiem za małym Wlazłym.
- Ej, pani Muzaj! – Krzyknął któryś ze Skrzaków. – Grasz z nami? – Okazało się, że tym kimś był Woicki.
- Nie mogę. – Odkrzyknęłam.
- Czemu? – Zdziwił się Paweł i rzucił do mnie piłkę. – No chodź.
- Bardzo bym chciała, ale nie mogę. – Odparłam smutno i odrzuciłam im Mikasę.
- Skoro nie możesz to trudno. – Zmartwił się rozgrywający i powrócił do treningu.
Chłopcy zagrali 5-setowy mecz, w którym drużyna Maćka przegrała 3:2. Po treningu siatkarze poszli się przebrać, a ja grzecznie stałam pod szatnią, aby się nie zgubić. Zza drzwi dochodziła głośna muzyka, a ja, świrnięta nastolatka, z nudów zaczęłam tańczyć. Oczywiście ostrożnie, uważając na szwy. Na całe szczęście nikt tego nie widział. Oprócz kamer przemysłowych.
Kiedy Maciek i Karol się przebrali wyszliśmy z Energii i wsiedliśmy do samochodu.
- To gdzie jedziemy szefowo? – Spytał Kłos odpalając silnik.
- Do szkoły. – Odparłam i próbowałam zapiąć pas, który się zaciął, a ja z nienadającą się do użytku ręką nie mogłam nic zrobić.
- Pomogę ci. – Powiedział atakujący, po czym przysunął się do mnie i odblokował pas. Następnie delikatnie go zapiął, przypadkowo muskając opuszkami palców moją szyję. Przez moje ciało przeszedł dreszcz.
- Możemy już jechać? – Spytał znudzony środkowy, a Maciek błyskawicznie się odemnie odsunął.
- Możemy. – Powiedziałam, a Karol wyjechał z parkingu.
W szkole szybko załatwiłam papierkowe sprawy i postanowiłam przy okazji załatwić coś jeszcze. Po wyjściu z budynku wsiadłam do auta i robiąc minę kota ze Shreka spytałam kierowcę:
- Możemy jechać jeszcze w jedno miejsce? – Spytałam cały czas hipnotyzując Karola wzrokiem.
- A co ja za to będę miał? – Skrzyżował ręce na piersi.
- Zrobię obiad. – Odparłam błyskawicznie. Kłos zrobił minę myśliciela, a po chwili odpowiedział:
- To gdzie jedziemy?
- Gdzieś, gdzie mogę kupić telefon. – Powiedziałam i zapięłam pas, tym razem bez problemów.
Po półgodzinie szczęśliwi wróciliśmy z zakupów. Ja, że w końcu mam kontakt ze światem, a chłopcy, że w końcu będą mogli odpocząć po treningu.
- To co chcecie na obiad? – Spytałam zakładają różowy fartuszek. Nie mam zielonego pojęcia czemu w mieszkaniu dwóch facetów jest różowy fartuch. Ale chyba nie chcę wiedzieć.
- Zdajemy się na ciebie. – Odparł Maciek nie odrywając wzroku od telewizora.
Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej potrzebne składniki, po czym zabrałam się do roboty. Wstawiłam wodę na makaron i zaczęłam kroić pieczarki i mięso podśpiewując pod nosem.
Po półgodzinie biegania między szafkami wszystko było gotowe. Nałożyłam potrawę na talerz i zaniosłam chłopakom.
- Smacznego. – Postawiłam talerze na stole.
- A co to jest? – Spytał Kłos przełykając ślinę.
- Makaron z kurczakiem i pieczarkami. Smacznego. – Powiedziałam i zdjęłam fartuszek, po czym odłożyłam go na miejsce.
- A ty nie jesz? – Zdziwił się Maciek.
- Jakoś nie jestem głodna. Idę spać. Dobranoc. – Powiedziałam i udałam się w stronę łazienki.
- O nie moja droga. Jesz z nami. – Atakujący zatarasował mi przejście. – Żadnego ale. – Powiedział kiedy otworzyłam usta, aby zaprotestować. – Zapraszam do stołu. – Usiadłam na krześle i niechętnie zaczęłam grzebać widelcem w makaronie.
- Naprawdę muszę? – Spytała i spojrzałam błagalnym wzrokiem na Maćka.
- Tak, bez dyskusji. – Odpowiedział twardo. – I nie baw się, bo sam cię nakarmię. – Pogroził mi widelcem.
- Dobrze, już dobrze. – Powiedziałam i wzięłam odrobinę potrawy do buzi. – Zadowolony? – Muzaj pokiwał głową. – A z tobą – skierowałam widelec na Kłosa – jeszcze się policzę.
- Jedz, nie gadaj. Jak pies je to nie szczeka. – Powiedział Karol pochłaniając makaron. – Co do psa. Ciekawe skąd się wziął na hali ten kundel.
- Nie wiem i szczerze mnie to nie interesuję. – Powiedziałam i wzięłam ostatni kęs. – Zjadłam. Mogę już iść tatusiu? – Powiedziałam do atakującego.
- Teraz tak. – Powiedział i zabrał mój talerz. – Dobranoc skarbie. – Pocałował mnie w policzek.
- Dobranoc. – Powiedziałam głośniej, żeby Kłos mógł usłyszeć. Odpowiedział coś podobnego do „doraoc” i wrócił do wylizywania talerza. Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam pod prysznic.
Kładąc się do łóżka myślałam o jutrzejszym dniu. Jutro poznam Resovię, mój drugi ukochany klub i resztę Skrzaków, których nie było dzisiaj. A potem ta nieszczęsna impreza. Nie lubiłam takich rzeczy. Ludzie zawsze świetnie się bawili, a ja siedziałam jak ten słupek soli i gapiłam się na nich z zazdrością. Czułam się jak piąte koło u wozu. Mam nadzieję, że jutro tak nie będzie. Nagle przypomniało mi się, że nie wiem, o której jutro jest zbiórka. Szybko wyskoczyłam spod kołdry i pobiegłam do salonu.
- Karol, o której jest jutro zbiórka? – Spytałam środkowego, który przysypiał na kanapie.
- O siódmej wyjeżdżamy. – Odparł. – Więc musimy być wpół do.
- Okej. – Pokiwałam głową. – A ty idź do swojego pokoju, a nie na kanapie śpisz.
- Nie mogę. Muzaj tam chrapie. – Powiedział i zamknął oczy.
- Jak to? – Zdziwiłam się. – A tak. Przeze mnie. – Westchnęłam ciężko. – Idź do swojego pokoju, a ja zajmę się Maćkiem. – Powiedziałam, a środkowy posłusznie zabrał kołdrę i poszedł do swojego pokoju. Odwrócił się w drzwiach i powiedział:
- Tylko grzeczni bądźcie. Jutro jest ważny mecz i chcę się wyspać. – Przewróciłam tylko oczami, a Karol wszedł do środka.
- Co ty tu robisz? – Spytał atakujący, który właśnie wyszedł z łazienki.
- Nie pozwolę, żeby któryś z was spał na kanapie. – Skrzyżowałam ręce na piersi. – Dlatego ja śpię tutaj, a ty u siebie.
- Nie ma mowy. – Powiedział Maciek i nie zwracając uwagi na moje protesty wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. – Ty śpisz tutaj. – Powiedział i przykrył mnie kołdrą.
- To może kompromis? – Spytałam.
- Jaki?
