Obudził mnie dźwięk
budzika. Podniosłam głowę i wyłączyłam przeklęte ustrojstwo, po czym przetarłam
oczy.
- Fajny dzwonek budzika. –
Usłyszałam nagle i aż podskoczyłam. – Dzień dobry. Jak się spało?
- Dobrze Maciuś. – Spojrzałam na
niego. Leżał z rękami pod głową, przykryty do pasa kocem, a jego oczy były
skierowane na mnie. – To co? Wstajemy? – Powiedziałam i zrzuciłam z siebie
kołdrę.
- A musimy? – Spytał słodko. –
Przecież tu jest tak wygodnie. – Poklepał ręką materac.
- Dzisiaj masz ważny mecz, a ty
chcesz leżeć w łóżku? Serio? – Pokiwał twierdząco głową. – Ja wstaję a ty rób
co chcesz. – Oznajmiłam i podniosłam się.
- Chciałem po dobroci. –
Powiedział, po czym złapał mnie w pasie i rzucił na łóżko. Chwycił mnie jedną
ręką za nadgarstki i umieścił je nad moją głową, a drugą zaczął mnie łaskotać.
Zaczęłam się śmiać, rzucać po całym łóżku i kopać, aby tylko mnie wypuścił.
Jednak moje działania sprawiły, że zaczął mnie jeszcze mocniej łaskotać. – I co teraz powiesz?
- Przestań! Proszę! – Krzyknęłam i
Maciek skończył mnie łaskotać. Przybliżył swoją twarz do mojej tak blisko, że
czułam jego oddech na policzkach. Serce zaczęło mi bić jak szalone, kiedy Muzaj
puścił moje nadgarstki i zaczął głaskać po twarzy wierzchem dłoni.
- Chciałem to zrobić odkąd pierwszy
raz cię zobaczyłem. – Oznajmił, po czym wpił się w moje usta. Zaskoczona nie
mogłam się ruszyć, lecz po chwili odwzajemniłam pocałunek. Wplotłam palce we
włosy atakującego, a on przeniósł usta z moich warg na szyję. – Magda. –
Wyszeptał mi do ucha. – Magda, wstawaj. – Otworzyłam oczy. Leżałam na łóżku
przykryta kołdrą, a nade mną stał Maciek. – Za chwilę wychodzimy, szykuj się. –
Powiedział, po czym wyszedł z pokoju. Co
to kurwa było?
Dwadzieścia po siódmej byliśmy już
przed halą. Przywitałam się z Bąkiem, Winiarem,
Mario, Alkiem i Cupko. Reszty jeszcze nie było. Po trzech minutach pojawił się trener Nawrocki.
Mario, Alkiem i Cupko. Reszty jeszcze nie było. Po trzech minutach pojawił się trener Nawrocki.
- Dzień dobry wszystkim. –
Przywitał się ze wszystkimi. – Proszę wsiadać do autokaru. – Na te słowa Skrzaki
rzuciły się do autokaru jak dziki zwierz na świeże mięso. Ich zachowanie
przypomniało mi nasze wycieczki w gimnazjum. Też się tak zachowywaliśmy, aby
tylko usiąść z tyłu.
- A ty co? Zostajesz? – Spytał
przechodzący koło mnie siatkarz. Nie znałam go, choć wydawał mi się dziwnie
znajomy.
- Idę, idę. – Powiedziałam i
ruszyłam w stronę pojazdu. Odwróciłam się przy drzwiach. – Czy my się
przypadkiem nie znamy? – Spytałam młodego siatkarza.
- Nie wiem, ale też mam takie
wrażenie jakbym cię skądś znał. – Oznajmił i spojrzał na mnie dokładnie się
przyglądając.
- Wchodzicie czy nie? – Spytał,
lekko już zdenerwowany kierowca. Wsiedliśmy do autokaru. Młody siatkarz usiadł
z przodu, a ja poszłam do tyłu, do Kłosa i Muzaja. Usiadłam na jedynym wolnym
miejscu, czyli obok atakującego.
- Jak udało ci się załatwić, żebym
jechała z wami? – Spytałam zaciekawiona.