- Śpij tu ze mną. – Powiedziałam, a Maćkowi zaświeciły się oczy. – To jak? Zgadzasz się? – Spytałam błagalnie.
- Niech ci będzie. – Powiedział i położył się koło mnie tak, że nasze ciała się nie stykały. – Dobranoc. – Powiedział i po chwili zaczął słodko pochrapywać.
Ja nie mogłam zasnąć. Bałam się jutrzejszego dnia. Bałam się, że znowu będę czuła się niepotrzebna na imprezie. Nagle Maciek złapał mnie za rękę. Uśmiechnęłam się zastanawiając, co mu się śni. Po chwili, z uśmiechem na ustach i dłonią Muzaja w mojej, usnęłam.

~~~~~~~~~~~~


 Witam serdecznie ;D Dziękuję wszystkim za życzenia ;) Były naprawdę niepotrzebne
Nadal proszę, abyście umieszczali linki do swoich blogów TUTAJ - to bardzo ułatwi mi sprawę ;)


To chyba tyle w tym tygodniu :) Paula M. dziękuję za wrócenie mi weny ;D Tobie właśnie dedykuję ten rozdział ;*
Przy następnym poście będę miała dla Was (jeśli będziecie chcieli) mazurskie zdjęcia mojego autorstwa.
A tymczasem do "zobaczenia" w następnym tygodniu :*
Pozdrawiam :*


poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 18



Obudził mnie wspaniały zapach kawy dochodzący z kuchni. Szybko wyskoczyłam z łóżka i pomaszerowałam do pomieszczenia po choćby odrobinkę tego boskiego napoju.
- Dzień dobry. – Przywitałam się z Kłosem. – Gdzie Maciek i reszta? – Spytałam i wyciągnęłam z szafki biały kubek w czerwone serduszka.
- Chłopaki poszli jak tylko dowiedzieli się czemu masz szwy. – Skrzywiłam się. – A nasz kochany Maciuś jeszcze śpi. Bardzo przeżył twój wczorajszy wypadek. – Powiedział i charakterystycznie poruszał brwiami.
- Rozumiem. – Powiedziałam i podeszłam do ekspresu w celu nalania sobie kawy, jednak nie udało mi się tego zrobić, gdyż Karol wyjął mi z ręki kubek.
- Możesz pić kawę w takim stanie? – Spojrzał pytająco najpierw na mnie, potem na kubek i potem znowu na mnie.
- Jakim stanie, Karolku? – Spytałam zdziwiona. - Jestem pozszywana a nie w ciąży. – Złapałam się za boki.
- Szkoda. – Odstawił kubek na szafkę i spojrzał się tępo w podłogę.
- Co szkoda? Że nie jestem w ciąży czy że mniej kawy ci zostanie? – Próbowałam zażartować, ale Karol ani drgnął.
- To pierwsze. Myślę, że Maciek by się ucieszył. – Powiedział pozbawionym emocji głosem.
- Kłos, ogarnij się. – Potarłam jego ramię w geście wsparcia. - Nie jestem z Maćkiem, więc czemu mielibyśmy mieć dziecko? A jeśli chcesz potomka to musisz z Olą pogadać.
- Ja chcę tylko ona nie. – Powiedział, a z jego głosu błyskawicznie wyparował entuzjazm.
- Rozmawialiście o tym? – Karol pokiwał twierdząco głową. – Musisz dać jej czas. Ciąża powoduje wiele zmian u kobiet, które niekoniecznie są dobre. Ola musi przemyśleć wszystkie za i przeciw. – Przytuliłam go delikatnie ze względu na rękę. – Myślę jednak, że twoja dziewczyna szybko to sobie poukłada i się zgodzi.
- Dzięki. – Powiedział i wtulił się we mnie mocno, oczywiście uważając na moje ramię.
- A co to za obściskiwanie od rana? – Do kuchni wmaszerował zaspany Maciek i z zamkniętymi oczami nalał sobie kawy do mojego kubka.
- Pogadamy później. – Wyszeptałam Karolowi do ucha, a raczej do barku i odsunęłam się od niego. – O której macie trening? – Nie wiedziałam nawet, która aktualnie jest godzina, ale to nie miało znaczenia.
- O dziesiątej. – Powiedział atakujący i upił łyk kawy. Na ten widok zaschło mi w gardle, więc wzięłam drugi kubek, nalałam sobie czarnej jak smoła cieczy i napiłam się. – Szykuj się, jedziesz z nami.
- Co? – Omal nie upuściłam kawy.
- To, co słyszałaś. Także śniadanko, prysznic i jedziemy. – Oznajmił odstawiając pusty kubek do zlewu.
- Ale po co ja mam niby tam jechać?
- Są trzy powody. – Powiedział atakujący i zaczął wyliczać na palcach. - Po pierwsze: chłopcy zażądali, że chcą cię dzisiaj zobaczyć, po drugie: obiecałem ci to kiedyś, a po trzecie: lekarz powiedział, że zasługujesz na nagrodę.
- Okej, ale pod jednym warunkiem. – Maciek spojrzał na mnie pytająco. – Udostępnicie mi swojego laptopa?
- Jasne. – Oznajmił atakujący i pobiegł do salonu. Po chwili wrócił z urządzeniem w ręku. – Proszę.
- Dziękuję. – Powiedziałam, po czy wypiłam kawę do końca i udałam się do salonu, gdzie wygodnie usiadłam i położyłam laptopa na kolanach, po czym sprawnym ruchem go włączyłam. Po uruchomieniu przeglądarki i wejściu na facebooka zdziwiłam się ilością zaproszeń do znajomych oraz wiadomością. Zaproszenia były od Skrzaków oraz od Bartmana i Ignaczaka. Wszystkie szybko zaakceptowałam i otworzyłam wiadomość, która jak się okazało była od Zibiego:
              Co słychać? Jak się czujesz? Co z Twoim telefonem? Pamiętasz o treningu?
Do zobaczenia w środę :*
Uśmiechnęłam się do ekranu i zaczęłam odpisywać:
                                                          Wszystko dobrze ;)
                 O telefonie kompletnie zapomniałam, o treningu oczywiście pamiętam ;)
Wcisnęłam „wyślij”, po czym przejrzałam aktualności. Nadal połowa z nich dotyczyła Karola i Maćka jako parę, ale nie przejęłam się tym. Wylogowałam się, po czym wyłączyłam urządzenie i odłożyłam je na stolik, a sama pomaszerowałam do łazienki, po drodze zabierając z pokoju czyste ubrania i bieliznę.

Po szybkim prysznicu, podczas którego musiałam się nieźle wyginać, aby nie zamoczyć szwów, wyszłam z łazienki i poszłam do kuchni na śniadanie. Błyskawicznie zjadłam płatki z mlekiem i dostałam olśnienia.
- Mogę jeszcze na chwilę laptopa? – Spytałam i spojrzałam na Kłosa oczami kota ze Shreka.
- Jasne, jest tam, gdzie go zostawiłaś. – Odparł środkowy znad gazety.
- Dziękuję. – Powiedziałam wysyłając mu buziaka w powietrzu, po czym udałam się do salonu i włączyłam urządzenie. Szybko sprawdziłam to, co miałam sprawdzić i wyłączyłam laptopa, po czym podeszłam do Karola znajdującego się w swojej sypialni.
- Co robicie po treningu? – Spytałam Kłosa, który właśnie pakował strój treningowy.