- To moja słodka tajemnica. –
Uśmiechnął się słodko. – Ja idę spać, dobranoc. Znaczy dobrej podróży. –
Powiedział, po czym zamknął oczy, a już po chwili cichutko pochrapywał.
- Ktoś wie, ile w ogóle mamy
jechać? – Spytał, w właściwie krzyknął mi do ucha, siedzący za mną Pliński. Po
chwili usłyszeliśmy przeraźliwy wysoki dźwięk, a moment później głos trenera
mówiącego przez mikrofon.
- Moi drodzy. Dzisiejszy plan dni
wygląda następująco: po przyjeździe do Rzeszowa macie godzinę przerwy, gdyż
Rzeszowianie mają trening. Potem my mamy dwugodzinny trening, dwie godzinki
odpoczynku i psychicznego przygotowania i o 17 wyjeżdżamy na mecz. – Oznajmił
Nawrocki. – Jakieś pytania?
- Czyli ile będziemy jechać? Bo nie
zrozumiałem. – Ponowił swoje pytanie Pliński.
- Jakieś pięć godzin. – Powiedział
trener, a w autokarze dało się słyszeć słowa nie nadające się do wymawiania ich
przed 22.
- A co po meczu? – Spytał
Winiarski.
- Z racji tego, że dzień po meczu
jest dniem wolnym, po meczu robicie co chcecie. Wracacie z nami, zostajecie,
jedziecie w przeciwnym kierunku. Tylko proszę wcześniej mnie poinformować. –
Oznajmił Nawrocki. – Jeszcze coś? – Odpowiedziała mu cisza. – W takim razie
życzę miłej podróży. – Odłożył mikrofon na miejsce.
Siatkarze podzielili się na trzy
grupy: jedni spali, drudzy słuchali muzyki, a reszta podziwiała widoki za
oknem. Ja nie należałam do żadnej z nich. Wyjęłam nowy telefon i zaczęłam
ustawiać wszystkie opcje. Na szczęście karta z starego telefonu nie była
zniszczona i nie straciłam żadnych numerów.
- A cóż to koleżanka porabia? –
Usłyszałam nad sobą. – Przyszedłem się przedstawić. Jędrzej jestem. – Wyciągnął
rękę, a ja wybuchłam gromkim śmiechem. – Wiem, że moje imię jest dość dziwne,
ale…
- Przepraszam, nie o to chodzi. –
Przerwałam mu. – Po prostu w przedszkolu podkochiwałam się w chłopaku, który
miał właśnie tak na imię. – Opanowałam już swój śmiech. – Magda jestem. –
Uścisnęłam jego dłoń.
- Nie przeszkadzam ci już. Do
zobaczenia. – Powiedział i poszedł na swoje miejsce.
Po pięciu godzinach jazdy w męczarniach
dotarliśmy do Rzeszowa. Napisałam do Zibiego: „jesteśmy ;)” i poszliśmy do hotelu. Nie wiem po co komu hotel na
parę godzin, ale to nie moja sprawa. Rzucałam właśnie moją torbę na łóżko,
kiedy dostałam esemesa od ZB9: „ Nawet
nie wiesz, jak się cieszę :D Chodź do nas na trening ;) Wyjdę po Ciebie :)”.
Skoczyłam do łazienki poprawić mojego koka, który po podróży bardziej
przypominał luźnego kucyka i wyszłam z hotelu, uprzednio informując o tym Maćka
i trenera Nawrockiego. Po paru minutach marszu byłam już przed halą, gdzie
czekał na mnie Zbyszek. Kiedy tylko mnie zobaczył, podbiegł i dał mi buziaka w
policzek.
- Jak ja się za tobą stęskniłem. –
Powiedział i mocno mnie przytulił jednocześnie obracając się wokół własnej osi.
– Chodź, chłopcy nie mogą się doczekać, kiedy cię poznają. – Wziął mnie za rękę
i zaprowadził do środka. Pierwszy podbiegł do mnie Igła, o dziwo bez kamery.