- Nie mamy żadnych planów, a co? – Zerknął na mnie przez ramię.
- Moglibyście mnie podwieźć do szkoły? W końcu muszę złożyć papiery.
- Jasne, że tak. – Uśmiechnął się i zasunął torbę.
- Gotowa? – Pokiwałam głową. – W takim razie wychodzimy.

Na halę dotarliśmy w parę minut. Ostrożnie odpięłam pas i wysiałam z samochodu na chodnik. Serce biło mi jak szalone.
- Magda, co jest? – Maciek dosłownie zmaterializował się koło mnie.
- Boję się. – Powiedziałam drżącym głosem.
- Czego? – Obrócił się tak, że teraz stał przede mną.
- Nie wiem, ale się boję. – Odparłam i spojrzałam na halę.
- Przecież wszystko będzie dobrze. Większość chłopaków już cię zna, a reszta zaraz pozna i od razu polubi. – Ujął mój podbródek i spojrzał mi prosto w oczy. – Jestem tego pewien. – Odsunął się ode mnie i wyciągnął dłoń w moim kierunku. – Idziemy?
- Idziemy. – Powiedziałam i chwyciłam jego rękę uśmiechając się leciutko.
- Maciek! A torba? – Krzyknął za nami Karol stojący nad otwartym bagażnikiem.
- Faktycznie. – Uderzył się otwartą dłonią w czoło, po czym podbiegł do Karola i odebrał od niego swoje rzeczy. Obaj podeszli do mnie i wspólnie weszliśmy do środka.
- Musimy cię zostawić na moment. Idź już na salę, chłopaki pewnie się już rozgrzewają. – Powiedział Muzaj i wszedł z Karolem do szatni, z której dochodziła muzyka i głośnie śmiechy. Westchnęłam głośno i udałam się w kierunku sali. Zatrzymałam się przed drzwiami. Nienawidziłam takich momentów. Wchodzisz do środka i nagle wzrok wszystkich zgromadzonym w pomieszczeniu skupia się na tobie. Przełamałam się jednak, złapałam za klamkę i weszłam do środka. Tak jak mówił Maciek chłopcy już się rozgrzewali. Słychać było głośne odbijanie piłek oraz dziecięcy śmiech. Zdziwiłam się. Jednak moje zaskoczenie zostało przerwane, kiedy parę centymetrów od mojej głowy przeleciała piłka.
- Przepraszam. – Powiedział mały chłopczyk o blond włosach i znajomych niebieskich oczach.
- Przecież nic się nie stało. Proszę. – Podałam chłopczykowi piłkę i lekko się uśmiechnęłam.
- Dziękuję pani.
- Mam na imię Magda i chcę, żebyś mnie tak nazywał dobrze? – Pokiwał ze zrozumieniem głową. – A ty jak masz na imię?
- Oliwier. – Mój uśmiech stał się jeszcze większy.
- Śliczne imię. – Pogłaskałam go po główce. Nie wiem czemu. Tak odruchowo.
- Oliwier! Gdzie jesteś? – Krzyknął zaniepokojony tatuś.
- Tutaj jest, spokojnie. – Odpowiedziałam mu i razem z Olikiem do niego podeszliśmy.
- Magda? Co ty tutaj robisz? – Spytał zdziwiony, kiedy już miał syna na rękach.
- Sama chciałabym wiedzieć. – Misiek spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. – Maciek mnie tu zaciągnął. Stwierdził, że należy mi się nagroda za szwy. – Winiar skrzywił się na te słowa. - To twój syn, mam rację? – Spytałam wskazując na Oliwiera. No co, chciałam się upewnić.
- Skąd wiedziałaś? – Nie odpowiedziałam, ponieważ koło nas nagle pojawił się Mariusz Wlazły.
- O czym tak plotkujesz podczas treningu, co? I kim jest ta młoda dama?
- To Magda, koleżanka Maćka. – Przedstawił mnie Michał, a ja stałam jak sparaliżowana.
- Cześć, Mario jestem. – Podał mi dłoń, którą po chwili zawahania uścisnęłam.
- Matko, puść mnie! – Krzyknęłam, kiedy Maciek złapał mnie w pasie i zaczął kręcić się ze mną dookoła. Po chwili jednak mnie posłuchał i wypuścił ze swoich objęć.
- Dzięki. – Powiedziałam i kątem oka zauważyłam, że Winiar i Mario coś do siebie szeptają. Nagle w sali rozległ się przeraźliwy krzyk.  

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 Witam Was kolejnym rozdziałem ;) Miał być później, ale z racji moich imienin dodaję dzisiaj :D
Czemu jest coraz mniej komentarzy? Zanudzam Was?
Mam do Was prośbę ;) Wszystkie linki do Waszych blogów napiszcie TUTAJ  ;) Z góry dzięki ;)
To ja lecę samotnie spędzać imieniny (Paula pamiętam o Tobie, ale jesteś daleko), a Was zostawiam z tym czymś wyżej i czekam na komentarze :D
Pozdrawiam :*

czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział 17



Obudziłam się po około godzinie. Podniosłam głowę i rozejrzałam się dookoła.
- Gdzie my jesteśmy? – Zwróciłam się do Kostka.
- W szpitalu. – Powiedział i zaczął oglądać moje ramię. – Jak się czujesz? – Nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ zostaliśmy wezwani do gabinetu.
- Dzień dobry. – Przywitał nas czarnoskóry pan doktor. Razem z Cupkiem powtórzyliśmy słowa lekarza. – Co was do mnie sprowadza? – Spytał i spojrzał na mnie, jednak nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Pokazałam mu tylko moją lewą rękę.
- Czy to coś poważnego? – Spytałam coraz bardziej się denerwując.
- Wydaje mi się, że nie. Aczkolwiek musimy zrobić prześwietlenie, żeby wykluczyć złamanie. – Oznajmił lekarz i zanotować coś a białym skrawku papieru.
- Złamanie? – Zdziwiłam się. - Przecież ramię mnie nie boli. – Udowodniłam to poruszając ręką.
- Dość często zdarza się, że złamana ręka boli tylko przez chwilę, jak po zwykłym uderzeniu, i lekko puchnie. Jest to o tyle niebezpieczne, że osoba poszkodowana nie zdaje sobie sprawy, że jej kość krzywo się zrasta i w późniejszym życiu może jej przyprawić wiele kłopotów. – Byłam w szoku. Nie informacją, lecz znajomością języka polskiego u lekarza. Czarnoskóry doktor rozmawiający żargonem medycznym w tak trudnym języku, czyli po polsku.
- Rozumiem.
- W takim razie najpierw założymy pani opatrunek, ponieważ rana ciągle krwawi, a następnie zrobimy prześwietlenie. Zapraszam do zabiegowego. – Wskazał na drzwi po swojej prawej stronie. Udaliśmy się tam razem z przyjmującym. Na początku pielęgniarka nie chciała wpuścić Kostka, ale kiedy Cupko wytłumaczył jej, że chce odzyskać swoją koszulę, z szerokim uśmiechem na twarzy pozwoliła mu wejść. Szybkim ruchem, podciągając się prawą ręką, wskoczyłam na wysokie łóżko i usiadłam na nim wygodnie, a pielęgniarka zaczęła oglądać moje ramię.
- Widzę, że bardzo profesjonalnie zrobiony jest ten prowizoryczny opatrunek. Dobra robota. – Pochwaliła Serba, któremu właśnie w tym momencie zadzwonił telefon.
- Przepraszam na chwilę. – Oznajmił i wyszedł z pomieszczenia.
- Skąd pochodzi? Ma taki fajny akcent. – Pielęgniarka uśmiechnęła się i poprawiła wymykający się z kucyka kosmyk kruczoczarnych włosów.
- Z Serbii. – Powiedziałam, po czym syknęłam, gdyż moja rana w kontakcie z jakąś cieczą zaczęła przeraźliwie piec.
- Przepraszam. – Odparła i wytarła nadmiar płynu z mojego ramienia. - Długo jesteście razem?
- Co? – Zapowietrzyłam się ze zdziwienia - My nie jesteśmy razem. To tylko kolega. – Powiedziałam, podczas gdy moja ręka została solidnie obandażowana.
- W takim razie proszę mi wybaczyć. Gotowe. – Oznajmiła i ściągnęła lateksowe rękawiczki. – Zapraszam na prześwietlenie. – Powiedziała i pomogła mi zejść z łóżka. Zaprowadziła mnie do jakiejś ciemnej sali, w której było strasznie zimno i przez cały czas denerwująco brzęczało jakieś urządzenie. – Ma pani ze sobą coś metalowego?
- Nie. – Powiedziałam, a pielęgniarka pokiwała ze zrozumieniem głową i wskazała na ciemny stolik.
- Proszę usiąść na krześle, położyć się na plecach i wyciągnąć lewą rękę w bok. – Posłusznie zrobiłam to, co kazała. – Świetnie. Ja teraz wyjdę zrobić zdjęcie, a pani niech się nie rusza. – Kiwnęłam głową twierdząco, a pielęgniarka wyszła z pomieszczenia. Po chwili urządzenie zaczęła przeraźliwie wyć. Wystraszyłam się lekko, ale nie poruszyłam ręką. Moment później wszystko ucichło i pielęgniarka wróciła do mnie z brązową kopertą w dłoni. – Gotowe, możemy iść do pana doktora. – Powiedziała pomagając mi zejść i wróciliśmy do gabinetu.
- Zobaczymy co pani ręka nawywijała. – Powiedział i wyjął zdjęcie RTG z koperty, po czym umieścił ją na świecącym na biało prostokącie. Przyglądał się zdjęciu drapiąc się po głowie i ciężko wzdychając.
- Czy to coś poważnego? – Spytałam trzęsącym się głosem siedząc na krześle jak na szpilkach.
- Proszę się nie martwić, wszystko jest w porządku. – Schował zdjęcie z powrotem do koperty. – Proszę przejść do zabiegowego. – Posłusznie wykonałam jego polecenie i znowu musiałam wspiąć się na wysokie łóżko.
- Co pan będzie robił? – Spytałam, kiedy lekarz zaczął zakładać lateksowe rękawiczki.
- Kość nie jest złamana ani pęknięta. – Odetchnęłam z ulgą. – Niestety rana jest dość głęboka i muszę założyć parę szwów. – Wziął do ręki igłę i coś przypominającego nici. – Proszę odwrócić głowę. To nie jest miły widok. – Posłusznie wykonałam polecenie w momencie, w którym ktoś zapukał do drzwi. – Proszę poczekać chwilę. – Odparł i wbił mi igłę w ramię. Syknęłam. – Przepraszam, to znieczulenie. Chce pani, żeby chłopak wszedł i potrzymał panią za rękę? – Pokiwałam głową. Byłam zbyt przerażona, aby oznajmić lekarzowi, że Kostek nie jest moim ukochanym. – Pani Basiu, proszę wpuścić chłopaka pani Magdy. – Pielęgniarka otworzyła drzwi, a do środka wszedł Maciek. Oczy doktora oraz jego pomocnicy miały teraz wielkość pięciozłotówki.
- Jak się czujesz? Mocno boli? Jak ty sobie to zrobiłaś? – Atakujący zasypał mnie zawiną pytań.
- Później. – Odparłam słabym głosem i chwyciłam go za rękę, którą mocno ścisnął.
- Bądź dzielna. – Powiedział i pocałował mnie w czoło.
- Gotowa? – Spytał lekarz. Pokiwałam twierdząco głową i mocno zacisnęłam palce na dłoni siatkarza, równocześnie zaciskając szczęki. – Więc zaczynamy. Byłam przygotowana na ostry, przeszywający ból, lecz nie poczułam nic. Żadnego bólu. Żadnego kłucia. Nawet żadnego dotyku. Odetchnęłam z ulgą i rozluźniłam uścisk oraz szczęki. Maciek spojrzał na mnie i leciutko się uśmiechnął.
- Za chwilkę kończę. – Oznajmił lekarz i zaśmiał się leciutko. – Gotowe. – Powiedział po chwili i ściągnął z dłoni lateksowe rękawiczki, uprzednio odkładając igłę i szwy na miejsce. – Była pani bardzo dzielna. Myślę, że zasłużyła pani na nagrodę. – Puścił oczko do Muzaja. – Dobrze, wszystko gotowe. Proszę nie dźwigać ani nie poruszać gwałtownie ręką i zjawić się u mnie za tydzień na kontrolę i zmianę opatrunku. – Ukazał rząd białych zębów, które bardzo kontrastowały z jego ciemną karnacją.
- A kiedy będę mogła pozbyć się tych nici? – Spytałam i z obrzydzeniem spojrzałam na lewe ramię.
- Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to za trzy tygodnie. – Maciek potarł moje zdrowe ramię a jego usta ułożyły się w słowa: „wszystko będzie dobrze”.
- Rozumiem. Dziękuję bardzo. Do widzenia. – Powiedziałam i podeszłam do drzwi, jednak nie dane mi było ich otworzyć, gdyż uprzedził mnie atakujący.
- Do zobaczenia za tydzień. – Oznajmił doktor, a my opuściliśmy salę, gdzie natychmiast zostaliśmy otoczeni przez szóstkę Skrzaków. Powiedziałam tylko: „w domu” i wyszliśmy ze szpitala. Wsiadłam do samochodu Kłosa razem z Maćkiem, Winiarem i Zatorskim, a w samochodzie Bąkiewicza oprócz właściciela znaleźli się Alek, Cupko i Plina. Delikatnie, aby nie uszkodzić szwów, zapięłam pas i ruszyliśmy na ulicę Sportową. Po dotarciu na miejsce wpuściłam siatkarzy do mieszkania i zaprosiłam do salonu.
- Słuchamy. – Zaczął rozmowę Winiarski.
- Cupko, zacznij. – Powiedziałam i zostałam zmuszona do spocznięcia na kolanach Muzaja, gdyż Skrzaki zajęli wszystkie miejsca.
- Poszliśmy do sklepy na zakupy, ale to wiecie. – Moja ważąca co najmniej dwie tony głowa oparła na umięśnione ramię Maćka. - W sklepie napotkaliśmy staruszkę, która zaczęła wyrywać nam z rąk ostatnio parę żelek i wykłócała się, że to jej ukochane landrynki i że jej się należą, bo jest starsza. – Zamknęłam ociężałe powieki. – Wtedy do akcji wkroczyła Magda. – Reszty nie usłyszałam, ponieważ odpłynęłam w krainę Morfeusza.