- Magda. – Przytulił mnie. –
Będziesz dzisiaj na imprezie, prawda? W końcu musisz dokonać autoryzacji na
moim filmie. – Puścił mi oczko. – Chodź, przedstawimy cię reszcie. – Oddał mnie
w ręce Zibiego, a sam pobiegł do trenera. Po chwili wrócił do nas razem z nim.
- Andrzej Kowal, miło mi. – Trener
uścisnął mi rękę. Dopiero wtedy wzrok wszystkich skupił się na mnie. – Mam
nadzieję, że nie przyszłaś rozpraszać mi drużyny przed meczem, co? – Spojrzał
na mnie surowym wzrokiem, a mi serce waliło jak szalone. Po chwili zaczął się
śmiać. – Żartowałem. – Puścił mi oczko. – Ale nie więcej niż dziesięć minut,
dobrze? – Pokiwałam głową, a Kowal wrócił na swoją ławkę trenerską.
- Dobrze, to teraz chodź. –
Powiedział atakujący i wyciągnął mnie na środek. Reszta Resoviaków okrążyła
mnie, a z racji ich wzrostu czułam się jak uwięziona w klatce. – To jest Magda,
moja koleżanka. – Oznajmił Zibi. – A to, licząc od lewej: Jochen Schöps, Łukasz
Perłowski, Maciek Dobrowolski, Wojtek Grzyb, Lukáš Ticháček,
Olieg Akhrem, Nikola Kovacević, Kuba Woś, Paul Lotman, Piotrek Nowakowski,
Grzesiu Kosok i Rafał Buszek. – Wymienił atakujący, a siatkarze grzecznie się
ze mną przywitali.
- No i jeszcze ja! –
Wtrącił się Krzysio. – To co, grasz z nami? – Spytał wyjmując piłkę z kosza.
- Chętnie, ale
niestety nie mogę. - Odparłam smutnym głosem. – Może następnym razem. –
Westchnęłam głośno.
- Ale jak to? Co się
dzieje? – Zbyszek błyskawicznie do mnie doskoczył. – Magda, co się stało?
- Po prostu mam
założone szwy i…
- Szwy? – Przerwał
mi Zibi. – Jakie do cholery jasnej szwy? – Głos zaczął mu się podnosić, a ręce
trząść.
- Długa historia. –
Chciałam skończyć temat, lecz pytający wzrok każdego z Resoviaków mi na to nie
pozwolił. – Po prostu poślizgnęłam się w sklepie i wylądowałam w słoikach.
Tyle.
- Czemu mi o tym nie
powiedziałaś? – Spytał Zibi. W jego głosie było słychać zmartwienie i smutek. -
Pomógł bym ci jakoś, czy coś. - Oznajmił i przytulił się do mnie, po czym
delikatnie pocałował w czoło.
- Nie chciałam cię martwić. A poza
tym i tak byś mi nie pomógł. – Powiedziałam patrząc mu prosto w zielone oczy.
- A gdzie masz te szwy? – Spytał,
dzisiaj wcale nie cichy, Pit.
- Na lewym ramieniu. – Spojrzałam
na rękę z obrzydzeniem.
- A kiedy ci je zdejmą? – Spytał
zaciekawiony Grzesiek.
- Za trzy tygodnie najwcześniej. –
Odparłam smutno i spojrzałam na podłogę unikając współczujących spojrzeń
Resoviaków.
- Dobrze, że nam powiedziałaś. –
Podsumował Krzysiek. – Przynajmniej będziemy na ciebie uważali na imprezie. –
Uśmiechnął się tak, jak to tylko Igła potrafi.
- A właśnie, w czym idziesz na
imprezę? – Zaciekawił się Zbyszek.
- Spodnie, T-shirt. Tak normalnie.
– Odparłam nerwowo skubiąc skrawek mojej koszulki.
- O nie! – Krzyknął Zibi. – Nie ma
nawet mowy. – Powiedział, kiedy zaczęłam mówić coś w geście protestu. – Po
treningu jedziemy na zakupy. Koniec tematu.
- Skoro koniec tematu to możemy
kontynuować trening? – nagle koło nas pojawił się trener.