~~~~~~~~~~~~~~

Witam Was rozdziałem 17 ;) Mam nadzieję, że się cieszycie ;D
Jeśli się postaracie i mi się uda to, co zaplanowałam, to na początku sierpnia będzie czekała na Was niespodzianka xD
Tymczasem zostawiam Was z moim opowiadaniem, a sama zmykam ukoić moje rozgrzane słońcem ciało w krystalicznie czystej wodzie mojego basenu :P
Pozdrawiam ;*
P.S Będzie 40 komentarzy? Nie zmuszam Was, rozdział i tak dodam ;)

 

niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział 16



- Puść mnie już. – Powiedziałam, kiedy po paru minutach nadal tkwiłam w objęciach siatkarza. Jednak przyjmujący nie miał zamiaru wypuścić mnie ze swoich ramion. Uratował mnie Maciek.

- Misiek, starczy ci już. Bo powiem Dagmarze. – Oznajmił atakujący grożąc palcem Winiarowi i sam porwał mnie w objęcia.

- Z deszczu pod rynnę. – Podsumowałam sytuację i starałam wyswobodzić się z silnych ramion Muzaja. Po chwili dotarło do niego, co próbuję zrobić i puścił mnie. – Co wy tu robicie? – Spytałam Skrzaków i zaprosiłam ich do środka.

- Nie chciał przyjść Mahomet do góry, przyszła góra do Mahometa. – Błysnął inteligencją Bąkiewicz i zasiadł jak król na kanapie. Obok niego usiedli Zati i Winiar, obok na fotelu Plina, a naprzeciwko Alek. Uśmiechnęłam się do nich i już miałam zaproponować im coś do picia, kiedy usłyszałam chrząknięcie nad moim uchem. Podniosłam wzrok starając się odnaleźć źródło tego dźwięku.

- My się jeszcze nie znamy. – Powiedział do mnie ciemnooki chłopak i podał mi dłoń. – Cupko jestem. – Uśmiechnął się uroczo, na co odpowiedziałam tym samym.

- Magda. – Powiedziałam do Konstantina, po czym zwróciłam się do Maćka. – Pilnuj zapiekanki, ja idę do sklepu.

- Do sklepu? Po co? – Zdziwił się Muzaj.

- Mamy w salonie bandę wygłodniałych wielkoludów. Dalej nie wiesz po co? – Złapałam się za boki.

- No tak. – W końcu zrozumiał bardzo spostrzegawczy atakujący. -  Iść z tobą? – Spytał z troską w głosie.

- Nie trzeba. Pilnuj tylko, żeby zapiekanka nie zamieniła się w węgiel. – Powiedziałam i zabierając po drodze portfel udałam się do drzwi. Jednak nie udało mi się do nich otrzeć, ponieważ ktoś stanął mi na drodze.

- A ty gdzie się ukradkiem wymykasz? – Spytał mnie atakujący o czekoladowych oczach, a ja natychmiast zrobiłam się czerwona przypominając sobie sytuację z szatni.

- Yy.. – Nie potrafiłam wydobyć innego dźwięku z mojego gardła. Po chwili jednak się udało. – Do sklepu.

- Idę z tobą. – Powiedział zakładając kurtkę. – Cupko, idziesz? – Krzyknął przez ramię. Kostek błyskawicznie podniósł się z fotela i podbiegł do nas w pośpiechu ubierając się.

- Chciałam cię przeprosić. – Powiedziałam, kiedy szliśmy już w trójkę bełchatowskim chodnikiem.

- Za co? – Zdziwił się Alek i spojrzał na mnie wyczekująco.

- Za tą akcję w szatni. Ja naprawdę nie wiedziałam, że ktoś tam jest, gdybym.. – Nie pozwolił mi dokończyć.

- Ja już przecież o tym zapomniałem. – Powiedział i uśmiechnął się słodko.

- Ale i tak przepraszam. – Nie odpuszczałam.

- Mogę się dowiedzieć o co chodzi? – Wtrącił się Cupko.

- Magda.. – Zaczął Alek.

- Nie mów! Proszę. – Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem i próbowałam doskoczyć do jego ust, aby mu je zatkać. Niestety bezskutecznie.

- Magda weszła do szatni, kiedy siedziałem w samym ręczniku. – Dokończył atakujący, a drugi z Serbów zaczął się śmiać.

- Ej no, miałeś nie mówić! – Skrzyżowałam ręce na piersi. - Obrażam się. – Powiedziałam i odwróciłam się tyłem do Atanasijevića.

- Madziu, przepraszam. Madziu… - Złapał mnie za ramiona i delikatnie próbował mnie obrócić.

- Zostaw mnie w spokoju. – Uciekłam od jego uścisku.

- Przepraszam. Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła? – Wzruszyłam tylko ramionami.

- Alek, przecież wiesz, co się robi z kobietami w takich sytuacjach. – Wtrącił się Cupko i intuicja podpowiadała mi, że właśnie porusz brwiami.

- Co? – Alek chyba nie zrozumiał sugestii kolegi.

- Wiesz przecież. Pomyśl tylko. – Puścił mu oczko.

- Aa! Już wiem! – Wykrzyknął Alek odkrywczo. – To jak? Dasz się przeprosić? – Nawet nie zareagowałam na jego słowa. – Miałaś wybór. – Oznajmił i przerzucił mnie przez ramię.

- Puść mnie! Natychmiast, słyszysz?! – Serb nawet nie zareagował, a Cupko stał koło nas i zwijał się ze śmiechu. – Tak ze mną pogrywasz?! Jak chcesz, ale musisz wiedzieć, że to się dla ciebie dobrze nie skończy.

- To znaczy? – Zdziwił się Alek.

- Zobaczysz jak nie puścisz mnie w ciągu pięciu sekund. – Byłam pewna, że atakujący nie puści, lecz on tylko poprawił mnie na ramieniu i poszedł w kierunku sklepu. – Ej, zostaw mnie w końcu. – Postanowiłam nie zwracać uwagi na Atanasijevića i zwróciłam się do Kostka, który cały czas śmiał się z nas jak naćpany. – Cupko, jeszcze trochę, a będziesz miał kaloryfer na brzuchu.

- Co będę miał? Katyfer? – Serb nieudolnie starał się poprawnie wypowiedzieć słowo.

- Kaloryfer. – Powiedziałam. -  Patrz mi na usta. Kaloryfer.

- Katyfer. – Powtórzył po mnie przyjmujący. – A co to w ogóle jest?

- Jak będziesz się tak śmiał, to się dowiesz. – Odpowiedziałam Serbowi i zwróciłam się do drugiego osobnika pochodzącego z tego samego kraju. – Jesteśmy już na miejscu, puść mnie. – Alek mnie na szczęście posłuchał i puścił. Na jego szczęście. Szybkim krokiem weszliśmy do sklepu, gdzie przywitał nas zaskoczony wzrok ekspedientek. Siatkarze tylko się uśmiechnęli, a ja, nieco skrępowana zachowaniem pań, udałam się do działu mięsnego. Położyłam potrzebne produkty do koszyka i poszłam dalej szukając wzrokiem Serbów. Zauważyłam ich flirtujących z kasjerkami. Pokręciłam tylko głową i udałam się na dalsze poszukiwanie składników kolacji. Zbliżałam się właśnie do półki ze słodyczami, kiedy usłyszałam czyjeś podniesione głosy. Podbiegłam do źródła dźwięku i zastałam tam Cupka i Alka kłócących się z jakąś starszą kobietą o ostatnią paczkę cukierków musujących.

- Co się tutaj dzieje? – Odsunęłam atakującego od staruszki.

- Ci niewychowani młodzieńcy kłócą się ze mną o moją paczkę landrynek. – Żachnęła się kobieta.

- Ale my byliśmy pierwsi! – Zdenerwował się Alek.

- Nie wiecie, że starszym się ustępuje? – Krzyknęła staruszka i stuknęła laską o posadzkę.

- A pani, jak była młoda, to ustępowała starszym? – Kobieta nie wiedziała co odpowiedzieć. Po chwili jednak wzięła głęboki oddech i oznajmiła:

- Jak ty się wyrażasz do starszych małolato? – Oznajmiła podniesionym głosem starsza kobieta.

- Słucham? Małolato? – Teraz to ja się zdenerwowałam. - Niech pani sobie nie pozwala.

- Niewychowane dziecko. – Wyraziła swoje zdanie mój temat. - Jak ty się wyrażasz do starszych?

- Ja? – Zdziwiłam się. - To pani zachowuje się niekulturalnie.

- Ja jestem starsza, a ty.. – Zaczęła kobieta, ale przerwałam jej.

- O przepraszam bardzo. Również jestem człowiekiem i należy mi się taki sam szacunek jak pani.

- Wypraszam sobie. – Prychnęła staruszka. - Jesteś tylko niewychowaną gówniarą i nie masz prawa odzywać się do mnie w taki sposób.

- Tu niestety jest pani w błędzie. Jestem takim samym obywatelem jak pani i mam takie same prawo do wyrażania własnych opinii. – Kobieta zdziwiona wzięła tylko głęboki oddech i wyszła ze sklepu zostawiając cukierki na półce. – Tak się załatwia takie sprawy. – Powiedziałam i podbiegłam do koszyka, aby umieścić tam moją zdobycz. Niestety poślizgnęłam się na mokrej podłodze i wylądowałam w słoikach z koncentratem pomidorowym. Poczułam przeszywający ból lewego ramienia.

- Wszystko w porządku z twoją ręką? – Szybko podbiegł do mnie Cupko i chwycił mnie za nadgarstek. – Pokaż.

- Au! Nic mi nie jest. Uważaj, bo tylko pogarszasz sprawę. – Próbowałam zabrać rękę.

- Zakrwawiłaś koncentrat pomidorowy. – Stwierdził przyjmujący. Nie widziałam żadnych śladów krwi, ale moja pokaleczona ręka mówiła, że jednak wśród potłuczonych słoików leżących na podłodze znajduje się czerwona ciecz, która jeszcze parę chwil termu płynęła spokojne po moich naczyniach krwionośnych.  – Myślę, że SANEPID mógłby się przyczepić. – Odwrócił moją rękę delikatniej niż się spodziewałam. Przygryzł dolną wargę i zagwizdał. Spojrzałam w dół i zobaczyłam, że całe ramię od łokcia do barku miałam umazane krwią. Czułam w nim sztywność i bolesne pulsowanie.

- Teraz zaczniesz rwać koszulę na pasy, żeby obandażować mi rękę? – Zażartowałam i spróbowałam podnieść się z podłogi, lecz moje nogi nie potrafiły utrzymać równowagi na pokrytej śliskim sosem posadce.

- Jeśli chciałaś, żebym podarł  na sobie ubranie, wystarczyło poprosić. To byłby o wiele mniej bolesny sposób. -  Powiedział chłodno, ale zrobił tak jak mówiłam. Fragmenty jego koszuli po chwili ścisło oplatały moje ramię. – Już. – Powiedział Kostek prostując się. – Następnym razem, kiedy postanowisz się zranić, żeby przyciągnąć moją uwagę, pomyśl, że czułe słówka działają cuda. – Moje usta drgnęły w mimowolnym uśmiechu. – Wstajemy. – Oznajmił i podniósł mnie z ziemi.

- A gdzie Aleks? – Spytałam, kompletnie olewając moją krwawiącą rękę.

- Tutaj jestem, załatwiałem sprawę z właścicielem. – Podbiegł do nas atakujący. -  Nic ci nie jest?

- Ze mną jest wszystko okej. A co z tobą? – Spytałam, ponieważ Alek zrobił się blady jak ściana.

- Nic. Po prostu nie znoszę widoku krwi. Wyjdźmy na dwór. – Poprosił i opuścił sklep.

- My to jedziemy do szpitala, a ty idź do Kłosa i powiedz mu o tej sytuacji. Tylko nie pozwól mu jechać do szpitala! – Powiedział Cupko, kiedy już dotarliśmy na parking za sklepem.

- Do jakiego szpitala? Przecież wszystko jest w porządku. – Nie zgadzałam się ze zdaniem Kostka. Niestety jak na zawołanie zakręciło mi się w głowie i musiałam usiąść na krawężniku.

- Chyba jednak nie. Jedziemy. – Powiedział przyjmujący wpakowując mnie do samochodu. Nie mam zielonego pojęcia jak znalazł się pod sklepem.

Autem jechaliśmy kwadrans. Nie wiedziałam, gdzie jest szpital, nie wiedziałam nawet w jakiej części Bełchatowa się znajdowałam. Na ostrym dyżurze jak zwykle tłum ludzi. Kostek rozmawiał z panią z rejestracji, a ja usiadłam na krzesełku stojącym pod ścianą. Po chwili obok mnie spoczął przyjmujący. Oparłam głowę o jego ramię i błyskawicznie zasnęłam.

~~~~~~~~~~~~

Wróciłam ;) Przepraszam, że tak długo, ale musiałam poukładać parę spraw. Nie poukładałam, ale rozdział jest ;D Myślałam, że wyjazd mi pomoże, ale niestety zawiodłam się i jest jeszcze gorzej. Ale rozdziały teraz będą pojawiać się częściej. Mam nawet taki jeden pomysł, ale to później ;P
Nikt nie zgadł, że to Skrzaki ;D 1:0 dla mnie xD Następny pojawi się w następnym tygodniu, jak nie trafię do szpitala ;p
Pozdrawiam Was serdecznie ;*
P.S. Liczę na co najmniej 30 komentarzy ;)
P.S. 2 Zaczęłam nadrabiać Wasze blogi. Jak tylko skończę, na pewno pojawią się komentarze ;D

sobota, 6 lipca 2013

Przepraszam

Wiem, nawaliłam na całej linii. Poprosiłam o 40 komentarzy, co Wy spełniliście w błyskawicznym tempie, ale niestety nie mam weny, aby napisać cokolwiek. Siadam przed komputerem i tylko wpatruję się w pustą stronę. PRZEPRASZAM! W poniedziałek wyjeżdżam na tydzień, aby choć trochę się zresetować i naprawić moje rozbite na kawałki życie. Jeśli wena jakimś cudem odnajdzie do mnie drogę, to postaram napisać i dodać rozdział jutro. Jeśli nie rozdział pojawi się dopiero za tydzień. Jeszcze raz bardzo Was przepraszam, zawiodłam Was.. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie.
Pozdrawiam ;*
P.S. Mogę mieć do Was jeszcze jedną prośbę? Wiem, że nie zasługuję na Waszą pomoc, ale teraz nie chodzi o mnie. Autorka TEGO opowiadania ma w czwartek urodziny. Jakbyście mogli sprawić jej prezent i napisać 10 komentarzy byłabym bardzo wdzięczna ;)

środa, 3 lipca 2013

Rozdział 15

Rozdział dedykowany Paulinie ;)

~~~~~~~~~~~~

- A co cię to obchodzi? – Spytałam odwracając się w kierunku Olki.