- Jasne. – Odparłam i poszłam na
trybuny, a siatkarze podzielili się na dwie drużyny i rozpoczęli mecz.
Po treningu Zbyszek wpakował mnie
do swojego czarnego BMW i zawiózł pod galerię handlową. Zaparkowaliśmy pod
tabliczką z ananasem, po czym Zibi pomógł mi wysiąść z auta.
- To czego najpierw szukamy?
Szpilek czy sukienki? – Spytał kiedy weszliśmy do środka i właśnie mijaliśmy
KFC.
- Niczego. Chodźmy stąd. –
Pociągnęłam go za rękę, ale ani drgnął.
- Masz rację. Łatwiej jest dobrać
buty do sukienki niż odwrotnie. – Pociągnął mnie do pierwszego sklepu z
ubraniami. Zostawił mnie przy wejściu, a sam pobiegł buszować w sukienkach.
Miny ekspedientek – bezcenne. Po chwili jednak wrócił.
- Co? Zmądrzałeś? – Spytałam z
ironią w głosie.
- Nie, tu po prostu nie ma tutaj
niczego ciekawego. – Złapał mnie za rękę. – Chodź, idziemy dalej.
Po wizytach w pięciu sklepach
Zbyszek nie znalazł niczego ciekawego, a ja zdarłam sobie gardło prosząc go,
żebyśmy stąd poszli. W końcu dotarliśmy do dwóch ostatnich sklepów w galerii.
- Jak tutaj czegoś nie znajdziemy
to jedziemy w inne miejsce. – Jęknęłam z zawodu, a Bartman po raz kolejny tego
dnia wskoczył pomiędzy sukienki. Ja w tym czasie przeczytałam wszystkie
promocje, oferty oraz banery reklamowe, które znalazły się z zasięgu mojego
wzroku. Po piętnastu minutach spomiędzy wieszaków wyłonił się atakujący z
dwiema sukienkami w ręku.
- Coś ci przypasowało? – Spytałam z
ironią.
- Jak widać tak. Zapraszam do
przebieralni. – Podał mi ubrania i wskazał miejsce, gdzie mam się przebrać, a
Zibi usiadł na ławeczce przed przebieralnią. Jedna z sukienek była na
ramiączka, błękitna, z drobnymi kryształkami w okolicach dekoltu i sięgała mi
do kolan. Druga, czarna, była obcisła, bez ramiączek i z maleńkim cekinami,
którym były wyszyte kręcone wzory. Przeraziła mnie jedynie długość – sięgała mi
do połowy ud. Pokazałam się w obydwu Zbyszkowi, po czym ponownie założyłam moje
ubrania.
- Bierzemy tą czarną. – Oznajmił Zibi
i poszedł w kierunku kas.
- Ale ona jest za krótka! –
Zaprotestowałam jednocześnie zagradzając mu sobą drogę.
- Przestań. Jest idealna. –
Pogłaskał mnie po głowie. – Idę zapłacić.
- Ale… - Powiedziałam, ale kasjerka
już nabiła kod sukienki na paragon. Zbyszek zapłacił, a ja ze smutną miną
wyszłam ze sklepu.
- Chodź, teraz buty. – Powiedział i
dosłownie zaciągnął mnie do kolejnego sklepu. Na szczęście od razu znalazł
szpilki, które przypadły mu do gustu. – Przymierz. – Podał mi czarno-niebieskie
buty z kokardką, które miały około 15 centymetrów
wysokości.
- Chcesz, żebym się zabiła czy
skompromitowała? – Spytałam z przerażeniem patrząc na Zbyszka.