- Przecież jesteś moją przyjaciółką, chcę wiedzieć o tobie jak najwięcej. – Szyderczo się uśmiechnęła i podeszła do mnie.

- Kim? Przyjaciółką? – Pokręciłam głową w geście niedowierzania. - Sama w parku powiedziałaś, że to koniec naszej przyjaźni, a teraz wyskakujesz z takimi tekstami?

- Kotuś, nie denerwuj się tak. – Zrobiła słodkie oczka, którymi wpatrywała się we mnie. - Poniosło mnie wtedy trochę, ale chcę to naprawić.

- Naprawić? – Spytałam kpiąco. - Nie ma czego naprawiać. Nasza przyjaźń nie istnieje, nie wiem czy kiedykolwiek istniała! – Wykrzyczałam jej prosto w twarz.

- Słucham? Nie istniała?! Ty dziwko! – Uderzyła mnie w policzek, który zaczął mocno piec. W moich oczach natychmiast pojawiły się łzy, a ja odkręciłam się na pięcie i uciekłam stamtąd. – Masz rację, spieprzaj! – Usłyszałam jeszcze za sobą, ale już się tym nie przejmowałam. Po co ja się w ogóle do niej odzywałam? Za mało Ci problemów dziewczyno?! No tak. Przecież jesteś naiwną idiotką. Szybko dotarłam na przystanek i wsiadłam do powrotnego autobusu. Przez całą podróż miałam zamknięte oczy oraz lewą dłoń zaciśniętą w pięść. Prawej nie mogłam, ponieważ była pokaleczona po wypadku po przyjeździe do stolicy. Po dwóch godzinach jazdy wyskoczyłam z pojazdu i szybkim krokiem poszłam w kierunku mieszkania. Przeskakując po dwa schodki wbiegłam na ósme piętro i weszłam do mieszkania trzaskając za sobą drzwiami. Rzuciłam dokumenty na szafkę, błyskawicznie zdjęłam buty i weszłam do salonu, gdzie na kanapie siedział środkowy.

- Macie w tym mieście jakąś siłownię? – Spytałam wściekła kładąc ręce na biodrach.

- Co się stało? Po co ci siłownia? – Przestraszył się środkowy widząc moją bojową postawę.

- Później pogadamy. To jest ta siłownia czy nie ma? – Moja cierpliwość w tym momencie nie istniała. Chciałam jak najszybciej wyładować swoje złe emocje, a nie chciałam, żeby tym obiektem, gdzie to zrobię był Kłos.

- U nas w „Energii” jest siłownia. – Powiedział spokojnym głosem, starając się, aby jego humor przeszedł na mnie.

- Tylko ciekawe jak ja się tam dostanę. – Schowałam twarz w dłoniach i opadłam na fotel.

- Za chwilę mamy trening, pójdziesz z nami. – Oznajmił środkowy podnosząc mnie na duchu.

- Może być, jest mi wszystko jedno. Po prostu muszę się wyładować. –Odparłam, a widząc pytające spojrzenie Kłosa dodałam jeszcze: - Opowiem wieczorem, bo teraz mam ochotę kogoś zabić.

- Musisz poczekać aż nasza modeleczka Maciuś się wystroi. – Rzucił Karol i zabrał się za czytanie jakiejś sportowej gazety leżącej na stole.

- Maciek! Ruszaj się szybciej! – Krzyknęłam z całej siły.

- Spokojnie, czemu się tak denerwujesz? Nie wyspałaś się? – Spytał złośliwie atakujący wchodząc do salonu.

- O tym porozmawiamy później, a teraz wychodzimy. – Pociągnęłam Muzaja za rękaw i wyprowadziłam z mieszkania. Kłos podążał za nami cały czas się śmiejąc. Co jest takiego zabawnego, w tym, że posiadająca zaledwie 164 cm wzrostu dziewczyna ciągnie za rękę ponad dwumetrowego wielkoluda? Nic. – Czemu mi się tak przyglądasz? – Spytałam Karola wsiadając do samochodu.

- Czemu masz czerwony policzek? – Spojrzał się na mnie środkowy przy pomocy lusterka.

- Później. Obiecuję, że wszystko wyjaśnię, ale później. – Odparłam i zapięłam pasy.

- Trzymam cię za słowo. – Karol odpalił silnik i pojechaliśmy pod „Energię”.

- To gdzie jest ta siłownia? – Spytałam od razu po dotarciu na halę.

- Spokojnie, najpierw przywitaj się z chłopakami. – Muzaj pociągnął mnie w stronę rozgrzewających się Skrzaków.

- Cześć. – Oznajmiłam wszystkim. - Możemy już iść? – Spojrzałam błagalnie na atakującego. Maciek nie odezwał się, tylko zaprowadził mnie do szatni, gdzie błyskawicznie zmieniłam moje ubranie na dresy, aby na koniec wreszcie dotrzeć do siłowni. Pierwsze co zrobiłam, to wskoczyłam na bieżnię. Następnym przystankiem po półgodzinie biegania był rower stacjonarny. Po dwóch godzinach wyczerpującego pedałowania opadłam na ławkę do brzuszków nie mając siły ruszyć nawet palcem. W takim stanie znalazł mnie Muzaj.

- Magda? Wszystko w porządku? – Spytał przerażony atakujący podbiegając do mnie, po czym ujął moją twarz w dłonie.

- Nic nie jest w porządku. – Odparłam, a w moich oczach automatycznie pojawiły się łzy.

- Chodźmy stąd. Opowiesz mi wszystko w domu. – Podniosłam się, jednak zmęczenie dało o sobie znać i moje nogi nie utrzymały mojego ciała w pionie. Lecz zamiast znaleźć się na podłodze, zostałam uratowana przez Muzaja, który nic nie mówiąc wziął mnie na ręce.

- Dziękuję. – Wyszeptałam tylko i wtuliłam się w siatkarza.

- Co jej się stało? – Spytał zaniepokojony Karol, kiedy dotarliśmy do auta środkowego. Chciałam powiedzieć, że po prostu jestem zmęczona, ale moje gardło było zbyt wyschnięte, aby mogły się z niego wydobyć jakieś dźwięki.

- Jest po prostu zmęczona, chyba się przetrenowała. Jedźmy już. – Powiedział atakujący, kiedy już usadził mnie w aucie i sam wsiadł do pojazdu.

Do mieszkania ledwo się doczołgałam, będąc podtrzymywana przez Muzaja. Nie chciałam, żeby znowu mnie niósł, bo przecież za dwa dni ma mecz. A jak ja coś postanowię, to nie ma zmiłuj.

- To teraz opowiesz nam wszystko? – Spytał Karol siadając na kanapie i wskazując miejsce koło siebie.

- Tak, tylko się napiję. – Udałam się do kuchni i nalałam sobie szklankę soku pomarańczowego.

- Słuchamy. – Powiedział Maciek, gdy koło niego usiadłam i objął mnie ramieniem w geście wsparcia.

- Byłam dzisiaj w Warszawie. – Zaczęłam mówić patrząc się tępo w szklankę, którą kurczowo trzymałam w dłoniach.

- Po co tam pojechałaś? Z nami jest ci aż tak źle? – Zbulwersował się atakujący.

- Spokojnie Maciek, daj jej skończyć. – Uspokoił go gestem ręki Karol, a ja spojrzałam na niego wdzięcznie.

- Więc tak jak już mówiłam, byłam dzisiaj w Warszawie, aby zabrać z mojej szkoły wszystkie papiery, żebym mogła się przenieść do liceum tutaj. – Oczy Muzaja zaświeciły się. – Wysiadając z autobusu ktoś mnie popchnął i lądując na chodniku roztrzaskałam moją komórkę i pokaleczyłam rękę. Dlatego do was nie zadzwoniłam. – Zakończyłam moją mowę głębokim westchnieniem. - Spokojnie, przeżyję. – Dodałam, widząc ich zmartwione spojrzenia skierowane na moją prawą dłoń.

- A twój policzek? – Karol wskazał na prawą część mojej twarzy. – Kto ci to zrobił?

- Olka. – Odparłam krótko i ukryłam moje zapłakane oczy w dłoniach. Słone krople spadały na moją pokaleczoną dłoń, sprawiając, że piekła jeszcze bardziej.

- Zabiję ją po prostu! – Krzyknął Maciek zaciskając dłonie w pięści i uderzył nimi w poduszkę.

- Uspokój się. – Powiedział Karol kładąc rękę na ramieniu przyjaciela. – Też chętnie porachowałbym jej kości za to, co zrobiła Magdzie. Ale jak chcesz się nią opiekować? Z więzienia? – Na te słowa atakujący usiadł z powrotem na kanapę i objął mnie swoimi ramionami. – Opowiedz nam jak to się stało? – Kiwnęłam głową twierdząco i zaczęłam moją opowieść:

- Kiedy weszłam do szkoły po te papiery, trwały lekcje. Jednak, gdy byłam w sekretariacie, rozległ się dzwonek. Wiedziałam, że spotkam kogoś znajomego, ale nie sądziłam, że to będzie ona. Spokojnym krokiem wyszłam z budynku. Wtedy Olka do mnie podeszła. Stwierdziła, że wtedy w parku ją poniosło, i że chciałaby, aby było tak jak dawniej. Odpowiedziałam jej, że to się nie uda, bo wydaję mi się, że nasza przyjaźń nigdy nie istniała. Wtedy zaczęła mnie wyzywać i uderzyła w policzek. – Wtedy rozkleiłam się całkowicie.

- Nie pozwolimy jej więcej cię skrzywdzić. Obiecuję. – Powiedział Maciek całując mnie w policzek i mocno przytulając. Siedzieliśmy tak w milczeniu parę minut, kiedy rozległ się dźwięk telefonu atakującego.

- Halo. – Muzaj sprawnie odebrał telefon cały czas trzymając mnie w objęciach.

- … - Rozmówca Maćka powiedział chyba coś, co nie spodobało się siatkarzowi, gdyż zacisną dłonie w pięści.

- Tak jest tutaj, cała i zdrowa. – Powiedział przez zaciśnięte zęby.

- …

- Jasne. – Odsunął słuchawkę od ucha. – Ktoś do ciebie. – Powiedział i wręczył mi telefon.

- Halo? – Spytałam zdziwiona.

- Magda? Nic ci nie jest? Czemu nie odpowiadałaś na esemesy, czemu nie odbierałaś moich telefonów?- Usłyszałam znajomy głos w słuchawce i od razu się uśmiechnęłam, co nie spodobało się Maćkowi.

- Przepraszam, ale moja komórka została dzisiaj roztrzaskana i nawet nie miałam jak cię o tym poinformować. – Powiedziałam, po czym napiłam się soku.

- Nic nie szkodzi. – Czułam, że Zibi słodko się uśmiecha. - Ale coś ci się stało?

- Nic, wszystko jest okej.- Potwierdziłam słowa Resoviaka.

- Nie kłam, słyszę, że płakałaś. Co się dzieje?- Wiedziałam, że gdyby mógł, świdrowałby mnie teraz wzrokiem.

- Przepraszam, ale nie mam ochoty teraz o tym rozmawiać… - Nagle z siłą działa armatniego wróciły do mnie wszystkie wydarzenia dnia dzisiejszego.

- Rozumiem. Dopóki nie będziesz miała telefonu, zapraszam na facebooka. Słodkich snów. – Usłyszałam cmoknięcie.

- A jak cię znajdę..? – Spytałam, ale Zbyszek już się rozłączył.

- Czego chciał? – Rzucił chłodno Muzaj.

- Spytać się tylko, jak się czuję. – Podniosłam się z kanapy. - Chcecie coś na kolację?

- A co polecasz? – Powiedział Kłos wychylając się zza drzwi łazienki w samym ręczniku, pokazując światu swoją idealnie wyrzeźbioną klatę oraz przysłowiowy „sześciopak” na brzuchu.

- To zależy od tego, jakie wyposażenie ma wasza lodówka. – Poszłam do kuchni, przeszukałam wszystkie szafki i zdecydowałam się na zapiekankę. Szybko wyciągnęłam potrzebne składniki i zabrałam się do roboty.

- Może ci pomóc? – Nagle w drzwiach pojawił się rozradowany Maciek i przytulił mnie od tyłu.

- Dziękuję, poradzę sobie sama. – Zastanowiłam się chwilkę. - Możesz nakryć do stołu. – Poleciłam mu i wskazałam na położone na blacie talarze.

- Już się robi szefowo. – Pocałował mnie w policzek i poszedł, a ja wstawiłam zapiekankę to piekarnika. W tym samym czasie ktoś zapukał do drzwi.

- Ja otworzę! – Krzyknął Karol podbiegając do drzwi i szybko je otworzył. – Magda, ktoś do ciebie. – Zdziwiłam się, ale zdjęłam rękawicę kuchenną i podeszłam do Karola.

- Niespodzianka! – Usłyszałam i natychmiast zostałam wzięta w czyjeś ramiona.

~~~~~~~~~~~~~~

Niespodzianka!!! Paulina, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin :D tort + życzenia :* 
Wracając do bloga, następny rozdział pojawi się dopiero, kiedy pod tym będzie 40 komentarzy :P Więc musicie się trochę postarać ;D
P.S. Obiecuję, że do końca tygodnia nadrobię wszystkie wasze blogi :)
Pozdrawiam ;*