- Chcę, żebyś powaliła wszystkich
swoim wyglądem na kolana. – Pocałował mnie w czoło. – Zakładaj. – Posłusznie napłoszyłam
szpilki na nogi i z pomocą Bartmana wstałam. W tym butach byłam tylko o pół
głowy od niego niższa. – I jak? Dobry rozmiar? – Pokiwałam głową bojąc się
odezwać, tak, jakby mój głos sprawił, że stracę równowagę. – W takim razie
idziemy do kasy. – Zdjęłam buty, po czym założyłam swoje adidasy, a Zibi
spakował szpilki do pudełka i poszedł zapłacić. Po chwili wrócił do mnie i
spojrzał na zegarek. – Miałem jeszcze zabrać cię na coś do jedzenia, ale nie
zdążymy, bo za pół godziny musimy być na hali. – Zmęczona pokiwałam tylko
głową, po czym, ku mojej uciesze, opuściliśmy galerię.
Mecz zakończył się wynikiem 3:1 dla
gospodarzy, MVP Krzysztof Ignaczak. Po meczu Maciek wskoczył do mnie na
trybuny, a razem z nim na trybuny podążyły wszystkie okoliczne kamery. Starałam
się ukryć twarz przed nimi.
- To i tak nie pomoże. – Powiedział
Maciek przytulając mnie.
- Dzięki za pocieszenie. –
Spojrzałam mu prosto w oczy. – Wspaniały mecz, świetnie grałeś. – Pochwaliłam go.
- Ale przegraliśmy. – Odparł smutno.
– I jeszcze te hieny cmentarne łażą za mną ciągle. – Wskazał na paparazzi. –
Czekają chyba aż nakryją mnie z Karolem.
- Ale przecież Kłosik miał jakiś
pomysł. – Pogłaskałam go po plecach.
- Ja właśnie w tej sprawie. –
Złapał mnie delikatnie za podbródek. – Przepraszam. – „Za co?” chciałam spytać,
lecz Muzaj delikatnie musnął moje wargi. Po chwili zdumienia odruchowo
odwzajemniłam pocałunek. Atakujący w tym czasie wplótł dłonie w moje włosy. Moje
serce biło jak oszalałe. Moment później Maciek się ode mnie odsunął. – Wyjaśnię
później. – Powiedział i pobiegł do szatni, a ja zdezorientowana i zdziwiona
opadłam na krzesło.
Pakowałam właśnie mój nieszczęsny
strój na imprezę do bagażnika, kiedy koło mnie pojawił się Maciek.
- Chyba należą ci się wyjaśnienia. –
Pokiwałam głową. – Właśnie na tym polegał plan Kłosa. Mieliśmy pokazać światu,
że mamy dziewczyny, które kochamy, a że ja nie mam to… - Spuścił wzrok.
- To mnie wykorzystałeś. –
Dokończyłam za niego. – Nie gniewam się, tylko wolałabym, żebyś mnie uprzedzał
o takich rzeczach, dobrze? – W oczach atakującego, które właśnie na mnie
patrzyły, pojawiła się radość i ulga. Wsiedliśmy do samochodu, w którym
siedział już Kłos.
- Skoro jego nie zabiłaś to mnie
też nie, prawda? – Zrobił minę kota ze Shreka.
- Jeśli to wam pomoże to nie. –
Środkowy uśmiechnął się i odpalił silnik. Po paru minutach byliśmy już na miejscu.
Wyciągnęłam moje ubrania z bagażnika i we trójkę podeszliśmy do domu. Maciek zadzwonił
do drzwi, ledwo można było go usłyszeć przez głośną muzykę. No to zaczynamy drugi Projekt X.
~~~~~~~~~~
Witam Was kolejnym rozdziałem ;) Długi z okazji 9 tysięcy wyświetleń :D Dziękuję :*
Jeśli ktoś chciałby być informowany na bieżąco, proszę pisać na gg: 47524430 ;)
Jeśli ktoś chciałby być informowany na bieżąco, proszę pisać na gg: 47524430 ;)
Zaczęłam nadrabiać Wasze blogi, na paru pojawiły się już komentarze :D Resztę postaram się nadrobić w tym tygodniu.
Wracając do opowiadania: Kto spodziewał się takiego obrotu sprawy? :P
Wracając do opowiadania: Kto spodziewał się takiego obrotu sprawy? :P
P.S. Chcieliście zdjęcie - proszę bardzo xD Więcej?
P.S.2 Głosujcie w ankiecie po prawej stronie na dole ;)